Myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć...tak sobie podśpiewuje moje ukochane VOO VOO wchodząc do łazienki. Bo my moi drodzy mamy darmową, domową komorę krioterapii w łazience. Wczoraj awansowała na to miano. Cóż za oszczędność i jakie to zdrowe! Jest w naszej łazience tak zimno, że na siku chodzimy w specjalnie do tego celu przygotowanych bluzach:) A spróbujcie w niej dokonać porannej czy wieczornej ablucji! Wybór metody jest i owszem: kąpiel w wannie w wodzie stygnącej w 3 minuty lub pod prysznicem (też w wannie rzecz jasna), w skulonej pozycji bo na wyprost już nie starcza samozaparcia:) Nie lada to wyczyn nie lada:)
Tak to jest, jak się mieszka w bloku z junkersem. Cóż to za rozkosz czuć powiew wiatru na plecach z kratki wentylacyjnej, cóż to za rozkosz podejmować ryzyko, zatykać ów wylot i czekać: wybuchnie junkers czy nie wybuchnie...czy może się w ogóle nie zapali. Myjemy się w cieplejszej łazience w zimnej wodzie, czy w zimnej łazience w ciepłej wodzie?
Nastraszeni wybuchem i rychła możliwą nagłą śmiercią przestaliśmy zatykać kratkę i mamy teraz wybór tylko ten drugi. Ale żyjemy hihi. A może ja rzucę mycie? Przecież od dawna wiadomo, że częste mycie skraca życie hihi. Ktoś ma chęć na zabieg krioterapii? Zapraszam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz