"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 24 stycznia 2013

Czytam więc jestem, czyli resztę dopiszę sobie sama, ale najpierw poczytam Justynę Sobolewską.

Justyna Sobolewska
"Książka o czytaniu, czyli resztę dopisz sobie sam".
Wydawnictwo: Polityka SP.


Książka trafiła do mnie dzięki akcji Podaj dalej-Przynadziei, która działa podobnie jak biblioteka. Byłam czujna jak ważka i zapisałam się na nią jako pierwsza. A tak poważnie to był czysty przypadek. To bardzo fajna incjatywa. Książka do najtańszych nie należy. Czytania starcza na jedno posiedzenie. Super, że można ją przeczytać i puścić w  świat by radowała następną osobę. Bo, że obcowanie z tą książką jest czystą przyjemnością to pewne. Czytając odnajdujemy samych siebie, czasem okazuję się, że nie jesteśmy aż tak wyjątkowi w naszych zwyczajach i dzielimy je z całkiem dużą grupą ludzi. Ma się wtedy sympatyczne poczucie wspólnoty. Czyta się ją zatrważająco szybko i leciutko. Autorka często odnosi się do historii, przez karty książki co jakiś czas przemyka jakaś postać historyczna. Dowiadujemy się o jej upodobaniach literackich. "Książka o czytaniu..." jest także opowieścią intymną o samej autorce, o jej wyborach czytelniczych, nie braknie także garści rozczulających wspominek. Wszak książka to nie jest tylko praktyczny przedmiot służący do czytania. Książka dla mola książkowego jest częścią życia. W niej siedzą wspomnienia nie tylko samej treści, ale także nas samych, tego jacy byliśmy wtedy, kiedy ją czytaliśmy, jest nośnikiem odległych miejsc, które podczas pożerania lektury stanowiły tło i czasu przeszłego. Książka to magia. Podczas lektury tych wspominek miałam dodatkową przyjemność wyobrażania sobie małej Justysi z tatą Tadeuszem, bo obie te osoby po prostu obdarzam sympatią. Lubię ich słuchać, lubię oglądać panią Sobolewską w Tygodniku Kulturalnym. Ten brak animowości buduje sympatyczną intymną więź z czytelnikiem:)
 Pełny tytuł brzmi "Książka o czytaniu, czyli resztę dopisz sobie sam". Na końcu każdego rozdziału autorka pozostawiła troszkę miejsca. Ja po książce pisać nie będę (nie mam tego w zwyczaju), poza tym nie moja jest ona. Niedługo wyruszy w podróż do następnej osoby. Dlatego też resztę dopiszę sobie sama tutaj na blogu. W najbardziej myślę adekwatnym miejscu. Przy okazji zdradzę Wam tytuły rozdziałów. Myślę, że one same stanowią już odpowiednio mocną zachętę by po książkę pani Sobolewskiej sięgnąć.


W TAK PIĘKNYCH OKOLICZNOŚCIACH PRZYRODY, CZYLI POZYCJE CZYTANIA

Justyna Sobolewska wskazuje łóżko i ja również wskazuje łóżko jako najwygodniejsze miejsce do czytania. Ma ono zastosowanie jednak tylko wtedy kiedy nadchodzi czas na czytanie wieczorne, przedspaniowe. W innym czasie czytam na kanapie z nogami na stole lub taborecie. Marzy mi się taki wygodny narożnik. Nie czytam przy jedzeniu, a jeśli już to z rzadka. Zdarza mi się natomiast czytać podczas mycia zębów elektryczną szczoteczką. Nudzi mnie ta czynność niemożebnie, nie rozumiem jak można sterczeć dwie minuty przed lustrem nie wykonując dodatkowych czynności, jak chociażby chodzenie po domu i zostawianie śladów z paszczy jak ślimak, albo oglądanie telewizji. Najbardziej jednak lubię w tym czasie zatopić się w lekturze, którą potem kontynuuje w rzeczonym łóżku.  Wiecie ile można przeczytać w ciągu dwóch minut, zwłaszcza, że czas mycia zębów zazwyczaj wydłuża się (to przy książkach o długich zdaniach,  nie potrafię przerwać w połowie akapitu) zazwyczaj do czterech minut, co akurat myślę zębom wychodzi na zdrowie. Rano jestem w stanie czynność mycia zębów wykonywać w łazience. Czynie to zazwyczaj podczas porannego siku, zyskując tym samym dodatkowe dwie minuty półsnu.
Uwielbiam także, o czym już pewnie wspominałam czytać w chodzie. Rytm chodu świetnie się zgrywa z rytmem czytania. Jestem w stanie czytać bez gubienia wątku i przemieszczać się lotem błyskawicy:) Żałuje czasem, że nie da się czytać jadąc jednocześnie na rowerze.

