"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

wtorek, 20 marca 2012

Oczywiście, że RÓŻA! Orły 2012:)





Wczoraj wieczorową porą miałam przyjemność oglądania Gali rozdania nagród filmowych Orły 2012. Była to przyjemność przez duże P:)
Galę poprowadził Maciuś Stuhr i zrobił to wyśmienicie, z klasą po prostu. Szczerze się uchichrałam. Sama Agnieszka Holland powiedziała, że "Orla Gala" jest lepsza od samych Oskarów, bo po pierwsze o palmę pierwszeństwa walczą lepsze filmy, po drugie  gala orla jest krótsza, i po trzecie Maciek Stuhr bije na głowę Billego Crystala:) Nie widziałam gali rozdania Oskarów, ale jedno jest pewne Maciek Stuhr jest miszczem konferansjerki! Tyle:)
Przejdźmy jednak do meritum:

Najważniejsze nagrody w kategorii NAJLEPSZY FILM, NAJLEPSZY REŻYSER i NAGRODA PUBLICZNOŚCI przypadły filmowi, któremu kibicowałam z całego serca. Orzeł pofrunął do WOJTKA SMARZOWSKIEGO




za film "RÓŻA".
Dla mnie jest to film bezapelacyjnie najlepszy , w zasadzie bezkonkurencyjny!:)
Bardzo się cieszę!


Oprócz tego:


NAJLEPSZA PIERWSZOPLANOWA ROLA ŻEŃSKA:
Agata Kulesza (jakżeby inaczej!)


Za film "Róża"


NAJLEPSZA PIERWSZOPLANOWA ROLA MĘSKA:
Robert Więckiewicz


Za film "W ciemności"


NAJLEPSZA DRUGOPLANOWA ROLA ŻEŃSKA:
Kinga Preis


Za film "W ciemności"


NAJLEPSZA DRUGOPLANOWA ROLA MĘSKA:
Jacek Braciak


Za film "Róża"


Ponadto:


NAJLEPSZE ZDJĘCIA:


Jolanta Dylewska za zdjęcia do filmu "W ciemności"


NAJLEPSZA MUZYKA


Michał Lorenc za muzykę do filmu "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł"


NAJLEPSZY SCENARIUSZ


Michał Szczerbic scenarzysta filmu "Róża"


NAGRODA ZA CAŁOKSZTAŁT:


Janusz Majewski.


*********************************************


Dziś 20 marca obchodzony jest Dzień Aktora Weterana:)


Szczególnie obchodzony jest dzień ten w Domu Aktora w Skolimowie:)


"Jak będziecie mieli szczęście też się zestarzejcie" :))


 Pani Szaflarska ma lat 97 i pracuje na etacie w teatrze. Wybiera się do Nowego Jorku, bo jak mówi lubi latać i doświadczać nowego. 
Ja to ją normalnie kocham!:))

poniedziałek, 19 marca 2012

Tamte dni marcowe...tak było.

W dni następujące po 19 marca 1968 roku we wszystkich gazetach przeczytać można było jedno. Przemówienie Gomułki.


Polityka
Kultura
Przekrój

Niestety w pracy nie mam dostępu do Trybuny Ludu (tylko do Trybuny od 97 roku), a na Trybunie Ludu mi najbardziej zależało. Ale za to znalazłam skan


Dzień cały spędziłam w towarzystwie 

Lubię moją pracę!

Zanim doszło do przemówienia Gomułki z dnia 19 marca 68, co to tam było o moralności alfonsa, to 11 dni wcześniej w Warszawie miał miejsce wiec studentów, nie był to pierwszy wiec braci studenckiej, bo zimową porą 30 stycznia po zdjęciu Dziadów Dejmka z awisza doszło do pierwszej protestacji. Ale Dziady z genialnym Holoubkiem były tylko zapalnikiem, bo wcześniej w roku 67 pomiędzy Izraelem a Syrią doszło do kolejnej wojny sześciodniowej tym razem, w której przewagę miało wojsko Izraela. Nie spodobało się do władzom PRL. Wiadomo! Wszystkiemu winny Żydzi!
A dalej już tylko bilet w jedną stronę...

