"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 26 sierpnia 2012

Powiedzieć, że jest bosko, to nic nie powiedzieć, czyli jak to ani trochę się nie smucimy:)

Powiedzieć, że jest bosko, to nic nie powiedzieć, że się posłużę frazą Pilchową. Wiecie co ja teraz robię?
Siedzę sobie przy kompie Mag, moczę obolałe stopy w misce z osolona wodą w środku...dygresja, że niby sandały z Ecco najwygodniejsze? Może i tak, ale moje stopy chyba nadal nie rozumieją, że mają się cieszyć, bo wygodnie ma im być, a nie jest. Po drugie pojęcie odległości w nomenklaturze mieszkańców Wrocławia nieco się różni  od mojego. Tak więc to, że Mag mówi, że coś jest blisko, wcale tak blisko nie jest. Na szczęście ja lubię chodzić, gorzej z moimi palcami u stóp obu (tymi obok malucha), które chodzić chyba nie lubią i sygnalizują ów fakt bezlitośnie pęcherzami dość bolesnymi. UUU.
Koniec dygresji...tak więc siedzę sobie przy kompie naszej Mag i stopy sobie obolałe moczę, za chwilę znów wyruszamy w drogę, bo na dachu kina odbędzie się za niedługo seans filmu "Casablanca". Widziałam film już wiele razy, ale nigdy na dużym ekranie, o dachu już nie wspominając. Za nami moc atrakcji. Na wrocławskim rynku Busker Bus (artyści uliczni) dwa razy płakaliśmy ze śmiechu na występie Shiva Gring, co też ten człowiek wyczynia!!


Byliśmy także z mężem na nowym Allenie. Milutko, milutko, ale szału nie ma, oj nie ma.
Mag i jej luby dbają o nas bardzo. Czujemy się bardzo zaopiekowani. W ogóle mam wrażenie, że znam się z Mag nie od przedwczoraj, a od bardzo dawna:)
Wczorajszy dzień zakończyliśmy grą w Chińczyka. Ilość endorfin jaka mi się wczoraj wytworzyła podczas gry mało mnie nie zabiła. Powiedzieć, że było śmiesznie, to nic nie powiedzieć!

Dobra uciekam, bo sesja zdjęciowa za moimi plecami ma miejsce. Maż szaleje z aparatem. Wiecie co? jest tak świetnie, że wcale nie chcę mi się nigdzie lecieć hihi

Pozdrawiam wszystkich od siebie i od Mag, jej lubego i małżona:)

6 komentarzy:

  1. pozdrawiam Was obie i cieszę się, że smutki idą precz, przynajmniej radość przebija się przez nie. I nie dziwi mnie wcale, że Chińczyk budzi emocje. Ja się nie mogę doczekać zamówionej Kolejki, gry, gdzie zdobywa się deficytowe w PRL towary. Mniem

    OdpowiedzUsuń
  2. ..ja od dawna tłumaczę moim stopom, że LUBIMY CHODZIĆ, LUBIMY.. a one nic.. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zestaw do przekuwania i dezynfekcji pęcherzy powinien być dodawany do każdej nowej pary buciaszków - kiedy obuwnicy na to wpadną, hę?

    Ale się porobiło! Już miałam złożyć kondolencje, ale sama widzisz: jest dobrze i będzie też dobrze, bo podobne przyciąga podobne ;)
    (a Shiva boski)

    Wypadałoby (z moimi statystycznymi obsesjami)zacząć grać w Chińczyka - toż to największa światowa populacja jest ;) Pomyślę.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to sobie obejrzeliśmy Casablankę... ;) A mówiłam ci, że się znamy od lat? ;) No, a to ,ze jest blisko, to już tłumaczyliśmy Wam- 25 min. na nóżkach to przecież blisko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja córka, kiedy mnie gości w Dublinie, też mnie ciąga wszędzie na piechotę, dla kogoś ze wsi, gdzie wszędzie JEST 10 minut piechotą, jej 'mamuś to blisko, tylko dziesięć minut' jest jawnym oszustwem, hehe. Ona mi tak obiecuje i zawsze potem idziemy pół godziny albo i dłużej. Raz pół to nie problem, ale kilka razy pół to dla biednej matki hard core

      Usuń