"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Ksiazeczkowy Dzien, a maskotki nie najpiekniejsze, spotykaja Pana Kuleczke:))

Poniedziałek wydawać by się mogło spędzony powinien być w pracy, ale sobotni, miniony dyżur ma swoje plusy. Wolny poniedziałek jest niewątpliwie takim plusem. Dzięki wolnemu dniu mogłam spokojnie odwiedzić:

 a)bibliotekę,
 b)antykwariat,
 c)księgarnię.

Ale zanim podzielę się z Wami radościami książkowymi przedstawię Wam dwie second- handowe maskotki, które zawładnęły moim sercem.

O Cartmanie z serialu South Park już wspominałam. Mało brakowało a bym go przegapiła! Siedział sobie i czekał właśnie na mnie. Wysupłałam z kieszeni kilka złociszy i zabrałam ze sobą. Mąż czekający w aucie na żonę, która zaginęła w czeluściach second ucieszył się, bo przynajmniej efekt szperania w ów miejscu był wymierny. Cartman zasiadł więc w aucie na przedniej szybie (nie bójcie się jest zaklinowany, więc nie rzuca się na szybę, nie stanowi zagrożenia dla nas samych i innych użytkowników, jak to się fachowo nazywa ruchu).

Normalnie, to kierowca i pasażer patrzą na pupę Cartmana, Cartman śledzi drogę:)

Oto Cartman. Ci, którzy znają serial South Park wiedzą, że był kiedyś jeden odcinek, w którym Cartman był przebrany za szeryfa. Na co dzień Cartman chadza w czerwonej koszulce. Trochę szkoda, że nie jest w oryginalnym ubranku, ale trudno. Zamierzam mu te okularki ściągnąć, ale mąż się martwi, że mu słońce w oczy będzie świeciło.
Już tacy jesteśmy stuknięci hihi

Druga maskotka upolowana w innych second. Jest tak obrzydliwie urocza, tak piękna, że nie mogłam jej nie zabrać! 
Oto on szczur Teodor. 

Teodor siedzi na fotelu Pelagii co to w nową z second-handu kapę jest ubrany:)

Pierwsze imię jakie mu nadałam to Zygfryd, potem dodałam mu imię Ludwik. Imię Zygfryd uleciało z pamięci. Mąż zapytany jak się nasze zwierzę domowe nazywa rzekł: Teodor i tak już zostało:)
Już tacy jesteśmy stuknięci. Ja i ten mój małżon:)

No to temat pt: maskotki mamy już omówiony. Przejdźmy teraz o książeczek:)

a) biblioteka

Przez dłuższy czas do biblioteki nie zaglądałam. Byłam tylko raz, zabrałam Pilcha i uciekłam. Teraz nie wytrzymałam. Miała być tylko jedna książka, ale im głębiej między półki, tym więcej książek. No i wyszłam znowu z sześcioma. Aj. A jeszcze mam nie przeczytane książki z filii. Już nie wspomnę o własnych, smutnych, pozostawionych na pastwę losu. Trudno:)
Nie jestem twardzielką:)

Ciężka ta fioletowa, nie mogę otworzyć-marudzi Teodor:)

Od dołu:

- Marilyn Monroe.Fragmenty, wiersze, zapiski intymne, listy WOW! nie spodziewałam się:)
- "Kartki z białego zeszytu" Sonia Raduńska- pierwsza część mnie nie przekonała, ale dla odpoczynku dlaczego nie.
- "Obsoletki" Justyna Bargielska- tyle się naczytałam, że muszę się sama przekonać, a poza tym przy tych grubaskach przyda się coś lżejszego (dosłownie)
- "Gaza blues" Edgar Keret- czytałam jego "Kolonie Knellera" i się zauroczyłam pisaniem pana Kereta.
- "Grandhotel. Powieść nad chmurami" Jaroslav Rudis- dawno nie czytałam nic czeskiego. Jeśli prawdą jest, to co napisane z tyłu książki, jakoby książka nawiązywała do najlepszych tradycji czeskiej literatury-twórczości Hrabala i Scvoreckiego, to może być uczta!
- "Kwietniowa czarownica" Majgull Axelsson- mam książkę wypożyczoną z filii od dawna, ale w starszym, zdewastowanym wydaniu. Jakoś mam przed nią opór. A do tej nowiutkiej czuje jak  mnie ciąąągnię:)

