"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 25 grudnia 2011

W wigilijny wieczor obejrzane. Kazdy ma swojego filmowego Kevina:)

Większość z nas ma swojego filmowego Kevina samego w domu, albo w Nowym Jorku. Film, który gości na naszych ekranach tv w czas Świąt. Raz za razem, rok po roku. I ja mam taki film. Czy chcę czy nie chcę oglądam:) Mowa o jednym z lepszych filmów współczesnego kina z rodzimego podwórka, a mianowicie "Żółty szalik" Janusza Morgensterna. Ten telewizyjny film powstał w ramach cyklu "Święta polskie".


Bohaterem (tak też się nazywa) jest mężczyzna w średnim wieku, na wysokim stanowisku, bogaty rozwodnik, alkoholik. Poznajemy go dzień przed Wigilią i jego wyjazdem do matki. Bohater snuje się po mieście, spotyka z synem i wszędzie gdzie się zjawia jest alkohol, trunek w postaci wódeczki jest immanentną częścią jego postaci. Przez godzinę obserwujemy zmagania Bohatera z nałogiem, od którego postanawia się odciąć i nie po raz pierwszy kończy się to porażką i dosłownym upadkiem, a nawet upadkami w liczbie mnogiej. Bohater zjawia się ostatecznie u matki na kolacji wigilijnej. Liczy każdą godzinę swojej trzeźwości, mierzy się z każdą mijającą świadomą minutą. Ma dla kogo trzeźwieć, dla matki i dla Aktualnej Kobiety Życia. Czy podarowany przez matkę symboliczny żółty szalik okaże się skutecznym talizmanem wspierającym w trzeźwieniu, czy jest to tylko myślenie magiczne? Czy Bohater nie zgubi rzeczonego szalika, bo przecież zwykł je gubić. Póki co stara się o nim pamiętać. Szalik jednak nie załatwi sprawy, nie nastąpi nagłe, cudowne uzdrowienie. Bohatera czeka cholernie trudna, wyboista, nierówna droga do trzeźwości, bardzo ciężka praca przed nim. Czy wytrwa? Pozostajemy z tym pytaniem bez odpowiedzi. Ja wierzę, że mu się uda:)


Fabuła filmu jest cudownie banalna, co wychodzi obrazowi na zdrowie dzięki temu akcja skupia się na jednym właściwie aspekcie.
 To, że Janusz Gajos jest Mistrzem to oczywiste, ale to co uczynił z tą rolą jest absolutnym aktorskim majstersztykiem! Jednak nie należy zapominać (zapomnieć o tym fakcie byłoby grzechem nie do wybaczenia), że nie byłoby tej genialnej kreacji Gajosa bez dialogów, które wyszły spod pióra innego Mistrza tym razem słowa pisanego Jerzego Pilcha. Zresztą czuć robotę pana Jerzego w każdym zdaniu, a Gajos wygłasza Pilchowe frazy tak, jak nikt inny nie byłby w stanie ich wygłosić. Pełna kompatybilność aktora i tekstu. Jest w filmie kilka genialnych scen. Moja ulubiona to ta kiedy Bohater przez cały służbowy koktajl odmawia alkoholu, nie piję, jest dzielny, już wychodząc jednak sięga po jeden kieliszek, tak na odchodniaczka, za chwilę po drugi... Do tego moja umiłowana pani Danuta Szaflarska w roli zatroskanej matki Bohatera- cudna, cudna, cudna! Dodatkowym plusem jest ogromna wiarygodność nie tylko gry Gajosa, ale i wiarygodność psychologiczna postaci alkoholika w ogóle. Obserwując poczynania Bohatera możemy zauważyć typowe wahania nastrojów. Od nagłej euforii i wiary w możliwość zmiany po zupełną zapaść. Ten film jest prawdziwy, jego oglądanie wręcz boli (choć nie jest pozbawiony groteski i scen tak po Pilchowemu zabawnych). Alkoholik nigdy nie jest sam w swoim piciu, ciągnie za sobą rodzinę. Każdy radzi sobie z chorobą bliskiej osoby po swojemu. I tak też jest w filmie Morgensterna. Syn Bohatera podejmuje próby negocjacji (najpierw zupa, potem alkohol), kończy się jednak na wstydzie, była żona uwolniona od niego cieszy się wolnością bez nie kryjąc się z tym, bo dla tej kobiety wiedzieć jak skończy się picie Bohatera i nie przejmować się tym to ogromna ulga. Pozostają jeszcze dwie osoby matka wspierająca syna w trzeźwieniu w dość naiwny sposób nie zdająca sobie do końca sprawy z jakim problemem zmaga się jej dorosłe dziecko (jedyne co musisz zrobić to przestać pić i już). Gdybyż to było takie proste! Oraz Aktualna Kobieta Życia wierząca nawinie (jeszcze) w obietnice. Jak długo?

Czy stworzenie takiej kreacji jest możliwe  dla osoby, która nie doświadczyła na sobie tych wszystkich stanów; alkoholowych euforii, delirki, pomieszania zmysłów? Chodzą plotki, że sam Gajos zmaga się z problemem alkoholowym. Nie wiem czy jest to prawdą i nie ma to dla mnie właściwie większego znaczenia, ponieważ wiem, że Janusz Gajos jest w stanie zagrać wszystko. Jerzy Pilch natomiast sam jest alkoholikiem od kilku lat trzeźwym, także wiedział co pisze:)
 Czy dlatego obraz jest tak wiarygodny? Nie wiem. Nie wnikam. Wiem jedno, że jest to film wyjątkowy. Za każdym oglądaniem coraz lepszy!! Polecam z całego serca:)

Drugi film, a właściwie pierwszy w kolejności oglądania nie jest moim filmem świątecznym, ale jest tak uroczy (także po raz kolejny), że chyba zamieszczę go w kanonie Kevinów świątecznych. Mowa o "The Holiday"


"The Holiday" Nency Meyers to kino gatunków i jak przystało na komedię romantyczną jest o miłości i o perypetiach z niej wynikających:)
Ona Iris (Kate Winslet) nieszczęśliwa, zraniona przez mężczyznę, który zapomniał jej powiedzieć, że żeni się z inną kobietą jedyne czego w obecnej chwili pragnie to zmienić choć na chwilę otoczenie i jak najdalej, także dosłownie oddalić się od obiektu uczuć. Pewnie teraz powinien pojawić się jakiś on, ale zanim się pojawi to najpierw poznamy drugą bohaterkę Amandę (Cameron Diaz), kobietę jak się domyślacie także zranioną przez mężczyznę, która dziwnym trafem również chcę uciec jak najdalej od swojego miejsca zamieszkania. I dzięki portalowi wymiany domów na wakacje obie panie spełniają swoją potrzebę wyjazdu na Święta Bożego Narodzenia. 
Iris z małego wiejskiego domku w miasteczku w Anglii trafia do ekskluzywnej posiadłości Amandy pełnej wygód w ciepłym Los Angeles. I na odwrót Amanda nie nawykła do zimna i surowych warunków wiejskiego domku ląduje w Anglii. No, panie już są teraz czas na panów, których nie może przecież zabraknąć w komedii romantycznej. Do Amandy przybywa nie świadom, że Iris prawowitej właścicielki domu nie ma jej brat, obłędnie przystojny Jude Law. Jest kobieta i mężczyzna więc zaczynają się zawirowania uczuciowe. Amanda skrzywdzona, nieufna, nie płakała od wielu lat, on uroczy do granic możliwości jednak nie sam...do tego odległość, która przecież stanie się za kilka dni realnym problemem...czy im się uda?
Równolegle pojawia się Miles (Jack Black) w życiu Iris, znajomy Amandy, także zajęty...jednak i między nimi coś się pięknego narodzi.
W filmie nie tylko miłość krąży nad głowami bohaterów, ale także piękna przyjaźń. Iris poznaje staruszka Arthura Abotta (rozbrajający Elli Walach), swojego sąsiada,   jednego  z ważniejszych scenarzystów filmowych złotych czasów Hollywood. On także odegra w życiu Iris ważną rolę, a i ona dla niego stanie się kimś bliskim.
 Tyle fabuły, cudownie proste prawda? Proste, lekko banalne, ale za to jakie urocze i sympatyczne:)

Widziałam film "Holiday" już kilka razy i każde oglądanie sprawia mi ogromną przyjemność. Kino to milutkie i niegłupie, do tego dobrze zagrane. Nie jest to taka zwyczajna komedia romantyczna. Rządzi się wprawdzie jej prawami, ale bez szkody dla jakości filmu:) 
Tym, którzy filmu nie znają (pewnie nie jest ich wielu)szczerze polecam, a tym którzy znają nie zaszkodzi powtórka:)

Miało być o dwóch filmach świątecznych, ale nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym filmie, który oglądnęłam wczoraj nocną porą korzystając z tego, że jutro wstawać nie muszę. Widziałam już ten film w kinie kilka lat temu, za drugim razem wydaje mi się jeszcze lepszy niż za pierwszym. Mowa o filmie sprzed czterech lat "Wszystko będzie dobrze" Tomasza Wiszniewskiego. 


