"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 19 grudnia 2011

O kobiecie, która Bóg pocalowal w policzek i tak juz zostalo, o Audrey Heburn slow kilka.


Książkę o swojej matce napisał jej straszy syn Sean Heburn Ferrer. Bardzo emocjonalna to książka jest, ale trudno oczekiwać żeby było inaczej jeśli autorem jest osoba silnie z bohaterką książki związana. Bardzo ładnie wydana jest ta pozycja, gruby kredowy papier, przejrzysty druk no i mnóstwo zdjęć. I to właśnie one, te zdjęcia są najciekawsze. Sean Hepburn Ferrer posługuje się słowem pisanym sprawnie, dużo emocji i miłości jest w tej opowieści o kobiecie, która nie tylko była aktorką o niesamowitej urodzie, ale przede wszystkim była cudowną mamą i dobrym człowiekiem. Jednak jest w tym jego pisaniu coś co mnie drażniło podczas czytania. Szczerze powiedziawszy z radością docierałam do stron ze zdjęciami. Nie wiem dlaczego, ale nie przypadł mi ten sposób narracji. Nie, nie męczyłam się podczas czytania, ale też nie weszłam w historię z otwartym sercem (być może jestem nieczułym potworem), nie przeczę wzruszyłam się kilka razy czytając o działalności Audrey w UNICEF, ale czegoś mi w tej książce zabrakło. Czegoś brakło, czegoś było za dużo. Książka pomimo dość dużego formatu czyta się jednak błyskawicznie za jednym posiedzeniem.
Syn opowiadał nie tylko o swojej relacji z mamą, ale także o Audrey relacjach z apodyktyczną matką i nieistniejącej relacji z ojcem, którym mimo wszystko się w jakiś sposób opiekowała do końca jego życia. Nazywała to swoim obowiązkiem, tak ją wychowano. Czcij ojca swego i matkę swoją nawet pomimo krzywd jakie rodzice wyrządzili. Jest we mnie głęboki sprzeciw wobec takiego rozumowania. Przez całe swoje życie Audrey stawiała siebie na samym końcu, najpierw rodzina, świat cały i jak starczy czasu to kilka chwil na siebie. W dorosłym życiu doświadczyła kilku poronień, to także musiało w niej zostawić głęboką ranę. Mocno przeżywała swoje wyjazdy do Krajów Trzeciego Świata, w dzieciństwie sama doświadczyła traumy wojny, głodu i ogromnego strachu, niosła ten emocjonalny bagaż przez całe życie. Po wyprawach do Somalii załamała się, pomimo tego jednak nie przerwała swojej działalności na rzecz dzieci. Wielki podziw i szacunek dla tej cudownej postaci. Mam jednak takie przekonanie, że traumy dzieciństwa i ból spotkań ze skrajnym nieszczęściem dzieci przyczyniły się do rozwoju choroby, nie wypowiedziane trudne emocje wypełniają każdą naszą komórkę, ciało pamięta każde wydarzenie, to dobre i to złe i ciało reaguje, chorobami. Audrey Hepburn zmarła na raka jamy brzusznej.

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia...

Mała Audrey z mamą.
Kilkuletnia Audrey:)
4-letnia Audrey z tatą. Niedługo potem ojciec opuścił rodzinę.
Dorosła już córka z ojcem. Spotkali się po raz pierwszy po 25 latach.
Audrey nie lubiła siebie. Od dziecka uważała, że jest zbyt chuda i ma za duże stopy w stosunku do reszty ciała.Hmm nie można temu zaprzeczyć, choć zdjęcie niewyraźne, stopy faktycznie nie najmniejsze:) Ja tu widzę przyszły szyk i elegancję Audrey Hepburn:)
Rysunki małej Audrey
Audrey-nastolatka:)
Audrey szczęśliwa mężatka (tu z ojcem Seana Melem Ferrerem)
Audrey szczęśliwa mama- z małym Seanem.
Audrey i Mel z psem i sarenką:)
Ulubione zdjęcie autora książki.
Rodzinka:)
Rodzinka troszkę już starsza.
Audrey z drugim mężem Andreą Dotti
Rodzina powiększona o małego Lucę.
Bracia Sean Ferrer i Luca Dotii
Mama i synowie.
Z ostatnim partnerem na wyprawie z UNICEF

Zdjęcia w książce umieszczone były dużo bardziej drastyczne, ale wybrałam to pozytywne.
Dom w Szwajcarii- w nim zmarła w 1993
Moje ulubione zdjęcie:)
Czy to możliwe żeby tak piękne kobiety po ziemi chodziły?
Tymi słowy syn pożegnał matkę podczas pogrzebu.

9 komentarzy:

  1. bardzo mi sie podoba ta krotka, ale intesywna podroz po kartach tej ksiazki
    stuktotne dzieki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezwykle interesująca pozycja o tej wspaniałej aktorce, szczególnie ze względu na zdjęcia, które są cudowne i nieznane raczej... Dla nich choćby warto tę książkę nabyć. Dziękuję za ten albumik. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Audrey. Mam album i napawam się nim od czasu do czasu. W styczniu wyjdzie nowy album ze zdjęciami autorki - wyczaiłam w przedsprzedaży w Empiku:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zjawiskowa kobieta. Towarzyszyła mi w dzieciństwie, gdy jeszcze miałam czas na filmy i gdy jeszcze było co i kogo oglądać. Dzięki za wzruszające wspominki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za przybliżenie sylwetki Audrey. Piękna, zjawiskowa, niesamowite kobieta. Nie wiedziałam, że miała apodyktyczną matkę, że byłam aż tak nieszczęśliwa. Muszę też zdobyć tą książkę. Piękne zdjęcia. A stopy faktycznie miała duże..;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam ostatnio - w "Zwierciadle" bodajże - artykuł o Audrey i tam też pojawiło się to stwierdzenie, że nie lubiła siebie, swoich stóp, swojej chudości. Bardzo mnie zaskoczyło. Ale to na swój sposób pocieszające, że nawet jedna z najpiękniejszych kobiet w historii kina miała kompleksy :)

    Dzięki Papryczko za zamieszczenie tych zdjęć - przepięknych, nawiasem mówiąc! - nie miałam jeszcze w rękach tej książki, a tak - czuję się prawie jakbym ją przejrzała. Te z ostatnich lat jej życia, z okresu intensywniejszej pracy dla UNICEFu, są dla mnie szczególnie rozczulające.

    I jeszcze - gratulacje z powodu zdobycia pracy i powodzenia w niej Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie wzorzec kobiecości a film "Śniadanie u Tiffaniego" uwielbiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdjecie AH z jelonkiem urocze. Sama Audrey byla urocza kobieta. Fajnie, ze splendor Hollywood nie przyslonil jej calego swiata - nie kazdy ma takie szczescie w zyciu jak ona, ale wlasnie Audrey o tym wiedziala i nie zapominala o tym potrzebujacych. To sprawia, ze ja lubie, pomimo, ze nie przepadam za SNIADANIEM U TIFFANIEGO, a innych filmow z nia nie widzialam.

    OdpowiedzUsuń