Aki Kaurismaki przenosi swoich bohaterów z Finlandii, z zimowej scenerii do Francji, dokładnie do Normandii. Potrzebowałam chwilę, żeby się przyzwyczaić, do języka francuskiego. Jako, że nic nie wiedziałam o filmie, to widok aktorów współpracujących od lat z reżyserem mówiących po francusku wprowadził mnie w lekkie zakłopotanie, czy aby na pewno mam do czynienia z oryginalną wersją filmu. Na pewno:)
Fabuła jest cudownie nieskomplikowana przez to nieodparcie urocza. Jest On, główny bohater- Marcel Marx (Wilms) i jest ona Arletta (Quinten) jego żona i są mieszkańcy miasteczka (bohater zbiorowy), jest i wredny sąsiad i dziwny przedstawiciel władzy (Darroussin). Codzienność mieszkańców toczy się po wytyczonych torach. Chętnie odwiedzanym miejscem jest bar, gdzie dla każdego znajdzie się miejsce, a szczególnie dla głównego bohatera, mały kieliszek wina, po całym dniu pracy (Marcel jest pucybutem), potem zakupy w jednym z małych sklepików, pogawędka z sąsiadką z piekarni. Niczym niezmącony spokój nadmorskiego miasteczka, portowej dzielnicy, od czasu do czasu słychać skrzeczącą mewę.
I w tą powtarzalność wkrada się nowy element układanki, element przestępczy dla władz, czyli czarnoskóry chłopiec, imigrant próbujący dostać się do Londynu i przez przypadek trafiający do Francji wraz z resztą przewożonych w kontenerze na statku uciekinierów. Od celu dzieliło ich tak niewiele. Oni zostają złapani i zapewne deportowani, a Idrissa (Blondin Miguel) ucieka i jak można się domyślić trafia pod opiekuńcze skrzydła Marcela. Dla niego zaopiekowanie się tym chłopcem jest tak oczywiste jak umycie rano zębów. Są sobie wzajemnie potrzebni, chłopak z oczywistych powodów, a Marcel dzięki niemu i nowym zadaniom do wykonania nie czuje się tak samotny w pustym domu. Żony tymczasowo nie ma, bo jest w wyniku choroby w szpitalu. Dotychczas ją ukrywała chcąc chronić swojego męża, bo jak mówi sam jest jeszcze jak duże dziecko. Mężczyzna nie do końca zdaje sobie sprawę ze stanu żony, może się więc ze względnym spokojem zająć chłopcem i zorganizować mu ucieczkę do Londynu , gdzie przebywa matka chłopca. A organizacja takiej wyprawy kosztuje go niemało wysiłku, determinacji i odwagi.
Nie bójcie się, nie denerwujcie, że zdradzam fabułę, nie zdradzam, bowiem od samego początku widz wie, że w pomoc chłopakowi zaangażuje się nie tylko główny bohater, ale i całe miasteczko (nie bez perturbacji rzecz jasna), bo przecież inaczej być nie może.
Ten film to bajka i nie ma co się na to zżymać, bo bajka ta opowiedziana jest świetnie i nie zdradzę Wam jak się skończy, bo w bajkach przecież bywa różnie, nie wszystkie kończą się dobrze. A ta? Nie powiem hihi.
To specyficzne kino. Kino w konwencji, na którą dobrze jest się zgodzić. To przepięknie sfilmowana bajka o dobrych ludziach, o solidarnie działających małych społecznościach, w których ludzie są blisko, są ze sobą naprawdę. Tak po prostu, bez fajerwerków, bo czasami więcej warte jest kilka przyjaznych gestów. Jakże dobrze się ogląda tą snującą się w tempie ślimaczym nastrojową opowieść. Przepiękne kolory i kadry. Każdy z nich można by przelać na płótno i powiesić na ścianie. Bardzo mocno kojarzyły mi się one z malarstwem Hoopera .
Film jest utrzymany w nostalgii, jakby z innych czasów, dziwnie wyglądający policjant pije calvados i na nazwisko ma Monet. Nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, czy to tylko przypadek, ale mi to pasuje:)
Film jest utrzymany w nostalgii, jakby z innych czasów, dziwnie wyglądający policjant pije calvados i na nazwisko ma Monet. Nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, czy to tylko przypadek, ale mi to pasuje:)
"Człowiek z Hawru"
Hooper
Warto troszkę przymrużyć oko, bo temat poruszany w filmie trudny (sytuacja imigrantów) i wiadomo, że w życiu bywa mniej pięknie niż w filmie, więc my widzowie po prostu oglądajmy i niech nam będzie miło w towarzystwie filmowych postaci. Człowiek bez przeszłości (wcześniejszy film Kaurismakiego) uzyskał nową tożsamość i stał się Człowiekiem z Hawru:))
Jeśli więc masz chęć na nieśpieszną, specyficzną historie, nie poszukujesz skomplikowanej akcji i nagłych jej zaskakujących zwrotów i lubisz cieszyć oczy pięknymi zdjęciami, a uszy uroczymi dźwiękami, to jest to film dla Ciebie:)
P.S w niedzielę obejrzałam jeszcze jeden film, ale jako że chcę aby już pojawił się nowy post, o tym drugim filmie napiszę (to znaczy dokończę) i umieszczę za niedługo:)
Buziaczki!
Zaopatrzyłam się, ale będę oglądać dopiero gdy zgram film na płytkę (czego mogę dokonać jedynie w pracy). Żeby było śmieszniej, film przeze mnie znaleziony jest w dubbingu... włoskim, a więc nawet nie francuskim :) Włączyłam początek i mam wrażenie oglądania westernu amerykańskiego we włoskiej wersji :) Zobaczymy, jak to będzie :)
OdpowiedzUsuńStała Czytelniczka