b) antykwariat

Z antykwariatem smutna sprawa. Mój ulubiony zdaję się umiera:( Byłam tam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy kilka razy i za każdym razem wygląda to tak samo. Nie znajduje tam żadnych nowo przybyłych książek. Tych starych jest coraz mniej. Myślałam, że to przypadek, że tak mi się raz trafiło, ale nie, to zdaję się ogólna tendencja. 
Akurat teraz? Teraz jak mogę sobie pozwolić na bezstresowe wizytowanie tego miejsca, i nie muszę się gryźć, że wydałam 20zł? Teeraz!:(( WHY?
Poszłam więc w głodzie antykwarycznym do drugiego i ostatniego (w moim mieście są dwa). Nie lubię tego miejsca. Książki leżą bez ładu i składu, dostęp do nich jest utrudniony. Zawsze mam podejrzenie, że na pewno w tym miejscu, do którego już brakło mi cierpliwości i samozaparcia żeby zajrzeć czai się jakaś perełka. W tamtym moim ulubionym nie było siły, żeby coś przegapić. Smuuutno mi!
Mój antykwariacie proszę niechaj nastąpi reaktywacja!! Ja apeluje!

Udało mi się upolować tylko dwie książeczki:

Teodor kontempluje nabytki. Konstanty czy Franz?

Konstanty! Tam Teodor odnajduje kolegę z równie wielkim nosem:)

W Gałczyńskim wzruszyło mnie to:

Rany jak ja tego dawno nie widziałam:)

Kafkę pewnie gdyby nie moja pączkująca kolekcja bym sobie odpuściła, bo mam ze dwie wersję. Ale taki już parszywy los zbieracza:)

c)księgarnia

Wróciłam do starego dobrego rytuału kupowania książek raz w miesiącu. W zamierzeniu miało być jedna dniówka dla książek, ale jako, że moja dniówka jest skandalicznie niska i starczyłoby mi co najwyżej na półtorej książki postanowiłam samą siebie wspomagać (póki mogę) z puli spadkowej. I książek kupować sztuk dwie, w porywach trzy:)
Ależ to jest radość! Tak sobie móc i kupić. Tak sobie zarobić i kupić:))
I to oczekiwanie. Mogłam w każdej chwili pójść do księgarni. Nie musiałam czekać do wypłaty. Mam pieniądze, ale to odkładanie gratyfikacji było bardzo fajne.
Wszelkie promocje, czy łupy antykwaryczne są poza tym limitem. Dlatego też w ciągu ostatnich tygodni kupiłam serię dziewięciu książek, które wychodziły swego czasu z Nesweek "Historia PRL"


Póki co dostępna jest za 3,99 zł tylko 1/3 całości, ale mam nadzieję, że za czas jakiś rzucą następną pulę. Takie smakołyki w Media Markt (leci tam teraz cały czas Pink Floyd-bo wyszedł specjalny box ze wszystkimi płytami), no teraz to ja tam mogę spędzać dłuugie godziny:)

No, ale przejdźmy do meritum! wszak post zaczyna znów przybierać długości niemożebne, a końca nie widać:)

W księgarni nabyłam trzy książeczki. Dwie kupiłam w Empiku (bo Matras niestety jest w moim mieście słabo zaopatrzony-trzeba zamawiać, a ja nie lubię), trzecią, która jest bonusowa zakupiłam w księgarni mieszczącej się w gmachu biblioteki.

Teodor trzyma oko i ucho na pulsie spraw:)

"Londyńczycy" Ewa Winnicka-jak już wspominałam mam zamiar krok po kroczku uzbierać całość serii reportaż. Czytając (namiętnie) Duży Format z roku 2011 najpierw natknęłam się na duży artykuł z fragmentami tej książki i już wiedziałam, że tak, na 100% to. Potem jednak kilka numerów dalej wciągnęłam się w reportaż z fragmentami "Farb wodnych" Lidii Ostałowskiej i już nie byłam taka pewna. Ale prawem pierwszeństwa wybrałam dziś Londyńczyków.