W KARCIE wspomnienia uczestników Marca 68. Tych po jednej i po drugiej stronie barykady. 

zaczęło się zupełnie niewinnie...
trochę nawet happeningowo...
Potem już było tylko strasznie...
świadek demonstracji zapamiętał...
oficjalna wersja wydarzeń
Ludzie listy piszą...
Zwyczajni ludzie nie rozumieli i nie podobało im się...
Gierek rzekł do ludu:
i wierzył w słuszność głoszonych "prawd"...
a wszystkiemu winni!...
Areną zamieszek nie była tylko stolica-Gdańsk...
za to w stolicy można było liczyć na wsparcie...
czy nie opuścili?
niektórzy byli zachwyceni, inni nie mieli wyjścia...
Przestawały istnieć kierunki studiów, całe wydziały, relegowano studentów...
i wybitnych wykładowców...
jednak nie wszystkich. Niektórzy nieźle sobie dawali radę, naglę stając się docentami, oszałamiająca kariera!
I na zakończenie akcent zielonogórski w KARCIE.


Posty o podobnej tematyce:



środa, 14 marca 2012

Reżyser, który uprawiał dziwną wiarę: wiarę w człowieka-Krzysztof Kieślowski:)



"..Czasem wolałbym robić coś, co by się komuś do czegoś przydało, np. dobre buty, albo dobry stół..."

"Nie wiem czemu tak musi być: w filmie, który zaczynam jest przynajmniej 10 scen z dziećmi i trzy z psem..."
K. Kieślowski.


"Mógłbym żyć bez kina, ale nie mógłbym żyć bez książek"


Wczoraj 13 marca minęła (nie dziwią już Was spóźnione posty mam nadzieję?) kolejna rocznica śmierci Krzysztofa Kieślowskiego. 
Nie zapomnę tych chwil odkrywania jego twórczości w czasach liceum, tego zachwytu i tych łez płynących ciurkiem podczas odsłuchiwania przegrywanej wielokrotnie kasety z muzyką filmową Zbigniewa Preisnera.


ciary! Nieodmiennie od lat wielu.

Najbliższym mi filmem Kieślowskiego jest "Przypadek" z młodziutkim Lindą, Łomnickim, Zapasiewiczem. Ależ nazwiska! Pierwszy raz oglądnęłam go będąc jeszcze dzieckiem (no takim nieco starszym). Potem były kolejne oglądania, pamiętam, że robiłam notatki, łączyłam fakty. To były bardzo emocjonalne chwile.

-Ulubiony film z tzw: kolorowej trylogii: "Czerwony"
-ulubiony dokument: "Szpital", "Personel", "Gadające głowy" (powalił mnie zupełnie na łopatki)



-ulubiona część "Dekalogu" bezapelacyjnie Jedynka z rewelacyjnym młodziutkim Klatą i Mają Komorowską.

Trochę mi smutno, że ostatnie oglądanie "Podwójnego życia Weronki" nie wzbudziło we mnie już takich emocji. Widocznie czas bezkrytycznego zachwytu minął. Zapotrzebowanie na pewien rodzaj obrazu może się z wiekiem, z ilością obejrzanych filmów, z kolejnymi etapami w życiu zmieniać. Ale uwielbienie dla samego Krzysztofa Kieślowskiego, oraz głęboki szacunek dla jego twórczości nie zmaleje myślę nigdy Niesamowity facet po prostu, mówiąc kolokwialnie:)



Podczas pisania pracy magisterskiej, zaczytywałam się w książkach o nim samym, bowiem jeden rozdział miał być poświęcony symbolice w filmach Kieślowskiego. To był tylko rozdział, bo sama praca dotyczyła kina nostalgii, konkretnie wpływu na widza filmu "Kino Paradiso" G. Tornatore. Nie była to specjalnie odkrywcza praca, polegała raczej na przytaczaniu tego, co już kiedyś ktoś wymyślił, ale i tak się dobrze bawiłam. Litry wypitej kawy, nieprzespane noce, szał w oczach na dwa dni przed terminem i Mike Oldfield w nieskończoność odtwarzany, bo tylko te dźwięki pobudzały  procesy myślowe. Automatycznie:)

Korzystałam wtedy ze świetnej książki, którą przy okazji polecam.

