"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 18 października 2012

Postem zbiorczym na łono blogowe powracam:)

To moje kolejne podejście do posta. Jestem w kryzysie nie mogę pisać, jestem w jakieś dziwnej kontrze do bloga, w kontrze do bloga własnego, bo Wasze czytam z tą samą przyjemnością co kiedyś. I nie wiem dlaczego i nie wiem o co chodzi i czuje się już tym zmęczona. Trzyma mnie od powrotu z Hiszpanii. Popełniłam wprawdzie kilka postów w tak zwanym międzyczasie, ale tak naprawdę pisanie tylko jednego o Kadyksie sprawiało mi niekłamaną radość, pisałam go z niewymuszoną lekkością. Reszta jest milczeniem...Tęsknie za czasem sprzed roku kiedy dzieliłam się z Wami sobą zachłannie, a Wy zostawialiście ślady swoich odwiedzin w komentarzach. Ostatnio podczytywałam sobie stare posty, te sprzed roku, te o fabriken, fabrikien i te wspierające komentarze i te o targaniu foteli przyśmietnikowych...było tego. Tęsknie za tym, tęsknie. A teraz ja nie piszę, a i Wy niewiele śladów po sobie zostawiacie. A może to już taka specyfika bloga, że raz na jakiś czas zamilknąć trzeba?

Mała dygresyjka:
Na  dobry początek powrotu do pisania przedstawiam Wam marchewkę. Kolejnego domownika. Taka sama mieszka u naszych gospodarzy w Hiszpanii (pewnie mniej marznie niż ta nasza). Tak więc od Macieja i Ani zgapiliśmy warzywko i sokowyciskarkę marząc o takim samym smaku soku pomarańczowego. Oj płonne nadzieje, daremny trud. Się nie da. Z pomarańczy taki pyszny sok nie wychodzi, ale już z buraków i marchewki (feria barw), albo  z marchewki  i jabłka,  albo w końcu z samej marchewy! Rozkosz dla podniebienia! 
Tylko co na to nasza marchewka (mieszka z nami jeszcze jedno warzywko, ale ono zostanie przedstawione przy innej okazji). Dziś w roli głównej marchewka: najbardziej mnie rozwala fakt, że ona nosi zielone spodenki, których na zdjęciu nie widać. Marchewka w spodenkach-odlot!

Siostro! Bracie!

Tak więc nawiązując do dawnych postów to jakiś czas temu były fotele, a i teraz przecież w moim domku pojawiły się dwa nowe mebelki. One czekają na pochwalenie się nimi, one przytupują niecierpliwie z nóżki na nóżkę żeby Wam się w końcu moi drodzy pokazać. Zaraz zaraz właściwie  z nóżki na nóżkę przytupuje tylko jeden mebel, bo ten drugi nóżek zwyczajnie nie posiada. 
 Oto nowy stoliczek pod telewizor. Przywędrował do mnie pocztą z daleka, bo aż z Sosnowca.


Na stoliczku nowy dekoder dzięki, któremu mogę znów oglądać Anthonego Bourdaina na Kuchni Tv
Coś muszę jeszcze zrobić z tymi kabelkami co to teraz wystają.

