A tak mnie natchło znienacka (bo z nacka to już nie to) by tu zajrzeć i łapię ten moment zanim mi ućknie. Szybko!
Co ja to chciałam tak na szybko. Żyję, mam się dobrze, acz bez szału. Za mną kolejne urodziny (i bloga też o czym zapomniałam-dość symptomatyczne), oraz wyprawa babska do Wrocka. Spotkałam się tam z naszą blogową Mag i spędziłyśmy razem dwa wieczory taneczne. Milusio! Wyprawa z babami, to babskie musiały być plotki, kawki, obiadki, zakupy i seans w kinie iście babski. Sama bym na ten film nie poszła, ale w takim radosnym gronie czemu nie. I bawiłyśmy się świetnie. Niezobowiązujący, lekki filmik z REWELACYJNĄ muzą. Dla samych dźwięków warto wybrać się do kina. To ta polska muza mniej znana szerszej publiczności niesie "Faceta (nie)potrzebnego od zaraz"(wątek z Edgarem Keretem dla mnie najsmakowitszy!)
To najbardziej znany numer wykorzystany w filmie. A i jeszcze z rozpoznawalnych pojawił się FISMOLL i jego "Let's Play Birds".
Wspominam o tym filmie także dlatego, bo dzięki niemu i muzyce towarzyszącej obrazom przypomniałam sobie o dźwiękach, które zaczęłam odkrywać, ale coś mnie rozproszyło. Ale na szczęście dobre jeśli ma przyjść, to przyjdzie.
Jestem od kilku dniu absolutnie obezwładniona polskim duetem REBEKA
Słucham tego numeru (zwłaszcza) namiętnie po kilka razy z rzędu. Wracam z nim na uszach z pracy do domu (mogłabym tak iść i iść), gotuje jaglankę i szuram się po kuchni.
Rebeka w rankingu Gazety Wyborczej najlepszych płyt minionego roku zajęła pierwsze miejsce! I jak sobie pomyślę, że 7.12.2013 w ZG w nowo otwartej knajpie grał KAMP supportowany właśnie przez rzeczony duet, a my o tym wydarzeniu dowiedzieliśmy dzień po, to szlag mnie jasny trafia! Żadnych plakatów na mieście. Tylko info na fejsie. My dzień wcześniej zaliczyliśmy gorzowską przygodę z Domowymi Melodiami, więc na drugi dzień nawet nie odpalaliśmy kompów. Gdyby nie facebook i fakt, że któryś ze znajomych umieścił info, że był na takim koncercie nie wiedziałabym nawet o tym. I serce by mnie bolało:)
Na fali doszła także polska BOKKA. Wymieniałyśmy się z babami wrażeniami z odkryć i podzieliłam się mym zachwytem nad BOKKĄ i kilka dni później dostałam od koleżanki płytkę. Baardzo dobra!
I bardziej taneczne "Reason"
i transowe
No jestem pod ogromnym wrażeniem!
Co jeszcze? Acha od jakiegoś czasu tkwię w szponach duńskiego serialu politycznego BORGEN (polski tytuł 'RZĄD"). Pewnie gdyby nie Ale kino nie trafiłabym na niego (albo nie wybrała z bogatej oferty). Ale na szczęście Ale kino uraczyło mnie zmasowanymi powtórkami. W poniedziałek chyba z trzy tygodnie temu o 17.40 zobaczyłam, że będzie pierwszy odcinek, akurat był czas i zasiadłam. Myślę sobie zobaczę, najwyżej sobie odpuszczę. Przez pierwsze minuty oglądałam dość nieuważnie, jednym okiem gapiąc się w kompa, ale już chwilę później oglądałam coraz uważniej, coraz wygodniej usadzając siebie na kanapie i odsuwając od laptopa. Już w drugim odcinku byłam wpadnięta! Ale kino zrobiło mi tą przyjemność, że na następne dwa odcinki nie musiałam czekać długo, bo tylko 24h. Cztery dni w tygodniu (z przerwą w środę, po dwa odcinki-gratka!).