"Podwójne życie, powtórne szansę" Annete Insdorf


 Ach jakże mi się nie chciało pisać o kognitywnej teorii filmu (a ta była główną na jakiej miała się oprzeć część metodologiczna, najsłabiej opisana w literaturze fachowej). Żeby do niej dojść musiałam opisać po krótce inne sztandarowe teorie odbioru filmu. Najlepiej bawiłam się przy pisaniu o teorii psychoanalitycznej.  Miałam problem z tym pokrótce, zwłaszcza jak się wkręciłam w wątki biograficzne Bergmana, które mi się idealnie zgrywały z psychoanalizą. Domyślacie się jak długa mogłaby być moja praca gdyby nie ostre cięcia miłościwej pani promotor, która niekoniecznie dobrze znosiła moje wodolejstwo i dygresyjność:)

Kieślowski już zawsze będzie mi się kojarzył z oniemieniem po seansie "Przypadku" (potem następnych filmów), muzyką Preisnera i pracą magisterską. Tak sobie myślę, że dzięki temu, że mogłam sobie wybrać taki temat (dzięki pani promotor od edukacji medialnej), i nie musiałam babrać się w jakiejś nudnej historii wychowania, czy profilaktyce (bla, bla, bla) , to czas pisania pracy należał do mocno intensywnych (no jak się za pisanie zabiera człek w porze wiosennej!), ale i jednocześnie był to czas baaardzo przyjemny i rajcujący:)
A część badawcza? Hihi. Inni męczyli się nad ankietami nudnymi, a ja z dziewczętami z roku po prostu obejrzałam film "Kino Paradiso" i  pogadały my trochę o wrażeniach. Ja to się umiem ustawić:))
No, ale nie o mojej pracy magisterskiej sprzed lat wielu miał być przecież post! Cóż poradzę, że mi się kojarzy i wzięło mnie na wspomnniania. Wszak nostalgia to moje drugie imię!:)


Ale mi radość sprawiło kilka lat temu zdobycie trylogii. Nie było to takie proste. Teraz wyszło wszystko. Nawet "Przypadek", który przez wiele lat dostępny był tylko w wersjach obcojęzycznych.

Z książki "Ważne żeby iść" 






Wspomnienie Kieślowskiego z ceremonii wręczenia Felixów:


"Z powodu infekcji nerek Kieślowski co dziesięć minut wychodził do łazienki. I co dziesięć minut, jak wspominał, dołączał do niego Marcelo Mastroianni, który wybiegał na papierosa. A do nas dwóch dołączał Wim Wenders, który wchodził do łazienki i mył ręce, również co dziesięć minut. Więc jeśli zapytacie mnie, jakie jest moje wyobrażenie kina europejskiego to jest ono takie: ja ze swoją chorobą nerek, Marcelo ze swoim papierosem, Wim myjący ręce. To jest kino, o którym marzę."

Miał pan Krzysztof poczucie humoru cudowne:)
I z tym wspomnieniem pozostańmy, bo cóż... nie czuję się specjalnie władna by pisać o geniuszu:)

czwartek, 8 marca 2012

"Szeptem przeleciał ptak nad moją głową" 7.03.1997

Myślę, że już Was nie dziwią spóźnione posty. Ten miał pojawić się na blogu wczoraj. Już prawie witałam się z gąską, ale mnie zmogło przesilenie wiosenne połączone z przeziębieniem (a może to ta burza kosmiczna na słońcu wespół zespół z pełnią?)
 Dlatego dziś dopiero kończę:)
               *********
Cieszę się, że książka, która na półce stała już czas jakiś wskoczyła mi do torby właśnie w tym dniu. Chciałam ją tylko przejrzeć, i  zamieścić tutaj jakiś cytat, ale tak mi było z książką dobrze, że przeczytałam ją niemalże jednym tchem. Nabrała ona dla mnie dodatkowego znaczenia i magii, bo to właśnie dziś mija 15 rocznica śmierci Agnieszki Osieckiej.


Książka to zapis kilkudziesięciu godzin rozmów z przyjaciółmi i najbliższymi znajomymi Agnieszki. Rozmowy przeprowadził Bartosz Michalak wraz z kilkoma innymi osobami. Materiał powstawał między listopadem 1997 a czerwcem 1998. Na tą 200 stronicową książkę składają się także fragmenty artykułów o Agnieszce,  wywiadów z Agnieszką i książek samej Agnieszki Osieckiej.
Znajdziemy w niej wypowiedzi Osieckiej na temat relacji z rodzicami, późniejszych relacji z mężczyznami, z przyjaciółmi i z córką, oraz wypowiedzi owych przyjaciół dalszych i bliższych: Magdy Umer, Magdy Czapińskiej, Krystyny Jandy, twórców STS-u i wielu, wielu innych ludzi. Jako, że nie ma to być post dotyczący książki, a dotyczący jej bohaterki, o książce już skończę.  Wystarczy tylko, że powiem: WARTO:)


Oddajmy więc głos wspomnieniom. Wspomnienia te w większości będą łączyć się z piosenkami.

Z rozdziału "Zielono mi": koncert w Opolu poświęcony Agnieszce Osieckiej w 1997

Anna Maria Jopek

"Niesamowicie przeżyłam ten koncert. Szczególnie mocno pamiętam próbę generalną, jaka miała miejsce dzień wcześniej w opolskiej szkole muzycznej. Każdy kto miał śpiewać swoją piosenkę, nie dawał rady-po prostu płakał. Magda nawet w pewnym momencie powiedziała: "Nie, proszę państwa, jak tak ma być jutro, to ja państwu dziękuje i nie robimy tego koncertu, bo to nie może tak wyglądać." Bo za każdym razem, kiedy zaczynaliśmy jakiś tekst Agnieszki, to u tych, co Agnieszkę znali, budziło się mnóstwo wspomnień, a w nas wszystkich jakiś taki ból, smutek i żal, że tacy ludzie przemijają, że muszą odchodzić i..."


Anna Maria Jopek wraz z Mariuszem Lubomskim wykonali numer "Okularnicy"

Ryszard Pracz wspomina:

"...słynny jest przykład "Okularników", kiedy to cenzor nie chciał się zgodzić na wers w dalekim jakimś mieście zarabiają tysiąc dwieście"  według niego to było za mało. W tamtych czasach pierwsza pensja osoby po studiach wynosiła 1200 złotych. Osoba fizyczna, na przykład sprzątaczka 980 zł. Inteligent zarabiał około 200złotych więcej. W końcu bodaj Ziemiek Fedecki wymyślił na poczekaniu: potem wiążą koniec z końcem za te polskie dwa tysiące..."

Jak widać nie wiele się zmieniło w kraju naszym:)

Maryla Rodowicz wspomina:

"Pamiętam, że śpiewało mi się z ogromnym trudem. Od momentu śmierci Agnieszki do samego koncertu upłynęły zaledwie cztery miesiące i trzeba było stanąć na scenie, gdzie wszystko kojarzyło się z Agnieszką. Bardzo wiele z tych tekstów w sposób bezpośredni mówiło o śmierci. Dlatego wszyscy byliśmy pod wrażeniem, tacy rozedrgani..."

Maryla Rodowicz zaśpiewała między innymi najpiękniejszą i najbardziej wzruszającą pieśń "Wielka woda".

a ja znów się spłakałam.

Katarzyna Gaertner wspomina jak powstała owa pieśń:

"...któregoś razu wybrałyśmy się na długi spacer. W pewnym momencie Agnieszka stanęła nad brzegiem, popatrzyła na mnie i powiedziała
-Teraz rozumiem, dlaczego jest ci taka wielka woda potrzebna.
Kiedy wróciłyśmy do domu, siadła przy stole i od ręki napisała jeden z najpiękniejszych i najbardziej wstrząsających swoich tekstów."

Anna Szałapak

"Szarpały mną wielkie emocję...z jednej strony nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie brać udziału w tym koncercie, a jednocześnie...Artysta nie może sam  się wzruszać, to on powinien powodować wzruszenie u innych ludzi. A kiedy w grę wchodzą emocję, zaczyna być ciężko. Dla mnie wszystko było za szybko. Ta rana była zbyt świeża, żebym mogła ot tak, wziąć udział. A potem ta reakcja po mojej piosence, gdzie zamiast normalnych oklasków słyszałam jak pięć i pół tysiąca ludzi wyklaskiwało rytm refrenu "Grajmy panu". To rzeczywiście było wstrząsające...w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, co się dzieję. Dopiero po chwili pomyślałam sobie, że to fantastyczne, że na widowni zasiedli ludzie, którzy naprawdę Agnieszkę kochali"


Magda Umer

"Po piosence "Grajmy panu" naprawdę wydawało mi się przez chwilę, że za chwile zdarzy się cud-otworzy się niebo i albo ona do nas, albo my do niej tam popłyniemy...i krzyknęłam "Agusiu, słyszysz to wszystko?!"- bez świadomości tego, co mówię. Potem było mi trochę wstyd, bo nie znoszę egzaltacji. Ale już było za późno-wyrwało się i słowa poleciały do nieba."

