"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 18 listopada 2012

Po pierwsze biblioteka, po drugie biblioteka. Taki kryzysowy post.

Nie wiem kochani co się dzieję, ale jak widać mnie prawie w ogóle na własnym blogu nie widać. Już myślałam, że kryzys mam za sobą. Myliłam się jednak. Kryzys nie minął. Kryzys trwa i jest to kryzys taki ogólny chyba. Największa chęć napisania czegoś tutaj pojawia się zazwyczaj wtedy, kiedy nie mam możliwości pisania, czy to nie mam dostępu do komputera, bo na przykład jestem na spacerze, albo dostęp do komputerka mam i owszem, ale nie mogę z niego korzystać, bom w pracy. Wtedy to całe gotowe frazy układają mi się w głowie, całe historie. Czasem bardziej pogodne, innym razem całkiem niepogodne. Zależy od nastroju, w którym mnie te frazy dopadną. Ten post jest pisany na raty. Zaczęłam w środku tygodnia, teraz jest niedziela. Może dziś uda mi skończyć. Teraz (znaczy się mamy środek dnia, środka tygodnia) mam chwilkę dosłownie w przerwie pomiędzy jedną czynnością w pracy a drugą. Może jak zacznę pisać teraz to jakoś to skończę? W domu jak już przeglądnę zaprzyjaźnione blogi, jak już poszperam w necie, jak już porozmawiam ze znajomymi poprzez gg  na pisanie nie mam już chęci. Bolą mnie oczy, odchodzi chęć na kontakt z komputerem. A bez komputera się nie da. A to paskudne stworzenie strasznie mnie męczy fizycznie ostatnio. W ogóle znajduje się w jakimś stanie zawieszenia. Nie wiem czy nadal trwa szok hiszpański, czy to naturalna konsekwencja tego, że się kawałek pięknego świata ujrzało i teraz we własnym świecie nie do końca wygodnie. Czy to pierwszy raz jesienna chandra mnie dopadła? Nigdy wcześniej nie miałam problemu pt: zmiana nastroju jesienią. Hmmm. I don't know! Noo teraz jak znam życie się ruszy w pracy. A nie mówiłam! Wrrr

(Kolejne podejście)
No dobrze żeby już tak nie marudzić zrobimy małą przerwę na przyjemnostki w postaci bibliotecznych łupów. Potem wrócimy do marudzenia, ale wspólnym  mianownikiem pozostanie  biblioteka.

Moje perełki:

Biblioteka Główna:

 Dobre, bo polskie.
inne źródło: 

 łyk psychologii

Biblioteka Uniwersytecka

 Teraz Polska!

Nie jestem zapisana do własnej pracowniczej biblioteki. Te dwie kniżki wypożyczyła mi koleżanka. Instynkt zachowawczy mi nakazuje by nie zakładać karty. Bo ja wiem, że to zaowocuje kolejnymi stosami w domu. Stosami wyjątkowo dużymi, bo pracownicy mogą wypożyczać nawet 10 tytułów. I weź to ogarnij człowieku!

W pracy teraz jest wielka akcja przygotowawcza do przeprowadzki zbiorów. Akcja oklejania na nowo książek, także tych z magazynu (właściwie przede wszystkim) więc moim udziałem jest najmniej przyjemna część przygotowania tych stosów. Znalezienia danego tytułu, zazwyczaj składającego się z kilku stosów. Tak więc dźwigam je na wózek wysyłam windą, a potem takie oklejone muszę odłożyć w to samo miejsce. Dość to uciążliwe jest. Oddechem dla mnie jest to, że czasem ja oklejam i to jest naprawdę spokojna robota. Trochę jak na taśmie:) Jednak dzięki temu, że ciągle grzebie w stosach, to mogę znaleźć różne perełki, na które gdyby nie klejenie nie miałabym szansy trafić. Tak też się stało podczas mojego oklejania. Oto co wyszperałam:


"Drugie życie przedmiotów. Second hand jako zjawisko społeczne" Maria Skowrońska Wydawnictwo Naukowe UAM.


przykładowe rozdziały i podrozdziały
Przedmioty i nostaglia
-Rytuały posiadania
-Kontekst a wartość

Historia  i współczesność second handu
-Second hand po polsku
-Ekonomia niedoboru

Kategorie
-Ceny
-Miejsce
-Zapach, dźwięk, dotyk

Jeszcze nie czytałam, tylko przeglądnęłam. Myślę, że to ciekawe.