 Wcześniej odbyłam szereg rozmów negocjacyjnych za pomocą zdobyczy cywilizacyjnej tzw. listów elektronicznych z obecną, a już teraz byłą przesympatyczną właścicielką stoliczka (a także jak się okazało autorką bloga Lawendowy zaułek) o rodowodzie rzecz jasna PRL-owskim  w tym najlepszym wydaniu. Rzeczony natychmiast zaprzyjaźnił się z resztą mebli: z dwoma rówieśnikami (no mniej więcej) ocaleńcami fotelami i ze starszą od siebie babciną toaletką. Gorzej z adaptacją miał drugi mebelek, który zamieszkał w pokoju. Problemem wszak była pokoleniowa przepaść, a jak wiadomo z różnicą pokoleń może być trudno. Tak więc te starsze mówiły zwyczajem wszystkich starszyzn, że za naszych czasów to meble miały kształt i zamysł i że to dopiero jest wytrzymałość! A Ty regale z IKEI co? Z papieru jesteś,nietrwały. Za kilka lat czas twój się skończy. Nieodwoalnie! Nie to co my! Meble z poprzedniej epoki, a jakże się świetnie odnajdujemy w tej następnej! 
No i jak tu ten nieszczęsny mebelek się mógł czuć w mieszkaniu, w którym "umeblowanie kuchni, oraz szafy i regały mówiły do każdego: cześć, wyprodukowano nas w latach siedemdziesiątych, kiedy jeszcze nie było Ikei"
 Miłoszewski Zygmunt "Uwikłanie
Wkroczyć musiałam ja właścicielka mebli i przeprowadzić szereg rozmów dyscyplinujących i wychowawczych. Najtrudniej było z fotelem z 60-tych lat. Och był taki zbuntowany! Toaletka z 50-tych wykazała się wyrozumiałością jak to przystało na seniorkę. W końcu zrozumiały, że nie jest łatwo upolować ładny regał w ich wieku, że takie raczej nie trafiają się przy śmietnikach, a jeśli nawet wyczarować taki przy pomocy internetu przesyłka kosztowałaby sporo. Pogodziły się już z tym.
Nooo i  jak już się regał ubrało w książki, jak już one zamieszkały w swoim nowym domku, jak już ulokowały się w przydzielonych im pokojach. Chwin obok Karpowicza, łypał zazdrośnie na Pilcha co to mieszka sam, Cortazar obok Marqueza, Gułag obok Auschwitz (co będą traumatyzować resztę, niech się jednym domku kiszą), to jak one te wszystkie moje ukochane maleństwa zamieszkały w nowym regało-domku, to on nabrał dostojności, ba rzec można sensu nabrał i meble starsze jakoś się pogodziły z faktem, że obok nich mieszka gówniarz z Ikei:))

w tle fotelik:)

A gówniarz z Ikei narobił zamieszania, dość wyrośnięte bydle z niego jest i trzeba było zrobić miejsce. Seniorka toaletka  z radością przeniosła się więc na drugą stronę pokoju (a mówią, że starych drzew się nie przesadza), wykurzając tym samym szafę na ubrania do sypialni (z tejże także kogoś ona wykurzyła, a jakże). Fotele zamieniły się miejscami, tylko kanapa, stół i lampa pozostały na swoich starych miejscach. Jakże ja lubię takie przemeblowanki!


 Wypatrzyłam jeszcze żyrandol w konwencji, przecudnej urody na allegro z DDR-u, ale mąż zapowiedział, że nie stać nas już na takie fanaberie!  Liczyłam, że przy kolejnym wystawieniu (nie cieszył się uznaniem) znowu cena spadnie, ale niestety kolejnej wystawki już nie uświadczyłam. A szkoda, bo bym kupiła w tajemnicy przed mężem. Ot co!:)

nie jesteś mój, a tak pasowałbyś do pokoiku. Idealnie wręcz!

Noo przemeblowanko za nami, ale teraz gdzie tu trzymać książki z biblioteki co to przychodzą tylko na chwilę? No właśnie biblioteki, jaką ja miałam radość niepomierną po powrocie z wojaży. Jak ja wpadłam tam pomiędzy te półki. Ino się kurzyło. Obłęd normalnie. Znacie to.
A oto moje nowe łupy. Jako, że od wizyty w biblio minęło już trochę czasu, to część pozycji już za mną tak więc najpierw 


przeczytane:

*"Cukiernia pod Amorem. Cieślikowie" Małgorzata Gutowska-Adamczyk. 
Tak już mam zazwyczaj, że po dłuższej nieobecności trafiają w moje recę książki, których wcześniej nie było bo krążyły po domach. Tak też się stało z Cukiernią. Długa była przerwa między czytaniem pierwszej i drugiej części. Wciągnęłam ją natychmiast rozkoszując się pewną sobotnią nocą i czytając bez wyrzutów sumienia do piątej rano. Rany jak ja to kocham! 