Marcin Kydryński:

"Tego wieczoru zdarzyło się coś takiego, że w tym ogromnym, stojącym na wolnym powietrzu amfiteatrze ludzie słuchali piosenek w takim skupieniu, jakie nie zdarza się nigdy i nigdzie. I bardzo ważne było to, że wszyscy wykonawcy wypłakali się podczas prób. A nazajutrz  śpiewali zachowując być może najbardziej bolesne wspomnienie dla siebie...na dodatek, co w Opolu jest rzadkością, nawet pogoda była idealna. Wyglądało, że ten koncert gdzieś tam w kosmosie został zapisany, że ma się odbyć i ma być właśnie taki. Prawdopodobnie wyreżyserowała go sama Agnieszka..."

NIECH ŻYJĘ BAL...

Ostatni rozdział wspomnień czytałam z mokrymi oczami, od czasu do czasu zbłąkana łza spłynęła po policzku. To wspomnienia dotyczące jej ostatnich miesięcy życia, kiedy bliscy już wiedzieli o chorobie. Agnieszka Osiecka znosiła ją niemal w heroiczny sposób, nie użalała się nad sobą, a i innym na to nie pozwalała.

W grudniu 1996 odbył się wielki koncert Maryli Rodowicz. 

Magda Czapińska wspomina:

"...To był wielki koncert. Wzruszeni ludzie bili brawo na stojącą. Przy "Niech żyje bal" emocje sięgnęły zenitu. Wszyscy wstaliśmy z miejsc. I wtedy Agnieszka po raz pierwszy tego wieczoru wzięła mnie za rękę i zaczęła ściskać coraz mocniej, tak że czułam każdą kosteczkę jej delikatnych dłoni, każdy pierścionek, aż do bólu. To była nasza jedyna rozmowa na temat jej umierania. Bez słowa. Wiedziałam, że się ze mną żegna, a Maryla śpiewała: drugi raz nie zaproszą nas wcale...Salę kongresową ogarnęła wspólnota, żal za tym, co było...A w środku tego wszystkiego stała przerażona kobieta. Uścisk jej ręki powiedział mi wszystko. Zostanę z tym do końca życia."



Krystyna Gucewicz

"Zdążyła jakby ze wszystkim. Z wyborem piosenek na 5 płytowe opus magnum, z opowiadaniami dla córki Agaty, od matki, która była inna...odchodząc pomaleńku powiedziała: Nie martwię się, Pan Bóg nad poetami czuwa bezpośrednio".
I do Niego poszła."

Zuzanna Łapicka-Olbrychska

"Agnieszka nie życzyła sobie, aby na pogrzebie odbywały się nad jej grobem przemówienia. Bo cóż można powiedzieć mądrego w takiej chwili? Dlatego jako jedyna, Ania Szałapak-Biały Anioł Agnieszki, stojąc nad jej trumną i bardzo blisko trzymając mikrofon-wyszeptała jej słowa:
jeszcze zdąże...

A my po pogrzebie poszłyśmy do restauracji i zamowiłyśmy pół litra."

Magda Czapińska

"Grażyna Pieczuro zrobiła piękny film dokumentalny i Agnieszce. Jest tam taka scena: Agnieszka mówi, że kiedy umrze, to odejdzie taką ścieżką, po której będzie mogła czasem wracać na Ziemię. Po tych słowach odwraca się, a za nią widać rozprute niebo, ślad po odrzutowcu.
-Właśnie taką ścieżką- mówi na koniec.
I teraz ilekroć widzę taki ślad, to patrze aż do bólu oczu. Wiem, że nie zejdzie, ale kto ją tam wie...lubię sobie wyobrażać, że włóczy się teraz po biało-zielonych pastwiskach nieba i czeka, kiedy wpadniemy do niej na kolejny "Lament"."

Tymi słowami kończy się książka i ja zakończę tym samym ten post, co to miał być krótki, ale wyszło jak zwykle. 
I można pozostać w tej zadumie, albo uśmiechnąć się czytając te kilka radosnych, wesołych wspomnień o Agnieszce. Czytelniku, którą opcję wybierasz?