"W TEN DZIEŃ JUŻEŚMY NIE CZYTALI WIĘCEJ", CZYLI O GŁOŚNYM CZYTANIU.

Pierwszą lekturą jaką mi czytano były Muminki, nic z niej nie pamiętam, wszak siedziałam jeszcze wtedy w brzuszku mamy, ale na szczęście Muminki były czytane namiętnie w moim domku nie raz, nie dwa, ani nawet nie trzy. Moją ulubioną częścią była "Kometa nad Doliną Muminków". Jak już byłam nieco większa czytanie książek z przyczyn od siebie niezależnych przejął tato. Krainę mojej wyobraźni wypełniły więc postaci z książek Niziurskiego. Nie w głowie mi była żadna tam Ania ani Pippi:)
 Raz kiedyś tato czytając przejęzyczył się i zamiast przeczytać "tato odłożył gazetę na krzesło", przeczytał "tato odłożył głowę na krzesło" ileż było radości, ileż śmiechu. Od tego momentu każde wieczorne czytanie obfitowało w kilka przejęzyczeń. Jakże dobrze się potem spało, po takim masażu przepony.
W dorosłym życiu jak jeszcze mieszkaliśmy razem zdarzało nam się wpadać do pokoju obok i czytać jakiś fragment. Teraz też czasem podczas odwiedzin taty coś mu czasem podczytuje. Ostatnio chyba dwa teksty Pilcha z tomu "Pociąg do życia wiecznego" szalenie zabawny tekst o płytach CD, których ni cholery nie można wyciągnąć z folijki. Majstersztyk!  Ileż radości, ileż śmiechu...
Z mężem nie czytam, bo on zwierze nie czytające (cóż nie można mieć wszystkiego), no chyba, że śmieszne wyimki ze starych Przekrojów, którym w pracy robię zdjęcia.
Pasjami natomiast czytaliśmy sobie nawzajem z moim Byłym Przyszłym Mężem. Do dzisiaj bawi mnie wspomnienie pewnej grudniowej nocy kiedy czytaliśmy "Mikołajka", tak się zarykiwaliśmy z Alcesta, że mamunia Byłego Przyszłego przyszła nas nieco uspokoić, bo nasze rechoty niosły się z powodzeniem po całym bloku. Stare konie hihi

TEGO NIE ROBI SIĘ KSIĄŻCE

Nie przywiązuje wielkiej wagi do wyglądu książek. Znaczy, że zaginam rogi kiedy chcę zaznaczyć jakiś ważny cytat, a nie mam pod ręką kartki i długopisu żeby spisać stronę (zazwyczaj nie mam). Kiedyś kiedy jeszcze maniakalnie spisywałam do zeszytów cytaty zaznaczałam ołówkiem dane fragmenty, żeby łatwiej było je odnaleźć. Zdarza mi się odkładać książki grzbietem do góry, choć staram się tego nie robić. Nie mam nabożnego stosunku do książek, są po prostu częścią mojego życia. Kiedyś pożyczyłam moją ukochaną książkę psiapsiółce i tak jak i ona chrapkę na nią miał także jogurt, co to się w torbie wylał i obtoczył książkę swym jestestwem. I ona przez wiele wiele dni nosiła ją ze sobą bojąc mi się ją pokazać. Jak już dowiedziałam skąd ta zwłoka nie mogłam się nadziwić czego się ta koleżanka tak bała. Nic się przecież nie stało. To tylko książka i ma teraz indywidualne oznakowanie. Znaczy się była czytana, noszona w torbie i miała przygody:)

