"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

sobota, 8 października 2011

Przyszła jesien, skonczył się sezon...10150 tysięcy kwiatuszków poszło w Polskę i zimne kino odebrało radosc z seansu.:)

Przyszła dziś niezaprzeczalnie do mojego miasta nowa pora roku. Przyszła ładnie,na paluszkach, bez szaleństw i nagłych zawirowań atmosferycznych. Wiem, że do innych regionów kraju wtargnęła bezlitośnie. Do mojego miasta weszła po cichutku tylko temperaturę lekko obniżając i chłodniejszym powietrzem podmuchując. Zrobiła to z klasą pani Jesień:)
 Nie można jej nadejściu jednak zaprzeczyć, choćby nie wiem jak się starała ładnie wkroczyć. Nadszedł czas na płaszczyk jesienny a i sezon grzewczy się zaczął (co mnie cieszy niezmiernie), a sezon rowerowy chyli się ku końcowi, co mnie dla odmiany smuci bardziej niż kiedykolwiek, bowiem przez te ostatnie dwa tygodnie codziennego wspólnego podróżowania do Fabriken, fabriken się zżyłyśmy ja i rowerzyca mocniej niż zwykle! 
Łaskawa była pani Jesień podwójnie, ponieważ z nadejściem czekała do dziś. Nie przyszła wcześniej i przed 8 godzinnym zamknięciem wraz z młoteczkiem mogłam cieszyć się jazdą rowerową ze słońcem na ramieniu i radyjkiem w uszach (to znaczy ze słuchawkami hihi).
A w radyjku Trójeczka. W ostatni dzień w drodze złapał mnie Gotye i jego numer z Kimbrą, na którego punkcie mam obecnie fioła, rano obudziła mnie sama Kimbra, a dzień wcześniej na drodze rowerowej złapało mnie "Always look on the bright side of life" Pythonów. Tak, jak gwizdałam ludzie się dziwnie na mnie patrzyli:)
Droga powrotna należała nieodmiennie do pani Nosowskiej. Numer, od którego rozpoczynałam podróżowanie do domku "Daj spać" napędzał ciało i pojazd dwukołowy w ruch i już będzie mi się kojarzył z jednym tylko czasem i  fragmentem miasta:)
Rowerzyca Pinki wierci się niespokojnie, koszem i kierownicą macha w geście odmowy. Ona wie, że koniec sezonu rowerowego znaczy dla niej przeprowadzkę z pokoju zwanego salonem do pokoju zwanego sypialnią gdzie wlezie za zasłonkę, przytuli niepyszna do roweru męża i tam spędzi nieprzyjazny dla niej czas.
Na początku sezonu umieściłam jej zdjęcie i zrobię to na jego zakończenie. Może jeszcze uda mi się gdzieś nią pojechać, ale złoty czas roweru zamykam na ten rok:(




By się nie smucić zbyt długo przywitajmy jesień godnie...i mumionowo:)




Wraz z nadejściem pani Jesieni nadszedł także czas na zmianę szaty graficznej bloga. Zmiana miała nastąpić w dniu nadejścia kalendarzowej jesieni, ale nie wypadało tak pięknej letniej aury zapeszać.
           


Na trasie do domu, na deptaku mam dwa studyjne kina i wracając w środę z Fabriken, fabriken trafiłam do tego kina, w którym seans rozpoczynał się akurat wtedy kiedy rowerkiem ziuch, ziuch pędziłam. Myślę sobie: a czemuż nie? Jeśli nawet godzina odpowiada i film chciałam zobaczyć, 13zł zakitrane w portfeliku siedzą, to spożytkować je mądrze należy. I poszłam z biegu na:




Dwie kobiety, dwie historie, których losy zaczynają być wspólne. Dwie kobiety, które dzieli z pozoru wszystko- wiek, podejście do życia, doświadczenie odnajdują jednak się i siebie w sobie nawzajem.
 Film wizualnie, estetycznie dobry, ale niektóre rozwiązania fabularne nieco zbyt banalne i schematyczne. 
Zasadniczo nie pozostawił film we mnie śladu. Do tego w kinie było bardzo zimno, co pewnie nie pozostało bez wpływu na mało entuzjastyczny odbiór filmu.


