"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 28 lutego 2011

A u mnie dziś święto-premierowy Teatr Tv:)

http://www.tvp.pl/kultura/teatr/teatr-telewizji/archiwum/powidoki/767269
A u mnie dziś wieczór święto! W końcu premiera Teatru Tv. "Powidoki" M. Wojtyszki. Hurra! Od nowego roku spektakli telewizyjnych było tylko dwa. Jeden w styczniu, drugi w lutym, właśnie dziś. No ręce i nogi opadają jak płetwy. Od marca jednak Teatr Tv wraca na swoje dawne tory. W każdy poniedziałek będzie można jak to bywało przez lata pobyć w domowym Teatrze.

Jest mi jednak trochę smutno, bo nie mogę Teatru nagrać, co czyniłam regularnie przez ostatni rok. Nie mogę nagrać, gdyż nagrywarka ostatecznie ducha wyzionęła:(  No cholipka premiery nagrać nie mogę! Rok temu dostałam w prezencie na 12 płytach nagrane 62 Teatry Tv-czyż nie jest to najlepszy prezent świata? Poszłam za ciosem, zakupiliśmy z mężem używaną nagrywarkę i nagrywałam nagrywałam...oto one. Teatry zamknięte w okrągłej płytce. Moje na zawsze. Bardzo z nich dumnam:) No dziś już nie nagram chlip chlip. Mam też kilka oryginalnych płyt DVD. Tylko kilka niestety. To drogie zbieractwo.


A będzie co oglądać i byłoby co nagrywać oj byłoby. Raz w miesiącu premiera. W marcu "Rosyjskie konfitury" K. Jandy z Sonią Bohosiewicz, w kwietniu "Czarnobyl, cztery dni w kwietniu" J. Dymka z m.in. z Zamachowskim, zaś w maju "Boulevart Voltaire" A. Barta z m.in  Gajosem. Mniam mniam mniam:)
A jak było 10 lat temu? Teatrów Tv , premier było dużo więcej, nie 10 w roku a kilkadziesiąt! Uczta była i zwyczajowo w poniedziałek a w niedziele Studio Teatralne Dwójki ehhh. Spadek ilości emitowanych spektakli odnotowuje od 2004 roku, potem już ich coraz mniej i mniej. Mało brakowało a nasze dobro narodowe znikłoby zupełnie z anteny. To już wtedy koniec świata jak mawiał Pan Popiołek z serialu "Dom"by nastąpił. Zostałyby tylko Teatry na Tvp Kultura.

Uff na szczęście koniec świata nie nastąpił, bo ktoś rozsądny poszedł po rozum do głowy i przywrócił poniedziałkowy rytuał spektaklowy:)) No teraz tylko czekam na 22.10 na Teatrzyk:) Godzina się zmieniła, bo co? bo musi się  przecież zmieścić filmowy chłam, bo Teatr Tv nie jest najlepszą propozycją na wieczór. Mogę pójść na ten kompromis. Z ostatniej chwili:  w Wiadomościach pan Kraśko zapowiedział dzisiejszy Teatr, zdradził też, że premier będzie w tym roku 9:) A co najdziwniejsze wiadomość o Teatrze Tv pojawiała się przed newsem o największym targowisku próżności Oskarach:) Hoho. I tym radosnym akcentem kończę ów notę:))

Oskarowa piosenka...

Śledziłam przebieg gali oskarowej dzięki uprzejmości radiowej Trójki (jednym uchem właściwie) drażniły mnie okrutnie rozważania młodych gniewnych krytyków filmowych, którzy każdy aspekt filmu rozbierali na części pierwsze. No ale cóż taki ich przywilej i rola:) Jako, że dla mnie właściwie też nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej nie są żadnym wyznacznikiem klasy filmu to ograniczę się tylko do zamieszczenia fragmentu oskarowej piosenki sprzed dwóch lat z filmu "Once"- nota bene cu-do-wn-ego! Przez długi czas byłam uzależniona od soundtracku, słuchałam go wszędzie, w domu na najwyższej głośności, na przystanku, w autobusie. Eh jakże wtedy droga szybko i pięknie mijała:) Muszę sobie przypomnieć te dźwięki, bo to była milutka obsesyja:)

niedziela, 27 lutego 2011

Z ust pana Pieczki usłyszeć...

