"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 19 sierpnia 2012

ETHNO PORT 2012-tydzień później:)

Poznań, Stare Koryto Warty samo centrum miasta. Kolejna edycja festiwalu, o którym wcześniej nic nie wiedzieliśmy. W tym roku gwiazdą festiwalu miał być izraelsko-amerykański Balkan Beat Box, więc nie mogło nas z mężem tam zabraknąć:)
Pojechaliśmy w piątek po pracy. Mieszkaliśmy u znajomych w Luboniu, którzy nam swój mały domek bliźniak udostępnili na czas naszego krótkiego pobytu, a nie pobytu ich samych w owym domku. Przestrzeń, porządek, duża wygodna wanna i mały ogródeczek z kilkoma truskawkami. Wszystko to czego w naszym mieszkaniu brak, rozkoszujemy się więc miejscem, pełnego schowków i wbudowanych w ściany szaf, z miejscem specjalnym na pralkę (o jery!). Dodatkową atrakcją domu jest pokój książkowy, w którym się zasiedlam natychmiast i co rusz znoszę różne ciekawe, albumowe pozycje na dół do salonu z najwygodniejszą kanapą na świecie. Tak nam zleciał wieczór piątkowy błogo. W sobotę po śniadanku i "Daleko od szosy", którego serialu nawet na wyjedźcie  nie mogę sobie  darować ruszamy do galerii handlowej na polowanie butów. Jesteśmy trochę w niedoczasie, więc na teren festiwalu docieramy w okolicy 19. Dwa namioty, kiepska logistyka, bo zanim ludzkość się z jednego namiotu doczłapała nie można było wejść na plac z dużą sceną, więc tłum kłębi się w przedsionku.  Nie ważne, to są szczegóły.
Ostatni koncert, czyli gwiazda ma się odbyć  niestety w namiocie, bo okolicznym mieszkańcom nie podobają się hałasy. Ze zgrozą patrzymy na napływający tłumek, który nijak nie zmieści się w tym małym namiocie. Myślę sobie kicha! Ale nic to, póki co  na  dużą scenę wchodzi nasz polski band KlezmafouR


Wulkan energii w postaci dwóch braci skrzypka będącego jednocześnie frontmanem zespołu i klarnecisty, do tego perkusja i kontrabas. Mieszanka muzyki klezmerskiej, rockowej z domieszką jazzu i elektroniki. Dobrzy są! Publiczność zostaję kupiona już w połowie pierwszego numeru. Świetny kontakt z ludźmi. Jestem pewna, że zanim chłopaki zaczęli grać ten rodzaj muzyki, to wcześniej słuchali jakiejś ciężkiej odmiany rocka. Może nawet metalu. Zachowanie muzyków na scenie wybitnie wskazywało na  inne prowieniencje muzyczne. Od czasu do czasu pokazywany "diabełek" w geście podniesionej dłoni upewniał mnie wybitnie w tym przekonaniu. Dość odmienne wcześniejsze doświadczenia muzyczne wyszły zespołowi jednak tylko na zdrowie. Muzycznie chłopaki bezbłędni, trochę za dużo jak na mój gust popisów gry na skrzypcach (w połączeniu z resztą dźwięków), oraz komunikatów w stylu: skaczcie, klaszczcie, krzyczcie. Mój instynkt stadny widocznie nie jest aż tak bardzo rozbudowany. Wspólne klaskanie w rytm chętnie, ale inne wspólne podskoki czy machanie łapkami na komendę to już nie dla mnie aktywność:)

Przerwa. Czekamy przy głównej scenie na koncert Arify. Wkurzamy się na ten namiot.  BBB jako gwiazda według programu na końcu. Muzycy zaczynają się rozkładać na scenie. Jej! to Balakny. To nasi! Noo. Ktoś poszedł po rozum do głowy i zmienił kolejność. Arifa powędrowała na koniec stawki do namiotu, a Balkan wskoczył na scenę główną. Inaczej być nie mogło. Namiot mógłby nie wytrzymać naporu tylu skaczących w szale ciał. Uff. Jest przestrzeń, nie trzeba się przepychać i stać w ścisku. Jest dobrze. 
Koncert się opóźnia, są problemy z nagłośnieniem, trwaaamy w nerwowym oczekiwaniu. Nie pada, jest ciepło, komarów dziwnie brak. Nie jest źle. Możemy czekać i wydawać pieniądze na dwóch etno stoiskach pełnych cudowności wszelakich.  

Oczekiwania wobec Balkanów ogromne. Tamto pierwsze nasze , niespodziewane spotkanie trzy lata temu na Szerokiej w Krakowie było objawieniem geniuszu koncertowego. Jest coś czystego, nie nałodowanego nadziejami i oczekiwaniami w takich pierwszych spotkaniach kiedy to, jako że nie zna  się repertuaru bierze się wszystko bezkrytycznie, chłonie się każdy dźwięk. Do tego miejsce Kraków i okoliczności wyjątkowe:podróż poślubna. I czyż z takim nastawieniem, z takim rozbuhanym oczekiwaniem na powtórkę tamtego czasu możliwe jest spełnienie? Oczywiście, że nie, dlatego też pierwsze dwa numery, które nazwałabym raczej piosenkami, które promować mają nową płytę "Give" bolą mnie mocno. Myślę sobie (nadal ich kochając rzecz jasna), że coś się chłopaki skomercjalizowali. Do tego nawracające problemy z nagłośnieniem. Bywa, że w ogóle nie słychać dęciaków, jak to tak bez dęciaków!

