"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 16 sierpnia 2012

3x FILM, 3x TAK- Słowa, słowa. słowa...trzy różne kinematografie, a tak niewiele słów...

"Pewnego razu w Anatolii" w reżyserii Nuri Bilge Ceylana- jedynie słuszne słowo określające ten obraz to słowo: hipnotyzujący. To jest ten rodzaj filmu, w którym się nic nie dzieje, a dzieje się bardzo wiele pomiędzy słowami, w którym to drobne gesty i spojrzenia budują opowiadanie. Jakiś zarys fabuły jest i owszem, ale można go streścić dosłownie w kilku zdaniach. "Pewnego razu w Anatolii" trwa grubo ponad 2 godziny, czymś trzeba zapełnić obraz. To są właśnie te gesty i spojrzenia i niewiele słów, wszystko to razem tworzy niesamowity klimat filmu. Kadr snuje się za kadrem, słowa padają leniwie. 



Pustkowie, oświetlone światłami aut polne drogi. Kawalkada kilku samochodów sunących powoli po bezdrożach Turcji. Trwa akcja pt: poszukiwanie ciała. W jednym z aut wraz z dwoma niższego szczebla policjantami, komisarzem i lekarzem jedzie sprawca zabójstwa. Jego zadaniem jest wskazanie miejsca, w którym zakopał wraz z bratem ciało mężczyzny. Brat jedzie w drugim samochodzie w towarzystwie prokuratora. Jako, że morderca nie jest w stanie sobie przypomnieć gdzie to było, okoliczności przyrody z lewa i z prawa, na zachodzie i na wschodzie wyglądają niemal identycznie. auta krążą po nocy, godziny mijają wraz ze spokojem i cierpliwością policjantów. W końcu  bladym świtem udaje się ów miejsce zlokalizować, a ciało wyciągnąć na powierzchnię. Krótkie oględziny i ciało zostaje zabrane do szpitala i poddane sekcji. Ot  i cała fabuła. 

Brzmi mało interesująco? Ależ nie moi drodzy, to film pochłaniający uwagę dokumentnie. Ze strachu, że  zbyt długie  mrugniecie okiem pozbawi nas widoku któregoś  kluczowego spojrzenia, czy gestu ,wpatrujemy się w ekran niemal jak w hipnozie. Właściwie cała historia z ciałem i z mordercą jest tylko pretekstem do opowiedzenia kawałka życia (tu i teraz) doktora Cemala w tej roli genialny Muhammet Uzuner  z małego miasteczka, prokuratora Nusreta  Taner Birsel dotrzymującego mu aktorskiego kroku, oraz komisarza Naci Yilmaz Erdoga  Odbywa się między nimi swoisty taniec. Powolność akcji sprawia, że mamy wrażenie, że podróż trwa niemalże w czasie rzeczywistym. Nie brakuje w filmie sytuacji dyskretnie zabawnych. Rozmowy policjantów w samochodzie wywołują delikatny uśmieszek. Do tego przepiękne kadry, idealnie wpisujące się w tą piękną powolność. I aktorzy! To jest genialnie zagrane. Wielką sztuką jest oddać stan emocjonalny mając w zanadrzu minimum słów. Przyglądałam się uważnie twarzom, aktorów jak się zmieniały, nieomal niezauważalnie. Można ich wyrazu, spojrzenia wyczytać więcej niż z najdłuższego monologu, czy dialogu. Widać to szczególnie w rozmowach prokuratora z lekarzem. 
Moi kochani MAGIA KINA!

P.S To mocno specyficzny film, swoim klimatem przypominający filmy irańskiego reżysera Abbas Kiarostamiego ("Uniesie nas wiatr", "Smak wiśni"). Nie każdy jest w stanie to znieść. Mój mąż , wiem to na pewno zasnąłby w pierwszych pięciu minutach:) Aha i jeszcze jedno: zarezerwujcie sobie więcej czasu na oglądanie. Jakoś wcześniej wieczorem. Ja nie wiedziałam, że film trwa ponad 2h i niestety musiałam rozłożyć oglądanie na dwie tury, co się odbiło niestety na odbiorze. 



