"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Serialomaniaczka poleca...

Znów się wkręciłam w seriale na nowo. Już zapomniałam jakie to fajne jest kiedy w głowie mieszka myśl, że w każdej chwili dzięki różnorakim portalom filmowym można zajrzeć do bohaterów. Nie trzeba czekać na następny odcinek tydzień, nie trzeba przytupywać niecierpliwie z nogi na nogę podczas niekończących się reklam. Słowem wolność wyboru i brak ograniczeń czasowych. Można wszystko. Można sobie dawkować, można pochłonąć całość na jednym wdechu. Ja staram się jednak sobie dawkować żeby starczyło na dłużej. Nie zawsze mi się rzecz jasna ta sztuka udaję. 


Na pierwszy ogień "recenzyjny" pójdzie świeżynka, którą wczoraj skończyłam oglądać i jestem pod ogromnym wrażeniem (i w żałobie też jestem, że to już po) Angielski serial kryminalny "Broadchurch"


Koleżanka pracowa mnie poinformowała o tym serialu mówiąc, że według jej informacji doczytanych serial ten ma być angielską odpowiedzią na szwedzkie The Killing. Dwa razy mi nie trzeba było powtarzać. Zaraz po powrocie do domu zasiadłam do pierwszego odcinka i szczerze powiedziawszy już po  kilku minutach wiedziałam, że to jest to!  Na dzień dobry wciągnęłam 3 odcinki i miałam ochotę na więcej. Na szczęście wygrał rozsądek i zwolniłam tempo nieco po to by cieszyć się tym serialowym odkryciem jak najdłużej.


Tytułowe Broadchurch to małe, angielskie, nadmorskie miasteczko, w którym dochodzi do tragedii. Na plaży w pobliżu wysokiego klifu zostaję odnalezione ciało 11 letniego chłopca Danny'ego Latimera. W tym samym dniu do pracy wraca detektyw Ellie Miller. Jej pierwsze zadanie to poprowadzenie (pierwszego tak poważnego) śledztwa. Tak myśli i szybko się przekonujemy, że się myli, bowiem w tym samym dniu i w tym samym celu do miasteczka przybywa detektyw Alec Hardy. Jak to w małym miasteczku bywa wszyscy się znają i wiedzą o sobie prawie wszystko. No właśnie prawie wszystko i to prawie może sprawić, że nagle ze  zwykłego mieszkańca Broadchurch można awansować na mieszkańca podejrzanego. Akcja toczy się przede wszystkich wokół rodziny Latimerów (mamy, taty, starszej siostry i babci), rodziny sierżant Miller, oraz detektywa Hardy'ego, który także skrywa jakąś tajemnice. Plus galeria postaci. Takich zwyczajnych ksiądz, właściciel kiosku z gazetami, dziennikarz. Bez nich serial nie stanowiłby takiej ciekawej całości  zgrabnie zamykającej się w 8 odcinkach. Z pozoru niewinne, urokliwe miasteczko (świetne zdjęcia i muzyka) i jej mieszkańcy kryją w sobie niejedno. I jakżesz to jest zagrane wyśmienicie! Od detektywa Hardy'ego w tej roli David Tennant nie można wzroku oderwać (i jakie fantazję się roją w głowie hi), rewelacyjna jest też odtwórczyni roli Miller Olivia Colman. Oj co tu dużo mówić WSZYSCY W TYM SERIALU SĄ ŚWIETNI! Słowem aktorski majstersztyk. I pamiętacie, że sowy nie zawsze są tym, czym się wydają. (Twin Peaks)
I ten język angielski, w którym można się bez pamięci zasłuchać.


Kolejna perełka obejrzana już jakiś czas temu to "House of Cards"


Nie spodziewałam się, że tak bardzo mnie wciągnie thriller polityczny. Czułam, że to będzie dobre, wszak za reżyserię kilku pierwszych odcinków zabrał się sam David Fincher, a Kevin Spacey nie zagrałby raczej w czymś kiepskim. Ale, że tak bardzo się w serialu zakocham to nie przepuszczałam. A co takiego jest w tej 13 odcinkowej produkcji wyjątkowego, że mnie tak  wkręciło? Ano na początek się w samym Spacey'u zachwyciłam (jak mawiał młody Talar w serialu "Dom"), w Kevinku takim, że nie chciałabym go spotkać na swojej drodze. Oj nie chciałabym. 
No ale do rzeczy. Kimże jest postać grana przez Kevina Spaceya? Francis Underwood jest kongresmenem. Obiecano mu inne, lepsze stanowisko Sekretarza Stanu. Nie dostaje go jednak. Oj zdenerwował się Frank, oj nie popuści Frank. Oj zemści się, zemści Francis Underwood. Ale nie będzie to zwykła, ordynarna zemsta, będzie to wyrafinowana, wieloodcinkowa zemsta. Francis Underwood mierzy bowiem wysoko. Jest do tego człowiekiem bezwzględnie inteligentnym, przebiegłym, wytrawnym manipulatorem. 
Myślałam, że nieznajomość amerykańskiego systemu nie pozwoli mi się w serial zaangażować i faktycznie czasem gubiłam się w politycznych zależnościach, nazwiskach i funkcjach, ale nie miało to większego znaczenia dla odbioru całości. Te polityczne gierki na najwyższym szczeblu stanowią jednak tło (ważne bardzo i budujące opowieść) do opisania relacji Franka ze światem, sieci zależności z innymi ludźmi, oraz z wyjątkowej urody żoną Claire, której postać kreuje zjawiskowa Robin Wright. Dziwny jest ich związek bliższy raczej układowi. Układowi, który działa bardzo sprawnie. Małżonkowie wspierają się, pomagają także w kwestiach zawodowych. Każde ma jednak coś za uszami. Układ z żoną nie jest jedynym układem, w którym tkwi Frank. Zoe Barnes Kate Mara to młoda, ambitna dziennikarka, której marzy się dziennikarstwo polityczne, a że jest inteligenta i sprytna wie do kogo uderzyć.  Frank natomiast wie jak pociągać za polityczne sznurki, wie jak zaskarbiać sobie ludzi. Jest wybornym graczem. Dzięki swoim kontaktom i wiernym współpracownikom najczęściej wygrywa każdą partie. Nie jest jednak nieomylny...

W zasadzie każdy odcinek ma swoją oddzielną intrygę polityczną. Są rzecz jasna i główne wątki (te polityczne i te osobiste) przewijające się przez wszystkie odcinki. Trzeba oglądać uważnie i nie przejmować się jeśli czegoś nie rozumiemy:) Wszystkie role zagrane są koncertowo, na najwyższym aktorskim poziomie.
Odcinki bywają nierówne. Niektóre intrygi Franka są fascynujące, inne nieco mniej (mnie osobiście zmiażdżył 5 i 6 odcinek-klękłam). Całość jednak jest doskonała i trzyma w napięciu. A my widzowie (ja na pewno) kibicujemy od pierwszej chwili Frankowi. A przecież to taka świnia jest!:)

Ja moi drodzy pozostaję w zachwycie i czekam niecierpliwe (oj przyjdzie mi czekać czas dłuższy) na sezon drugi.

I polska produkcja. Bo nasi też potrafią "Krew z krwi"


