"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 13 listopada 2011

"Raj pana Hafnera", czyli nie chce widziec, wiedziec, słyszec, czuc, a ciało swoje wie. Oraz do serca przytul ksiazke, zwłaszcza ta wygrana:)

Zanim przejdę do głównego tematu posta, się muszę Wam kochani pochwalić!! 
Wygrałam w wyniku losowania książkę!! Książkę, którą bardzo mieć chciałam:)
Wygrałam ją u bookfy


Radość jest tym większa, że poprzednia książka "W przedwojennej Polsce", którą także można było przygarnąć, i o którą w konkury również dzielnie stanęłam przypadła w udziale komuś innemu:)
A ta? A ta pójdzie właśnie do mnie!:)
Tak więc do serca przytul książkę:


Na razie przytulam ją tylko wirtualnie:)
 Ale to jest radość!:)) 


"Raj pana Hafnera" bo o tym dokumencie chce Wam powiedzieć słów kilka obejrzałam kilka dni temu na Tvp Kultura w codziennym cyklu dokumentalnym o 17.15.


Ten hiszpański dokument powstał w roku 2007, wyreżyserował go Guenter Schwaiger.
Kim jest tytułowy pan Hafner? Kim jest, że ktoś decyduje się o nim zrobić dokument? Czym zasłużył się światu?
Paul Maria Hafner jest byłym SS-manem i żyje sobie spokojnie i dostatnie od ponad 50 lat w Hiszpanii. A, że nie jest jedynym żyjącym sobie spokojnie człowiekiem o takiej, że tak powiem profesji spotyka się z kolegami po fachu raz do roku, na przykład w rocznicę urodzin Adolfa Hitlera. Słowem sielsko anielsko!


Dokument przedstawia podróż Hafnera do Madrytu w celu odnalezienia dawnych kolegów. Żaden jednak z nich nie decyduje się na spotkanie. Czy to niechęć spotkania z Hafnerem czy z kamerą?
Ale, ale jest jeszcze pewien fakt związany z panem Hafnerem, który na szczególną uwagę zasługuje, mianowicie Hafner nadal wierzy w słuszność przekonań Hitlera i zamierza napisać o nim książkę. Do tego nie przyjmuje do wiadomości faktów związanych z Holocaustem i innych zbrodniczych działań nazistów. Wszystko to co się mówi na temat ofiar pomordowanych w obozach, w gettach i wyniku działań wojennych to według Hafnera PROPAGANDA, propaganda, propaganda i jeszcze raz propaganda. To słowo najczęściej pada z ust tego człowieka. Nie są w stanie zachwiać jego przekonaniami ani filmy z samych obozów (bo to są tylko filmy), ani zdjęcia (bo to są tylko zdjęcia), ani nawet spotkanie z człowiekiem, który doświadczył okrucieństw życia w obozie na własnej skórze.


Widzimy jak Hafner ogląda najpierw film z obrazami życia codziennego obozów, zdaje się nam, że przysypia na nim, widzimy rozmowę z dawną przyjaciółką, która próbuje go przekonać, że nie ma racji w kwestii zagłady, że nie jest tak jak on myśli, a kiedy sama przyznaję się do korzeni żydowskich nie wiemy jaka jest reakcja Hafnera, widzimy bowiem tylko jak Hafner szybko opuszcza dom, w którym jeszcze przed kilkoma sekundami siedział beztrosko na leżaku i w samych slipkach oddawał się kąpieli słonecznej.

Najbardziej jednak przejmująca jest rozmowa byłego SS-mana z byłym więźniem obozu w Dachau Hansem Landaurem.


 Na przeciw siebie siedzą mniej więcej równolatkowie i rozmawiają. Landauer opowiada Hafnerowi o przeżyciach obozowych, pokazuje zdjęcia stosów trupów zrobione dzień po wyzwoleniu obozu przez amerykanów. Hafner w kontrze opowiada, że niedługo wcześniej wizytował ów obóz i niczego takiego nie zauważył, a  ostatecznym argumentem jakoby w obozach nie było aż tak źle jak Landauer przedstawia jest fakt, że przecież rozmówca przeżył i ma się nieźle do dnia dzisiejszego. Nie można odmówić pokrętnej logiki w tym stwierdzeniu! 
Byłam pełna podziwu dla cierpliwości i wytrzymałości psychicznej tego człowieka, który przeżył piekło, a teraz siedzi na przeciw drugiego człowieka, który się do tego piekła w pośredni sposób przyczynił. Landauer do końca rozmowy zachował spokój i godność. Wielka klasa!


Czy Hofner jest nadal aż tak zatwardziałym fanatykiem, że faktycznie nie przyjmuje do wiadomości faktów? Czy jest aż tak bezmyślny, tak okrutny? Fakt, że wychował się w niemieckim drylu, że w tym drylu pozostał, że idea nazizmu  była ratunkiem od nędzy życia w Niemczech kryzysu, że Hitler był jedyną w owym czasie dającą jakąś nadzieje opcją zapewne nie pozostał bez wpływu na skostniałość myślenia i przekonań, ale nie sądzę, żeby to było sednem problemu Hafnera.