*"Wyśpiewam Wam wszystko" Urszula Dudziak
To moje drugie zadziwienie, że książka sobie spokojnie stała. Stała sobie spokojnie na półce umęczona zapewne wcześniejszymi wojażami bez wytchnienia po domach czytelników. W końcu dorwałam książkę i ja rzucając się na nią zachłannie i nie doświadczając niestety  czytelniczego uniesienia i zachwytu. Owszem czytało się nieźle, ale ja w połowie musiałam książkę odłożyć, bo zwyczajnie się znudziłam. Zwyczajnie potrzebowałam literatury. Przegryzałam więc genialnym, cudownych Sandorem Marai "W podróży". Przedzierałam się z rozkoszą przez ten bogaty język, przez frazę Sandorową się przedzierałam. Dzieło!
 I jak już sobie podczytałam Sandorka ze spokojem wróciłam do pani Dudziak z ogromną przyjemnością zagłębiając się w zielonogórskie wspomnienia (tak sprawiły mi wielką radość) i ze smutkiem zachodząc w historie związane z Jerzym Kosińskim.

*"Uwikłanie"  Zygmunt Miłoszewski
Noo zaskoczenie. Książka jest po prostu świetna! Napisana z nerwem, żywym językiem. Uwierzyłam każdej postaci, dzięki temu, że ich rysy psychologiczne nakreślone zostały z dużym prawdopodobieństwem, znawstwem tematu, jednocześnie z  wyczuciem. Autor nigdzie nie przedobrzył, z żadnym akcentem książki nie przeszarżował. Czytając bardzo chciałam Miłoszewskiego na czymś przyłapać, na jakimś niedociągnięciu. Ale nie. Myślałam, że może coś w teorii Hellingera i w ustawieniach nie zadziała, ale nie moi drodzy tam też wszystko działało. Klasa! Film w kontekście książki w ogóle przestał mieć jakiekolwiek artystyczne znaczenie. Teraz po zapoznaniu się z pierwowzorem już w ogóle nie ma się nad czym pochylać.  

W czytaniu:  
 
*Bękart ze Stambułu" Elif Safak
Czytam właśnie, choć czytaniem tego procesu jaki zachodzi bym nie nazwała. Raczej pochłanianiem. To kompulsywne pochłanianie wręcz. Jakże to się czyta cudownie! Aż mi się wierzyć nie chce, że kilka lat później ta sama pisarka, ten sam człowiek popełni tak kiepską rzecz jak Czarne mleko. To aż niemożliwe jest. No, ale już to przerabialiśmy, choć nadal tego nie pojmuje.

Oczekują na swoją kolej cierpliwie (albo i niecierpliwie, kto to wie!) 

*"Chochoły" Wit Szostak
Podpatrzone w  Zasiedzisku Pauli a że ufam jej wyborom czytelniczym i już kilka razy poszłam jej śladem i się nie zawiodłam to zabrałam ze sobą kolejnego grubasa bez dyskusji. Ciekawam bardzo! 

*"Ja Urbanator. Awantury muzyka jazzowego" Andrzej Makowiecki
No jak Duziak przyszła do mojego domku, to i Michała Urbaniaka historię zabrać ze sobą musiałam. Równowaga w przyrodzie:)

************************************************************************
I jak to w ciągu bywa pożyczek smakowitych ciąg dalszy nastąpił i kilka dni później, a właściwie kilka dni temu, bo to było zupełnie niedawno.  Jak to zwykle bywa z gościny u znanej Wam już koleżanki nazywanej roboczo Koleżanką od Kotów Wina i Książek rzadko kiedy wychodzę lekka jak ptak bez ciężarów w czeluściach  torby. Ona nigdy nie puszcza mnie z torbami. Zwłaszcza pustymi:) Zaczynam wizytę od przyjęcia tabletki antyalergicznej (antykotowej), a kończę przyjmując na plecy słodki ciężar literatury. Lubię to!
A oto moje łupy śliczne:

 No dobra drugi fotel też zasługuje przy okazji na przypomnienie:)

Na fotelu posiadują sobie:

*"Trociny" Krzysztof Varga
Uwielbiam faceta. A po przeczytaniu na hiszpańskim tarasie jego "Nagrobka z lastryko" kocham go jeszcze bardziej. Przeczytałam jeden akapit na przywitanie (no dobra więcej, z akapitów Vargi tak łatwo się nie wychodzi) i gdyby nie Bękart, który musi być przeczytany w pierwszej kolejności, bo ktoś tam na niego czeka, to bym zapadła się we frazy pana Krzysztofa teraz, zaraz już.

*"Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem." Izabela Mejza, Witold Szabłowski
No czy ja coś tu muszę wyjaśniać:)

*"Kiedy Bóg był królikiem" Sarah Winman
Znów podążyłam tropem Pauli z Zasiedziska, jako ten królik z Alicji:) A że koleżanka sama potwierdziła słuszność wyboru stanowczym skinieniem głowy o satysfakcję czytelniczą jestem spokojna.

Już pouczyłam Koleżankę od Kotów, Książek i Wina w jakie tytuły ma się zaopatrzyć w najbliższym czasie, bo ja przecież już książek kupować nie mogiem:( Uśmiałyśmy się bo ona też nie może...biblioteki zatem bardzo proszę kupować, kupować, kupować! Tiaaa.      

A i jeszcze jedna pożyczka mi wpadła w ręce, a właściwie została na pocieszenie przyniesiona, na poprawę nastroju tym razem przez koleżankę od Spacerów i Rozmów Długich.

w poziomie:)

No to co chyba tyle wystarczy na pierwszy post po tak długim czasie i po kryzysie. Dziś pogodnie, ale pewnie przyjdzie i taki czas na marudzenie wszak powodów do tego nie brakuje. Ale póki co, ale dziś mogę sobie zanucić: dziś jest faaajnie!
 DOBRANOC:)
 
  

28 komentarzy:

  1. Jak milczała to milczała, a jak się rozgadała to końca nie widać. :P

    Marchewa cudna! Sama bym taką przygarnęła. I regał też. Bo na moim (też Ikea ;) już się nic nie mieści. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no tak Ty jeszcze nie wiesz, bo świeżynka u mnie jesteś, że jak ja już piszę to są to posty kilometrowej długości. Trzeba nie lada wytrwałości żeby dotrwać do końca. Są tacy co to nawet lubią hihi