W pierwszych odcinkach poznajemy rodzinę mama Carmen, tata Marek, trójka dzieci najstarszy Franek, młodsza Natalia, i najmłodsze dziecię Borys. Z pozoru zwykła to rodzinka. Mają przyjaciół, dobre, spokojne, na wysokim poziomie materialnym życie. Znają się wszyscy od wieków. I szybko się przekonujemy, że to nie jest ot taka sobie rodzinka. To taka mafijna (na miarę polskich realiów) rodzinka. Głowa rodziny wraz z bratem żony Wiktorem i z przyjacielem Stefanem prowadzą "biznes" przemyt i takie tam inne przygody. 
Nad wszystkim po cichutku czuwa najstarszy z rodu Stefan, w postaci teścia głowy rodziny i ojca szyi rodziny, czyli matki dzieciom. Wszystko gra, życie toczy się torem spokojnym...toczy się torem spokojnym do momentu aż się toczyć spokojnym torem przestanie. Najmłodszy ze wspólników Wiktor (brat Carmen) jako, że nie jest specjalnie mądry i rozsądny popełnia błąd, kradnie ogromną ilość narkotyków. I wiadomo, że kradnie je nie  byle komu. Kradnie je Antonowi i oj kłopoty się szykują. Carmen czuję, że przestaje być bezpiecznie, wie, że jej rodzinie grozi niebezpieczeństwo. Nie do końca zdaję sobie sprawę co się wydarzyło i czym zajmuje się jej mąż (wie, że nie do końca legalna jest jego praca). Marek też zdaję sobie z tego sprawę. Nie widzi już sensu "pracy" z Wiktorem. Postanawiają więc wyjechać...No ale wiadomo, że gdyby im się to udało serial skończyłby się na drugim czy trzecim odcinku. Więc dzieję się tragedia. Teraz Carmen musi być silna, mądra i skuteczna...

To jest moi drodzy dobra rzecz ten serial. Za reżyserie odpowiada Xawery Żuławski i poradził sobie moim zdaniem z tym zadaniem nieźle. Wszystko hula w fabule jak trza (mówiąc może nazbyt kolokwialnie, ale cóż poradzić jeśli tak właśnie jest), co nie jest znowuż takie oczywiste w przypadku polskich produkcji. Często, gęsto pełnych scenariuszowych dziur. Jest początek, środek i koniec. Wątki się sprawnie i logicznie łączą ze sobą i sprytnie zamykają. Dobre zdjęcia, muzyka i ogólnie klimat serialu. 
Nie fabuła jednak była dla mnie w tym serialu najważniejsza, a aktorstwo. Agata Kulesza w roli Carmen jest boska (w końcu to Agata Kulesza!) Zbigniew Stryj w roli Marka też mi pasuje, dzieciaki ciągną swoje kwestie również przyzwoicie. Brat Wiktor Andrzej Andrzejewski wkurzał mnie niemiłosiernie, a właśnie takie emocje swą bezmyślnością miał zdaję się wzbudzać. Para przyjaciół, w tym wspólnik Łukasz Simlat i Iza Kuna bardzo przekonujący. Do tego role epizodyczne Aleksandr Domogarow w roli Antona i mój faworyt (uwielbiam faceta od dawna) Szymon Bobrowski (mniam!). Jerzy Grałek w wiecznym konflikcie małżeńskim z Iwona Bielska także zasługują na uwagę. Słowem aktorski smakołyk:)
Niezły serial kryminalny mojego ukochanego Pitbulla nie przebił (obawiam się, że żadnej polskiej produkcji się ta sztuka nie uda), ale wart uwagi jest zaiste.

Trzy powyższe seriale są przeze mnie obejrzane. Na koniec chcę wspomnieć o serialu, którego przed chwilą wciągnęłam pierwszy sezon. Ale o nim chcę tylko wspomnieć. Oglądam i jestem bardzo na TAK!