Drugi film z pierwszym łączy również minimalna liczba słów wypowiedzianych, oraz cudowni aktorzy grający znów gestem, spojrzeniem, nieznaczną mimiką twarzy. Ruben German de Silva i Jacinta Hebe Duarte to główni bohaterowie obrazu Pabla Giorgelliego pt: "Akacje"
Ich drogi pewnie nigdy by się nie skrzyżowały gdyby nie podróż z Paragwaju do Buenos Aries w Argentynie, którą muszą spędzić w swoim towarzystwie. On trasę jako kierowca ciężarówki z drzewem, odbywa zawodowo, ona w tą długą podróż  zabiera się z nim przy okazji. W Buenos mieszka jej kuzynka. Dostanie tam pracę. Jest jeszcze trzeci podróżnik. Córka Jacinty 5-miesięczna, wyjątkowej urody (!!) dziewczynka Anahi. Rubenowi wybitnie nie w smak jest towarzystwo zarówno kobiety, jak i dziecka. Szczególnie obecność dziewczynki od czasu do czasu popłakującej, mężczyznę nienawykłego do jakiegokolwiek towarzystwa męczy. Jego twarz jest surowa i bez wyrazu. Nie ma w nim nawet odruchu pomocy objuczonej wielkimi torbami i dzieckiem kobiecie, chociażby przy wsiadaniu do wysokiej ciężarówki. Nic, nul, zero reakcji. Chciałoby się nim potrząsnąć, czy  kopnąć w tyłek!

Do połowy filmu pada dosłownie kilka zdań (przez długi czas nie wiedziałam czy to film z napisami, czy z lektorem). Słowa rozkwitają pomalutku, ostrożnie  wraz z upływającym czasem  spędzonym w drodze, w małej przestrzeni kabiny. Ona jest uśmiechnięta, silna, twarda i dzielna,  a on? On jest po prostu strasznie smutnym i nieszczęśliwym facetem. To jego wcześniejsze zachowanie, ta jego surowość i cierpkość w obejściu to tylko maska. Bez tej maski Ruben musiałby zacząć czuć, a czucie boli. Tytułowa akacja to silne mocne drzewo, które swymi kolcami może sprawić ból,  ale oprócz kolców akacja ma wiele do zaoferowania. Cień w słoneczny dzień, delikatny wiatr w duszne popołudnie, czy ochronę przed deszczem. Taki jest właśnie Ruben. Jak ta akacja. Już nie chcę nim potrząsać.  Wspaniale jest obserwować delikatne odkrywanie łagodności jaką w sobie nosi, a która uaktywnia się w kontakcie z dzieckiem i z kobietą. W swej pomocy jest nienachalny, ale bardzo prawdziwy. Ja wierzę w każdy jego gest. Wierzę w relację jaka się wywiązuje, poza słowami,  między młodą kobietą, a starszym, samotnym mężczyzną. I żeby to zauważyć, poczuć tą relacyjność trzeba słów niewiele. Wystarczy spojrzenie, gest, delikatny uśmiech i  jasność, która zakwita na twarzy Rubena. Także delikatne, nienachalne zdjęcia tworzą klimat filmu. I to światło! Podróż dobiega szczęśliwie końca. Ale czy to ostatnia podróż tej trójki?


Trzeci film irlandzki  "Stacja benzynowa" Leonarda Abrahamsona to także kino kameralne, nie szafujące nadmiarem słów. Siłą rzeczy mniej egzotyczne, bo z bliższej nam zarówno mentalnie, jak i odległościowo  Irlandii, ale z dwoma wyżej opisanymi filmami, obraz Abrahmsona łączy specyficzny klimat, powolność, oszczędność wyrazu i słów. Oto tytułowa stacja benzynowa, na której od zawsze pracuje lekko upośledzony fizycznie Josie- w tej roli genialny, uhonorowany za rolę nagrodą IFTA  Pat Shortt. Josie na stacji pracuje, a na jej tyłach mieszka. W małym miasteczku niewiele się dzieję, a i ruch samochodowy niewielki. Pomimo tego szef do pomocy zatrudnia 15-latka Dawida Conor Ryan. Odtąd kilka razy w tygodniu Josie i Dawid będą spędzać czas w pracy. Będą siedzieć przed stacją, od czasu do czasu obsługiwać nielicznych klientów, a po pracy pić piwo, którym nieświadomy niestosowności Josie będzie suto częstował małoletniego. Josie jest nieco naiwny, nie myśli jak dorosły, ma umysłowość dziecka. Myślę, że oprócz niewielkiego upośledzenia fizycznego (chore biodro) cierpi także na szereg deficytów emocjonalnych i intelektualnych. Bardzo pragnie towarzystwa, uwagi i rozmowy dlatego przykleja się do Dawida. Dawid także jest samotny, bowiem jego kumpel zamiast  z nim nad jeziorem  pić podkradziony alkohol woli spędzać czas ze swoją dziewczyną.  Ot ciężki żywot nastolatka w małym, ponurym miasteczku. W związku z tym,  że obaj i Josie i Dawid siebie potrzebują przez jakiś czas się ze sobą "kolegują". Jednak ta naciągana, wymuszona brakiem innych możliwości komitywa nie może trwać długo....


To dobre, subtelne kino, swoim małomiasteczkowym klimatem przypomina trochę film "Dróżnik". Josie jest tak potwornie samotny, tak bardzo łaknie kontaktu z drugim człowiekiem, że jakbym mogła rozmawiałabym z nim codziennie przynajmniej godzinkę...czcza gadanina! Takich samotnych, smutnych i mocno nieporadnych życiowo ludzi jest mnóstwo, a obok mnie i ktoś taki się znajdzie. Czy idę do nich i rozmawiam przynajmniej godzinkę codziennie? Oczywiście, że nie, ale z Josiem był rozmawiała! Widocznie kreacja jaką w tym niekrzykliwym, niepozornym filmie stworzył Patt Schott sprawiła, że postać przemówiła do mojego serducha:)
Obejrzane dzięki Tvp Kultura- aj jak ja lubię takie niespodziewane smaczki. 

Te trzy obrazy filmowe można połączyć słowem kluczem, słowem wytrychem: SAMOTNOŚĆ.

5 komentarzy:

  1. no wiesz takie fajne 3 filmy, 3 świetne recenzje, a Ty twierdzisz, że u Ciebie tylko prywata :) podziękował, wpisał do kajeta i pozdrawia cieplutko. R

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa. Nigdy nie wiem jak coś piszę o filmach, czy książkach czy to jest ok. Jak piszę o swoich sprawach, to to jest nieocenialne, więc jest mi łatwiej. Samej prywaty to nie ma, ale więcej. A te trzy filmy są faktycznie bardzo godne uwagi. Już rozpoczęłam poszukiwania wcześniejszego filmu Cejlana "Uzak", bo "Pewnego razu w Anatalolii" mnie urzekło bardzo. Dobrze, że można coś nowego ciągle odkrywać!:))
      Pozdrawiam również cieplutko! P

      Usuń
  2. PIęknie napisałaś o "Akacjach", szczególnie o przebudzeniu Rubena. Dobrze, że wspomniałaś o cudownej małej Anahi, bez niej ten film by co nieco stracił, świetne dziecko. Muszę zobaczyć jeszcze dwa pozostałe filmy o samotności, o których wspominasz. Lubię ten temat. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, "Stację benzynową" miałam w planach, ale jakoś tak wyszło, że nie obejrzałam i teraz żałuję. =/
    Tvp Kultura wyświetla czasami naprawdę niesamowite filmy, które trudno dopaść gdzie indziej.

    Na pozostałe filmy też będę polować. Oj, narobiłaś mi smaku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam oba filmy na kompie także jeśli nie uda Ci się zdobyć tych tytułów zawsze mogę Ci przesłać (chociaż lojalnie uprzedzam, że moje deklarację przesyłania czegokolwiek przy pomocy poczty mogą być bez pokrycia hihi).

      Tak Tvp Kultura jest najlepszym programem telewizyjnym, obok Ale kino.
      Właśnie jutro o 20.20 poleci świetny film izraelski "Spacer po wodzie" film funkcjonuje także pod tytułem "Chodząc po wodzie". Bardzo polecam.

      Usuń