"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 11 lipca 2013

Łagów ociekajacy słońcem, czyli Łagów odczarowany:)

Pamiętacie kochani (moi wierni czytelnicy!hihi) moją relację z wyprawy do Łagowa sprzed dwóch lat? Deszczowy to był Łagów. Otóż trzeba Wam wiedzieć, że Łagów (w trakcie trwającego Lubuskiego Lata Filmowego) został w tym roku odczarowany. Nie spadła ani jedna kropelka deszczu. A mało brakowało. Prognozy i deszczowy zapach wiatru z czwartku nie zapowiadały niczego dobrego.
A dlaczego ten deszcz i jego brak lub nie brak taki ważny skoro dwa lata temu daliśmy radę? No przecież raz radę daliśmy to damy i drugi. No nie? Kwestia pogodowa w tym roku była jednak ważniejsza. Rzekłabym, że była ona bardzo ważna, bowiem my w tym roku zamierzaliśmy wybrać się do Łagowa i spać po NAMIOTEM. Nie pisałabym słowa namiot krzycząc do Was wielkimi literami gdyby nie było to dla nas doświadczeniem od lat zapomnianym. Do tego namiot...hmm no nie ten najstarszej generacji, nie ten trójkątny, już typu iglo noo ale szału nie ma. Najśmieszniejsze było to, że my nie widzieliśmy go nawet na oczy (pożyczyliśmy go kiedyś i nie skorzystaliśmy) więc nie wiedzieliśmy co nas czeka. Tropik jest? jest, podłoga jest? jest, wszystkie pałąki są? są. Noo to czego chcieć więcej? No, ale pamiętajcie my wyruszając w piątek w okolicy godziny 16.30 (popadywało) jeszcze tego nie wiedzieliśmy i byliśmy gotowi na to, że w razie ulewy spłyniemy jako pierwsi:)
Dojechaliśmy we trójkę na miejscu czekała na nas reszta brygady. Pół na pół mi z mężem znajomej. Fajna brygada. Fajna.

 Malutkie prywatne pole namiotowe "U Michała" (polecam) w podwórzu w samym centrum miasta. Zresztą to miasto jest tak małe, że wszędzie jest samo centrum. A potem już tylko lasy. Udało nam się rozłożyć obok siebie, w pobliżu stół i toalety (1 kibelek w domyśle męski i jedna łazienka z dwoma kranami i trzecim tam gdzie kibelek w domyśle damski). Prysznic u gospodarzy za 5zł. To tak jakby ktoś był miejscówką zainteresowany. Koszta maciupke. Zapłaciliśmy za dwa noclegi i za auto za dwie osoby 52 zł! No tak to ja mogę!

 Brygada się rozkłada.
 
Grill, pogaduchy, piwko, posiadówa na pomoście zwanym potocznie grzybkiem. Powrót na pole, tak gdzieś w okolicy 1 w nocy. Potem nocna szarpanina z przebieraniem w samochodzie, z wyszukiwaniem ubrań do spania. Dobrze, że samochód, który pełnił funkcję szafy mógł stać przy samym namiocie (inne stały już dalej). Bo przecież w naszym apartamencie namiotowym to zmieściliśmy się tylko my i już nic więcej.

 Nasz wielki luksusowy domek. Prawda, że ma ładne kolorki?

 Dobrze, że przez pomyłkę zamiast jednego dużego materaca do spania wzięliśmy dwa pojedyncze. Bo byłby z takim jednym wielkim klops. Nawet jego część by do namiociku nie wlizła. A tak to przynajmniej jeden materac się zmieścił. Mąż umościł sobie posłanie z pożyczonej miłosiernie maty i kocy. I okazało się, że to mojemu ślubnemu spało się wygodniej na macie niż mnie na materacu. Złożyłam swe gnaty na podłoże zwane materacem wcześniej wydobywając z siebie namiętnie rano powtarzaną przez resztę gawiedzi frazę: -rany tu jest jak w trumnie- no już śpij, śpij kochanie! I wtedy to właśnie moje legowisko zrobiło puuuf i wypuściło powietrze. Tak więc przyszło mi spać w zasadzie na ziemi. Twardo i zimno! Brrr

 Apartamentowiec w całej okazałości. Ten materac w tle za chwile zrobi wielkie puuuf:)
 