"Przerwana" tożsamość. Odtwarzanie i tworzenie tożsamości w społecznościach postmigracyjnych" Elżbieta Smolarkiewicz Wydawnictwo Naukowe UAM

przykładowe rozdziały i podrozdziały

Specyfika kształtowania społeczności lokalnych na ziemi lubuskiej-podstawowe wymiary
- Przemiany ludnościowe na ziemi lubuskiej po zakończeniu II wojny światowej
-Wysiedlenia ludności niemieckiej
-Przesiedlenia ludności na ziemi lubuskiej
-Reemigranci

Tożsamość zbiorowa jako kategoria pojęciowa i jej korelaty
-Przeszłość, pamięć społeczna a tożsamość zbiorowa
-Pokolenie jako kategoria różnicująca tożsamość zbiorową

Tożsamość jako odmienność i podobieństwo-percepcja "innych" i wizerunek własny w doświadczeniu grupowym
-Doświadczenie wojny jako determinanta wyobrażeń grupowych najstarszego pokolenia
  -Rosjanie
  -Żydzi
  -Ukraińcy

Poczucie przynależności terytorialnej i samoidentyfikacja
-Ojczyzna prywatna najstarszego pokolenia-"utracona ojczyzna" czy obecne miejsce zamieszkania?
-"Prawo trzeciej generacji" czy zerwane związki? Ojczyzna prywatna najmłodszego pokolenia
-Miasto w świadomości-element poczucia przynależności lokalnej

To już zaczęłam podczytywać. Jest to dla mnie temat ważny i ogromnie interesujący. Książka jest naukowa, ale napisana takim językiem, że czyta się ją lekko. 
Wszystko co teraz czytam układa mi się w tematyczną całość. Wspomniana wyżej książka zlewa mi się gdzieniegdzie z książką Marcina Zaremby "Wielka trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzs" gdzie mogę sobie poczytać o:

-Trauma wielkiej wojny, psychospołeczne konsekwencje II wojny światowej
-Strach w kulturze dwudziestolecia: bolszewicy i żydokomuna
Polityka strachu
-Trzej jeźdźcy apokalipsy: głód, drożyzna, choroby zakaźne
Fobie i przemoc etniczna

Nawet książka nie historyczna ot "Włoskie szpilki" Magdaleny Tulli jest tematycznie kompatybilna. A pisząc te słowa oglądam na Discovery World dokument "Teheran 43"(wszystko byłoby świetnie, gdyby nie reklamy, które na tym programie pojawiają się co 12 minut!). No doprawdy jestem monotematyczna. A na dokładkę jakiś czas temu "Pokłosie". Zdaję się, że minęłam się z powołaniem:)

(kolejne podejście)
Z pierwszej ręki wiem, że wpłynie za czas jakiś do uniwersyteckiej biblioteki (to potrwa troszkę) dość dużo nowości. Bardzo lubię te chwilę kiedy muszę coś zanieść do działu gromadzenia i jak ten sęp się rzucam na te nowe książeczki, które tam właśnie przechodzą przez  pierwszy etap wędrówki poprzez gromadzenie, opracowanie (dziesiątki rąk przechwytujących książki po drodze), po to by zakończyć podróż na bibliotecznej półce, a w konsekwencji w rękach czytelnika. Wczorajsze stosy były zaiste imponujące . Nowa Bator, biografia Hłaski, nowy tytuł z serii reportażu. Same świeżyneczki. Szczęśliwie pani opiekująca się tymi stosikami pała do mnie sympatią i gotowa była nawet mi jakąś dać natychmiast, ale nie chcę czytać w stresie, na szybko. Poza tym nową Bator mam zaklepaną u Koleżanki od Wina i Kotów. Stop. Oczywiście jak tylko na nowo zasiadłam przed kompem zrobił się ruch niemożebny i dawaj góra dół. Za 20 minut przyjdzie mój zmiennik i skończy się dostęp do komputera. Wspaniałomyślnie oddaje mu to pole. Tylko wtedy jest szansa, że będzie siedział cicho. Chociaż chwilkę. W takich miłych chwilach jak ta w dziale gromadzenia kiedy to obmacuje wzrokiem (bo palpacyjnie nie da rady. Stosu się nie rusza wszak się rozleci) te stosiki i ucinam miłą pogawędkę o przeczytanych ostatnio książkach myślę sobie, że niewiele osób ma w pracy dostęp do takich przyjemności. I w takich chwilach jest mi zwyczajnie dobrze. Mam to szczęście, że tych chwil przyjemnych w pracy jest stanowczo więcej niż tych nieprzyjemnych. Perspektywa spotkania moich koleżanek pracowych zawsze powoduje rano uśmiech na twarzy (najmilej jest w wakacje kiedy to zaczynamy prace 1,5h przed otwarciem wrót czytelni i możemy celebrować wspólne śniadanko). Bardzo lubię także drugie zmiany kiedy już od 15 jest totalny luz i można o 16 udać się do sąsiedniego budynku na niezgorszy obiadek, a i jeszcze koleżance na zmianie przynieść porcje. Taaak to są miłe chwilę. Kierownictwo mam także świetne! Czuje się bardzo swobodnie i bezstresowo. No, ale jak się ma za kierowniczkę żonę pana z nieistniejącego już kabaretu Potem, to może być tylko śmiesznie. Każdy dzień także okraszony jest rozmowami o obejrzanych filmach. No kochani personalny raaaj:)

