"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 26 września 2012

W domu zimno jak diabli! Powspominajmy więc ciepło Hiszpanii-szlakiem Pueblo blancos:)


Mała przerwa we wspominkach zakończona. Jest tak zimno u mnie w domu, że zamarzam zwyczajnie. Beznadziejna beznadzieja! Za oknem już aura jesienna, pora też na zmianę odzienia bloga, bo pewnie w tej żółtej zwiewnej kiecce i zielonych sandałkach mi marznie. Ubieramy więc pomarańczową kurteczkę z kapturkiem ,żółciutki szaliczek i czerwone botki jesienne;)

Oj rany a w Hiszpanii było tak ciepło, tak pięknie, tak słonecznie! Aj aj.

Za nami sobota pierwszego weekendu. W niedzielę także zrobiliśmy sobie wycieczkę, nieco bliższą wprawdzie, ale równie piękną. 
Castellar de la Frontiera. To nazwa miasteczka, gdzie na wysokiej górze znajduje się gród, zamek z całym miasteczkiem na tyłach. Teraz nikt już tam nie mieszka, turyści tylko. Cudne miejsce. Aż się nie chce wierzyć, że takie miejsca istnieją naprawdę. Wersja foto mocno okrojona, kto ma chęć na większą ilość, zdjęcia dostępne są na facebooku.

Po pokonaniu samochodem stromej krętej drogi, oczom naszym ukazał się taki oto widok.

Nie moi kochani, to za mną to nie jest fototapeta:)
Pojawiam się...
i znikam:)
ja i drzewko śliczne

Oto i zamek
i widoczki z tego zameczku

Poniedziałek znów spędziliśmy uziemieni na tarasie, ale już we wtorek raniutko razem z Maćkiem i Anią pojechaliśmy do La Linea. My udaliśmy się do wypożyczalni aut, a nasi gospodarze za granicę Hiszpanii do pracy. Po powrocie do domku zjedliśmy opasłe śniadanko, ugotowaliśmy sobie makaron z pesto na obiad, zapakowaliśmy wszystko do naszego chwilowego pojazdu i wyruszyliśmy w drogę w głąb lądu. Kierunek Ronda (100km od Alcaidesy) Szlakiem białych miasteczek.
A wcześniej bardzo strome, wąskie drogi górskie zaprowadziły nas do miasteczka na skale Casares.

No jak nam pojazdy inne pojawiały się nagle za zakrętu to było dość groźnie, ale jakże pięknie!
No taki widok mieć z okna, byłoby bosko. Podróżować, podróżować jest bosko!!
Białe miasteczko ze snu mego...nie ogarniam!
Białe domki, białe uliczki...

Krążyliśmy po mieście, uliczki się albo łączyły i jedna przechodziła w drugą, albo zupełnie niespodziane zamieniały się w czyjeś podwórko. Zasadniczo nie wiadomo było co nas czeka za zakrętem.
Tubylec przesympatyczny i fotogeniczny.

Oczywiście mam w zanadrzu jeszcze wiele zdjęć z miasteczka na skale, ale jako, że to dopiero początek naszego podróżowania, początek wycieczki wtorkowej przejdę płynnie do następnego punktu naszej wyprawy, kolejnego białego miasteczka, w którym zabawiliśmy ledwie chwilkę.

Oto Gaucin:

Eee na takim komisariacie to i ja mogłabym być policjantką:)
O Dżesus!

No tyle z Gaucin, bo przed nami jeszcze Ronda, ale najpierw droga do Rondy przecudna i niemożliwie piękna!
Mirador del Genal-jeden z licznych punktów widokowych.
Białe miasteczka. Te dwa białe punkciki to kolejne pueblo blancos
Czas na piknik. Pyszny makaron z pesto i pyszny widok. Tam usłyszałam osiołka. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, ale siedział wysoko, na skale w swoim domku. Dojrzałam tylko jego ogonek. Na szczęście nie zagubiony:)) Na zdjęciu nasz samochodzik Kia nazywana przez nas czule Kijanką. Bardzo ładnie się sprawowała na tych niebezpiecznych drogach.
Miasteczko Atajate-cudowna kruszynka:)

A to już Ronda. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy do najważniejszego miejsca w mieście. Wąwóz El Tajo. Tam zostawiliśmy autko i udaliśmy się w górę do miasta

 Wzruszają  mnie te czerwone doniczki.
Most Puento Nuevo
Tu już rynek i kościółek na przeciwko, którego spożywaliśmy posiłek zrobiony w domku. Ludzie się na nas dziwnie patrzyli, ale w ogóle nas to nie martwiło:)
Drzewko pomarańczowe w samym centrum miasta. Na ulicach Rondy najwięcej sklepików z andaluzyjską ręcznie malowaną specjalnością naczyniami, kubeczkami, talerzami, miseczkami. Widok tych wszystkich kolorowych cudeniek wprawiał moje serce w drżenie.
Widok z mostu
Trafiliśmy w Rondzie na Fiestę flamenco
W Rondzie zapadł zmrok, a potem noc. Wieczorem dopiero poczułam miasto. MAGIA!

