P.S na początku się nie zdarza, ale post został umieszczony wczoraj w okolicy 22/23 godziny i minęło ponad 12h post nadal jest dla Was niewidoczny. W każdym bądź razie jak zaglądam do znajomków, to wyświetla się mój stary post z życzeniami noworocznymi. Ehhh!
Kolejny rok zaczyna się w naszym domu dopiero w momencie odkrycia cudów nowych kalendarzy.
Kolejny rok zaczyna się w naszym domu dopiero w momencie odkrycia cudów nowych kalendarzy.
W "salonie" Tylkowski...
A w przedpokoju Pan Kuleczka
"Niektórzy są jak tramwaje. Nigdy nie zbaczają z wytyczonej drogi."
Uwielbiam ten czas. Chyba najbardziej. Siedzę sobie w betach (czytaj kołderka, pod plecami podusie), po kuchni kręci się mąż i robi obiadzior, leci Trójkowy Top Wszech czasów, na kolanach laptop...uhm błogość absolutna. Perspektywa tego, że ja jutro nie muszę wstawać do pracy na SIÓDMĄ także się przyczynia do tego stanu. W związku z tym mogłam sobie dziś spać do oporu nie martwiąc się o dzisiejszy wieczór pt: zasnę, czy nie zasnę?. Tak to też się budujące zaiste. Mało tego! Nie muszę wstawać przez kolejne pięć dni, bom sobie wzięła urlopik i do poniedziałku mam luz:)) Nie pojedziemy niestety nigdzie, ale cieszę się z tego co jest:)
Zjadłam przez mężula podany na kanapę obiadek, muzyka gra, mąż obok posiaduje i ogląda jakiś film na laptopie, wygląda bardzo profesjonalnie w tych słuchawkach. W tej chwili mi naprawdę niczego do szczęścia nie brakuje. (gdyby tylko ktoś wyłączył te cholerne reklamy w radio!)
PODSUMOWANIE:
No dobra przejdźmy do meritum, przejdźmy do podsumowania najważniejszych, najlepszych książek przeczytanych w roku 2012. Nie wiem ile było nowości, nie śledzę tego, ale kilka świeżynek się znajdzie.
W tym roku przeczytałam 66 książek. Trzymam się podobnego wyniku od kilku lat. Nie jest to mała liczba tak sobie myślę, ale po odwiedzinach zaprzyjaźnionych blogów gdzie padają wyniki powyżej 100, a nawet powyżej 200 tytułów dopadają mnie kompleksy. Na szczęście nie dla ilości się czyta, ale dla przyjemności (szeroko pojętej, bo przecież nie zawsze jest przyjemnie). Dużo, bo ponad połowa to reportaże i historia, kilka opowiadań, kilka powieści. Jak zwykle przeważały książki biblioteczne. W tym roku 17 książek (tylko, albo aż) moich własnych zostało przeze mnie dostrzeżonych i przeczytanych. Jakże one się cieszyły. Jest o 17 westchnień mniej:)To był bogaty rok jeśli chodzi o kupowanie nowych tytułów. Pierwszy raz mogłam sobie na to pozwolić. Do sierpnia raz w miesiącu w ramach książek wypłatek kupowałam sobie pi razy drzwi po 3 tytuły. Niestety beztroska kupowania już za mną. Buu
W spisie lektur oznaczałam sobie klasę przeczytanych książek różnymi kolorami. Czerwonym te najlepsze (plus wykrzykniki przy tytułach jeśli były dla mnie szczególnie ważne), fioletowym dobre, a żółtym te po prostu. Do tego rozczarowania turkusowym, a klapy zupełne zielonym.
KSIĄŻKI CZERWONE (lecąc w kolejności czytania)
* "Znamię" Nancy Huston
* "Sami swoi i obcy. Reportaże i wspomnienia." Mirosław Maciorowski
* "Rosja w 20 stuleciu" Jerzy Smaga
* "Nowohucka telenowela" Renata Redłowska
* "Ocaleni z XX wieku" Mikołaj Grynberg
* "Dziennik" Jerzy Pilch
* "Ojciec.prl" Wojciech Staszewski
* "Wiosna 1941" Ida Fink
* "Buddenbrokoowie. Dzieję upadku rodziny" Tomasz Mann
* "Nagrobek z Lastryko" Krzysztof Varga
* "W podróży" Sandor Marai
* "Włoskie szpilki" Magdalena Tulli
* "Sunset Park" Paul Auster
* "Wielka Trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzys" Marcin Zaremba
* "Laska nebeska" Mariusz Szczygieł
Te książki powyżej, to książki najlepsze, ale przecież nie wszystkie są tak samo dobre. Przede wszystkim to są książki różne. Niektóre zaraz po przeczytaniu oznaczyłam jako czerwone, a teraz już nie budzą we mnie takich emocji. Jednak jest kilka tytułów, które pozostaną w moim sercu na długo, jeśli nie na zawsze.