Myślę, że fanatyczna wiara trzyma go przy życiu. Bo co jeśli uznałby fakty? co by się stało z oglądem samego siebie gdyby uznał Holocaust za prawdę, gdyby musiał stanąć oko w oko z tym, że to okrucieństwo dokonało się w myśl Hitlera, człowieka, w którego Hafner wierzył i nadal wierzy? Czy by się rozsypał? Czy świadomość czemu, jakiej idei oddał swoje życie by go wykończyła? Musiałby ostatecznie zanegować sens swego istnienia, bo jak tu z taką wiedzą żyć? I do tego ten ból rozczarowania, ta zdrada ideałów, w które się całe swoje życie wierzyło. To mogłoby być dla Hafnera nie do wytrzymania. A człowiek nie da się wykończyć, włączy wszystkie swoje mechanizmy obronne by nie bolało, by życie nie było tylko znośne, ale i udane. Mózg da się oszukać, da się wytresować, wyprze niewygodną wiedzę, ale ciało nie. Ciało pamięta każdą emocję, każda chwila ta dobra i ta zła jest zapisana w ciele i jeśli jest ono nie w zgodzie z resztą zaczyna się buntować, zaczyna dawać sygnały.
Przez cały czas przyglądałam się mowie ciała Hafnera. Z pozoru nic się nie dzieje. Hafner jest zdrowy, nie zgłasza żadnych dolegliwości, a ma już ponad 80 lat, dba o siebie, pływa, biega, zdrowo się odżywia. Jednak po jakimś czasie dowiadujemy się, że Hafner cierpi, cierpi na niewyjaśnione bóle szczęki, zębów (nie wiemy dokładnie). Pojawiły się zupełnie niedawno, podczas kręcenia filmu nasilają się. Lekarze nie są w stanie wyjaśnić co jest przyczyną bólu. Jak duży jest ten ból możemy się tylko domyślać. Hafner jest twardzielem, a prawdziwi mężczyźni nie okazują cierpienia. Ja myślę, że ten ból w skali od 1-10 mógł nawet osiągać najwyższą skale. Podczas rozmowy z Landauerem Hofner po raz pierwszy pokazuje jak bardzo boli, już tego nie ukrywa. Zapewne już nie jest w stanie tego ukryć. Ciało zaczyna dopominać się o prawdę. Przecież tamta rzeczywistość, którą wybrał Hafner nie przestanie istnieć tylko dlatego, że uzna, że jej nie było, albo że była ona inna niż przedstawiają fakty.
 Hafner słucha byłego więźnia Dachau siedząc w niedbałej pozie, ma właściwie cały czas zamknięte oczy. Zapada w krótkie drzemki jak to się zdarza starym ludziom (niewykluczone), czy zamyka oczy, bo nie chce widzieć swojego rozmówcy? Dodatkowo dość często te oczy pociera, co może oznaczać zmęczenie, czy ból oczu starego człowieka, ale może być także komunikatem: nie chcę z tobą rozmawiać. Tego się już nie dowiemy. Możemy się tylko domyślać. Dla mnie bardzo prawdopodobne jest to, że to ciało w końcu zaczyna reagować, że mechanizmy obronne przestają powoli działać. Pojawiają się pierwsze wyrwy w murze. Ciało zaczyna w końcu czuć, zatem zaczyna boleć, bo boleć musi. 
Podczas rozmowy Landauer podaje liczby zaledwie 4 tysięcy ofiar. Słuchając tego zadawałam sobie pytanie dlaczego nie wspomina się (ani rozmówca, ani reżyser dokumentu) o Auschwitz, o tych milionach ofiar. Wydawało mi się to niesprawiedliwe. Ale potem pojęłam (nie wiem czy słusznie, to moja fantazja), że to było świadome działanie, bo jeśli Hafner nie jest w stanie przyjąć do wiadomości 4 tysięcy ofiar systemu nazistowskiego, to astronomiczna liczba 6 milionów tym bardziej nie zostałaby uznana przez niego w najmniejszym stopniu za wiarygodną. To kolejny mechanizm obronny.
 Jeśli czegoś jest już za dużo przestajemy to brać, zasłaniamy oczy i koniec. Jedno jest pewne, w ostatnich minutach filmu widzimy nie tego krzepkiego starszego pana, ale schorowanego staruszka. Jednak to bezbronne w gruncie rzeczy ciało z człowiekiem w środku nie wzbudza mojej litości,  ani współczucia.
Paul Maria Hafner zmarł 3 lata po nakręceniu dokumentu w 2010 roku. Wcześniej sam wyliczył sobie, że będzie żył 123 lata. Pomylił się o kilkanaście lat. 

Nie wiem czy gdzieś jest dokument dostępny z lektorem polskim lub z napisami. Całość jest do obejrzenia na youtube w języku niemieckim. Tu fragment z angielskimi napisami.