      Usuń
  2. To ja zaraz do Ciebie wpadnę na ten soczek z marcheweczki....
    Jejku to było rok temu? dobrze pamiętam te opowieści o fabriken,o fotelach...
    Regalik masz boski, cóż że ze Szwecji ;-) z Ikei znaczy się, bo licho wie, gdzie go produkowali...
    Jak ja marzę tak posegregować książeczki, tu taka seria, tu taki autor, tam taki typ... Ech, póki co gromadzę zbiorowo w sobie tylko znanych układach.
    a propos mebli...dziś przywieżli nam szafę przesuwną (2,40 wysoka), trzeba było samemu wnieść paki na 4 piętro i poskładać. Mąż i teść działali, potem kolega teścia pomagał... a i Elwi chciała pomagac, ale ją babcia na spacer wzięła, a potem mama, znaczy się ja, uśpiła... Zeszło z montażem ładnych parę godzin, a i tak nie założyli drwwi, bo okazało się, ze jednego wichajstra z kółeczniem brakuje w paczce i jutro trzeba isc do sklepu...
    A stara szafa przecież była dobra... nic to, ze drzwi się nie dało zamknąć i przy pomocy pufy okiełznane być musiały... ;-)
    Nie miała baba kłoptu, kupiła se prosię. Szafę w tym przypadku.
    A z książek to masz pyszności. Z tych bibliotecznych to oprócz Cukierni (bo to 3 tom) i Chochołów, reszta mi pasuje. Dudziak mam - od mamy pożyczone, unknęłam podobnie jak Ty, ale pewnie ruszę z kopyta wkrótce.
    Tak się zastanawiałam, jak słyszałam w Trójce fragm. "Naszego PRL-u", czy Papryczka to ma, czy czyta... ;-)No jakże by inaczej ;-)
    Peszek nie lubię.
    Sciskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na soczek zapraszam. Na początku byłam dość sceptyczna, bo jakiś taki mi się wydawał nie praktyczny z tymi wysokimi i bardzo głębokimi półkami, ale teraz już go lubię:) A o szafie takiej dużej marzę już od dawna, tak żeby wszystko się w niej mieściło. Ehh. Niestety w wynajmowanym mieszkanku nie ma sensu inwestować w szafę, zwłaszcza, że to są jakieś potężne kwoty. A na PRL się doczekać nie mogę. W końcu zaczęłam czytać co mnie bardzo cieszy. Chciałam bardzo słuchać w Trójce, bo uwielbiam Przemysława Bluszcza, ale to jest taka godzina, w której ja radia słucham rzadko.
      Peszek lubię:)
      Ściskam równie mocno, o ile nie mocniej:)

      Usuń
  3. Ależ mnie zachęciłaś do przeczytania paru książek, a zwłaszcza "Bękart ze Stamubłu" - skoro tak zachwalasz muszę koniecznie i ja się przekonać. Cukiernie pod Amorem też skończyłam na pierwszym tomie. Bardzo mi się podobała, więc nie wiem skąd ta długa przerwa. Czas na drugi tom już najwyższy! Ale ładnie u Ciebie. Tak klimatycznie.
    Nie przepadam za Peszek, wiec nie robi na mnie wrażenia jej nowa płyta, ani też jej wyjście z depresji o której rozprawia wszem i wobec;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bękart jest świetny i czyta się książkę wyśmienicie. Sama się niemalże czyta. Ja pewnie jakbym miała w domku wszystkie części, to pewnie bym czytała ciągiem, ale nie mam i muszę liczyć na bibliotekę. Jak dorwę to się cieszę, jak nie ma trudno.
      Peszkową lubię. Ale nie szaleję za nią bezkrytycznie. Nowa płyta mnie zachwyciła, acz nie od pierwszego przesłuchania. Chyba ta cała historia z depresją, o której nie było potrzeby mówić mnie nastawiła sceptycznie. To znaczy mówić trzeba, bo jak widać depresja nie wybiera i czasem się też trafia sławnym i bogatym co nie zmienia faktu, że taka osoba przeżywa doświadczenie graniczne i nie rozumiem tego jadu ludzi. Aczkolwiek nie wiem po co ona o tym mówiła właśnie przed wydaniem płyty. To było niepotrzebne.
      Pozdrawiam również:)

      Usuń
  4. Chyba nie da się utrzymać wysokiej "formy blogowej" ;-) przez cały czas. Też mam ostatnio kryzys w tej dziedzinie.

    Na książkę "Wyśpiewam wam wszystko" zapisałam się w bibliotece i czekam. Z płyty Peszek zachwyciła mnie piosenka o Amy.

    Marchewa super, podobnie jak PRLowskie meblo-zdobycze.