 Ja jak ten Mamoń z Rejsu czekam przecież na znane mi z poprzednich płyt utwory, to przez tą no reminiscencje. Jestem w okowach wspomnień, oczekuje niemożliwego przecież. Tu i teraz jestem w Poznaniu nie w Krakowie, to jest Festiwal Ethno Port, a nie Festiwal Kultury Żydowskiej, do tego jest rok 2012, a nie 2009, Balkany nagrały nową płytę i choćby nie wiem co nie będzie tak samo babo głupia NOO!
 Okeeej, odpuszczam. Jeszcze trochę mnie boli inna lekko swingująca (swoją drogą świetna) wersja najlepszego, najbardziej energetycznego "Digital Monkey", którym to utworem kupili bezapelacyjnie panowie moje serce na Szerokiej. Kolejne nowe utwory już są dobre, już są mocno balkanowe.  Akustyk dochodzi chyba do porozumienia z artystami, ewentualnie odzyskuje słuch. Wszystko gra jak trza:) 

nowy numer-nawet niezły:)
 
Brakuje mi wprawdzie elementów muzyki klemzerskiej, których z racji okoliczności sprzed trzech lat było znacznie więcej niż teraz, ,ale już jest szał ogólny, moje serca zaczyna się na chłopaków otwierać i tak dobijamy do końca koncertu i do bisów. A na bis moje Digital Monkey i Hermetico w wersji oryginalnej, mocno koncertowej, żadne tam jazzy i swingi (bez urazy). Mocne uderzenie, fala dźwięków, niesamowita energia i charyzma wokalisty. I na zakończenie Tomer Yosif ściąga koszulkę, wszystkie panie omdlewają z krzykiem zachwytu na ustach:)))
Jest niski, raczej drobny, ale ma moooc! MOC niemożebną hihi

W radosnych podskokach idziemy do namiotu, gdzie szybko stwierdzamy, że chyba nie mamy chęci na spokojne plumki. nastrojowej Arify. Udajemy się więc do klubu festiwalowego "Fabrika", który jest zupełnie nieopodal. Tam pustawo, a dj gra Marleya i Daab-o jak dobrze! Z boku młodzi muzycy z ludowymi instrumentami szykują się do mini koncertu.  Schodzą się uczestnicy festiwalu, znak że 5 edycja Ethno Port stała się historią. Po koncercie na stanowisko wraca Dj i już nie usłyszmy niestety ani Daab, ani Marleya. Dj trzyma się konwencji. Trochę się bawimy. Dużo dobrych etnicznych dźwięków, w skomasowanej dawce niestety staję się to dość męczące. Kolejny numer bałkański rodem z Bregovica sprawia, że już nie mogę dłużej, a widok tylu dziewcząt na jednym metrze kwadratowym w spodniach sinbadkach (gwoli jasności nie mam nic przeciwko takim spodniom) powoduje u mnie chęć wycofania się w stronę auta, co też czynimy. Poźna nocna, albo jak kto woli wczesna poranna godzina jest dodatkowym argumentem gnającym nas do domu, do łóżeczka. Ja śnię o nagim torsie...:)) Co za charyzma!!

 koncertowa moc chłopaków-no kooocham ich!:)

6 komentarzy:

  1. No to do zobaczenia na następnej edycji bo czuję się zachęcona ;)

    (Mam znajomego, bardzo zdolnego muzyka, na którego koncertu programowo nie chadzam, ponieważ nie ma szczęścia do dźwiękowców - ma tak fatalne nagłośnienie na tych koncertach, że łeb urywa.
    A wrócić do domu bez łba...no jak to tak? :)

    BBB - fason ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zasadniczo jestem bardzo czuła na dźwięki i bardzo dobrze słyszę wszelkie niedociągnięcia w nagłośnieniu. Myślę, że mogłabym być akustykiem;) jest to dość problematyczne, bo wtedy kiedy reszta ludzkości się po prostu bawi ja wyłapuje co jest nie tak, a że coś za cicho, za głośno, za głucho, za płasko. Jery!
      Festiwal fajowy, ale bez BBB nie bardzo byłoby tam dla mnie interesująco. Zajść i owszem czemu nie, ale żeby specjalnie jechać to niekoniecznie.
      Bez łba wracać skądkolwiek raczej gupio:)

      Usuń
  2. Też miałąm obawy przed koncertem Redhotów, też były wielkie oczekiwania i strach, że chłopaki zawalą, więc doskonale Cię rozumiem :)
    Ale jak to tak nie skakać wspólnie na koncertqach i nie machać łapkami? Ja tam lubię i tego mi właśnie u Redhotó brakowało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebym skakała jak mi każą to tylko wtedy jak mnie poniesie. Jak mi pan z BBB sugerował skakanie to skakałam jak mała małpka, tak więc w nieskakaniu jestem wybiórcza hihi. W Klemzafour tego było zwyczajnie za dużo. Ale fakt nie ciągnie mnie w tłum i nie kręci mnie wspólne skakania (klaskanie tak) może to trauma z młodości z tych wszystkich koncertów punkowych kiedy nie bacząc na konsekwencje człowiek rzucał się w największe pogo:)

      Usuń
  3. Piękne przeżycia i fajnie opisałaś i oczekiwania i rozczarowanie i to ponowne otwarcie :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było bardzo silne najpierw rozczarowanie, że ejże to nie to samo, a potem wielka ulga, że to jednak moooje kochane chłopaki. Te same:)

      Usuń