...pozwalasz ptakom, żeby mi srały na głowę?... bezcenne! No a co można zrobić? no zabronić, zabronić stanowczo:)) Cudna stanowczo cudna scena:)

piątek, 25 lutego 2011

Światło Lamp w moim domu zabłysło:)



Na brak światła w moim domu od wczoraj nie mogę narzekać. Na brak Charakteru również. Właśnie wczoraj dostałam w "spadku" cztery całe i trzy troszkę zdekompletowane roczniki gazety Lampa, oraz dwa całe i dwa dyskretnie okaleczone roczniki Charakterów:) Ileż radości sprawiło mi układanie gazet w podgrupach 2005, 2006...
Można prześledzić kiedy byli właściciele regularnie zaopatrywali się w owe gazety. Charaktery od kilku lat kupuje od czasu do czasu, ostatnio niestety rzadziej, od czytania Lampy rozpoczynałam każdą wizytę u koleżanki (tak wiem to bardzo nieładnie). Teraz chyba nie będę już miała na to potrzeby:)
Jest jeden minus przybyłych stosików. Już wczoraj, jak tęsknie w sklepie rzuciłam okiem w kierunku nowego numeru Sensu mówiąc: patrz kochanie nowy Sens! mąż nawet na mnie nie patrząc odparł: masz tyle gazet w domu!:) Nie można mu odmówić słuszności argumentacji, nie można hihi.
Tak więc żegnaj Sensie, żegnaj Zwierciadle? A przecież ja te gazety zbieram!:))
No to tyle na dziś, bo właśnie na Tvp Kultura leci "Tygodnik Kulturalny". Miłego wieczoru:))

czwartek, 24 lutego 2011

Mysle sobie, ze ta zima kiedys musi minac...:)

Myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć...tak sobie podśpiewuje moje ukochane VOO VOO wchodząc do łazienki. Bo my moi drodzy mamy darmową, domową komorę krioterapii w łazience. Wczoraj awansowała na to miano. Cóż za oszczędność i jakie to zdrowe! Jest w naszej łazience tak zimno, że na siku chodzimy w specjalnie do tego celu przygotowanych bluzach:) A spróbujcie w niej dokonać porannej czy wieczornej ablucji! Wybór metody jest i owszem: kąpiel w wannie w wodzie stygnącej w 3 minuty lub pod prysznicem (też w wannie rzecz jasna), w skulonej pozycji bo na wyprost już nie starcza samozaparcia:) Nie lada to wyczyn nie lada:)
Tak to jest, jak się mieszka w bloku z junkersem. Cóż to za rozkosz czuć powiew wiatru na plecach z kratki wentylacyjnej, cóż to za rozkosz podejmować ryzyko, zatykać ów wylot i czekać: wybuchnie junkers czy nie wybuchnie...czy może się w ogóle nie zapali. Myjemy się w cieplejszej łazience w zimnej wodzie, czy w zimnej łazience w ciepłej wodzie?
Nastraszeni wybuchem i rychła możliwą nagłą śmiercią przestaliśmy zatykać kratkę i mamy teraz wybór tylko ten drugi. Ale żyjemy hihi. A może ja rzucę mycie? Przecież od dawna wiadomo, że częste mycie skraca życie hihi. Ktoś ma chęć na zabieg krioterapii? Zapraszam serdecznie!

środa, 23 lutego 2011

Hieny przebrzydłe! :(




O kradzieży obrazów i mienia Jerzego Nowosielskiego dowiedziałam się z Wydarzeń Polsatu, potwierdziły to Fakty. Zmobilizowało mnie to do tego by w końcu ogarnąć moim małym mózgiem kwestie dodawania zdjęć na bloga,bowiem co jak co ale zdjęcie jednego z dzieł pana Nowosielskiego znaleźć się musi przy okazji wpisu na temat. I udało się uff:) Ale nie o to, nie o to. Smutno mi już od poniedziałku odkąd dowiedziałam się o śmierci Nowosielskiego, teraz jest mi i smutno i gniewnie jakby.

W pierwszej chwili jak usłyszałam o kradzieży dzieł z domu...pierwsza myśl jaka przyszła to morderstwo innego polskiego malarza Zdzisława Beksińskiego, zimno mi się od razy zrobiło na wspomnienie jego syna Tomasza Beksińskiego, który popełnił samobójstwo. Tomasz przejawiał tendencje samobójcze od wczesnej młodości. W rodzinnym Sanoku jako nastolatek porozwieszał na murach klepsydry z datą śmierci. Uwielbiał twórczość Rolanda Topora i "Lokatora" Polańskiego. Trzymał w skrytce za płytami i filmami ludzki ząb podobnie jak bohater filmu. Nieodżałowany tłumacz tekstów i filmów Monty Pythona, głos radiowej Trójki (pamiętam go z późnego dzieciństwa, tato słuchał namiętnie a ja się chyba trochę tego głosu bałam) popełnił samobójstwo (poprzez zażycie leków) w Wigilię 1999 roku. Makabryczna data!
6 lat później jego ojciec Zdzisław Beksiński w nocy z 21 na 22 lutego (o rocznica) został zamordowany przez syna człowieka, który pracował dla artysty jako tzw. złota rączka. Powód? odmowa pożyczki. Morderca zadał 17 pchnięć nożem. Żona pana Zdzisława a mama Tomasza zmarła po bardzo długiej ciężkiej chorobie.
Czy to nie za dużo jak na jedną rodzinę? Przychodzi mi do głowy pytanie: co takiego zadziało się w tej rodzinie wcześniej, że miało to takie konsekwencję w teraźniejszości. Czy Tomasz podążył za kimś. Dlaczego nie chciał żyć? Takie rzeczy nie dzieją się w rodzinie bez powodu. Skojarzenie z Hellingerem? jak najbardziej.

Miało być o Nowosielskim a wyszedł tekst o Beksińskim. Może dlatego, że zawsze było mi blisko do obrazów pana Beksińskiego. Miałam w domu piękny album, potrafiłam go smakować godzinami (czy to mi nie narobiło bałaganu w nastoletniej wtedy głowie nie wiem), kilka lat potem zobaczyłam te obrazy na wystawie we Wrocławiu. To było wydarzenie!

Przed chwilą w ramach resetu zaszłam na mój ulubiony blog pana Remigiusza Grzeli. Czytam a tam wpis o Nowosielskim, o kradzieży i wspomnienie o Beksińskim. Dziwić mnie to nie dziwi, bo to dotyka po prostu, nie można tego faktu nie skomentować, ale koincydencja myśli i skojarzeń sympatyczna... wbrew smutnemu tematowi:))

wtorek, 22 lutego 2011

Tydzień pomocy ofiarom przestępstw.


Wczoraj rozpoczął się Tydzień Pomocy Ofiarom Przestępstw. Dotychczas po poradę w tych dniach można było przyjść do budynku Sądu. W tym roku wprowadzono zmiany. Specjalistów można spotkać w Ośrodkach dla ofiar przemocy, interwencji kryzysowej i tym podobnych. To dobra zmiana.
Jako były pracownik Ośrodka Interwencji Kryzysowej przy Schronisku Dla Matki i Dziecka miałam okazję siedzieć w budynku Sądu jako właśnie taki specjalista. Dla mnie wejście do tego budynku było nie wiedzieć czemu stresujące. Samo miejsce  wzbudziło we mnie niemiłe odczucia. Poczułam się jakaś taka hmm winna? Co dopiero musiały czuć potencjalne ofiary przemocy np. domowej wchodząc do takiego budynku? Jeszcze większe poczucie winy i strach niż na co dzień? Dlaczego tak mało ludzi w tym ważnym tygodniu przychodziło?

