"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 1 lipca 2012

"Ocaleni z XX wieku" mówią, Mikołaj Grynberg słucha...

Długo zbierałam się do napisania kilku słów o zdaję się najważniejszej w tym roku (póki co) książce. O książce dla mnie arcyważnej -skończyłam przed chwilą czytać "Dziennik" Pilcha i to słowo przez niego często używane przylgnęło do mnie i dobrze, bo jest to przymiotnik jak najbardziej zasadny w odniesieniu do książki, o której pragnę Wam opowiedzieć -koniec dygresji:)

Dlaczego tak długo się zbierałam do napisania kilku słów o książce? Przecież przeczytałam ją w maju zaraz po powrocie z koncertu Gabriela w Oświęcimiu (i rzecz jasna pobycie w Muzeach obu). 
Ano dlatego, że zwyczajnie nie wiedziałam jak o niej napisać, jak i co żeby nie obedrzeć Jej ze swej niezwykłości, z głębi, z piękna zwyczajne.

Mikołaj Grynberg "Ocaleni z XX wieku.Po nas nikt już nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta..."
Świat Książki Warszawa 2012.

Mikołaj Grynberg jest fotografem i "Ocaleni z XX wieku" jest jego książkowym debiutem. Debiutem wyjątkowym. Fotografie przemówiły. Konkretnie postaci z jego fotografii przemówiły. Grynberg spotkał się z 25 ocalałymi zamieszkującymi tereny Izraela. Bohaterowie wywiadów...wróć rozmów, a raczej spotkań, bo to słowo właśnie najlepiej oddaje specyfikę tych niech będzie wywiadów/spotkań snują swoje opowieści z czasów wojny. Niektórzy doświadczyli losów Żydów w najbardziej okrutny sposób przeżywając cudem pobyt w obozach koncentracyjnych, inni się ukrywali do końca wojny, jednym pomagali Polacy inni przez Polaków znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I potem, po wojnie nie było różowo i bajecznie, bowiem większość Ocalanych musiała/ chciała opuścić świat swojego dzieciństwa/młodości i wyruszyła do Izraela, odtąd to ta ziemia stała się ich Krajem (tak właśnie nazywają Izrael). Krajem, który wcale nie witał ich z otwartymi ramionami. Tamci Żydzi nie rozumieli Żydów europejskich, gardzili nimi, nie byli w stanie pojąć jak mogli dać się zabijać. Często gardzili nimi i wstydzili się ich postępowania podczas wojny. Odtąd nigdzie nie będą u siebie. 
Wszędzie obcy, niechciani. Różnie sobie bohaterowie Grynberga radzili i radzą z traumą, jedni  zapomnieli (a przynajmniej tak im się wydawało) i spoglądali w przyszłość, inni zasiedli dwoma nogami w dawnym życiu od czasu do czasu spoglądając w teraźniejszość. Niektórych trawi (nadal, stąd czas teraźniejszy) złość na Polaków, na kraj, który opuścili, nie tęsknią, nie żałują. Jeszcze inni tęsknią bardzo mocno, ale nie mają do nikogo żalu. Po prostu żyją, mając w sercu swoją własną prywatną Polskę. Układają sobie życie na nowo, zakochują się, zakładają rodziny. Doświadczenia ludzkie są przecież złożone,  życie to sinusoida i raz bywa strasznie, dramatycznie, a potem wychodzi słońce. Na tym to właśnie polega.

Awiwa i Poldek Maimon

Dla mnie w tej książce nie historie były najważniejsze, choć bez ich bohaterów, bez ich osobistych zwierzeń nie byłoby tej książki, najbardziej jednak wzruszająca, poruszająca do głębi nie była tematyka, ale rozmowy same w sobie. Formuła tych rozmów, sposób ich prowadzenia wbrew regułom reportażowym stanowi o wyjątkowości "Ocalonych z XX wieku" Mikołaja Grynberga.


Relacja i więź, która wytwarzała się każdorazowo podczas spotkań między Mikołajem Grynbergiem, a Awiwą i Poldkiem Maimonem, Ireną i Dovem Johannesem, Giorą Bar Nir, Ireną i Kubą Wodzisławskimi, Krysią i Samuelem Willenbergami, Haliną i Władkiem Kornblaum, Cyporą i Efarmem Laadan, Lusią i Mietkiem Raubvogel, Róźką Micenmacher, Irką i Gienkiem Waks, Stellą i Izio Gold, Ryszardem Low, Bianką i Marcelem Goldman i Ritą i Tulem Schenierer jest niemalże namacalna dla czytelnika. Czuć jej siłę, czuć jej moc. Piękno nie umiera jednak i ta myśl, że pomiędzy ludźmi może się wytworzyć taka cudowność daję otuchę. Ta więź nie bierze się tylko z wrażliwości Grynberga, ale także dlatego, że Mikołaj w tych opowieściach odnajduje ślady swojej rodziny, tropy swojej własnej rodzinnej historii. On wie słuchając swoich rozmówców co przeszli, jakie dramaty były ich udziałem, jego rodzina, dziadkowie doświadczyli podobnych. Nie jest znikąd. Jest swój. ROZUMIE. Nie ocenia, nie narzuca, on SŁYSZY. On nie tylko słucha, a uprawia trudną sztukę słyszenia. On robi to czego jego rozmówcy najbardziej potrzebują, oni mogą mu opowiedzieć czasem pierwszy raz w życiu czego doświadczyli, bo pierwszy raz w życiu ktoś ich naprawdę SŁUCHA i SŁYSZY, po prostu Grynberg się w swoich bohaterów wsłuchuje. I to jest tak po ludzku wzruszające i piękne. Grynberg nie upiększa, nie zmienia toku wypowiedzi, gramatyki i stylistyki niekiedy niepoprawnej. I ta autentyczność sprawia, że czytelnik ma wrażenie (ja miałam), że także spotkał się z tymi ludźmi. Siedział z nimi i zajadał te tak bardzo ważne ciasteczka...bo jakby tych ciasteczek nie zjadł...to...byłaby najprawdziwsza w świecie chryja:)