W czwartek zakończyliśmy akcje pudełek-kwiatuszków.W poniedziałek kiedy już dopadł mnie kryzys zupełny, a ręka stukająca młoteczkiem naprawdę odmówiła współpracy mąż mój po przyniesieniu mi frytek, żebym mogła spokojnie je zjeść, a praca nie stanęła w miejscu (naczynia połączone) usiadł na moim stanowisku kwiatuszkowym, a jak wróciłam z pełnym brzuszkiem okazało się, że już nie muszę stukać młoteczkiem, ponieważ małżonek mój zmienił kolejność czynności i stukać już nie trzeba tak mocno i za każdym razem!!:)) Wcześniej była sekwencja:
 dostaje deseczkę, wkładam kwiatuszek, przewracam deseczkę, ściągam ją na dół, następnie zsuwam kwiatuszek na dno i uklepuje go młotkiem. Wystarczyło zmienić kolejność najpierw ściągnąć kwiatuszek na dno, a potem dopiero deskę. Kształt układa się sam!! Dla tych, którzy potrzebują sobie owe czynności zwizualizować odsyłam do: http://czarodziejskagoraksiazek.blogspot.com/2011/09/fabriken-fabriken-troche-bardziej.html (dwa ostatnie zdjęcia należy zamienić)
I ja tak przez ponad tydzień nadwyrężałam rękę prawą tak, że kubka utrzymać nie mogłam i zębów prawidłowym ruchem wymiatającym umyć, a tu wystarczyło tylko zrobić odwrotnie! To mąż nie mógł wcześniej na to wpaść? Żartuje, żartuje cieszę się, że te ostatnie cztery dni były dla mnie dużo lżejsze:) Szczerze miałam wątpliwości czy moja prawa dłoń da radę. Dobrze, że całe biuro musiało nam pomagać bo dzięki temu mogłam popracować z własnym mężem,a w przerwie pójść razem z nim na obiad do pobliskiego barku (niepozornego) na pyszną zupę ogórkową i równie pyszne pierogi ruskie:) Mlask! One naprawdę były pyszne!


W czwartek o 16.30 poszło w Polskę 10150 tysięcy pudełek z chusteczkami z uśmiechniętymi kwiatuszkami na wieczkach. 
Tak wyglądało 10 tysięcy części podstawowej dwa tygodnie wcześniej:



A tak w czwartek dwa tygodnie później w porze obiadowej...
A to ostatni sierotek. Nazwaliśmy go panem Bobkiem:))

W momencie kiedy zaczęliśmy robić ostatnią pięćdziesiątkę z radyjka poleciała piosenka "Kwiaty we włosach potargał wiatr" a my umarliśmy ze śmiechu i kwiatki też:)

Na zakończenie przygody z tysiącami pudełek do chusteczek wręczyłyśmy sobie order przechodni, a że ja miałam z elementem kwiatuszka do czynienia jakieś 10150 tysięcy razy order na własność trafił w moje ręce:)

Oto mój order z kwiatuszka:)

Komuś cieknie z nosa?
Komu chusteczkę komu?


P.S Ni cholery nie wiem dlaczego nie mogę zmienić koloru tytułu tego posta!? I wydaje mi się, że tamten szablon był bardziej czytelny, szczególnie z boku, tam też były ramki:) No nic nie można mieć wszystkiego:)

7 komentarzy:

  1. Szatka bloga śliczna. Znam ten obraz, ale i tak mnie zawsze rozczula, taka dola książkowego mola. Też mam propozycję zmiany szablonu od zaprzyjaźnionego informatyka, ale boję się, że nie dam rady ze wszystkimi zmianami.
    A jesień - ładna, gdy siedzę po tej stronie szyby z kawką w miękkim foteliku. Każde zimno, które się ze mną styka, przeraża mnie. Oj, ciężkie czasy idą dla ciepłolubnych.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Krakowie też zimno:) Jednak ja z roweru nie mam zamiaru rezygnować i na przekór zimnym porom roku dalej będę jeździł:) Dzięki za Mumio, dawno nie słyszałem

