"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 13 października 2011

"Hej, poczestuje cie dzis rozgoryczeniem...", czyli o tym co mialo byc, a czego nie bedzie i w ogóle i w szczególe:( Pozalujcie liska, maruda niemozliwego:)

Czy dziś jest 13-stego? i czy 13-stego wszystko zdarzyć się może? Złego i dobrego? Czy mam być wdzięczna losowi, że tylko takie drobnostki niesympatyczne mi się dziś przytrafiły? Bo przecież to nie dramat i zawsze może być gorzej? 
Ok. Niechaj i tak będzie. Jestem wdzięczna losowi i opatrzności, czy tam Bogu słońca Re, że ten dzień 13-stego w czwartek jest tylko odrobinkę dla mnie przykry.

Pamiętacie pisałam Wam, że zaraz po dostaniu w łapki pieniędzorków za fabriken, fabriken, pierwsze co zrobię to pobiegnę do księgarni i kupię kilka książeczek. Wydam bez poczucia winy całe 100 złoty (no może trochę więcej) tylko na moją przyjemność. Wiecie jaką radością jest taka beztroska wizyta w księgarni, nie muszę Wam tego mówić. 
A jeszcze jak taka wizyta zdarza się bardzo, bardzo rzadko, to radość ta jest podwójnie podwójna.

Miało być tak, że część (nawet zacna) zapłaty miała iść do tzw. skarpety, no raczej skarpetuszki maleńkiej, na tzw. czarną godzinę (która jest bliżej niż nam się zdaje), a druga część (ta mniejsza) miała być dla mnie i tylko dla mnie. Na fryzjera, na książeczki, na "Skrzypka na dachu", na to żebym miała przez chwilę chociaż swoje własne pieniądze i nie musiała brać na kawę z koleżanką kasy od małżonka. 
No i tak się akurat zdarzyło, a jak mawia poeta Świetlicki tak się zdarza zazwyczaj, że zapłata za stukanie młoteczkiem obejmuje tylko tę cześć pierwszą skarpetuszkową. Ta druga mniejsza została w kieszeni szefostwa fabriken, fabriken.
Oczywiście, że brałam pod uwagę, fakt, że moje i dziewcząt obliczenia nie będą takie same jak szefów, ale żeby aż taka różnica? Miało być 50gr za pudełko, stanęło na 40gr, co w skali ponad 10 tysięcy pudełek robi niemałą różnice w kwocie. Do tego ten jeden z szefów, który z nami pracował sam sobie zapłacił, chociaż robił w ramach swoich godzin pracy i moim zdaniem nie powinien brać za pracę pieniędzy:(
No, ale tak się stało, jak się stało. Nic nie mogę na to poradzić. Mogę się tylko pożalić i pomachać tym moim książeczkom, co to w księgarni Matras na mnie czekały cierpliwie, z przyklejoną karteczką -25%. 
Także macham wam pa pa. Macham tobie książeczko:

  
i tobie:
i tobie:
i jeszcze tobie macham książeczko co to jesteś nowością pachnąca kusząco, na rynku dopiero od wczoraj. Żeby nie było, że mnie tylko na książki z przeceny stać hehe. 
Pozostaje tylko pusty śmiech.



Tak, tak wiem, że to, że sobie nie kupię tych kilku książeczek to nie jest dramat. Tak, tak tylko trochę sobie pomarudzę i mi przejdzie. Obiecuje!:)
Ale wiecie jak to jest.
 Jak nie ma się pieniędzorków, to się ich nie ma i takie fanaberie, jak kupowanie książek zwyczajnie nie przychodzą do głowy, gorzej jak się ma mieć pieniędzorki, taka myśl już się w głowie słusznie zalegnie, a potem pieniędzorków niet. To jest zwyczajnie, tak po ludzku przykre i rozczarowujące:(