"Czarnobyl baby.Reportaże z pogranicza Ukrainy i Białorusi" Merle Hilbk- na tą książkę czaiłam się już od dawna i bardzo się ucieszyłam, jak ją dziś stojącą na półce ujrzałam. Długo jej nigdzie dostać nie można było. Już mam. Lektura zaplanowana na miesiąc kwiecień. Będę kompatybilna:)

"Sami swoi i obcy. Prawdziwe historie wypędzonych, Reportaże z kresów na kresy" Mirosław Maciorowski- książka wlazła mi do głowy już dawno temu. Pierwszy raz natknęłam się na nią kilka miesięcy temu w Poznaniu w księgarni Arsenał (chwilę wcześniej spotkałam Stefana Chwina-pamiętacie). Ten tytuł i to zdjęcie na okładce nie mogło nie zwrócić mojej uwagi. Z początku myślałam, że są to dwie książki, bowiem leżały obok siebie różne okładki. Otworzyłam ją na chybił trafił i pierwsze zdanie na jakie trafiło moje w okularze oko dotyczyło Zielonej Góry. Znak? Znak:)
W Empiku jej nie było, więc postanowiłam ją nabyć w następnym miesiącu, ale jak się okazało, że tego tytułu nie ma, bo właśnie dziś została książka zdjęta z półki, będzie dostępna tylko poprzez internet, szybciutko pobiegałam do księgarni mieszczącej się w gmachu biblioteki, którą odwiedziłam przed wizytą w samej bibliotece i czemprędzej ją nabyłam:) Mnóstwo dziś pieniędzy wydałam. Ale co tam stać mnie! buhahaha.

W Empiku upolowałam także Kalendarz Pana Kuleczki, który prawie co roku zawisa w naszym domku. Pod koniec roku nigdzie go nie było, a dziś leżał sobie spokojnie:)
Kocham pana Kuleczkę, muchę bzyk, bzyk, i kaczkę Katastrofę! I te podpisy pod obrazkami. Cudo!
Przedstawiam Wam pana Kuleczkę i jego brygadę:













i z zeszłych lat perełeczki:



i moje ukochane:



Dobranoc i dziękuje za uwagę:)

sobota, 28 stycznia 2012

Zabawa w seriale:)

I ja zostałam wywołana do odpowiedzi przez Agatę Adelajdę aby opowiedzieć o moich ulubionych serialach. Już kiedyś o tym wspominałam wykorzystam więc bogactwo mojego własnego z bloga, na którym są aż trzy posty poświęcone serialom, a że w większości są to seriale wiekowe, to ten dzisiejszy post niechaj będzie uzupełnieniem tamtych:)

http://www.czarodziejskagoraksiazek.blogspot.com/2011/09/seriale-seriale-te-duze-i-te-mae-jak-na.html  (wszystkie seriale oprócz Janki i Siedem życzeń są moimi ukochanymi serialami)

i





Zasady zabawy:

1. Opublikuj u siebie na blogu logo taga.
2. Napisz, kto Cię otagował.
3. Zaproś co najmniej 5 innych blogów
4. Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali.


Kolejność przypadkowa:

Nie będę oryginalna: 

"Chirurdzy"


Znam wszystkie sezony, bliżej mi do tych starszych. Mam wrażenie, że są zwyczajnie lepsze. Kiedyś trafiłam na kilka odcinków w telewizorku, potem odkryłam, że na youtube dostępne są chyba z 3 sezony w całości. A, że owe odkrycie przypadło na pierwsze miesiące bezstresowego (jeszcze) bezrobocia, to noce spędzałam w towarzystwie miłych stażystów. Ależ to był szaaał! 
Oglądam zrywowo. Miałam dłuższą przerwę. Jakiś czas temu powróciłam. Teraz muszę czekać na nowe odcinki. Zdarzało mi się płakać ze wzruszenia, z rozczulenia...nie raz, nie dwa, ani nie trzy:)

"Californication"


Ehhh Hank, Hank, Hank!! Za męża bym go nie koniecznie chciała, ale mała przygoda? hmmm:))
Przestałam oglądać po drugim sezonie, nawet nie wiem dlaczego. Ale miła jest świadomość, że jeszcze tyle przede mną! (o ile nie wsadzą mnie do paki za piratowanie). Pierwszy odcinek ze sceną otwierającą w kościele- nie mogłam uwierzyć, że to widzę, widzę na małym ekranie!


"Anioły w Ameryce"




Coś niesmowitego! Nie wiem czy kiedyś leciał  ten pięcio odcinkowy, mini serial w tv, czy był ogólnie dostępny. 
Jeśli Wam powiem, że za reżyserię tej pierwotnie teatralnej sztuki wziął się Mike Nichols i że jedną z głównych ról gra Al Pacino, robi za geja, homofoba, w dodatku ma AIDS, Meryl Streep dzierga (genialnie!) kilka postaci naraz, Emma Thomson robi za proroka, a Mary Luis-Parker ma zwidy, a muzyką okrasił obraz Thomas Newman, to czy Was zachęce? Ja bym się czuła zachęcona! Polecam. MOCNO!


"South Park"




Chłopaków nikomu przedstawiać nie trzeba:) Bezapelacyjna miłość do nich zakwitła z dobre 10 lat temu (a może więcej?) i trwa nieprzerwanie (choć dużo mniej intensywnie, bardziej zrywowo) do dziś:)
Ostatnio upolowałam w second za kilka złociszy oryginalną z Comedy Central maskotkę Cartmana w przebraniu policjanta. Przedstawie go w kolejnym poście:)
Jakby powiedział Cartman: skru gajs ajm gołing hołm:))


"Seks w wielkim mieście"




Że banał? No trochę banał:) Nic nie poradzę, że lubię dziewczęta. Odkryłam z wieloletnim opóźnieniem na Comedy Central kilka lat temu i mogę oglądać bez znużenia za każdym razem jak utrafię:)


"Latający cyrk Monty Pythona"




Tu także nikomu nie trzeba przedstawiać tych panów. Mistrzostwo świata:) 
Nie będąc nieczego świadoma odgrywałam z tatą w drodzę do przedszkola (już o tym nie raz wspominałam, w celu osłodzenia męki przedszkolnej) skecz "Ministerstwo głupich kroków". Ubaw był po pachi:) Tylko dlaczego mijani ludzie patrzyli na nas tak dziwnie?:)
Mój ukochany skecz: to bieg na orientację i mecz filozofów, no i skecz o papudze:)
Powiedzonko używane przeze mnie od lat: nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji, a słowo "kot", bądz obraz kota kojarzy mi się automatycznie ze słówkiem confius:)
(piszę z polska, bom ułomna nieco)


"Pitbull"




Nie pamiętam czy wspominałam coś o tym serialu wcześniej, jeśli tak to sorki:)
Serial w reżyserii Patryka Vegi, którego głównym tematem jest środowisko policyjne. Ostry, mocny, brutalny obraz z plejadą najlepszych polskich aktorów. Tam pierwszy raz zobaczyłam Dorocińskiego i oddałam mu w darze me serce. Tam grają także tuzy polskiego aktorstwa Grabowski i Stroiński! Rewelacja. Nawet mi Weronika Rosati się sprawdziła nieźle:)
Trzymając się konwencji, to Duże wrażenie zrobił na mnie odkryty zupełnie przypadkiem serial o podobnej tematyce "Mrok" z moim ukochanym Przemysławem Bluszczem:)



Na koniec jednym tchem wymenię jeszcze kilka tytułów:


"Prison break"




No to było totalne szaleństwo. Właziło się w pielesze, owijało w męskie ramię, obwarowywało toną jedzenia i picia i oglądało, oglądało, odcinek za odcinkiem. UHMMM! (i rzecz jasna podkochiwało się w głównym bohaterze-mniam)


"Gotowe na wszystko" i inni:)




Miałam szał swego czasu, ale nagle gdzieś po trzecim sezonie chyba mi przeszło. Hmm? To samo było z "Dexterem" z "Sześć stóp pod ziemią" i "Trawką". Ogień na początku, zachłysnięcie się i nagły spadek zainteresowania. 
Do nadrobienia:))


Ostatnie odkrycie tv:


"Siosta Jackie"




 No to chyba tyle:) Z polskich ostatnimi czasy to na dość wysokim poziomie były dwa seriale TVN "Usta, Usta" i "Przepis na życie":)


Do zabawy zapraszam: hmmmm


1) Kacik z ksiazkami-Mag
2) Biblioteczka Kolmanki-Kolmanka
3) Strach przed lataniem-Karolka
4) Zasiedzisko-Paula
5)Inwentaryzacja krotochwil-omnipotencja

piątek, 27 stycznia 2012

67 rocznica wyzwolenia obozu w Auschwitz- Hołd ofiarom.

Miało być o serialach ulubionych w ramach zaproszenia do zabawy, ale nie mogę nie wspomnieć o tej rocznicy. Na szybko, bo wychodzę za 20 minut, ale ślad pozostanie:)


Pierwszy raz pokazano jedyne ocalałe Wrota śmierci.BRRR!