Dziękuje za uwagę i pozdrawiam serdecznie:)

16 komentarzy:

  1. Jaki śliczny wiosenny wystrój! Bardzo mi się podoba.
    Z serialami to jestem na bakier, niekoniecznie takie kryminalne mi podchodzą.
    Ostatnio śledzę tylko "Annę German" (uuu, został tylko jeden odcinek) oraz "Downtown Abbey".
    Pozdrawiam zieloniutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z rzadka się odzywam, ale jak już wiosna przyszła, to i wystrój bloga z radością zmieniłam.
      Annę German też oglądam. To dobry serial. Mi najbardziej podobały się te pierwsze odcinki. "Downtown Abbey" zaczęłam oglądać i zarzuciłam i muszę wrócić, bo mi się bardzo podobało. Takie stricte kryminalne seriale gdzie liczy się tylko rozwiązanie zagadki też mnie nie kręcą. Ale jeśli do tego serial ma specyficzny, niepowtarzalny klimat, coś co przyciąga i poza fabułą, to jak najbardziej. I najlepiej jednak się sprawdzają mini seriale, jednosezonowe. Smutno jak się kończą, ale mam wrażenie, że wychodzi im ta zamknięta całość na zdrowie.

      Usuń
  2. Krew z krwi oglądałam - świetny polski serial, a to rzadkość;)
    Teraz jestem na etapie zapoznawania się z serialem House of Cards, też nie spodziewałam się, ze wciągnie mnie serial polityczny. A to zasługa mojego ulubionego aktora Kevina Spaceya. Świetne są jego monologi!
    Oprócz tego oglądam The Homeland - z czystym sercem mogę polecić, świetny serial z siatką AlKaidy w tle.
    Oglądam też Hannibala i The Following. Ale to juz tak średnio... za dużo moim zdaniem kładzie się tam nacisk na przemoc.. Drastyczne sceny pokazywane są moim zdaniem zbyt obrazowo, a przez to są groteskowe.
    Jak widzisz też jestem serialoholiczką;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ja też się zaskoczyłam naszą rodzimą produkcją. House of Cards! zazdraszczam, że jeszcze go nie skończyłaś. O Homeland co rusz gdzieś słyszę. Muszę się nad nim pochylić.
      W Hannibalu mi sceny przemocy nie przeszkadzają, ale coś w tym jest, że w nadmiarze stają się groteskowe i jakieś takie prostackie. Odbierają serialu smaczku tajemniczości, klimatu. Jestem nawet zła na ten pierwszy odcinek, że tak mi nie leży i powiem szczerze, że w ogóle mnie nie ciągnie do następnego. Inaczej było przy House i Broadchurch. Od razu wciągnęłam po trzy odcinki i nie mogłam się doczekać by obejrzeć następne.
      Szkoda, bo bardzo liczyłam na Hannibala:(
      Czekam teraz aż pojawią się na kinomaniaku napisy do Top of Lake (bo sam serial już jest)-także kryminalny serial w reżyserii Jane Cambion! Coś czuję, że będzie zachwyt