BEZAPELACYJNIE...
"WIELKA TRWOGA. POLSKA 1944-1947. LUDOWA REAKCJA NA KRYZYS" MARCIN ZAREMBA
Niesamowita książka. Książka, w którą się wsiąka, od której nie można się oderwać, która przeraża i fascynuje jednocześnie. Książka, która uczy, pokazuje tamten przeszły świat. Pokazuje, że koniec wojny nie oznaczał wcale radości, ani wolności, wręcz przeciwnie. Koniec wojny oznaczał ogromną biedę, rzeszę wykluczonych na ulicach, głód i niepewność jutra. Tak, było już bezpiecznie, można było w miarę swobodnie się przemieszczać, ale ludzie nadal znikali, ginęli tragicznie, byli torturowani i porywani. W tym wszystkim światełko wolności. Nikłe bardzo. I ta nadzieja, że teraz już będzie dobrze...niektórzy w to naprawdę wierzyli, ci co nie dali się nabrać mieli najtrudniej, bo jak tu żyć? brrr. Tak sobie czytając myślałam o pokoleniu dziadków (mojego pokolenia plus minus, jedna babcia po wojnie miała lat 15/16, druga już była dorosła, w 39 roku miała lat 19) jakiż oni trud codziennie podejmowali żeby przeżyć. Niejednokrotnie doświadczyli traum wojennych (jedni większych inni mniejszych), a potem byli świadkami kolejnych okrucieństw. Pomimo wszystko żyli, kochali się, rozmnażali (i to na potęgę). Wielki szacunek...po prostu.
To arcyważna książka. W dodatku napisana lekkim językiem, potoczystą frazą (jak na kaliber tamtych wydarzeń i bądź co bądź naukową treść). Czyta się "Wielką Trwogę" świetnie, aczkolwiek zalecam powolne smakowanie. Czasem wystarczy parę kęsów, od większej ilości może brzuch rozboleć. WARTO, PO STOKROĆ WARTO!
KSIĄŻKA NAJBLIŻSZA SERCU:
"OCALENI Z XX WIEKU" MIKOŁAJ GRYNBERG
"SAMI SWOI I OBCY. REPORTAŻE I WSPOMNIENIA" MIROSŁAW MACIOROWSKI
****KATEGORII POWIEŚĆ-bezkonkurencyjnie książka przeczytana na początku roku. Siedzi mi nadal w głowie i w sercu. Właściwie konkurencyjnie, bo i Auster i Varga się domaga uwagi i mistrz Mann...ale nie jednak:
"ZNAMIĘ" NANCY HUSTON (dzięki koleżance blogowej Pauli)
****W KATEGORII OPOWIADANIA
Trochę się Ida Fink tłukła z Tulli, ale ostatecznie Fink wygrywa. Niesamowite opowiadania! Znów dzięki Pauli (Mam wychodzi na to dług wdzięczności czytelniczej wobec koleżanki)
"WIOSNA 1941" IDA FINK
****W KATEGORII SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA!
"W PODRÓŻY" SANDOR MARAI
Jakże to się czyta! Cudowne frazy Maraiowe, niesamowita spostrzegawczość, wrażliwość. Króciutkie felietony z podróży po Europie z pierwszej połowy XX wieku. Niektóre są dłuższe inne mają zaledwie pół strony. Miasta pod piórem Maraia ożywają, to główni bohaterowie felietonów. Drugim głównym bohaterem, teraz z perspektywy czasu jest przemijanie. Przemijanie tamtego świata przedwojennego, świata jeszcze przed pożogą obu wojen, świata, który już o odczuciu samego Maraia odchodzi, już znajduje się o krok od przepaści. W wizji tej Marai wykazuje się jasnowidztwem. Aż skóra cierpnie.
****KATEGORIA: BEZ KATEGORII,Z MIŁOŚCI PO PROSTU.
"DZIENNIK" JERZY PILCH
BO JURUŚ, TO JURUŚ!!:)
A teraz rzut oka na filetową kategorie. Czy jakiś tytuł zasługuje na szczególną uwagę?