W uroczystościach wzięło udział 30 byłych więźniów. Podczas trwania obchodów dotarła wiadomość o śmierci 91 letniego Kazimierza Smolenia, byłego więźnia KL Auschwitz i wieloletniego dyrektora Muzeum


Odchodzą ostatni:( Pamiętajmy my!

Nigdy nie zapomnę obchodów z roku 2005, które były w całości transmitowane na żywo w telewizji. Oglądaliśmy z tatą całość. To było niesamowite przeżycie, łzy, smutek, zaduma...nie wiem jakbym się zachowała będąc tam? Dziś tylko krótkie wspomnienie.

Uciekam kochani. Pamiętać gdzie indziej...

wtorek, 24 stycznia 2012

"Musimy porozmawiac o Kevinie"-zabrakło słów?

Powróciłam do świata filmu moi drodzy. Takie jest moje postanowienie na rok 2012: oglądać więcej dobrego kina. Kiedyś kilka lat temu bywałam w kinie bardzo często, oglądałam namiętnie filmy w telewizyjnej serii Kocham kino, czy nie istniejącej już Uczcie Kinomana, czerpałam filmy także z innych źródeł. Ostatnimi czasy zaniedbałam się w kwestii kina:( Nie wiem. Coś mi się stało. Ale teraz sobie przypomniałam jakie to fajne jest i jak bardzo tęskniłam za sobą samą wgapiającą się w ekran, czy to kinowy, czy to telewizyjny, czy wreszcie laptopkowy. W ciągu trzech tygodni stycznia obejrzałam kilkanaście filmów. Nie wszystkie warte były mego czasu, ale jest też kilka tytułów, które zasługują na uwagę.
 Miałam taką fantazję, żeby napisać o wszystkich filmach po kolei, tak po kilka zdań, tak jak to czynią  bardzo sprawnie niektórzy blogowicze, ale po raz kolejny się okazało, że nie potrafię tak po krótce. Nie umiem sprecyzować myśli, ja po prostu leje wodę i już. Mam tak od dziecka:)
Tak więc będzie starą metodą. Póki co pojedynczo:)
Może kiedyś nauczę się pisać krótko, zwięźle i na temat hihi.


"Musimy porozmawiać o Kevinie" reż: L.Ramsay


„Dziecko jest jak walizka, którą pakujemy latami.
 Wszystko, co się w niej znajduje, kiedyś musieliśmy tam włożyć”
 Wojciech Eichelberger


To jest ten rodzaj kina, które wywraca widza na drugą stronę. Nie głaszczę po pleckach, nie jest wdzięczne, miłe, sympatyczne i cieplutkie. Taki wywrócony na lewą stronę widz musi się jakoś sam odwrócić na stronę prawą. Mocny, śmiały obraz.
 Na szczęście sięgnęłam po ten film intuicyjnie. Tytuł obił mi się o uszy, ale nic ,absolutnie nic o filmie nie wiedziałam, nie czytałam recenzji i wyszło mi to na zdrowie, bo obawiam się, że po przeczytaniu, że film jest thrillerem, z elementami horroru nie byłabym już tak otwarta na to co zobaczę. Lepiej nie wiedzieć:)

Film ma ciekawą (chociaż słowo ciekawy nie jest najbardziej fortunnym określeniem), intrygującą (niechaj tak będzie) konstrukcję. Fabuła nie jest linearna. Przeplatają się czas przeszły i czas teraźniejszy.
 Poznajemy główną bohaterkę Evę (Tilda Swinton) w czasie teraźniejszym. Jest to zwyczajna kobieta, żyje sobie samotnie z dnia na dzień. Od pierwszej chwili wiemy, że coś się w życiu tej kobiety zadziało bardzo złego, bardzo dramatycznego. Agresywne zachowanie mieszkańców miasteczka wobec Evy także wskazuje na to, że zaszło coś w jej życiu, co było udziałem także społeczności, w której żyje.
 Z czasu teraźniejszego przechodzimy płynnie (nie wiedząc kiedy właściwie) w czas przeszły. Główna bohaterka nie jest sama, ma męża i jest w ciąży. Czas ciąży nie jest dla niej czasem błogosławionym, nie pragnie tego dziecka. Po narodzinach syna widzimy ją na łóżku, wpatrzoną bezmyślnie w jakiś niewidoczny punkt, gdzieś w przestrzeń, dziecko jest na rękach u ojca. Wiemy, że nie jest to przejściowa sytuacja. Możemy wnioskować, że kobieta cierpi na depresję poporodową. Świeżo upieczona mama ma o tyle utrudnioną sytuację, że synek nie jest uroczym bobaskiem, uśmiechającym się do mamusi, jest rozwrzeszczanym chłopczykiem, nie dającym wytchnienia rodzicom ani na chwilę. Łatwo kochać śpiące, spokojne, uśmiechnięte  maleństwo, mniej uroczo się robi kiedy maleństwo krzyczy przez wiele, wiele godzin. Taki już urok rodzicielstwa. 