REJMER OBOK REYMONTA, CZYLI UKŁADANIE KSIĄŻEK

Nie wyobrażam sobie domu bez książek, w takim książkowym domu rosłam i taki książkowy dom staram się odtworzyć u siebie. Trochę książek przytargałam ze sobą, żeby nie zaczynać od zera. Reszta to już moja kolekcja. Od niedawna mogę książki kupować. Nie mam ich jakoś bardzo dużo. Zaledwie jeden regał. Nie bardzo mnie teraz już stać na szaleńcze kupowanie, dlatego kupuje tylko książki z zakresu historii. Nie chciałabym mieć specjalnego pokoju dla książek. Książki muszą mieszkać w tym pokoju, w którym najczęściej przybywam. Potrzebuje ich bliskości. Patrzę sobie na te półki, gdzie osobno stoją grubaski historyczne, oddzielnie proza polska, oddzielnie biografie i proza obca. Robi się już niestety tłoczno i już za chwile pan Pilch już sam nie będzie mieszkał na półce. Znajdę mu dobre towarzystwo. Czasem uda mi się ułożyć książki wydawnictwami.
Pożyczam książki, zdarzyło mi się kilka utracić. Bardzo mnie boli ta strata. Jestem czytenikiem na dorobku, od niedawna zaopatrującym się w książeczki dlatego mam jeszcze lęk separacyjny przed rozstaniem. Przyznam się szczerze, że zdarza mi się książek nie oddawać. To znaczy jednej i tej samej osobie nie oddałam dwóch książek. Jestem jednak pewna, że ona nawet nie zauważyła straty, a dla mnie są one bardzo ważne. Przez dłuższy czas leżały w specjalnym miejscu, w którym mieszkają te biblioteczne, ale odkąd pojawił się regał zostały wchłonięte i świetnie się myślę mają. Mam także kilkanaście tytułów mojego Byłego Przyszłego. No cóż to zamierzchłe czasy, już u mnie zostaną, to moje ukochane książki. On ma ich tyle, że nawet pewnie nie wie, że je mam. Poza tym ma ważniejsze sprawy na głowie, wiecie te sprawy żona, jedno dziecko, drugie dziecko...a ja te książki głaszcze i podczytuje częstokroć:)

A TY CO CZYTASZ W TOALECIE?

Czytam. Ano czytam. Nie mam specjalnej półki, ani specjalnej kategorii książek do toalety, czytam to co akurat aktualnie jest na tapecie. Jeśli jednak czytam więcej niż jedną książkę (a zazwyczaj tak jest), wybieram tę, która ma krótsze rozdziały, żeby tam w tej toalecie nie szczeznąć. Tak to już jest jak się nie potrafi przerwać czytania w połowie zdania.

CZARNE LITERKI NA BIAŁYM TLE, CZYLI KSIĄŻKA KONTRA CZYTNIK.

Niewiele mam na ten temat do powiedzenia. Nie posiadam Kindla i jakoś mnie nie ciągnie. Może to i wygodne, bo można sobie literki powiększyć, tło zmienić (tak to jest argument!), i w podróży się sprawdza. Ale co? mam czytać i czytnik głaskać? A zdarza mi się nader często być w tak bliskiej relacji z książką, że ją głaszczę.

"DUCHOWA LEWATYWA" I INNE TYTUŁY.

Nie przywiązuje wielkiej wagi do tytułu, choć zdarza mi się zdecydować się na jakąś książkę, bo mnie tytuł zafrapuje. Jednak nie może być to jedyne kryterium wyboru. Musi mi leżeć i opis i okładka i wydawnictwo musi budzić zaufanie. Tak się kiedyś dałam nabrać na książkę z serii Z Miotłą "Mam łóżko z racuchów". Przepiękna okładka i wydawnictwo, a tu nic zero chemii. Wzruszają mnie "Pantaleon i Wizytantki", nie zawiódł mnie Pilch i jego "Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym". Raz zdarzyło mi się zdecydować się na czytanie, bo tytuł mnie zaintrygował. I nie powiem było to ciekawe doświadczenie. A mianowicie "O psychiatrach, psychologach i innych psycholach". Prawda, że brzmi ciekawie?
 Tytuły jak piszę Sobolewska mogą także wprowadzić w błąd. Przekonałam się o tym kiedyś poszukując w w bibliotece książki Andre Acimana "Wyjście z Egiptu". Byłam wszędzie! A ona sobie stała spokojnie w dziale geografia. Cóż!:))