Tym sposobem pozostały do oglądnięcia ostatnie odcinki drugiego sezonu. W tym tygodniu muszę się posiłkować chomikiem, bo mam drugą zmianę w pracy i nie dam rady. Minus jest taki, że muszę za każdy odcinek płacić 3 złote. Ale ten serial jest tego wart! Losy duńskiej pani premier, która jest główną bohaterką leżą mi na sercu. Wokół pani premier kręci się zawodowo jej spin doctor, który ukrywa tajemnicę, dziennikarka powiązana ze spin doctorem. Pani premier ma cudownego męża i dwójkę dzieci. W pierwszym odcinku poznajemy ich wszystkich. Pani premier nie jest jeszcze panią premier, ale my już wiemy, że nią zostanie i że życie rodziny bardzo się zmieni. Odcinki wiadomo bywają nierówne. Jeden jest taki, że zbieram szczękę z podłogi (to te, w których jest więcej wątków prywatnych z życia bohaterów, a mniej polityki), a następny po prostu jest. Dzieję się tak wtedy kiedy proporcję się odwrócą na rzecz wątków politycznych.
Minął już tydzień prawie od urodzin a do mnie spływają nadal prezenty. Dziś przybyły do mnie ostatnie. Pierwsi obdarowali mnie koledzy z pracy. Rano przywitało mnie małe przyjęcie i książkowy prezencik. Rany jakich ja mam tam fantastycznych ludków!
Potem małżonek po pysznym obiadku w greckiej w domu przywitał mnie stooo laaaat z filmu "Rejs" (to najlepsze sto lat na świecie!), na środku stołu stał kwiat w doniczce (nazwany Rozalią) za łapki nad kwiatem trzymały się zwierzęta domowe nieożywione Kermit i lisek Kurt (pamiętacie tego nieprzytomnego zwierza o bystrym spojrzeniu?) a obok leżały prezenciki. Między innymi płytka:
Potem nadeszły następne prezenty. Oto one w pełnej krasie:
I ostatnie ogłoszenie parafialne. Mamy nowy sprzęt domowy. Kuchenny robot, a właściwie urządzenie wszystko robiące. Robi soki, koktajle, kruszy orzechy, sieka, ściera i kroi w słupki. Szkoda, że jeszcze nie tańczy i nie śpiewa. A i sam się nie myję. Kosztowało to to fortunę, ale postanowiliśmy iść za impulsem i zadbać trochę bardziej o zdrowie (jaglanka siedzi w garze), bo gdybyśmy się zaczęli nad tym zastanawiać to nic by z tego nie wyszło. Mam nadzieję, że nam ten szał nie przejdzie i mąż będzie mnie witał rano świeżo zrobionym sokiem. Tak to on jest specem od tego sprzętu. Ja ochoczo spożywam:)
Znaleźliśmy filmik objaśniający w wersji rosyjskiej i bawi nas on niezmiernie. Zapomniałam, że takie roboty z poprzedniej epoki nazywano kombajnami. A sokowirówka to sokowyżymałka! Rozkłada mnie to na części pierwsze:))))
A nie. To jest ostatnie ogłoszenie parafialne. Mamy w domu nowego mieszkańca nieożywionego- świnkę skarbonkę Agusie, którą karmię CODZIENNIE! monetą. Staram się pięciozłotową, ale czasem zdarza mi się dać jej mniej jedzonka. Ale robię to dzień w dzień. Męża to nie bawi (mnie i owszem) i tylko czasem jej coś wrzuci do brzuszka, ale wtedy to jest już papierek. Także mamy podział. Zarabiający mniej karmi monetami, a więcej papierkami. I sprawiedliwie!:) Agusia zbiera na wakacje (wiadomo, że na część).
No to tyle kochani papapapapa!!