Jednak ja zadaje sobie pytanie, czy to dziecko płakałoby równie mocno, rozpaczliwie i zawzięcie gdyby w momencie przyjścia na świat zobaczyło w oczach mamy miłość i akceptację. Gdyby w oczach najważniejszej osoby zobaczyło komunikat: "witaj w moim świecie". Obawiam się, że to dziecko nie zobaczyło tego w oczach mamy, zamiast tego zobaczyło odrzucenie. Rzecz jasna nie mogło tego nazwać, ale mogło poczuć. Podobnie malutki Kevin nie zaznał ciepła  ciała matki, ani krztyny czułości, dotyku.
Eva mama chłopca nie przytula go. Trzyma płaczące dziecko daleko od siebie, patrzy mu w oczy i lekko potrząsa. Żadne dziecko nie przestane płakać w takich warunkach!
 Przy tej scenie pojawiła się we mnie złość na kobietę. Chciałam zakrzyknąć: Przytul kobieto to dziecko, choć raz!!
 Ale zaraz potem sama siebie skarciłam. Nie mnie oceniać wszak. Dość, że wiemy, że Eva nie przedstawia się jako obraz klasycznej mamusi, wpatrzonej w ukochane dziecię, której miłość do syna uszami się wylewa. Widzimy jej usilne starania nawiązania kontaktu, widzimy jej nieudolną miłość do syna, ja jednak czuje zimę na karku. Czuję każdą cząstką mego ciała jak ta kobieta się męczy w kontakcie z własnym synem. Trudno jednak nie być zmęczonym i zniechęconym kiedy cały czas natrafiamy na opór nie do pokonania. Widzimy, że synek nie jest uroczym  chłopczykiem, a dzieckiem o złym, diabolicznym spojrzeniu. Z małego chłopczyka wyrasta chłopiec, który koncertowo manipuluje rodzicami, nie ma za grosz empatii jest wręcz okrutny. To nie jest zwykły chłopiec, który po prostu robi na złość matce (tak jak się pewnie zdarza dzieciom). Jest przebiegły i doskonale wie jak zagrać na uczuciach matki i ojca. Na każdego z nich ma oddzielny patent.
 Dziwiła mnie postawa rodziców.  Wiedzieli, widzieli i przeczuwali, że z ich dzieckiem dzieję się coś złego i nie zrobili nic żeby dowiedzieć jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy i jak temu zaradzić.


 Nie spotkali się z żadnym specjalistą w celu ocenienia na ile zachowania ich syna są normą rozwojową, a na ile już być może zaburzeniem.
Abstrahując od dziwnych zachowań chłopca już sam fakt, że kilkuletnie dziecko załatwia się w pieluchę powinien być wystarczającym powodem by przyjrzeć się uważnie dziecku! Ot zaniedbanie.
 Ojciec zaślepiony miłością do syna nie robi tego bo być może nie widzi powodu, a matka? Ona nie robi nic bo być może zdaję sobie sprawę, że "naprawianie" dziecka musiałaby zacząć od siebie? 


Pojawia się pytanie: czy to możliwe żeby dziecko urodziło się z gruntu złe? Ja na to pytanie mam taką odpowiedź, że jeśli nie ma osobowości dysocjalnej, lub chorób psychicznych to nie i jeszcze raz nie! 
Jak powiada Wojciech Eichelberger wychowanie dziecka jest jak walizka, co tam włożymy, to samo potem wyciągniemy.
 A może Kevin jest jednak psychopatą z urodzenia? Z korą czołową i skroniową o nieco mniejszej objętości?  Okrucieństwo, brak empatii, manipulowanie otoczeniem, charyzmatyczność. To właśnie Kevin!.
Odpowiedź nie jest jednoznaczna.
 Nie znam odpowiedzi na pytanie dlaczego Kevin zrobił to co zrobił, kim był, kto ponosi za to  odpowiedzialność. Wiem jedno: film jest wart obejrzenia po stokroć! A kreację jakie stworzyli główni aktorzy Tilda Swanson (nie ma nominacji do Oskara!) i Ezra Miller, a także John C. Reilly są na najwyższym   poziomie (kolejne Keviny idealnie do siebie dopasowane).