Ewa Lejman:

"...któregoś dnia powiedziała do mnie:
-wiesz ostatnio zbieram się w sobie. Jak zauważyłaś zaczęłam myć naczynia- tu chciałam zaprotestować, a Agnieszka dokończyła- ale przy trzeciej filiżance okazało się, że nie mam na tyle cierpliwości..."  

Agnieszka Osiecka:

"Miałam zawsze skłonności do kręcenia się wokół chłopców, którzy nie kręcili się koło mnie. Ta skłonność to mamusia wielu moich piosenek-powinnam chyba zorganizować festiwal pieśni masochistycznej. Dużo moich piosenek ma wręcz proszalną tonację, jak choćby "Na całych jeziorach ty", gdzie ON jest wszędzie: siedzi w marchewce, w oknie, mysiej dziurze. Moja córka Agata strasznie się z tej piosenki nabijała, pytała: "dlaczego ty choć raz w jednej zwrotce nie napiszesz "na całych jeziorach ja"? Kiedyś byłam w jury festiwalu i pierwszą nagrodę chciałam dać dziewczynie za piosenkę "Rzuć choćby szyszką w moją stronę", ale koledzy się ze mnie śmiali: "A jak jej oko tą szyszką wybiję?"
:)

I na zakończenie wspomnienie przy którym się popłakałam, ale tym razem ze śmiechu:


Jerzy Urban


"Pamiętam, że zanim Passent z Agnieszką zamieszkali na Żoliborzu, byłem u nich ze dwa razy w Józefowie. Raz kiedy Agnieszka z Marylą dostały złotą płytę za "Małgośkę", odbył się tam wielki bal. Maryla przyjechała swoim porsche. Nocowała w hotelu Victoria i wysłała personel hotelu, żeby nabyli prosię. To prosię zostało ofiarowane Passentom. Pamiętam, że kiedy trzymałem owo prosię do wspólnej fotografii za tylne nogi, to zwierzątko ze strachu zesrało się i to wszystko poleciało na mnie. Potem Daniel zachował się bardzo nieromantycznie, kazał zabić prosię, i zostało zjedzone."


Prosię się zesrało, a ja posmarkałam ze śmiechu.
Wybaczcie ten mało patetyczny fragment, ale tak mnie zaskoczył, że musiałam go zamieścić. Tak dla oddechu po tych wszystkich wzruszeniach:)



O Agnieszce Osieckiej pisałam jeszcze w poście Boskie lody Agnieszki Osieckiej


W NIEDZIELĘ W TRÓJKOWYM STUDIU IM. A. OSIECKIEJ JEJ PIOSENKI ZAŚPIEWA MAGDA UMER!:)godzina 20.05.


koncert pamięci Agnieszki Osieckiej.

sobota, 3 marca 2012

Małżonek się rowerzy, mi cieknie z nosa, czyli wiosna panie sierżancie!...a książeczek co nie miara-post wielowątkowy:)

Dziś żona, czyli ja kupiła (wspaniałomyślnie) rower (ze swojej topniejącej sakwy spadkowej) małżonowi. A niech ma! No dobra, nie tak do końca kupiła, bo małż jak mu wpadną nadprogramowe pienioni to brak uzupełni:)
A z nim to jest tak, że jest impuls i trza za tym impulsem czemprędzej podążyć, bo jak impuls przeminie, to klops. A żonie zależało żeby małżon kanapus pospolitus się w końcu ruszył i przypomniał sobie jaka jazda na rowerze jest cudna. Stary rower dla niego już niewygodny (mąż urósł, rower nie). Teraz góral już nie, teraz to miejski, gdzie to na wyproście, dostojnie można sunąć:)

Nowy mieszkaniec-rower płci męskiej-olbrzymie bydle! Julian, albo Kaźmierz,albo...jeszcze nie wiadomo:)) OOO jest, jest imię: MANFRED! zgadnijcie co oglądamy? 

Małż drugi raz pojechał w trasę. Szaał normalnie! Po pierwszej rundzie mówił z dumą, że się panny za nim oglądały, jak tak szusował ślizgiem posuwistym. Tak więc w drugą trasę mąż został wyposażony w mój piękny włochaty szal turkusowy, teraz to się panowie niechaj za nim oglądają. Mam nadzieję, że mu w szyję ciepło hihi.