Nooo to taki szybki spacer po pueblo blancos. Noc nas zaskoczyła i trzeba było wracać niestety. Do domu 100km, drogi kręte niebezpieczne, nie było już czasu na nic. Widok w oddali Casares nocą absolutnie mnie zniewolił, bo przecież w ciemnościach nie widać tych skał, na których znajduje się miasteczko, więc wyglądało to tak jakby w przestrzeni nieokreślonej wisiało tysiące światełek. Wtedy właśnie zadrżałam na myśl o powrocie do rzeczywistości.
Te wszystkie miasteczka, również Alcaidesa, w której mieszkaliśmy można sobie pozwiedzać na Google maps

19 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka, cudne widoki...
    Nie umiem Cię znaleźć na fb :-/
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wpisz na fejsie hasło papryka może coś znajdziesz:)
      Przypadkowo skasowałam Twój drugi komentarz, sorry wydawało mi się, że jestem w postach i klikam w edytuj, a to były komentarze i kliknęłam usuń. Też mi się podoba wystrój, ale tylko na moim laptopku, bo na moim kompie pracowym tego brązowego ze szlaczkiem jest tylko odrobinkę i wszystko jest ciemne, pasek z boku jest brązowy, a u mnie taki ciemny oliwkowy. Nie wiem jak u Ciebie się wyświetla strona.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. jaaaa, fiesta, flamenco! ale to pięknie wygląda!
    A na blogu od razu cieplej, cieplusio i milusio. Podoba mnie się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę na to patrzeć, bo u nas też zimno strasznie, a tam na zdjęciach lato, lato wszędzie.
    A jak Wy sobie dajecie radę? Mąż już zaprzestał był pracy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja patrzę na te zdjęcia i nie wierzę, że tam byłam i nie wierzę w ten grzejniczek, który stoi w pokoju i z którym się muszę zaprzyjaźnić. Ehhh

      A nam póki co jest jeszcze ok, bo po pierwsze jeszcze w tym miesiącu jest jedna wypłata, a po drugie mój ukochany dorwał na fuszkę na zlecenie (w tym tygodniu co się kończy właśnie) pracował po 10h od 7 do 17 przy kompie, więc ciężko, ale za bardzo ładne pieniądze, więc w tym miesiącu śpimy na forsie:))
      Czuje, że się wszystko poukłada i ta skarpeta daję mi poczucie jako takiego bezpieczeństwa. Dziękuje kochana za troskę:)

      Usuń
    2. Acha i po powrocie z urlopu już nie wracał do pracy. Sprytnie sobie to wykombinowali, ale to lepiej bo już nie musiał patrzeć na te gęby:)

      Usuń
  5. Wspaniałe widoki... Od dawna marzy mi się odwiedzenie tego pięknego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo widoki przecudne. Długo się zbieraliśmy z tym wyjazdem. Zaproszenie mieliśmy już rok temu, ale nie było nas wtedy nawet stać na pół biletu. Warto, bo to piękny kraj:) Dziękuje za odwiedziny:)

      Usuń
  6. Jeśli się dobrze wygrzałaś w tym południowym słońcu to powinno starczyć na cały rok :)
    Ja po zeszłorocznym pobycie w Hiszpanii miałam tyle energii... choróbska się mnie w ogóle nie imały. Za mało doceniamy słońce, wpojono w nas jakąś antysolarną fobię, a takie wyprażenie dupska raz do roku na prawdę wiele daje. Więc dobrze, że miałaś okazję.
    ps. fajny styl - taki hipisi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wygrzałam się za wszystkie czasy, chociaż nie było wcale na szczęście aż tak gorąco. W pierwszym tygodniu faktycznie dość gorąco i męcząco w sam raz na taras, a w drugim tygodniu 26-27 stopni więc idealnie na wędrówki. Mam nadzieję, że faktycznie to nasłonecznienie mi starczy na długi czas. A styl faktycznie hipisi, coś w tym jest, a jeszcze taki trochę lata 60-te, wiesz szmizjerki, stare torebki, jakbym była w posiadaniu nóg fajnych (a nie jestem niestety) chodziłabym w miniówkach w kształcie litery A.

      Usuń
  7. Marzy mi się wyjazd do Hiszpanii, więc zazdroszczę Ci tej wyprawy przeogromnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Makaron z pesto to podstawa :-)))) Też się nim zajadałam, jak byłam na stażu we Francji. W Polsce już mi tak nie smakuje ;-)

    Ale pięknie na Twoich fotkach :-) A słynnego Jeżusa w Hiszpanii widzieliście???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makaron z pesto mogłabym jeść codziennie, a taki hiszpański w takiej podróży. Ehhh. Tego słynnego Dżesusa nie widzieliśmy, ale mnóstwo tych mniej słynnych:)

      Usuń
  9. Bardzo dawno temu tez sie platałam wakacyjnie po tych, bardzo pieknych okolicach. Ronda to urocze miasteczko, ale pamietam że kreta droga do niego byla istnym koszmarem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie się plątałaś opowiedz:) Ronda jest cudna, ale mi chyba najbliżej jest do Mijas, ale o tym pewnie wspomnę w następnym odcinku. A droga do Rondy była straszna,zwłaszcza w nocy.

      Usuń