Książkę o swojej matce napisał jej straszy syn Sean Heburn Ferrer. Bardzo emocjonalna to książka jest, ale trudno oczekiwać żeby było inaczej jeśli autorem jest osoba silnie z bohaterką książki związana. Bardzo ładnie wydana jest ta pozycja, gruby kredowy papier, przejrzysty druk no i mnóstwo zdjęć. I to właśnie one, te zdjęcia są najciekawsze. Sean Hepburn Ferrer posługuje się słowem pisanym sprawnie, dużo emocji i miłości jest w tej opowieści o kobiecie, która nie tylko była aktorką o niesamowitej urodzie, ale przede wszystkim była cudowną mamą i dobrym człowiekiem. Jednak jest w tym jego pisaniu coś co mnie drażniło podczas czytania. Szczerze powiedziawszy z radością docierałam do stron ze zdjęciami. Nie wiem dlaczego, ale nie przypadł mi ten sposób narracji. Nie, nie męczyłam się podczas czytania, ale też nie weszłam w historię z otwartym sercem (być może jestem nieczułym potworem), nie przeczę wzruszyłam się kilka razy czytając o działalności Audrey w UNICEF, ale czegoś mi w tej książce zabrakło. Czegoś brakło, czegoś było za dużo. Książka pomimo dość dużego formatu czyta się jednak błyskawicznie za jednym posiedzeniem.
Syn opowiadał nie tylko o swojej relacji z mamą, ale także o Audrey relacjach z apodyktyczną matką i nieistniejącej relacji z ojcem, którym mimo wszystko się w jakiś sposób opiekowała do końca jego życia. Nazywała to swoim obowiązkiem, tak ją wychowano. Czcij ojca swego i matkę swoją nawet pomimo krzywd jakie rodzice wyrządzili. Jest we mnie głęboki sprzeciw wobec takiego rozumowania. Przez całe swoje życie Audrey stawiała siebie na samym końcu, najpierw rodzina, świat cały i jak starczy czasu to kilka chwil na siebie. W dorosłym życiu doświadczyła kilku poronień, to także musiało w niej zostawić głęboką ranę. Mocno przeżywała swoje wyjazdy do Krajów Trzeciego Świata, w dzieciństwie sama doświadczyła traumy wojny, głodu i ogromnego strachu, niosła ten emocjonalny bagaż przez całe życie. Po wyprawach do Somalii załamała się, pomimo tego jednak nie przerwała swojej działalności na rzecz dzieci. Wielki podziw i szacunek dla tej cudownej postaci. Mam jednak takie przekonanie, że traumy dzieciństwa i ból spotkań ze skrajnym nieszczęściem dzieci przyczyniły się do rozwoju choroby, nie wypowiedziane trudne emocje wypełniają każdą naszą komórkę, ciało pamięta każde wydarzenie, to dobre i to złe i ciało reaguje, chorobami. Audrey Hepburn zmarła na raka jamy brzusznej.
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia...
Mała Audrey z mamą.
Kilkuletnia Audrey:)
4-letnia Audrey z tatą. Niedługo potem ojciec opuścił rodzinę.
Dorosła już córka z ojcem. Spotkali się po raz pierwszy po 25 latach.
Audrey nie lubiła siebie. Od dziecka uważała, że jest zbyt chuda i ma za duże stopy w stosunku do reszty ciała.Hmm nie można temu zaprzeczyć, choć zdjęcie niewyraźne, stopy faktycznie nie najmniejsze:) Ja tu widzę przyszły szyk i elegancję Audrey Hepburn:)
Rysunki małej Audrey
Audrey-nastolatka:)
Audrey szczęśliwa mężatka (tu z ojcem Seana Melem Ferrerem)
Audrey szczęśliwa mama- z małym Seanem.
Audrey i Mel z psem i sarenką:)
Ulubione zdjęcie autora książki.
Rodzinka:)
Rodzinka troszkę już starsza.
Audrey z drugim mężem Andreą Dotti
Rodzina powiększona o małego Lucę.
Bracia Sean Ferrer i Luca Dotii
Mama i synowie.
Z ostatnim partnerem na wyprawie z UNICEF
Zdjęcia w książce umieszczone były dużo bardziej drastyczne, ale wybrałam to pozytywne.
Dom w Szwajcarii- w nim zmarła w 1993
Moje ulubione zdjęcie:)
Czy to możliwe żeby tak piękne kobiety po ziemi chodziły?
Tymi słowy syn pożegnał matkę podczas pogrzebu.
bardzo mi sie podoba ta krotka, ale intesywna podroz po kartach tej ksiazki
OdpowiedzUsuństuktotne dzieki :)
Niezwykle interesująca pozycja o tej wspaniałej aktorce, szczególnie ze względu na zdjęcia, które są cudowne i nieznane raczej... Dla nich choćby warto tę książkę nabyć. Dziękuję za ten albumik. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńuwielbiam Audrey. Mam album i napawam się nim od czasu do czasu. W styczniu wyjdzie nowy album ze zdjęciami autorki - wyczaiłam w przedsprzedaży w Empiku:)
OdpowiedzUsuńZjawiskowa kobieta. Towarzyszyła mi w dzieciństwie, gdy jeszcze miałam czas na filmy i gdy jeszcze było co i kogo oglądać. Dzięki za wzruszające wspominki:)
OdpowiedzUsuńNiezapomniany człowiek
OdpowiedzUsuńDzięki za przybliżenie sylwetki Audrey. Piękna, zjawiskowa, niesamowite kobieta. Nie wiedziałam, że miała apodyktyczną matkę, że byłam aż tak nieszczęśliwa. Muszę też zdobyć tą książkę. Piękne zdjęcia. A stopy faktycznie miała duże..;)
OdpowiedzUsuńCzytałam ostatnio - w "Zwierciadle" bodajże - artykuł o Audrey i tam też pojawiło się to stwierdzenie, że nie lubiła siebie, swoich stóp, swojej chudości. Bardzo mnie zaskoczyło. Ale to na swój sposób pocieszające, że nawet jedna z najpiękniejszych kobiet w historii kina miała kompleksy :)
OdpowiedzUsuńDzięki Papryczko za zamieszczenie tych zdjęć - przepięknych, nawiasem mówiąc! - nie miałam jeszcze w rękach tej książki, a tak - czuję się prawie jakbym ją przejrzała. Te z ostatnich lat jej życia, z okresu intensywniejszej pracy dla UNICEFu, są dla mnie szczególnie rozczulające.
I jeszcze - gratulacje z powodu zdobycia pracy i powodzenia w niej Ci życzę :)
Dla mnie wzorzec kobiecości a film "Śniadanie u Tiffaniego" uwielbiam. :)
OdpowiedzUsuńZdjecie AH z jelonkiem urocze. Sama Audrey byla urocza kobieta. Fajnie, ze splendor Hollywood nie przyslonil jej calego swiata - nie kazdy ma takie szczescie w zyciu jak ona, ale wlasnie Audrey o tym wiedziala i nie zapominala o tym potrzebujacych. To sprawia, ze ja lubie, pomimo, ze nie przepadam za SNIADANIEM U TIFFANIEGO, a innych filmow z nia nie widzialam.
OdpowiedzUsuń