Już abstrahując od dokumentu zastanawiam się nad losem jego dorosłych dzieci. Muszą żyć z piętnem ojca nazisty. Nawet jeśli w sposób bezpośredni nie widać w ich życiu śladów tego piętna, to nie wierze, że pozostaje to bez wpływu na życie ich i ich ewentualnych wnuków. I nie mam tu na myśli tego, że dzieci ponoszą odpowiedzialność za czyny ojca. Nie!
 To jest tylko jedno lub dwa w przypadku wnuków pokolenia wstecz, a według niektórych kontrowersyjnych psychologów aż do siódmego pokolenia sięga moc przodków i ich postępków. I dzieje się to na poziomie nieświadomym. Nie zazdroszczę rodzinie tego człowieka, nawet jeśli ta sprawa jest już zamknięta.

7 komentarzy:

  1. Świetny post, przeczytałam z dużym zainteresowaniem, dzięki. I w takiej formie - Twojego opisu - jestem w stanie "obejrzeć" ten dokument, w tv się nie zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam ten film jakis czas temu w tv - myslę, że w rozmowie z byłym więźniem coś tam powoli w nim pęka, ale jest zbyt zastygły w swoim mysleniu, zbyt wiele lat sam sobie wmawiał, że coś takiego nie miało miejsca, że nie jest w stanie już inaczej mysleć. Biedny, stary człowiek, który prawdę ominął szerokim łukiem, ale ta i tak go dopadla.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale z Ciebie historyczna maniaczka! Uwielbiam odwiedzać Twojego bloga, opuszczając go staję się bogatsza...

    OdpowiedzUsuń
  4. WILDDZIK-
    Cieszę się, że zainteresował Cię mój post i rozumiem, że niekoniecznie miałabyś ochotę go oglądać. Ja podczas oglądania miałam parę razy ochotę przełączyć, było mi ciężko i jednocześnie nie mogłam przestać na to patrzeć.

    ANONIMOWY-
    To mocny dokument. Wart obejrzenia. Myślę, że w końcu to do niego dotarło i ciało odmówiło posłuszeństwa.

    KASIA-
    Bardzo lubię dokumenty zarówno te telewizyjne, czy filmowe jak i te w wydaniu książkowym. Teraz mi już trochę przeszło, ale jeszcze kilka lat temu przeczytałam bardzo dużo na temat Holocaustu i Gułagów. Miałam na tym punkcie prawdziwego świra i niefajne sny:)
    Cieszę się, że lubisz u mnie bywać. Bardzo!:)
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja miałam tak przez całą podstawówkę i liceum - wszystko co się tylko dało przeczytać czy obejrzeć na temat głównie 2 wojny. Dodam jeszcze do tego, że jako dzieciak "wychowałam się" na takich filmach jak "Zakazane piosenki", "Stawka większa niż życie" etc., co skutkuje ciągle nawracającymi koszmarami z Niemcami w roli głównej. Raz mi się też Stalin przyśnił - stał i patrzył na mnie i wiedziałam w tym śnie, że chce mnie zamordować, brrr. Dlatego nawet Czas Honoru musiałam sobie odpuścić ostatnio, bo już się bałam kłaść spać. A żałuję ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj rany Stalin Ci się przyśnił!! Ała. Właśnie przeczytałam Edelmana "I była miłość w getcie". Zasadniczo po przeczytaniu tylu pozycji o tej tematyce już mnie nic nie jest w stanie zaskoczyć, czy jakoś przerazić, co najwyżej wzruszyć, czy rozczulić (bo i takie fragmenty są w tej książeczce), ale zawsze dzień po, albo dwa śni mi się wojna, żołnierze i że się ukrywam. Tak się też stało po Edelmanie. Niby nic mnie już nie rusza, a jednak psychika na swój sposób reaguje.
    Czas Honoru oglądałam dwa pierwsze sezony, potem sobie odpuściłam, ale teraz wróciłam na IV serię, głównie dlatego, że to naprawdę serial na wysokim poziomie i świetnie zagrany i obsadzony idealnie. Choć ci młodzi już grali we wszystkich filmach i serialach o podobnej tematyce. Bałam się, że otworze lodówkę, a tam będzie np: Wesołowski:)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Papryczko, mam dokładnie taki sam pogląd na ten serial jak Ty - i takie samo odczucie wobec aktorów. Muzyka jest też bardzo klimatyczna.
    Książki Edelmana nie czytałam, w ogóle z powodu braków gotówkowych, jak i słabego zaopatrzenia biblioteki lokalnej - jestem trochę do tyłu z nowościami, ale za to do dziś pamiętam, jakie niesamowite wrażenie zrobiło na mnie "Zdążyć przed Panem Bogiem". Czytałam to jeden raz paręnaście lat temu, a niektóre fragmenty pamiętam do dziś bardzo dokładnie.
    Pozdrawiam Cię serdecznie, bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog i niecierpliwie czekam na kolejne wpisy :-)

    OdpowiedzUsuń