    No i mam pytanie - mogłam to przegapić, może o tym pisałaś, jak sprawy związane z prawkiem??? Pytam, bo sama powróciłam do tematu po 6 latach przerwy i zapisałam się na dodatkowe jazdy, a dziś idę zapisać się na egzamin. Ale się boję :-(((

    Pozdrawiam Papryczko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie prawko jest dla mnie teraz źródłem stresów, sam fakt, że nie umiem się decydować czy ja chcę kontynuować jazdy mnie już męczy. Zostało mi 10h darmowych godzin i myślę, że gdybym miała je już wykorzystane i teraz już bym miała płacić za dodatkowe moja decyzja byłaby na nie, zwłaszcza, że zmieniła się nasza sytuacja materialna. Poza tym nadal nie mam potrzeby. Nadal mam blisko do pracy, nadal przez pół roku przemieszczam się rowerem i nadal mamy tylko używanego forda kombi z długą dupą, którym przecież się nie da parkować swobodnie, więc nie wiedzę sensu, a stres ogromny. Jednocześnie jak już cholera zaczęłam to...NIE WIEM!
      A Ciebie podziwiam, że się zdecydowałaś po tak długim czasie. Powiedz poczułaś faktyczną potrzebę zrobienia prawka, czy taka fanaberia, że po prostu chcesz mieć?
      Życzę wytrwałości. Może to teraz Twój czas! Trzymać będę kciuki za powodzenie:)

      Usuń
    2. Papryczko, ja mieszkam 15 km od miasta w którym pracuję i właśnie obcięli nam o połowę ilość kursów autobusowych. Prawko dla mnie to konieczność, choć i tak w tym momencie mamy tylko samochód służbowy (mąż). W sumie to nie wiem co jest trudniejsze - zdać egzamin na prawo jazdy czy zdobyć kasę na auto ;-) No i podobno od przyszłego roku znów wchodzą jakieś niekorzystne zmiany w egzaminach :-(((
      Najgorsze jest to, że wszystko tak się wlecze, że dopiero za 2 tygodnie mam testy, a potem mogę się zapisać na jazdy i boję się, że będę miała tylko jedno podejście w tym roku (max. 2), a jakoś mam takie przeczucie, że nie pójdzie to specjalnie gładko, zwłaszcza w warunkach zimowych. Niby jeździ mi się dobrze, ale 6 lat temu też wydawało mi się że jest super i zaliczyłam 3 nieudane podejścia :-( A żeby było śmieszniej pierwszy egzamin jeździłam już 40 min. i wracaliśmy do WORD, gdy mnie oblał :-( Tak bym chciała mieć to już z głowy.
      Powiem ci że dziś żałuję, że wtedy się poddałam, teraz znów muszę sobie wiele rzeczy przypominać od początku (np. cholerną kopertę, wrrr). Może dokończ kurs i chociaż spróbuj podejść, żebyś wiedziała jak to wygląda. A nóż widelec ;-)))) Życzę powodzenia.

      Usuń
  5. Podobny regał z Ikei również u mnie gości, a widoczny fotel na zdjęciu czeka na własny kąt - spadek po Babci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrów zatem ode mnie regał i szczególnie mocno spadek po Babci. Cudowne są takie spadki! Fotel czeka na nowy domek, jakie one są potem wdzięczne hihi

      Usuń
  6. Mnie się tam Czarne Mleko podobało (oprócz tych 'kobietek'), to co dopiero będzie z resztą twórczości Safak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie co do Czarnego to ja się przez te kobietki nie mogłam przebić i dałam sobie spokój po 100 stronach. Być może dalszy ciąg jest lepszy, ale ja wolałam zabrać się Pchli pałac zamiast się męczyć. A Bękart będzie Ci się bardzo podobał. Jestem tego wręcz pewna:)

      Usuń
  7. To nie kryzys, to czas na podładowanie baterii ;-)
    Biblioteczka klimatyczna - ba, cały pokój klimatyczny - też bym taką chciał, ale jestem pozbawiony dobrego smaku w kwestii urządzania wnętrz i muszę zadowolić się swoim estetycznym bałaganem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Piotrku:)
      Zdarzały mi się już przerwy w pisaniu, trochę krótsze i wtedy to faktycznie było ładowanie baterii, to teraz było inne. To była silna niechęć do własnego bloga. Ale teraz zdaję się już minęło:))
      Na kupno regału zbierałam się bardzo długo. Pokój faktycznie jest klimatyczny. Bardzo lubię te moje stare meble i te kolory. Ja także muszę się zadowalać pomimo klimatycznego pokoiku estetycznym bałaganem, częściej nie estetycznym:)

