http://vod.onet.pl/rozbitkowie,6112,film.html
Próbuje sobie wyobrazić siebie jak lecę samolotem z moimi bliskimi i przyjaciółmi, samolot się rozbija w górach, jest zima, są ranni, są trupy, umiera mi ktoś bliski, nie ma co jeść, zamarzam. Próbuje, ale jakoś mój mózg nie jest w stanie sobie takiej wizji wygenerować nawet w wyobraźni. Jednak w ludziach postawionych oko w oko z ekstremalną sytuacją jest tak wielka wola życia, że są stanie przeżyć w niewyobrażalnych wcześniej (nawet w wyobraźni) warunkach.
O takim właśnie przeżyciu (w przenośni i dosłownie) traktuje film dokumentalny Gonzalo Arijon.
W październiku 1972 grupa urugwajskich rugbistów wraz ze swoimi rodzinami wsiadła do samolotu lecącego do Chile na mecz, który urugwajska drużyna miała rozegrać z drużyną chilijską. Nie dolatują jednak na miejsce. Ich samolot rozbija się w samym sercu Andów na granicy Chile z Argentyną. Na pokładzie samolotu znajdowało się 45 pasażerów, oraz załoga. W wyniku bezpośrednich obrażeń ginie od razu 12 osób, pierwszej nocy następnych 5. Pozostało przy życiu 27 pasażerów, którzy odnieśli pomniejsze rany. Kilkanaście dni później samolot (kadłub), w którym rozbitkowie odnajdują schronienie zostaję zasypany lawiną. Ginie kolejnych 8 osób. Kończą się zapasy żywności, a śnieg uniemożliwia poszukiwanie ratunku. Dopiero w grudniu wraz z nadejściem wiosny trzech najsilniejszych wyrusza po ratunek. Jeden z nich jest jednak zbyt wyczerpany, wraca do samolotu...Pozostała dwójka idzie dalej, pokonując kolejne góry, bardzo długo, wiele dni... grupa w samolocie powoli zaczyna tracić nadzieję...
Film Aijona nie jest dokumentem w czystej postaci, bowiem składa się z trzech warstw scen fabularyzowanych, zdjęć archiwalnych, oraz wypowiedzi tych, którzy przeżyli. I dla mnie to te wypowiedzi były najbardziej wstrząsające. Ci ludzie wraz ze swoimi dziećmi spotykają się tam w górach, co roku by wspólnie pamiętać, by rozgrzeszać się wzajemnie z czynów w normalnym, bezpiecznym świecie niedopuszczalnych. Są to głęboko wstrząsające sceny, zwłaszcza kiedy widzimy zdjęcia wycieńczonych, na granicy życia i śmierci młodych ludzi zaraz po ocaleniu i możemy spojrzeć w oczy tym starszym mężczyznom, kiedy wspominają tamten czas. Mocna rzecz, bardzo mocna! Polecam.
Fernando Parrado i Roberto Canessa zaraz po uratowaniu.
panowie dziś. To oni sprowadzili pomoc.
aparat odnaleziony w ogonie samolotu przydał się.
Carlitos Paez
dziś
Carlitos Paez (info ze strony miłośników filmu fabularnego "Alive") pesymista w życiu codziennym, tam w górach dodawał wiary wszystkim tracącym nadzieję. Popadł w uzależnienie od narkotyków i alkoholu, ale twierdzi, że nie ma to nic wspólnego z katastrofą.
Bobby Francois
Bobby Francois poleciał jeszcze tylko raz samolotem, który się także rozbił. Wtedy stwierdził, że już nigdy w życiu nie wsiądzie do samolotu. Nie poleciał nawet na do Stanów na planowaną operację oka, które uległo uszkodzeniu w wyniku ślepoty śnieżnej.
pechowy samolot
ocalało 16-stu.
uratowani!!
zbiorowa mogiła, tych którzy nie przeżyli.
O nieee, to nie dla mnie. Za wrażliwa jestem
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe i przerażające jednocześnie. Zastanawiam się czy obejrzeć czy nie, z tych samych powodów co Mag. Ale dziękuję za przedstawienie tej historii.
OdpowiedzUsuńMAG i WILDDZIK-
OdpowiedzUsuńTo mocna rzecz rzeczywiście, ale w tym obrazie jest mnóstwo nadziei i siły, ale faktycznie dla co wrażliwszych może być nie do przejścia:)
czytałam książkę ,naprawdę świetna a film jak film cienki jak barszcz...
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń