Mała przerwa we wspominkach zakończona. Jest tak zimno u mnie w domu, że zamarzam zwyczajnie. Beznadziejna beznadzieja! Za oknem już aura jesienna, pora też na zmianę odzienia bloga, bo pewnie w tej żółtej zwiewnej kiecce i zielonych sandałkach mi marznie. Ubieramy więc pomarańczową kurteczkę z kapturkiem ,żółciutki szaliczek i czerwone botki jesienne;)
Oj rany a w Hiszpanii było tak ciepło, tak pięknie, tak słonecznie! Aj aj.
Za nami sobota pierwszego weekendu. W niedzielę także zrobiliśmy sobie wycieczkę, nieco bliższą wprawdzie, ale równie piękną.
Castellar de la Frontiera. To nazwa miasteczka, gdzie na wysokiej górze znajduje się gród, zamek z całym miasteczkiem na tyłach. Teraz nikt już tam nie mieszka, turyści tylko. Cudne miejsce. Aż się nie chce wierzyć, że takie miejsca istnieją naprawdę. Wersja foto mocno okrojona, kto ma chęć na większą ilość, zdjęcia dostępne są na facebooku.
Po pokonaniu samochodem stromej krętej drogi, oczom naszym ukazał się taki oto widok.
Pojawiam się...
i znikam:)
ja i drzewko śliczne
Oto i zamek
i widoczki z tego zameczku
Poniedziałek znów spędziliśmy uziemieni na tarasie, ale już we wtorek raniutko razem z Maćkiem i Anią pojechaliśmy do La Linea. My udaliśmy się do wypożyczalni aut, a nasi gospodarze za granicę Hiszpanii do pracy. Po powrocie do domku zjedliśmy opasłe śniadanko, ugotowaliśmy sobie makaron z pesto na obiad, zapakowaliśmy wszystko do naszego chwilowego pojazdu i wyruszyliśmy w drogę w głąb lądu. Kierunek Ronda (100km od Alcaidesy) Szlakiem białych miasteczek.
A wcześniej bardzo strome, wąskie drogi górskie zaprowadziły nas do miasteczka na skale Casares.
No jak nam pojazdy inne pojawiały się nagle za zakrętu to było dość groźnie, ale jakże pięknie!
No taki widok mieć z okna, byłoby bosko. Podróżować, podróżować jest bosko!!
Białe domki, białe uliczki...
Krążyliśmy po mieście, uliczki się albo łączyły i jedna przechodziła w drugą, albo zupełnie niespodziane zamieniały się w czyjeś podwórko. Zasadniczo nie wiadomo było co nas czeka za zakrętem.
Oczywiście mam w zanadrzu jeszcze wiele zdjęć z miasteczka na skale, ale jako, że to dopiero początek naszego podróżowania, początek wycieczki wtorkowej przejdę płynnie do następnego punktu naszej wyprawy, kolejnego białego miasteczka, w którym zabawiliśmy ledwie chwilkę.
Oto Gaucin:
Eee na takim komisariacie to i ja mogłabym być policjantką:)
O Dżesus!
No tyle z Gaucin, bo przed nami jeszcze Ronda, ale najpierw droga do Rondy przecudna i niemożliwie piękna!
Mirador del Genal-jeden z licznych punktów widokowych.
Białe miasteczka. Te dwa białe punkciki to kolejne pueblo blancos
Czas na piknik. Pyszny makaron z pesto i pyszny widok. Tam usłyszałam osiołka. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, ale siedział wysoko, na skale w swoim domku. Dojrzałam tylko jego ogonek. Na szczęście nie zagubiony:)) Na zdjęciu nasz samochodzik Kia nazywana przez nas czule Kijanką. Bardzo ładnie się sprawowała na tych niebezpiecznych drogach.
Miasteczko Atajate-cudowna kruszynka:)
A to już Ronda. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy do najważniejszego miejsca w mieście. Wąwóz El Tajo. Tam zostawiliśmy autko i udaliśmy się w górę do miasta
Wzruszają mnie te czerwone doniczki.
Most Puento Nuevo
Tu już rynek i kościółek na przeciwko, którego spożywaliśmy posiłek zrobiony w domku. Ludzie się na nas dziwnie patrzyli, ale w ogóle nas to nie martwiło:)
Drzewko pomarańczowe w samym centrum miasta. Na ulicach Rondy najwięcej sklepików z andaluzyjską ręcznie malowaną specjalnością naczyniami, kubeczkami, talerzami, miseczkami. Widok tych wszystkich kolorowych cudeniek wprawiał moje serce w drżenie.
Widok z mostu
Trafiliśmy w Rondzie na Fiestę flamenco
W Rondzie zapadł zmrok, a potem noc. Wieczorem dopiero poczułam miasto. MAGIA!
Nooo to taki szybki spacer po pueblo blancos. Noc nas zaskoczyła i trzeba było wracać niestety. Do domu 100km, drogi kręte niebezpieczne, nie było już czasu na nic. Widok w oddali Casares nocą absolutnie mnie zniewolił, bo przecież w ciemnościach nie widać tych skał, na których znajduje się miasteczko, więc wyglądało to tak jakby w przestrzeni nieokreślonej wisiało tysiące światełek. Wtedy właśnie zadrżałam na myśl o powrocie do rzeczywistości.
Te wszystkie miasteczka, również Alcaidesa, w której mieszkaliśmy można sobie pozwiedzać na Google maps