Do tego żeby było śmieszniej okazało się akurat dziś, że mamy nie mały dodatkowy wydatek i to przez zaniedbanie mojego szanownego małżona. I tylko należy się cieszyć, że ta większa część (zupełnie niezłej wypłaty bądź co bądź-tak jestem wdzięczna dozgonnie za możliwość zarobienia- nawet jeśli mnie oszukano na parę stów) się dostała w moje ręce, bo będzie z czego ów nieprzewidziany wydatek uiścić. Aj!
Oto krótka historia pieniędzy, które być miały, a ich nie ma i tych, które są i owszem, ale zaraz ich nie będzie.
Póki co idę potrzymać w rączce te ciężko zarobione pieniędząrki, bo zaraz się rozpłyną w niebycie, tak samo jak moje fantazję zakupowo-fryzjerowe:)

Noo.
To jak już się tak Wam żale moi drodzy, to się wyżalę do końca. Jak marudzić, to marudzić. Ty, który wchodzisz żegnaj się z nadzieją, że będzie śmiesznie.

Trwa 27 Warszawski Festiwal Filmowy. 
Trwa już prawie od tygodnia, trwa i każdorazowe wspomnienie w Tv, i każdorazowo w Trójce wypowiadane zdanie: "nazywam się Stefan Laudyn i zapraszam..." sprawia mi niemalże ból fizyczny, bo ja miałam, podobnie jak dwa lata temu tam być!!
 Rany jaka piękna to była wyprawa. Dwa lata temu 10.10.2009 wyruszyliśmy, by przygodę z Warszawą (bo wiadomo, jak przygoda, to tylko w Warszawie) rozpocząć od dnia otwartego w Trójce, a potem codziennie po kilka godzin w kinie, z seansu na seans się przemieszczanie. A wokół tacy sami jak my z wielkimi programami na kolanach rozłożonymi, z długopisem zaznaczający na który seans zdążą, na który jeszcze są bilety. Cudny, cudny czas!
 Bardzo chciałam to doświadczenie powtórzyć i myślałam, że się uda. Jednak niestety. Muszę obejść się smakiem:(

Myślałam, że do tego czasu pewna bardzo długo już ciągnąca się sprawa spadkowa znajdzie swój finał w miesiącu październiku. Żeby nie było niedomówień nie będę obrzydliwie bogata, tylko troszeczkę. Po sprzedaży babcinego domu, któremu bliżej do rudery niż domu będę tylko troszkę mniej biedna niż zwykle.
Za mało tych pieniążków będzie żeby spożytkować je na ważne przedsięwzięcia, a za dużo by je tak po prostu wydać. Słowem stać by nas było na przykład na to by sobie spokojnie, na luzie (cóż za luksus) przyjechać do stolicy i pomieszkać w salach kinowych, a na zakończenie pobytu pouczestniczyć w muzycznym wydarzeniu Free From Festival, na którym wystąpi m.in Lamb. Ałaaaa! Boli, boli!
 No to sobie nie polatam:(
Pa, pa WFF i Lamb!

Miało być i nie będzie. A nie będzie, bo druga strona dziedzicząca zaniedbała sprawę, albo inaczej załatwiła sprawy po swojemu, bo zabrakło im pokory żeby zrobić tak jak my im mówiliśmy. A tak sprawa przed samą już metą utknęła w martwym punkcie, sąd robi sobie jaja ze zwykłego obywatela i wszystko stoi w miejscu już od bardzo długiego czasu:(((
 I to jest chyba najbardziej irytujące, że ja nic nie mogę na to poradzić.  
Sprawa byłaby już od kilku miesięcy załatwiona, kupiec dom by już dawno remontował, a my już bylibyśmy po wakacjach życia w Hiszpanii (kierunek docelowy Gibraltar), zaproszenie od znajomych, pozostało niezrealizowane. A czas ku temu był idealny. Ja bezrobotniak, nie musiałam się martwić o urlop, a mąż ma prawo do 26 dni wolnych. 
Jak to będzie w przyszłym roku z pracą mojego męża nie wiadomo. Może być różnie. Czy ja będę miała pracę, czy będę miała już prawo do urlopu? Przecież nie będę wiecznie wolnym ptakiem, który sobie może zrobić wolne w każdej chwili. Obawiam się, że kwestie wakacji mamy zamkniętą.