Czerwonych było 15 tytułów, fioletków 14, znaczy się nieźle:)
Właśnie chciałam wyszczególnić Elif Safak i jej Bękarta, ale szukam w spisie i szukam i nie znajduje. Zapomniałam! Wcześniej zapomniałam chyba z wrażenia wpisać Zaremby. Ciekawe ilu jeszcze książek zapomniałam wpisać na listę. Raczej mi się to nie zdarzało wcześniej. Czas na lecytynę. Zatem nie 65, a 66 książek przeczytanych. Może jak tak jeszcze pogrzebię w czeluściach czaszki to do siedemdziesięciu dojadę:))
Słowo się rzekło na wyróżnienie zasługuje pani
ELIF SAFAK (BĄDŹ SHAFAK) I JEJ:
"BĘKART ZE STAMBUŁU" i "PCHLI PAŁAC"
Początki mojej z Safak znajomości były nie najlepsze, żeby nie powiedzieć mocno nieudane. "Czarne mleko" rozczarowało sromotnie (tak mocno,że aż nie skończyłam!). Na szczęście nie dałam się i wlizłam w jej wcześniejsze dwie powieści, które okazały się po prostu dobre i świetnie napisane. Dla mnie to znak, żeby nie oczekiwać zbyt wiele po jej najnowszych dokonaniach literackich, a dla pewności się ich wystrzegać. Niestety.
Co z powieści jeszcze?
"ZBIJANY" MICHAL VIEWEGH
Bardzo milutka, samo się czytająca książka. W sam raz na plaże, do pociągu, do autobusu. Miłe wspomnienie.
"SŁUŻĄCE" KATHRYN STOCKET
To jest po prostu dobra książka. Czyta się ją cudownie lekko i przyjemnie. To takie czytadło z wysokiej półki. Tym przyjemniejsze wspomnienie czasu czytania, bo i okoliczności wyjątkowe. Hiszpania, taras z widokiem na morze-WAKACJE!
Najświeższa przyjemnostka to "MIASTO RYB" NATALKI BABINY
Magiczna, świetnie napisana, zapadająca w pamięć proza.
****NAJWIĘKSZE ZASKOCZKI TE POZYTYWNE OCZYWIŚCIE:
"UWIKŁANIE" ZYGMUNT MIŁOSZEWSKI
Jak ognia unikam kryminałów, nie wiem dlaczego, tak już mam. Na szczęście dałam się uwikłać w Miłoszewskiego. Nie dlatego, że kryminał, ale dlatego, że Hellinger weń wpleciony, a i najważniejsze są tu postaci bardzo wiarygodnie przedstawione, a cała kryminalna intryga jest tylko tłem. Sprawnie, wiarygodnie przedstawiona, ciekawa historia. Chapeau bas!
Drugi tytuł w kategorii kryminału, w którym to kryminale sama intryga służy tylko do zadzierzgnięcia ciekawej, psychologicznie wiarygodnej historii, to:
"NIKT NIE WIDZIAŁ, NIKT NIE SŁYSZAŁ" MAŁGORZATA WARDA
Czyta się to tak, że się oderwać zwyczajnie nie można.
Już nie kryminał, ale zaskoczenie. Bardzo przyjemne zaskoczenie:
"URBANATOR. AWANTURY MUZYKA JAZZOWEGO" ANDRZEJ MAKOWIECKI
Zaskakująco dobra pozycja książkowa. Urbaniak oddał pisarskie pole Andrzejowi Makowieckiemu i wyszło to wszystkim na zdrowie. Idealny podział ról. Urbaniak rozwiązuje worek z anegdotami, historiami mniej lub bardziej wiarygodnymi, prywatnymi lub nie, a Makowiecki je spisuje. I powstaję spójna, równa, ciekawa, dobrze napisana i czytająca się w tempie ekspresowym książka.
A na zakończenie te nieprzyjemnostki, czyli ROZCZAROWANIA. Na szczęście nie ma w tym roku tych książkowych rozczarowań zbyt wiele:
Na pierwszy ogień największe rozczarowanie, bo i największe oczekiwania były. Książka rozczarowująca ma trochę wspólnego z książką, która zaskoczyła miło. Dwie strony medalu, dwie strony monety. Orzeł i reszka. Urbaniak i:
"WYŚPIEWAM WAM WSZYSTKO" URSZULA DUDZIAK
Miało być ciekawie, a było męcząco. To znaczy ciekawie było, ale z rzadka. Jeśli historia sama w sobie była ciekawa, to jakoś się to czytało, gorzej jeśli sama przytaczana anegdotka była z tych nudnawych, pełna obcych nazwisk,dat i miejsc, wtedy czytanie przypominało raczej brnięcie, byle do końca, bo może dalej będzie bardziej interesująco. Moje serduszko biło szybciej kiedy pani Dudziak wspominała swoje rodzinne miasto-moje miasto. Może gdyby za opisanie tych wszystkich historii zabrał się ktoś kto oprócz tego, że ma wiele ciekawego do opowiedzenia umie jeszcze dobrze pisać, to można by tą książkową pozycję nazwać literaturą...w takim wydaniu niestety stanowi tylko zbiór bardziej lub mniej ciekawych historyjek z życia wziętych.
Reszta rozczarowań to:
czyżby się przejadło?