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Pinki, a może jej założysz opony zimowe i będziecie sobie dalej śmigać? No, oczywiście do tego musiałbyś się zaopatrzyć w jakąś maskę z termoforem czy czymś takim,żeby Ci mrozek mięśni twarzy nie posztywniał... :) Matko, właśnie sobie to wyobraziłam... :))))
    U mnie też jesień się zaczęła, też elegancko przyszła, tak delikatnie, bez deszczu i pluchy. Taką jesień to ja rozumiem. Zażeram się gruszkami i obwąchuję jabłka. I taka jesień być może.
    Ależ mi kobieto się wbiłaś w temat- wczoraj byłam na festiwalu, który akurat odbywał się w kinie. O filmie "Drugie życie Lucii" słyszałąm i koniecznie chcę iść. I już na poniedziałek sobie planuje seans. Aż ciekawam bardzo czy się z Tobą zgodzę. A powiem Ci,że byłam na "Ki"- dla mnie masakra, szkoda kasy..
    A co ja jeszcze chciałam napisać...hm...A! Ja chcę takie pudełko. To będzie gdzieś do kupienia? Chusteczki na jesień to dla mnie podstawa. Bo ja taki smarkacz jesienny jestem.
    A jeszcze na koniec na Ciebie nakrzyczę-MIAŁAŚ SIĘ DO MNIE ODEZWAĆ NA MAILA!.
    A nowa szata bloga- śliczna, ciepła- dużo barziej mi się podoba :)
    Amen.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon cudny! Zdradzisz czyj to obraz? :) Uciekłabym w takie miejsce na poddaszu, pod kołdrę, u boku stos postawiła i się oddaliła w otchłań melancholijnej jesieni :)

    OdpowiedzUsuń
  5. obraz piękny, szablon mi się bardzo podoba. Mąż widzę taki pomysłowy Dobromił jak mój, on też zawsze wszystko usprawnia.
    Czyli koniec pracy już całkiem?

    OdpowiedzUsuń
  6. KSIAZKOWIEC:
    No ja to jestem zmarzlak absolutny, jednak odkąd odkryłam zimowe w śnieżne spacery po lesie ze słonecznym blaskiem między drzewami, to się zaprzyjaźniłam z panią zimą, byle tylko była taka ładna:)
    A co do szablonu to nawet nie musisz prosić informatyka, możesz zrobić wszystko sama, w ramach tych szablonów i dostępnego tła:) Także zdjęcie możesz dodać jakie chcesz:) Dasz sobie radę!!

    CHARLIE-
    Ja nie jestem aż taką twardzielką żeby szusować w zimnie, słocie i mrozie. A poza tym wyobrażasz sobie moją rowerzycę ubraną w opony zimowe hihi

    MAG-
    Ja wolę sobie siebie nie wyobrażać w tym czymś w co mnie przyodziałaś, oraz Pinky w oponach zimowych! No szał normalnie:))
    Drugie życie Luci nie jest złym filmem, ale ja się też tyle o nim nasłuchałam, że oczekiwałam prawdziwej perły, arcydzieła.

    VIRGINIA:
    Cieszę się, że podoba się szablon:) A obraz nosi tytuł "Stary poeta" Carl Spitzweg. Jest jeszcze obraz noszący tytuł "Bibliotekarz":))

    KASIA.EIRE-
    Koniec pracy, bo to było tylko zlecenie, ale może jeszcze coś mi wskoczy kiedyś:)
    A mąż nie tylko moją pracę usprawniał hihi. Mieliśmy z niego ubaw kolektywny.

    ACHA MAG-
    Tych chusteczek nie da się kupić nigdzie, bo to są takie promujące lek to gabinetów lekarskich.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obrazek śliczny, a do szablonu będę musiała sie przyzwyczaić.
    Rowerzyca dzielna, niech odpoczywa zimą i wyczekuje wiosennych przejażdżek ;-)

    OdpowiedzUsuń