 (kolejne podejście)
 Właściwie gdzie nie zajdę, a zachodzę wszędzie (takie też moje zadanie donosiciela i przynosiciela różnych rzeczy) mam tą przyjemność spotkania samych przyjemnych ludzi, z którymi można pogadać.Żyć nie umierać prawda? No właśnie ta laba ma się z racji przenosin do nowego budynku zmienić. Zmiana może być tylko na gorsze. Każdy trafi gdzieś indziej, już nie będziemy na jednej sali. Zmieni się specyfika biblioteki, zmienią się działy. Zmieni się kierownictwo. A lepszego kierownictwa ze świecą szukać. Zarówno kierownictwo  (nazwijmy kierowniczkę panią D), jak i pani od przetargów i spraw administracyjnych pani U to równe babki. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby  kierowniczka dzieliła się ze mną jedzonkiem. Tak było przez całe wakację. Pani D codziennie rano raczyła nas świeżo zerwaną z własnej działki rukolą, pietruszką i balkonową bazylią (w życiu nie jadłam takiej pysznej bazylii!) Zażerałyśmy się z koleżanką tymi pysznościami. Potem właściwie jadłam tylko ja, a  i tak pani D pamiętała o mnie. A jak już sezon się zakończył dzieliła się ze mną zasobami ze swojego śniadanka. A wczoraj dla odmiany pani U obdzieliła nas własnej roboty smalczykiem i ogórkami. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką swobodną i życzliwą atmosferą w pracy. Rozumiecie dlaczego nie mam specjalnie ochoty na zmianę. żeby nie było nam za dobrze wszystko jest objęte wielką tajemnicą i nikt nie wie gdzie trafi i pod kogo będzie podlegał  i z kim dzielił przez część zmiany swoją przestrzeń. Cholera a ja tak lubię te moje baby! Jest jeszcze kilka osób, z którymi mogłabym z przyjemnością pracować, ale czy akurat uda się tak utrafić? Do tego zmienią się tak prozaiczne dogodności jak możliwość bezkarnego spóźniania się o minutę, dwie, na co nikt nie zwraca uwagi, nie będzie też można o te kilka minut wcześniej zamknąć budynku na drugiej zmianie, czy w sobotę, gdyż ponieważ każde wyjście będzie kodowane. No jak to w pracy bywa. Co ja narzekam. Rozwydrzona chyba jestem:)

 (kolejne podejście)
 Na temat terminu przeprowadzki krążą legendy. My liczymy, że to będzie jednak marzec, że to będzie jednak później niż wcześniej. (duży fragment skasowany-instynkt samozachowawczy). Tak sobie patrzę na moją koleżankę, która jest sama i musi się utrzymać za tą głodową pensje. Nie ma męża, partnera, który by przyniósł swoją wypłatę. A wierzcie mi. Się nie da! Nie rozumiem tego.  Wstaję do pracy, idę na 8h do pracy i nie byłabym w stanie się samodzielnie utrzymać gdybym musiała? Tak, tak wiem, że moja praca nie jest jakoś specjalnie wymagająca, nie wymaga wielkich umiejętności (niczego nie ujmując koleżankom z góry, ich też), ale ktoś tę pracę musi jednak wykonywać i musi jakoś żyć. Nie każdy musi robić karierę, nie każdy musi poświęcać się pracy i ciągłemu dokształcaniu. Ja mam taki pomysł niechaj Ci, którzy poświęcają się pracy, mają ambicje, chcą się ciągle uczyć i wykonują odpowiedzialne i trudne zawody zarabiają duuuże pieniądze. A Ci, którzy nie mają aż takich wielkich ambicji, bo i tacy mają prawo żyć godnie, za swoją pracę dostają takie wynagrodzenie, które pozwoli po prostu się utrzymać, ale nie od pierwszego do pierwszego, obiad albo kino, ale żyć tak żeby się chciało rano otwierać oczy. Czy to brzmi utopijnie? Bo ja mam wrażenie, że bardzo tak. Mąż na moje żale i zwierzenia na temat koleżanki rzekł: niech zmieni pracę. No ale czy o to chodzi? Rzucając w twarz taki argument dajemy przyzwolenie na to, żeby ludzie zarabiali śmieszne pieniądze, a jak się nie podoba to, na ich miejsce czeka kilkunastu chętnych, albo niech wyjadą, zrobią kolejne studia, a najlepiej zmienią zawód, wszystko jedno czy się z tym czują czy nie. I będzie luuuz. Z moich obserwacji wynika, że to także nie daje żadnej gwarancji.