W głównej roli zobaczymy rewelacyjnego,  Roberta Więckiwicza, oraz występującego pierwszy raz na dużym ekranie, nie ustępującego jednak aktorskiego pola młodego Adama Werstaka. Miałam wczoraj szczęście do filmów o prostej, troszkę nawet banalnej fabule (z korzyścią dla wszystkich trzech filmów), i taka właśnie fabuła mało skomplikowana była we "Wszystko będzie dobrze". 
Paweł wspomniany Adam Werstak jest chłopakiem pochodzącym z biednej rodziny, ojciec się zapił, starszy brat (Daniel Mankolski)jest upośledzony i jakby tego było mało to matka chłopców (Izabela Dąbrowska) choruje na dość mocno zaawansowanego raka. Coraz bardziej cierpi, synowie starają się jak mogą by jej pomóc, ale nie wiele już mogą zrobić. Paweł nie mogąc udźwignąć tego cierpienia zawiera układ z Matką Boską, że jak dobiegnie do Częstochowy na Jasną Górę to matka odzyska zdrowie. Plan to ambitny, bo chłopak mieszka nad morzem w okolicy Gdańska, więc na drugim krańcu kraju. Wprawdzie bieganie to dla niego nie pierwszyzna, nawet osiąga małe szkolne sukcesy w tej materii, ale co innego biegi dookoła bieżni, a co innego wyprawa przez całą Polskę. W drodze postanawia chłopakowi (z początku z dość niejasnych powodów)towarzyszyć nauczyciel Wychowania Fizycznego, czarna owca miasteczka, były sportowiec, aktualny alkoholik. Do pokonania mają wiele kilometrów. Paweł biegnie przed autem, auto prowadzi niekoniecznie trzeźwy nauczyciel. Dość burzliwie przebiega ich wspólna podróż, i nie wiadomo kto komu jest bardziej potrzebny,  w tej wyprawie nie tylko po drogach naszego kraju, ale i w głąb siebie. Obaj walczą ze swoimi słabościami Paweł z fizycznymi ograniczeniami a nauczyciel z objawami odstawiennymi (chłopak zabrania mu pić). Czy uda się Pawłowi dotrzeć do miejsca przeznaczenia? Czy Matka Boska wywiąże się z zawartej umowy, czy może jednak była to umowa jednostronna? Jaką naukę wyniesie ze wspólnej podróży nauczyciel?




Mocno polecam ten bezpretensjonalny, mistrzowsko zagrany zarówno przez Więckiewicza jak i młodego Werstaka film. Nie zaszkodziłoby urozmaicić trochę wątki poboczne, ale nawet bez tego, to bardzo dobry polski film:)
 Zarzucano mu, że jest religijny, że obraz bezczelnie promuje jedną opcję. Ja tego w najmniejszym stopniu nie odczułam. Szczerze powiedziawszy dla mnie jest to prostu kino drogi, właściwie zapomniałam, że Paweł biegnie na Jasną górę. Dla mnie chłopak biegł do celu, który sobie wyznaczył. Młody okazał się silniejszy psychicznie i emocjonalnie od dorosłego mężczyzny, być może niosła go wiara. Nauczyciel przestał już chyba wierzyć, że może być lepiej, jednak także dzielnie walczył. Duet Werstak-Więckiewicz na najwyższym poziomie. Do tego nastrojowa muzyka Michała Lorenca. Czy motyw muzyczny do złudzenia przypominający dźwięki z filmu "300 mil do nieba" był świadomym cytatem? Na końcu film pobrzmiewa "Bandytą". Idealnie się muzyka zgrywa treścią filmu, dopełnia obraz.
Polecam z całego serca to kameralne polskie kino:)

2 komentarze:

  1. no no ciekawy wybór, the Holiday tylko nie nie znam. Ale wszystko będzie dobrze fenomenalny - to dobry czas na takie opowieści :)
    Wszystkiego dobrego nie tylko na święta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie filmy lubię i wcale się nie dziwię, że i Ciebie zachwycają, bo już wielokrotnie się przekonałam, że podobnie gustujemy

    OdpowiedzUsuń