Rita i Tulo Schenirer

Smakowałam słowa, zdania i nastrój tych wyjątkowych rozmów powolutku po jednym spotkaniu dziennie. Rozsiadałam się w niewidocznym fotelu obok i patrzyłam na tych starszych ludzi, którzy przeszli piekło, patrzyłam z jaką troską odnoszą się do Mikołaja traktując go nierzadko jak własnego wnuka, z jaką troską odnoszą się do siebie nawzajem. Jacy są w tym wszystkim prawdziwi, a przede wszystkim najbardziej wzruszało mnie, że SĄ, bo już niedługo odejdą. Razem z nimi odejdzie mądrość tamtego pokolenia.
Czasem korciło mnie by zajść do następnego pokoju, następnego miejsca, zjeść inne ciasteczka, ale powstrzymywałam się, z czułością bezwiednie głaskałam zdjęcie znajdujące się przed każdym rozdziałem i zamykałam książkę, ją także bezwiednie obdarzając głaskiem. Jeszcze jedno słowo, które obok ZROZUMIENIA, WSŁUCHIWANIA, WZRUSZENIA ciśnie mi się na usta, to SZACUNEK. Jeszcze CZUŁOŚĆ i CIEPŁO.
 I muszę to dodać. Te rozmowy były niejednokrotnie zwyczajnie zabawne. Trudno w to uwierzyć biorąc pod uwagę ciężar tematyki, ale właśnie tak było. Tak się zdarzało. Nie bójcie się tej książki. Nawet ci, którzy czują i wiedzą, że są za wrażliwi żeby udźwignąć temat Zagłady nie bójcie się! Szkoda by było nie przeczytać, nie poczuć tej arcyważnej, że posłużę się klamrą książki:) 

NA ZAKOŃCZENIE:

Rzadko mi się zdarza, a właściwie nigdy mi się nie zdarza płakać podczas czytania książki. A tu moi drodzy raz mi się zdarzyło.  Zaraz na początku lektury gardło się ścisnęło, łzy po policzkach spłynęły kiedy przeczytałam:

"...zaraz zacznę bardzo płakać. Wtedy ani ani nie płakałam...dopiero teraz to przychodzi. Czekaj jeszcze chwilę. Pokażę ci, jak maszerowałam. (Irena wstaję i zaczyna maszerować wokół stołu. Ma zacięty wyraz twarzy, a w oczach ani jednej łzy). Tak chodziłam i udawałam idiotkę i krzyczałam: Patrz jeszcze mogę zatańczyć. I raz i dwa, i obrót!. Nie potrafię opowiedzieć, jak było dalej.
Mikołaj: Pani Ireno, zróbmy przerwę. Wrócę do pani za kilka dni...
Irena: Chwilę, musimy wyjść z tej kaplicy, bo ja tam nie mogę zostać bez pana. Ten Niemiec wziął nas i krzyczał, że jak ja jestem Maria (udawała Polkę przed Niemcami), to się okaże, czy moja patronka mnie uchroni. Kazał nam stanąć przed tą Marią i...
Mikołaj: Strzelał do was?
Irena: Tak. I trafił w tamtą Marię...
(Irena szlocha i nie umie znaleźć polskich słów, by kontynuować opowieść)
Mikołaj: Koniec.
Irena: Mów do mnie. Ty mów do mnie.
Mikołaj: Ja nie przyjechałem do was po to, żeby wspomnienia wracały do tego domu z taką siłą...
Irena: Kochany, tyle lat na ciebie czekałam, żeby zacząć tak płakać.
(Irena przytula się do mnie i dalej już nie możemy rozmawiać, bo oboje nie możemy przestać płakać).

Spotkaliśmy się jeszcze raz tydzień później. Po naszym ostatnim spotkaniu Irena przespała czternaście godzin..."

Irena i Dov Johannes

Mogłabym wynotować dużo więcej zdań i cytatów, ale nie odbiorę Tobie szanowny czytelniku przyjemności ich odkrywania podczas własnej lektury "Ocalonych XX wieku".

KONIEC.

5 komentarzy:

  1. Dziękuję, że napisałaś o tej książce. Nie słyszałam o niej a teraz wiem, że muszę ją przeczytać!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo warto się nad książką pochylić, choć ja podczas lektury miałam ją ochotę przytulać i głaskać. Zdecydowanie najbliższa książka memu sercu ostatnich lat.

      Usuń
  2. Oj nie wiem, czy mam dość sił na tę książkę... Ale spróbuję pewnie prędzej, czy później. ps. zmieniłaś kolory bloga - bardzo słoneczne :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka bywa bardzo smutna, ale jest jednocześnie tak ciepła i w gruncie rzeczy pogodna, że myślę, że znajdziesz na nią siłę:)

      Usuń