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ. (rozdziałów jest 14, póki co sama dopisałam sobie 7, czyli dokładnie połowę)

13 komentarzy:

  1. mnoże się skuszę za jakiś czas:D

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jestem tą "następną osobą" w tej niezwykłej, bo podróżniczej bibliotece:) Cieszę się, bo książka - tak jak Ciebie - na pewno zachwyci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, to musi być fantastyczna pozycja :) Skuszę się z pewnością :) A stosunku do książek nabożnego też nie mam - odkładam zawsze grzbietem do góry, bo nie po drodze mi z zakładkami, czytam namiętnie przy jedzeniu i w toalecie rzecz jasna też.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, chciałabym ogromnie przeczytać. Można się jakoś dopisać do takiej akcji?
    Co do twoich odpowiedzi: książek staram się nie niszczyć (o zaginaniu rogów nie ma mowy) i lubię, gdy moje książki traktuje się tez w ten sposób (jedyne co mi nie przeszkadza, to zaznaczone cytaty czy dopiski - oczywiście zrobione ołówkiem).
    W toalecie nie czytam, przy myciu zębów też, no i chodząc niestety nie potrafię, nad czym ubolewam. Za to czytam przy jedzeniu. Na szczęście jeszcze żadna książka przez to nie ucierpiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wejdziesz na stronkę do Notatnika Kulturalnego (link na początku tekstu), tam wszystko jest. Zapisuje się natentychmiast:)

      Usuń
  5. cudna notka! zaraz wrzucam u siebie linka!
    ja się nie chciałem tak rozpisywać, zwłaszcza że pewne przemyślenia się powtarzały po lekturze ex-librisu Fadiman. Mazać po książce też nie będę, ale prawda że trochę kusi do tego tymi pustymi miejscami? pomysł świetny! cieszę się, że Ci się spodobało i niech się dobrze czyta kolejnym osobom
    a do akcji oczywiście zapisywać się cały czas można - zapraszam i zachęcam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da rady nie napisać o sobie, zwłaszcza, że zawsze czytamy i opowiadamy o sobie hihi. Teraz można "bezkarnie" bo w ramach notki o książce:))

      Usuń
    2. Słuszna, o jakże słuszna uwaga :)
      Ale jakaż to frajda przyznać się do czytania w klopie, wiedząc, ze jesteś wśród swoich :)))

      Usuń
  6. W łóżeczku lubię czytać, ale jest to pewne ryzyko, zasypiam szybko. Kiedyś miałam taki cudowny czerwony fotel, ale był on na wyposażeniu mieszkania, z którego się wyprowadziłam i zostałam w ten sposób bez fotela do czytania- może znajdziesz mi gdzieś jakieś wygodne fotelisko? ;)
    Nie przypominam sobie natomiast, by mi rodzicie cokolwiek czytali, pamiętam, ze dziadzio opowiadał mi bajki, ale on je wymyślał. To raczej ja czytałam swojemu kuzynowi różne książki.
    Twoje zbrodnie wobec książki wolę przemilczeć...Jestem przewrażliwiona na punkcie dbania o książki. Zakładka musi być. Zamordowałabym, jakby ktoś zaginał rogi. Jogurt na książce....aż mnie zmroziło...
    A w klopie to ja nie lubię czytać, szybko załatwiam sprawę, niewygodnie na kibelku :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi najwygodniej w łóżku. Też nie mam wygodnego fotela. Te co mam stanowią raczej element ozdobny (no na tym jednym od biedy). Co do zbrodni, to wobec pożyczonych jestem czuła i opiekuńcza. A te rogi, to są ewentualnie takie malutkie ledwo widoczne rożki. A ten jogurt cóż czysty przypadek. Pewnie na siebie byłabym bardziej zła niż na kogoś. Ta moje koleżanka też ma takie podejście do książek (i w ogóle do przedmiotów) i dlatego tak się bała przyznać do tej kraksy. A dla mnie to szkoda nerwów i złej krwi:)
      W kibelku staram się też już mniej czytać dla zdrowotności. No i zimno w pupę zimową porą, kiedy tak wiatr hula po łazience:)

      Usuń