 Z doświadczenia wiem jak wiele kosztowało te kobiety (czasem i mężczyzn) przyjście do Ośrodka cóż dopiero do budynku Sądu, gdzie zanim doszło się do celu trzeba było pokonać wiele schodów i przejść labirynt korytarzy. Dobrze, że ktoś wpadł na pomysł zmiany choć to i tak kropla w morzu potrzeb w tym temacie. Choć widać już pierwsze jaskółki zwiastujące zmiany :))
 W takich dniach kiedy mówi się o ofiarach przemocy domowej smutno mi troszkę, że zredukowano mój etat i już tam w Ośrodku nie pracuje:( Była to praca wyczerpująca, czasem mocno stresująca ale jednocześnie dająca satysfakcję. System zmianowy był dla mnie idealny. Ja nocny marek świetnie się odnajdywałam na nockach, odpowiadał mi system 12 godzinnych zmian (choć dniówki były mocno wyczerpujące, zwłaszcza jak z braku rytmu miało się za sobą wcześniej kiepsko przespaną noc) Ale świadomość, że przetrwałam dzień  w pracy w takim niewyspaniu dawała mi siłę na przyszłość. Tak ten system był dobry.
Wszyscy w pracy od do, od poniedziałku do piątku a ja siedzę na ławce, korzystam ze słońca bom po nocce albo przed albo mam wolne uhm cudnie. Chociaż z drugiej strony znajomi spędzają niedziele nad jeziorkiem a ja na dniówce w pracy, albo Wigilię, Wielkanoc...:) Jednak plusy przewyższały minusy. Tyle na dziś bo lecę na spacer do lasu:)

poniedziałek, 21 lutego 2011

Po nocnym seansie na gorąco...:)


Jeśli ktoś chce ten film obejrzeć, nie czytać, zdradzam zakończenie:))
Przed chwilą obejrzałam na Ale kino film z serii Kino mówi: kocham, film meksykański, dramatem
erotycznym nazwany "Rok przestępny" w reżyserii Michaela Rowe'a. O czym i o kim: obserwujemy dziewczynę, młodą, widzimy ją w mieszkaniu, snuje się po domu, trochę pracuję, obserwuje przez okno sąsiadów: parę staruszków, których widzimy na patio na leżakach i parę małżeńska albo po prostu parę. Siedzą na kanapie co rusz się całują. Po jakimś czasie drugi leżak stoi pusty a para się kłóci. Jedynymi osobami, z którymi dziewczyna rozmawia jest matka i brat. Rozmowy z matką nie należą do tych głębokich. Bardzo ważnym rekwizytem w domu jest kalendarz.

 Zaczyna się luty. Dziewczyna zakreśla każdy miniony dzień, a gdzieś pod koniec miesiąca widzimy wielką na czerwoną zaznaczoną datę Co jakiś czas bohaterka ściąga z siebie rozciągniętą piżamę i udaje się wystrojona na łowy. Widzimy jak wraca z obcymi mężczyznami do domu, kocha się z nimi, po czym udaję, że śpi żeby złowiony mężczyzna mógł cichcem ulotnić się z jej łóżka. Są to jednorazowe przygody. Szczęścia jej nie dają ale przez chwile może poczuć czyjeś ciepło obok siebie, ciepło, którego tak zazdrości sąsiedzkim parom. Aż któregoś wieczoru wraca  ze szczególnym mężczyzną. Sceny erotyczne stają się coraz bardziej mocne, mężczyzna ów przejawia zachowania sadystyczne, Jeszcze widz nie jest tego pewien, jeszcze się może łudzić, że to taka gra niewinna ale już przy kolejnym spotkaniu wiemy, że temu człowiekowi sprawia przyjemność zadawanie bólu, że jest to dla niego niezbędne żeby poczuć się mężczyzną.
 Mężczyzna przychodzi kiedy chcę bez zapowiedzi a ona jest zawsze gotowa i chętna na jego przyjęcie. Opory stapiają się jak lód. Dziewczyna zniesie każde upokorzenie (odczuwając chyba jednak jakieś zadowolenie) za chwilę kiedy potem leżą razem na kanapie, a on ją przytula, głaszcze po głowie. Za cukierka (dosłownie) jest w stanie znieść wszystko. Godzi się na przemoc, za chwile czułości (przypomina to funkcjonowanie kobiet w związkach przemocowych, nie podejmują żadnych kroków ze strachu ale też dlatego, że czasem bywa dobrze) Wywiązuję się między nimi więź. Chora niedojrzała więź. Jedna rzecz się im udała, trafili na siebie. On wybrał intuicyjnie kobietę, która spełni jego potrzeby, ona przez taką relację załatwiała swoją, ukrytą potrzebę. Podczas rozmowy dziewczyny z mężczyzną dowiadujemy się, że jej pierwszy raz miał miejsce jak miała 12 lat, z kim to się stało nie chce mówić.