      Usuń
  3. Ooooo, Tennant:) Fajnie. Jak ja za nim tęsknię. Uwielbiałam go w roli Doktora, i kiedy tak oglądam te nowsze odcinki (ze Smithem) strasznie mi jego twarzy brakuje.
    Jakoś nie umiem trafić na drugą serię Boardwalk, ale ostatnio odkryłam serial online.
    Polecam Ci Mad Men. Mnie wciągnął. Ma co prawda szóstą serię, ale jakoś się za przeproszeniem "nażreć" tego serialu nie mogę i tłukę (nocą) po 4-5 odcinków. Plus suknie! Suknie z początku lat 60-tych są BOSKIE!
    Do niedawna oglądałam Downton Abbey, ale strasznie mnie znudziło (nawet suknie nie pomogły). Za to nie wiedzieć czemu z wypiekami na twarzy czekam na nowe odcinki Gry o Tron.
    Jeszcze a propos wypowiedzi Karolki - mój mąż ogląda Homeland i bardzo sobie chwali, moja mama oglądała tylko pierwszą serie (nie ma ochoty na dalsze), a ja wytrzymałam tylko kilka odcinków. Za to Hannibala to bym chętnie zobaczyła:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No jeśli lubisz Tennanta namawiam Cię na "Broadchurch" podwójnie. Drugi sezon Zakazanego jest na Kinomaniaku jak wszystkie seriale, które oglądam. Mad Mena oczywiście znam. Jestem w trakcie 3 sezonu. Z tym serialem mam tak dziwnie, że oglądam zrywami. Najpierw w szale wciągam jeden odcinek za drugim, a potem mi przechodzi i przez długi czas nie oglądam. Tak bywa przy serialach wielosezonowych. Uwielbiam klimat tego serialu (od czołówki po napisy) i te wdzianka i te kiecki! No zdarłabym je z bohaterek i schowała do swojej szafy.
    Przez chwilę oglądałam Downton Abbey ale jakoś o nim zapomniałam. Zamierzam wrócić, bo mi się podobało. Gry o tron jeszcze nie oglądałam. Jakoś się zebrać nie mogę.
    O Homeland słyszałam różne opinie. Jedni byli zachwyceni, a drudzy nie bardzo.
    Podobnie jest Hannibalem. Widziałam póki co jeden odcinek, ale mnie nie zachwycił, mało tego nie zachęcił mnie do dalszego ciągu. Jakieś to takie amerykanckie. Coś mnie tam irytuje (nie coś a raczej dwie postaci), gdyby nie Mads to chyba bym już sobie odpuściła. Ale spróbuj bo różnie to bywa. Ja też będę jeszcze próbować, bo cóż można powiedzieć po obejrzeniu jednego odcinka (można czuć pociąg, albo nie-to już dużo).
    Moja pracowa koleżanka wciągająca seriale na potęgę nie zachwyciła się Broadchurch (a byłam pewna, że się zachwyci), natomiast bardzo jej się spodobało te kilka pierwszych odcinków Hannibala. Czyli zupełnie odwrotnie. Ja nie mogę wyrzucił z głowy Broadchurch. Nie mogę się uwolnić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Te tytuły w ogóle mi nic nie mówią. Jestem ogromnie na bakier z serialami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czas to zmienić:) Te dwa pierwsze są najbardziej godne uwagi. Ja też zupełnie nie dawno zaskoczyłam serialowo.

      Usuń
    2. Na razie oglądam "Hannibala". ;)
      Nawet na filmy brak mi czasu, a co dopiero na seriale, które jednak mniej lubię.

      Usuń
  6. Wszystkie trzy seriale planuję w przyszłości obejrzeć, chociaż na razie nadrabiam zaległości w Mentaliście,potem wezmę się za Annę German i może odpalę Luthera :)

    A krew z krwi doczekała się amerykańskiej wersji - Red Wife bodajże. Niestety ma średnie recenzje i jeszcze gorszą oglądalność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie trzy są warte obejrzenia. Ale najkonieczniejsze jest obejrzenie tych dwóch pierwszych. To pierwsza liga jest. Annę German oglądam, ale zapominam w tv kiedy leci, a potem muszę nadrabiać na kompie. Dobrze, że jest taka możliwość:)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się, że "House of Cards" - prześwietny, uwielbiam, nie mogę doczekać się kolejnego sezonu!
    (PS. i jak tak strasznie jednak kibicowałam Russo !!!)

    Z kolei "Boardwalk Empire" zaczęłam kiedyś oglądać, ale obowiązki zmusiły mnie do przerwania, żałuję i na pewno wrócę, bo zapowiadał się znakomicie.
    Zerknę również na Twoje pozostałe propozycje, bo naprawdę mnie zaintrygowałaś!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak też kibicowałam Russo. Ta postać ma coś takiego w sobie, że staję się bliska. "Boardwalk Empire" przerwałam oglądanie na początku drugiego sezonu (po Broadchurch nie mogę żadnego serialu oglądać-wszystko jest nie tak).

      Usuń
  9. Papri, maj się kończy, a u ciebie głuuucho :/
    Przestań męczyć te seriale i napisz coś!
    (House of cards oczywiście świetny plus dzięki za pozostałe namiary)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wiem co się dzieję. Ale coś mi się porobiło i nie mogę nic napisać:(

      Usuń