      Usuń
  8. Mam cichutką nadzieję, że ta od kotów, książek i wina jest mi bardzo dobrze znana:)
    Masz bardzo energetyczne kolory! A marchewkowy soczek to po prostu delicje:)
    Rozumiem blogowe kryzysy i chwile ciszy, ale pocieszam cię (i nas!), że mijają i tęskni się. Skąd ja to znam? Przychodzi impuls, np. mejlik od całkiem Nieznajomej z Końca Świata, która czyta, dziękuje, ceni. No, miodzio! I jak tu nie opisać następnych przeczytanych ważnych książek?
    Cud jakiś, czy co, ale też podziwiałam "Lawendowy zaułek"; dzielimy zachwyt Miłoszewskim; tylko z umiłowaniem Vargi nam nie po drodze:( PRL też na pierwszym miejscu. Właśnie minęły cudowne minuty (11 minut i 44 sekundy) rozmowy z samym Gabrielem Maciejewskim, bo zamawiałam "Dzieci PRL-u". Po fragmentach na stronie Coryllusa mam apetyt wielki. Że sama jestem dzieckiem PRL-u, to nieco inna sprawa.
    Dobrze, że wracasz ciałem i myślami. Książki przemówią. Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię moje kolory w pokoju. Jest żółto-pomarańczowo-zieloną i trochę czerwieni. Marchewka i soczek pasują jak ulał:) Jaki ten świat mały, że znasz Lawendowy. Bardzo sympatyczny kontakt z właścicielką bloga. Miłoszewski mnie zaskoczył kunsztem. A Vargę lubię za frazę. Czasem piszę podobnie jak Pilch, którego baaardzo lubię.
      Wracam, wracam i już mi się chcę coś tam pisać:)

      Usuń
  9. A ja właśnie dzisiaj do Wojtka mówię- "Ciekawe co też tam u Papryczki, bo coś długo milczy blogowo" A tu proszę :) Telepatia!
    Marchewa jest super, a soczek ze świeżej marchewki, taki z wyciskarki piłam raz u wujcia i noooomalnie się ośliniłam ze smaku!
    Ach, jak u Ciebie klimatycznie w domku! Regalik wygląda świetnie. Mnie dzisiaj wzięło na układanie książek i tak sobie siedziałam i układałam.
    No dobra, już nie mogę wytrzymać- "Nasz mały PRL"- Papryyyczko, toż to cudna, najcudniejsza książka. Właśnie ją skończyłam czytać- coś niesamowitego! Niebawem spiszę wrażenia, ale najpierw emocje muszą opaść, bo tyle szufladek ze wspomnieniami się pootwierało i tak sentymentalnie się zrobiło. A już kolejka długa do tej książeczki. Najpierw porwał ją Wojtek i dzisiaj cały dzień siedzi z nosem w książce- no żadnego pożytku z niego nie mam! (no dobra, obrał ziemniaki na obiad: ). A w ogóle to mnie po tej lekturze natchnęło i zrobiłam dziś jajka na twardo w sosie koperkowym. To danie z mojej dziecięcej stołówki :).
    Ale widzę też tam u ciebie "Poniedziałkowe dzieci"- to kolejny hit tego roku. Książka jest rewelacyjna.
    O Safak to już nie wspomnę, polecam inne i gwarantuję, że są raczej zbliżone stylem do Bękarta niż do Czarnego mleka, które mnie trochę rozczarowało.
    Ech...no tom popisała.
    weny zyczę
    I ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właście Gibbonik się sam wydelegował do kuchni i szykuje soczek. Mniaam. Tylko marchewka nie chcę na to patrzeć jak jej bracia i jej siostry do tej wyciskarki...straszne sceny!:)) Właśnie przed chwilą musiałam przerwać pisanie bo pokazali w tv małą koalę z duża koalą. Mało się nie ze sikałam! Cuudna. A za chwilę "Wszyscy mówią kocham cię" Allenka na Kulturze:)
      Kiedyś przyjedziecie do nas z Wojtkiem, to se posiedzicie w klimatycznym domku. Tylko pamiętajcie, że klimatyczny jest tylko jedno pomieszczenie. Reszta? resztę dyplomatycznie przemilczę:)
      Na PRL się cieszę i już się nie mogę doczekać kiedy książkę dopadnę. Sama smakowitości mam książkowe. Mlask, mlask.
      Buziaki kochani:)