Podczas oglądania filmu należy być czujnym i skupionym, bowiem przenosiny w czasie odbywają się  nagle, a rwany, skojarzeniowy montaż nie ułatwia recepcji filmu. Sceny zbliżeniowe, ze szczególną dbałością szczegółu i detalu oddają klimat niepokoju i klaustrofobii. To film układanka, którą widz sam musi sobie poukładać.
Dużo czerwieni w tym obrazie. Kolor czerwony to powtarzający się leitmotiv. Według autora książki "Jeśli to fiolet, ktoś umrze. Teoria koloru w filmie" kolor ten ma szerokie zastosowania w interpretacji filmowej. Agresja, prowokacja, namiętność, w "Musimy porozmawiać o Kevinie" pełni jednak bardziej dosłowną funkcję.
Warto pochylić się nad Kevinem. I jeśli nie porozmawiali o nim rodzice, zróbmy to my widzowie.
Hipnotyczne, porażające kino!

P.S
Na szczęście z horrorem w klasycznym tego słowa znaczeniu nie wiele film ma wspólnego, no może kilka ujęć rodem z filmów grozy i ogólny nastrój zdjęć.
Ty, który oczekujesz kolejnego wcielenia Omen 3 zawiedziesz się. Ty, który oczekujesz dobrego, wiarygodnego psychologicznie (chociaż im więcej o tym myślę, tym więcej widzę niedociągnieć w tej materii) filmu polecam.
 Nie jest to kino łatwe, miłe i przyjemne, ani tradycyjne. Jest to kino trudne, przykre,  bolesne i mocno specyficzne (nie każdemu przypadnie do gustu), ale warto się w obraz zanurzyć, choć można się zachłysnąć błotkiem, a brud może na czas jakiś osiąść nam w płucach.

piątek, 20 stycznia 2012

A w Przekroju z 1958...:))

Padło na rok 1958, gdyż ponieważ mnie któryś numer (nie że on fizycznie rzecz jasna) Dużego Formatu wprowadził w błąd jakoby w jednym z numerów Przekroju z 58 roku znajdował się wywiad z Jeremim Przyborą i Jerzym Wasowskim (rok się zgadza, 58 to rok zaistnienia Kabaretu Starszych Panów), ale rzeczonego wywiadu niestety nie znalazłam:( A przejrzałam CAŁOŚĆ.

A było co przeglądać:)

Smutno mi, że owej rozmowy nie znalazłam, ale cieszę się, że 58 rok przegrzebałam, bo smaczków w nim było co niemiara:)


Chcesz powiększyć zdjęcie-kliknij.

Zaglądam na okładkę pierwszego numeru ze stycznia 1958 roku a tam:


Postanowiłam prześledzić te napisy z boczku, mające za zadanie zachęcić potencjalnego nabywcę gazety

hihihi

A od czasu do czasu trafiały mi się inne smaczki:

Dobrze, że jestem sama w pracy, bo rżałam bezceremonialnie:)



Na okładce widoczna górna część uroczej żyrafki:)



Cała prawda o życiu:)
Zielona Góra występuje w Przekroju nader często:)
urocze!
:)))
Nie tylko połowa:)

Cykl: "Śmiechu warte" Ryzykowny...!!
Kurs kauczuku aaa!
Nie wiem jakbym się zachowała gdybym znalazła takie odkręcone dziecko w obojętnie jakim chłodnym miejscu. Zdziwiłabym się?:))
A krowie podziękowania się należą jak najbardziej!

Odrobinkę szowinistyczne:)
Taa...

No to teraz Mrożkiem polecimy:

Piękne!
Popłakałam się:)
Wąchalnie kwiatów! i ukulele:)
hihihi
aaa

I na zakończenie odrobinę poważniej:)


Mogłabym tak te zdjęcia cykać i cykać, a potem umieszczać i umieszczać, ale póki co wystarczy:)

Dobrej zabawy:)