Ja zamiast na swojej Pinki z nim pobliski świat zwiedzać, spędzam czas w towarzystwie gromady zasmarkanych chusteczek, Upsarinu C, kocyka i Cafe del mar vol.6. Nie jest jednak aż tak źle, raczej błogo:) 



Wiosna panie sierżancie widać dziś do nas zawitała, za mną długi spacer w słońcu i wizyta (równie długa) na poczcie. Paczuszkę z księgarni Dedalus odebrać byłam. To moje spóźnione książeczki urodzinowe. Ach jakie fajowe nabytki! Paczka była misternie zapakowana, cała oklejona grubą taśmą. Nie było ani centymetra nieoklejonego miejsca. I ja zamiast to porozcinać się zaparłam, że nie zajrzę do paczki dopóki nie odkleję wszystkich tajemniczo połączonych ze sobą pasków taśmy. Bez użycia nożyka. I tak odwijałam, odklejałam, a  książeczki się dobijały jak pisklaki, które nie mogą przebić skorupki. A ja powoli, powolutku się do zawartości paczuchy dobierałam. I oto są:


Najdroższa za 20zł w tym zestawie "Obława" Joanny Siedleckiej, najtańsza czypićdziesiąt Michała Komara "Bestiariusz codzienny". Po drodze dwie Julię Hartwig wspomnienia i dziennik, Teksas-land, czyli o modzie w PRL-sympatyczne i Monty Python w tłumaczeniu Beksińskiego (!) 84 minuty za 5 złociszy:) Najbardziej mnie cieszy Beata Tadla z "Pokolenie 89". Miałam książkę kupić w zeszłym roku sobie pod choinkę, ale coś mnie tknęło i nie kupiłam. No i dobrze, bo teraz mam tą pięknie wydaną książeczkę zamiast za 50zł, za 15 złotych:))


A zapomniałam dodać, że zaczynamy zbierać kolekcję Najmniejszego Koncertu Świata. W zeszłym roku mieliśmy pożyczone wszystkie i Pustki nam najbardziej przypadły do gustu. Powolutku sobie uzbieramy co lepsze perełki:) Koncert jest naprawdę uroczy:)


A teraz czas na DWIE KSIĄŻKI WYPŁATKI (czyli tradycyjnie kupowane pod koniec miesiąca za dniówkę- z małą dopłatą hihi)


W tym miesiącu padło na "Niemiecką jesień" do kolekcji Czarne (oj ciągnie mnie do tej książki-chyba zrobię wyjątek i dam jej pierwszeństwo przed bibliotecznymi), oraz dla oddechu w końcu jakaś powieść o okładce przecudnej "Dom Kalifa. Rok w Casablance". Mam ochotę się zanurzyć w ten soczysty kolor:)

PONIEDZIAŁKOWY ANTYKWARIAT:


Smakowite kąski za całe 13zł oba:) kto powiedział nie lubię poniedziałku? ja lubię!

Fotel śmietnikowy numer jeden przybrany w obrus. Obrus na fotelu już pozostanie. Sprawdza się wyśmienicie!

Nieprawdaż?

I ciekawostka przyrodnicza. Dwa kalendarze- miesiąc marzec:

Pan Kuleczka

Tylkowski

Znajdź jak najwięcej elementów różniących te dwa obrazki hihi. 
Ja nie wiem czy to jest jakaś sugestia, że mamy zrobić remont łazienki (przydałby się!). A może marzec jest miesiącem czystości, albo nie wiem wiosna panie sierżancie, trza się częściej myć, bo ciepło? hmmmm:)))

Na koniec łup second-handowy, którym zapomniałam się pochwalić. Chwali, chwali, chwali pięta!


Na łóżku rozłożyło się płaszczykowate coś. Krój w literę A, rękawki 3/4. Nowiuśkie, z nierozciętymi nawet kieszonkami!:))
Tylko poczekać jeszcze chwil parę trzeba na cieplejszą aurę.

To tyle. Dziękuje za uwagę i pozdrawiam:)


!!!
Tak czułam, że o czymś zapomniałam. Jeśli do Waszego miasta z nowym programem "Co jest śmieszne" kabaret HRABI zawita -to koniecznie!!:))




* acha dzisiejszy post sponsoruje fraza: wiosna panie sierżancie:)