      Usuń
  10. "Gułag obok Auschwitz (co będą traumatyzować resztę, niech się jednym domku kiszą)"
    Dobre, dobre :D
    Fajnie, że wróciłaś. Weny nieustającej życzę :)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nie życz weny nieustającej, bo to się źle może skończyć!:)) Też się cieszę, że już mi foch na bloga minął. To było taaakie męczące!:)
      Pozdrawiam także ciepło po 6 dniowym tygodniu pracy.
      O soczek wjechał na stół marchewkowy. Ja to mam dobrze zaiste!:)

      Usuń
  11. Ale mi dobrze jak tak czytam Wasze komentarze! Przeczytałam je już dawno, na bieżąco, ale niestety w pracy nie mogę zostawiać komentarzy, więc nie mogłam teraz zaraz już zaspokoić potrzeby natychmiastowego odzewu. Cóż nie można mieć wszystkiego:) Dziękuje, że jesteście:)

    OdpowiedzUsuń
  12. To, że nie pisaliśmy, nie znaczy, że się nie martwiliśmy (my tzn ja, ale podejrzewam, ze nie tylko ja ;)
    Czasem blogerzy mają blogowy przesyt i trzeba to uszanować (gdyby chodziło o coś innego, to safer-fewr nakazuje krótką notkę n'est pas? ;)
    Ale powracasz w starym, dobrym stylu, więc wszystko gra :)
    Ścisk

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że taki obszerny wpis książkowo-meblowy Ci wyszedł, i że jesteś jakby z powrotem.:)
    Okazuje się, że taka sama ikeowska szafeczka rezyduje od lat w pokoju mojej córki. Kiedyś siedziały w niej lalki i misie, obecnie przede wszystkim książki.Dziś własnie byliśmy w Ikei, żeby ją po latach trochę zmienić i dokupiliśmy do niej kilka drzwi. Ma wielką zaletę, że jest bardzo pakowna.
    Jak już tak podsumowujesz gruntownie tę kiepską chęć do pisania i ubogość komentarzy, to dodam od siebie, że brak mi też Ciebie u mnie. Kiedyś byłaś bardzo obecna i było fajnie. A teraz Cię nie ma i jest mniej fajnie. No ale cóż mogę na to poradzić? Zaakceptowałam ten stan rzeczy po prostu. No i skoro Ty nie piszesz, to ja też zaglądam i milczę, bo to działa jakby w dwie strony. Jak ktoś milczy, to wydaje mi się, że chce, żebym ja też milczała:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga bookfo. Tak przyznaję się bez bicia, że czytam Twoje posty i milczę jak zaklęta, a to pewnie głównie dlatego, że najczęściej śledzę blogi w pracy gdzie jak już wspominałam nie mogę zostawiać komentarzy. Nawet jako anonim, bo i taki miałam pomysł, ale okazało się, że ja w ogóle nie mogę komentować z kompa pracowego. I jak jest ta chwila, że mam chęć, wiem co chcę napisać, mam wenę by się odnieść jakoś w miarę mądrze, to ja nie mogę. I czasem tak jest, że wracam do domu i z domu wrócę do przeczytanych już postów, acz najczęściej już nie piszę, bo u mnie to impuls. Chwila mija i klops:) Obiecuje solennie, że się poprawie!:))

      Usuń