 Możemy się tylko domyślać, że mógł to być seks wymuszony najprawdopodobniej, a jeśli nawet nie to jak wygląda seks 12 letniej dziewczynki? Raczej przypomina traumę. Wymyśla sobie nowe życiorysy, zmyśla siebie.Wcześniej się domyślaliśmy a teraz już wiemy, że dziewczyna godzi się na tą chorą relację bo tylko taką zna, czuję się w niej bezpiecznie wbrew pozorom. Nie szanuje siebie, nie lubi siebie i tak myśli o sobie, że nie zasługuje na nic lepszego. Wiemy też co oznacza data. 29,02 jest  to rocznica śmierci jej ojca (tytułowy rok przestępny). Seks przeplata się z przemocą, dziewczyna zaczyna się w niej rozsmakowywać. Wieczór przed rocznicą proponuje swojemu kochankowi żeby ją pociął, zabił, zrobił z nią co tylko zechce. Widzimy, że przygotowuję się ona do tego starannie. Ubiera w białą sukienkę, przygotowuje nóż, białe rękawiczki, pisze pożegnalny list, przez telefon opowiada, że opuszcza kraj. Czeka.

 Mężczyzna nie podejmuje wyzwania, nie zjawia się. To dla niego za dużo, przestrasza się, najwidoczniej takie zabawy go nie bawią. Uczeń przerósł mistrza. Zamiast niego przychodzi brat, opuszczony przez dziewczynę. Jest 29.02 rocznica. Czy dziewczyna chciała podążyć za ojcem. Chciała popełnić samobójstwo nie swoimi rękami? Możliwe. Ostatnia scena daję jednak nadzieję. Dziewczyna spogląda na okno sąsiadów, młoda sąsiadka podlewa kwiatki, które właśnie zakwitły, dziewczyna wybucha płaczem (widzimy ją często smutną ale nigdy płaczącą) płacze tak, że dech jej zapiera, wydaje się tym swoim wybuchem zaskoczona. Patrzy na śpiącego brata, przewraca kartkę kalendarza na marzec. Zdjęcie w kalendarzu marcowym jest żółte, słoneczne.  Uśmiecha się.
 Hmmm nie wiem. Sceny sadystycznego seksu napawały mnie obrzydzeniem, lękiem i złością na nią, że się na to godzi. Niestety czasem robimy rzeczy, których wcale nie chcemy robić, nie wiemy jak i że można inaczej. Radzimy sobie tak jak umiemy a że nie umiemy robimy sobie krzywdę. Ogólnie film smutny i przygnębiający. Czy dobry obiektywnie? nie chyba nie. Ale jak widać poruszający.

niedziela, 20 lutego 2011

Wielki błękit w mikro wymiarze:)




Walczę z materią świata blogowego:) Nie jest to takie proste jakby się wydawało;) Ale zachowuje spokój. Ilość endorfin, które wygenerował wczoraj mój mózg trzyma mnie nadal kilka centymetrów ponad ziemią:) Co wczoraj obudziło moje uśpione endorfinki zapytacie (albo i nie) otóż na początek basen. Basen z założenia cotygodniowy. Taki mamy plan, póki co normę wyrabiamy:) Trafiliśmy wczoraj w moment względnej pustki na basenie. Tory pustawe, rozwrzeszczanych dzieciaków, spoglądających spod byka nastolatek i zuchwało patrzących nastolatków także ilości detaliczne, słowem raj.
 Przez godzinę pływałam sama na torze. Ehh jak bosko! można było spokojnie pływać na pleckach, wymachiwać rękami radośnie, tracić kierunek i w nikogo nie wpływać:) cudnie i powabnie. Woda ciepła, aksamitna (chyba musieli wlać jakieś niesamowite ilości chemii rozmiękczającej wodę) niemożliwym jest żeby woda przybrała formę aksamitu. W jacuzzi także pustki. 2 godziny absolutnego odlotuuuu. Czułam się taka opływowa:)
 Po wysuszeniu naszych opływowych ciał przenieśliśmy się na piętro w celu spożycia posiłku (nie drogiego co nie jest bez znaczenia) ależ to smakowało. Po powrocie do domku drzemeczka. Musiałam dać ciału w kość. Nie zdarza mi się drzemać w ciągu dnia:) a wieczorem impreza-domówka z pysznym jedzonkiem i radosnymi dźwiękami i mruczącym kotem na kolanach, chusteczką, katarem i piekącymi oczami-czyli zestawem koto-alergicznym:) Tak to był miły dzień, możecie mi zazdrościć-start:))

sobota, 19 lutego 2011

W dniu urodzin bloga urodzić:)