Pa,pa Gibraltar? (umieściłam to zdjęcie na monitorze kompa już kilka miesięcy temu. Myślałam, że może rzeczywistość zaczaruje).
I tu podobnie jak wyżej. Jeśli się nie ma pieniędzy, to się ich nie ma i w głowie się nawet myśli o wakacjach nie lęgną, bo i po co jak możliwości takowej nie ma. Nie ma to nie ma. I już.
Gorzej jak się szansa na realizacje marzenia o wyprawię w obce kraje pojawia, gorzej jak jest ona realna, gorzej jak najważniejsze warunki są spełnione, a jednak nic  z tego nie wynika. I nie wiadomo czy cokolwiek wyniknie, bo sprawa w sądzie nie idzie do przodu, nie zbliża się do finału, gorzej, że może zdarzyć się tak, że domu nie sprzedamy, kupiec, który już  zobowiązany jest umową przedwstępną (my też) od marca! wgryzie nam się w tętnice, sąd warszawski sobie nadal będzie trzymał dokumenty na samym dnie, a my będziemy tak samo biedni jak teraz, wolni od pytań o wakacje, o wyjazdy, czy szanse na nowe możliwości.

Wybaczcie, że tak zamarudziłam, ale szlag mnie trafia. A jak mi się zdarzy, taki mało wesoły dzień jak ten dzisiejszy (no i jest czas pełni), to mi się sprawa spadku ciągnąca się już wiele miesięcy (żeby nie powiedzieć lat) wylewa uszami i mocno uwiera. Uwiera mnie podwójnie, bo mam wrażenie, że druga strona dziedzicząca, ta warszawska sobie głowy tym specjalnie nie zaprząta:(
Tak, tak wiem, że ludzie borykają się z dużo większymi problemami, z tymi prawdziwymi życiowym, ale to mnie wcale nie pociesza.


No nic kończę to marudzenie, uciekam w świat filmowy. Przełączam się na Ale kino. Na film z cyklu Kino mówi Oni pt: "Chinka". Tak ucieczka w świat fikcyjny zawsze mi pomaga:)

6 komentarzy:

  1. Papryczko kochana uszy do góry. Dobrze, że się wyżaliłaś. Tak trzeba. Potem jest już łatwiej i lżej na duszy się robi.
    W przyrodzie zawsze jest równowaga, jak mawiali starożytni "Fortuna kołem się toczy". Są chmury - będzie i słońce. Zobaczysz i ono dla Ciebie zaświeci.
    Znajdzie się praca,będą pieniążki, sprawa spadkowa się zakończy.....
    Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie..."
    Uszy do góry, wiem, łatwo mówić, ale "po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...", tylko "daj czasowi czas", a wszystko się ułoży.
    Jutro będzie lepszy dzień!
    Buziaki!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. To przykre i cięzko się z tym pogodzić, ale aby było lepiej musi być gorzej. Sama jestem bezrobotna, to wiem coś o tej niewystarczającej ilości pieniędzy. Trzymam kciuki, by wszystko pomyślnie dla Ciebie się ułożyło i żeby te ksiązeczki były Twoje i Gibraltar podziwiany był na żywo. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Głowa do góry papryczko..nie może byc wiecznie zle. trzymam kciuki mocno!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczęta drogie!
    Bardzo Wam dziękuje za ciepłe słowa. Wszystkie:) Moja koleżanka mi mówi, że nie ma co się złościć, bo nie mam na te sytuacje wpływu i szkoda tracić energię, a ja wiem, że ona ma pewnie rację, ale trudno mi tak przejść do porządku dziennego nad faktem, że mnie zwyczajnie oszukano (fabriken, fabriken)i że ciągle jest coś nie tak. A ja nic nie mogę zrobić.
    Ale też gdzieś podskórnie wiem, że dam radę, bo przecież najważniejsze w życiu jest moim udziałem a reszta to tylko takie dodatki.
    Buziakuje Was babeczki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. aleś mi się wbiła w temat! ja też wczoraj miałam trzynastkę, ale u mnie jeszcze nie koniec! Cóż mogę rzec- wiem, jak Ci humor poprawić, co też niebawem uczynię :)))) A tymczasem- mam nadzieję,że fikcja pomogła, mi też zawsze pomaga :)

    OdpowiedzUsuń