I jak już udało mi się przymknąć oko, jak już zdawało mi się, że może i nawet śpię i śnię usłyszałam wrzaski dobiegające (jak słusznie sobie przetłumaczyłam) spod głównego sklepu w miasteczku, który to sklepik znajdował się zaraz obok pola. Do wrzasków typu męskiego dołączyły dźwięki typu łuuup, gruuuuch i baaach, a pod koniec dołączyły rozhisteryzowane wrzaski pań mających zapewne ambicję obu panów rozdzielić. Potem nastąpiła chwila względnej ciszy. O ile ciszą można nazwać mnogość dźwięków przypisanych do pola namiotowego (rozmowy grupy panów powracających do swoich tymczasowych domków, ziuch, ziuch wydawane przez zamki co rusz otwieranych i zamykanych namiotów, ćwierkot oszalałych nocnych ptaków, oczadziałe szczekanie stada psów), to tak była to chwila ciszy. Znów udało mi się na chwilę przysnąć. Łagów właściwie dysponuje ledwie jedną ulicą i siłą rzeczy nosi ona miano ulicy głównej. Główna i jedyna ulica biegnąca przez miasto ma to do siebie, że nie da się przemieszczać żadną inną. A jeśli nie ma innej drogi, to cała ludzkość powracająca z nocnych szlajanek siłą rzeczy musi traktem przebiegającym opodal namiotu przechodzić. I zdaję się, że owa ludzkość umówiła się, że koniecznie należy podczas tej drogi powrotnej krzyczeć, bluzgać i rzucać butelkami. A i jeszcze KONIECZNIE trzeba krzyczeć FALUBAZ, FALUBAZ! (a może to było tej nocy następnej?). Szczęśliwie nastał poranek i żar począł się lać z nieba niemiłosiernie. Zjedliśmy wspólne śniadanko i na cały dzień wyruszaliśmy na wodę rowerami dwoma. Oj jakże pięknie było. Pogoda idealna bo jednak trochę słoneczko się za chmurki schowało. Cud, miód i orzeszki! W południe słońce postanowiło jednak nam w podróżowniu drogą wodną  potowarzyszyć i teraz mam w posiadaniu męża w kolorze czerwonym. 
 Potem obiadek (rybsko), chwila odpoczynku i kolejne spacery i las i jezioro. Rany znowu do laaasu!? Ja do miasta chcę, do ludzi, do zgiełku! A niee idziemy do lasu i już. I koniec i kropka.:)) No to idźmy. Faaajno! Na spacer po jedynej ulicy Łagowa jeszcze przyjdzie czas.

O i na tym moście nas nie zabrakło.  Kiedyś można było tam się natknąć na pociąg.

Noc następną przespałam na materacu pełniącym już swoje leżakowe funkcję. Na szczęście wzięliśmy dwa i ten drugi okazał się zdrowy. Zasnęłam szybciej, a może nawet i na dłużej. Obudziły nas bladym świtem wrzaski dochodzące z pola namiotowego sąsiadującego z naszym (dzieliła je polna droga, dość często niestety uczęszczana). A wrzaski były nie byle jakiej treści. Było coś o agencjach towarzyskich i o matkach, córkach i babkach i o tym, co awanturujący się biwakowicze zrobią z wymienioną wyżej rodziną właściciela pola namiotowego. Kogoś też chcieli wywieźć na taczce, ale kto kogo i dokąd tego akurat nie wiemy. Słowem zabawa na całego o 6 rano:) Na szczęście udało się nam wszystkim jeszcze zasnąć. Rano śniadanko pyszne i posiadówka na ukrytym głęboko w lesie, nieco podupadłym pomoście. Słońce, jezioro, pływanie. Mały raj. 


 nieco podupadły pomost.
 
W okolicy godziny 16 w niedziele nastąpił odwrót do swoich domostw. Oj pobyłoby się dużej!

Zastanawiacie się być może czy film jakiś widzieliśmy. Wszak w trakcie trwania Lubuskiego Lata Filmowego w mieście Łagowie rezydowaliśmy. Otóż żadnego filmu nie widzieliśmy. Te trzy tytuły, które wieczorową porą miały swoją emisję były większości niestety już znane. 

piątek: "Imagine" pana Jakimowskiego (zdobywca Złotego Grona zresztą)
sobota 20.30 "Dziewczyna z szafy" pana Koxa
sobota 22.30 "Drogówka" pana Smarzowskiego. Chcieliśmy nawet iść na Smarzowskiego (bo część z nas nie widziała), ale płacić 10zł za film, który się już dwa razy widziało to średni pomysł. Wniosek z tego taki, że nie należy bywać w kinie na bieżąco, bo potem niczym Lubuskie Lato nas specjalnie nie zaskoczy:)

Podsumowując to był boski weekend! Fajni ludzie, dużo śmiechu i namioty. Tak to fajna przygoda jest. Taki przedbieg przed naszą wakacyjną wyprawą podnamiotową. Planujemy dwa tygodnie. Już kupiliśmy większy, lepszy domek przenośny. Ale o tym może kiedy indziej.

Ciekawe kto tu do mnie zajrzy. Ciekawe. Ucieszył Was mój radosny słowotok. Hihi ucieszył? Powiedzcie, że tak:))
 


10 komentarzy:

  1. Ucieszył:)
    Pozdrawiam,
    Czytaczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ucieszył ;-) przy śniadanku w pracy ;-)
    Buziaki!
    Agnesto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to miłe śniadanko w pracy było. Cieszę się, że swą pisaniną sprawiłam radość (sobie zresztą też).

      Usuń
  3. Ucieszył jak zwykle :) i tym bardziej, że jakby ogólne letnie spowolnienie na blogach nastąpiło. :))
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ucieszył. Mi samej pisanie sprawiło dużo radochy. I o to w tym chodzi:)
      Pozdrawiam równie cieplutko.

      Usuń
  4. No jak to kto zajrzy?! A Ty tak pod te namioty kobito to bezpiecznie dla Twego kręgosłupa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem kochana, że na Ciebie zawsze mogiem liczyć:) Wiadomo, że nie najlepiej dla moich plecków wpływa spanie na ziemi, na materacu bez powietrza, ale już na dobrze napompowanym jest ok. Był czas kilka lat temu jak apaptowaliśmy drugi pokój (był graciarnią) na sypialnie to przez długi czas nie mieliśmy łóżka i spaliśmy właśnie na takim podwójnym dmuchanym materacu. I było nieźle:) Ale dziękuje za troskę!

      Usuń
  5. Widzę, że w dobrej formie - i tak trzymać.
    Apartamentowiec przedni - otulina z komarów zapewne też ;)
    Pozdrawiam - tylko się nie mogę zdecydować - ciepło czy serdecznie? To może i tak i tak :))

    OdpowiedzUsuń