 (kolejne podejście)
 Nie każdy ma na to możliwości i nie każdy ma na takie zmiany chęci. Może ja i bym chciała być taka hej do przodu, taka nie bojąca się zmian, ryzyka i trudności. Taka twarda, podejmująca wyzwania. Silna, niezależna babka! Ale nie jestem taka. Z różnych przyczyn, Z przyczyn nadanych jak temperament, wychowanie, wzorce z domu, i z przyczyn zupełnie ode mnie zależnych. Jestem przeciętna, zwyczajna, najbardziej cenię sobie poczucie bezpieczeństwa, jak najmniej zawirowań w życiu zawodowym. Chcę chodzić do pracy bez bólu brzucha ze stresu, chcę wiedzieć co mnie w niej spotka. Ludzie są różni, mają różne potrzeby. Jedni są silny, odważni, kreatywni, lubią zmiany, wyzwania, są ambitni i chwała im za to. Ale jest jeszcze cała rzesza zwykłych szaraczków, którzy po prostu chcą sobie spokojnie żyć. To nie dobrze, tak nie wolno. Proszę zaraz coś przedsięwziąć! Ale już! Wiecie ja mogę tak długo. Mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli. Nie oczekuje dużych pieniędzy ze nic nie robienie i pierdzenie w stołek, ale godnej zapłaty za pracę. Po prostu godnej.

Chyba już wystarczy tego marudzenia? Co?  A jeszcze coś by się znalazło, ale to chyba w następnym odcinku. Nie wiem kiedy.

Buziakuje kochani i przepraszam, za te moje żale. Taki teraz mam czas.


aaaaa jutro premierowy Teatr tv NA ŻYWO:)

Iluzje 

4 komentarze:

  1. 'W przedwojennej Polsce' już dawno dodane do must-readów, natomiast 'Wzorowy Pacjent' dopisany, bo wydaje się interesujący. No ale zobaczymy co napiszesz jak przejrzysz ;)

    Każde kolejne podejście to materiał na mały post jest. Przecież. Można się doprawdy zniechęcić do tej Hiszpanii, skoro powracające blogerki się tak po powrocie bisurmanią przy pomocy lub za sprawą lub jak zwał tak zwał ale nieobecności...

    Kochana, w następnym poście wrzucam coś, co poprawia (mam nadzieję) humor, teraz to już z myślą o Tobie stricte ;)
    I przemyśl zakup dyktafonu albo choć notesu, coby myśli nie uciekały ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą jak nie wiem co! Co tej godnej płacy i reszty wynurzeń.
    A książeczki ciekawe.
    Ściskam i zmykam, bo choć dusza się rwie do blogów, to rozsądek pokazuje na zegarek i jutrzejszą konieczność wstania o nieludzkiej porze.
    Pa pa oa

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że czytasz Austera - czekam na ocenę:)
    Pod wpływem Sunset Park dokupiłam jeszcze Trylogię Nowojorską.

    OdpowiedzUsuń
  4. Noooo to już przegłaś! Ty i szaraczkowatość, Ty i zwyczajnosć? Kooobito, Ty jesteś najbardziej kolorowym człowieczkiem papryczkowym! nosek do góry, kryzysy kiedyś musza minąć- te mniejsze i te większe. Ale wiesz ,tak sobie pomyślałam, że to jest Polska właśnie- narzekają, że z kultury nie korzystamy, że nie czytamy, a robią biblioteki za gruby szmal i to na peryferiach, gdzie nikomu się nie chce jechać. Co za debile, lepiej byłoby tę kasę zainwestwoać w uzupełnienie zbiorów bibliotecznych i podniesienie pensji

    OdpowiedzUsuń