Nosiłam się z tym blogiem od kilku miesięcy. Najpierw było postanowienie, że w Nowy Rok wejdę blogiem, rozpocznę podsumowaniem roku 2010. To takie logiczne się wydawało, takie logiczne:) No ale nie wyszło. Tak jakoś wyszło, że nie wyszło:) Następna ważna data mobilizująca do startu to właśnie dzień urodzin 18.02. Rzecz jasna się spóźniłam o 1,5 godziny (jest już po północy więc 19.02- jak ten czas leci hihi) Tak to cała ja-zegarków na podstawie moich działań nakręcać nie należy:) Tak więc spóźniłam się ale już jestem:)
Od czego rozpoczyna się pisanie bloga? od powitania? Ok:) Witam. Co to będzie za blog? hmm jakby to powiedzieć ogólnorozwojowy:) Zakładam, że będę tu pisać o książkach, filmach, o tym co w telewizorku, w kinie i w radiu. Nie będą to recenzję nie, bowiem mam z pisaniem o książkach, filmach pewien problem...nie umiem o tym pisać. Mam problem z syntezą, cierpię na chroniczne wodolejstwo;) a i o tym co u mnie też czasem napisze a i owszem:) Tyle tytułem wstępu. START:

18.02. Jeden dzień urodzinowy Papryczki (tak na mnie mówią w pewnych kręgach-kręgi te ze smutkiem stwierdzam maleją. Papryką jestem od II kl. szkoły podstawowej i dobrze mi z tym) idąc tym tropem "Jeden dzień Iwana Denisowicza" A. Sołżenicyna jest jedną z czterech książek urodzinowych. Druga to Ignacego Karpowicza "Nowy kwiat cesarza" trzecia to Guillermo Cabrera Infante "Ona śpiewała bolera" oraz czwarta (a pierwsza w kolejności przybycia do domku) to Iwaszkiewicza "Listy do córek" w niej dedykacja: cytat Jose Martiego "Dom bez książek, jest jak plaża bez słońca". Tak więc na mojej domowej plaży przybyły 4 ziarenka piasku i 4 nowe promyczki słońca:)) Od męża dostałam w prezencie 2 nowe oprawki okularów. Wymienić te stare już wypadało ale 2 pary to już szaleństwo, także z kategorii artykułu pierwszej potrzeby nowe okulary awansowały do kategorii prezent:)
 Prezent nie byle jaki, bowiem dobrać na moją małą buzie fajne dziecięce (tylko takie pasują) oprawki to nie lada wyczyn. Ale udało się:) Co jeszcze dziś się wydarzyło? Otóż marnotrawstwo jedzeniowe się wydarzyło. Chciałam zrobić obiad świąteczny, czyli taki jaki rzadko się jada w naszym domu: żeberka (raz mi wyszły takie jak mojej babci!) kupiłam ponad kilogram mięsa. Tak żeby starczyło na ugoszczenie gościa i jeszcze na jutro. Ubabrałam się tym mięsem, umęczyłam. Fuj średnia przyjemność, wsadziłam do gara i duszę, na babciny sposób duszę. Śmierdzi. Fuj! (jeden wykrzyknik) myślę, mięso zazwyczaj na początku gotowania troszku pośmierduję, dam mu szansę. OK. No ale żeby aż tak. To nie jest pośmierdywanie a smród! Motyla noga! śmierdziało takim jakby kwasem FUJ!!
 Mięso poszło dla kotów klatkowych (nie zjadły to chyba instynkt samozachowawczy), mieszkanie do wietrzenia a my do baru mlecznego na obiad nieopodal. Ot obiad świąteczny wydałam, że niech mnie drzwi ścisną i gęś kopnie!:) Na szczęście sernik robiony wczoraj wyszedł uff.

No a wieczorkiem urodzinkowe kinko. Braci Coen "Prawdziwe męstwo". Jeśli jesteś kobietą i nie lubisz westernów...idź na ten film! Dawno się tak nie ubawiłam w kinie. Czysta przyjemność oglądania. Zagrane wyśmienicie a dialogi cięte jak kwiat. Koniecznie!!