KLAPA była tylko jedna. Szczęśliwym rokiem książkowym można nazwać rok, w którym było pół na pół książek dobrych i bardzo dobrych (po 15), około dwa razy tyle książek takich po prostu czasem lepszych, czasem gorszych, których przeczytania nie żałuje i tylko jedna klapa. A ten zaszczytny tytuł przyznaję pani MANUELI GRETKOWSKIEJ za wybitnie kiepską książkę o pewnym "AGENCIE"!
Wzięłam chyba przez zaskoczenie, bo mi w łapki wpadła w bibliotece. Przeczytałam bez wielkich nadziei, bo za panią G specjalnie nie przepadam, ale jednak liczyłam na w miarę dobre czytadło. Niestety zgadzało się tylko czytadło. Kiepskie czytadło z jednym mocnym plusem. Książkę się szybko i bezproblemowo czytało. Można było zabrać się za następną książeczkę.
DZIĘKUJE ZA UWAGĘ!
HIHI jak nie pisała, to nie pisała i naglę jak zaczęła!:)
Po "Dzienniku" Pilcha dużo sobie obiecuję. "Służące" bardzo mi się podobały, za to moje spotkanie z Safak było totalną klapą (pociesza mnie to, że podobno te najlepsze powieści są dużo lepsze od tego cuda, co to je miałam okazję wypożyczyć).
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z kategoriami. Może w tym roku też spróbuję podzielić książki, na powieści, opowiadania itp. Teraz już by mi się nie chciało wertować zeszytu. ;)
A, u mnie na blogu też widać tylko notkę noworoczną.
Bękart i Pchli pałac to są naprawdę dobre powieści. Kategorie ułatwiają. W zeszłym roku też były kategorie jeszcze bardziej udziwnione. Że mi się chciało! hihi
Usuń"Agenta" Manueli Gretkowskiej przeczytałam tylko dlatego, że zapłaciłam (głupia) za książkę 30,00zł Ta książka jest beznadziejna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aldona
O jejuśku! Zapłaciłaś za ten badziew 30zł! brrr. Chyba bym kazała sobie zwrócić pieniądze za straty moralne:)
UsuńCzasem tak się zdarza, że "wisi" stary post, a na stronie bloga nowiutki sobie "siedzi", powinno się z czasem odwiesić, myślę, a i w takim "przeglądzie" obserwowanych powinno się wyświetlać prawidłowo, więc się nie martw.
OdpowiedzUsuńPiękne to Twoje podsumowanie, takie kolorowe. Różnią się nasze lektury, ale i punkty styczne są, co mnie bardzo cieszy. I odbiór trafia się podobny, Pilch, Służące, rozczarowania też zbieżne, tylko 'Gurb' Menzdozy akurat mnie uśmiechnął bardzo (ale to i tak mój poprzedni- 2011 znaczy się - rok), a jak ja lubię Manuelę, to "Agent" też nie zachwycił.
I co do ilości - pewnie, że ważniejsza jest jakość, a najważniejsza przyjemność. I nie można porównać i wpadać w kompleksy, bo np. jak ktoś czyta biografię Miłosza, to zajmie tyle czasu, żeby wtedy z 5 obyczajówek trzasnął;-)
No i nie samym czytaniem człek żyje.
buziaki noworoczne!
A i owszem nie samym czytaniem. Ale wiesz czasem się coś nieco wie o blogerze/blogerce i się wie, że ma dziecko (małe), albo dwójkę, chodzi do pracy i pyka 100/200 tytułów rocznie i to książek różnych. Wtedy sobie myślę jakim cudem nooo! Nie ma to jednak dla mnie aż tak dużego znaczenia:)
UsuńMendoza mnie już chyba zmęczył w końcu w każdej książce używa tych samych chwytów, taki jest jego styl, ale po przeczytaniu kilku pozycji mnie już to nie śmieszy, już się na to nie łapię. A w tym roku najbardziej mnie uśmiechnął Andrus i jego "Blog między niewiastami"
Pozdróweczka!
Po chwili zastanowienia powiem jednak, że nie widziałam chyba tego wpisu u siebie w zakładkach, przecież bym natychiast weszła. Chociaż Podsumowań nie lubię, ani swoich, ani innych, twoje z ciekawością prześledziłam, chociaż kolory mnie oszołomiły i wcale nie pomogły.
OdpowiedzUsuńUfff. Co ja taka zgryźliwa jestem? Nie zamierzałam, tak wyszło
Z tymi kolorami to wiesz sama się zastanawiam czy nie jest ich za dużo i czy nie przeszkadzają w czytaniu, czy nie jest aby zbyt pstrokato. Wychodzi więc, że nie jesteś zgryźliwa:) pewnie już tak to zostawię, bo na samą myśl zabawy w zmianę kolorów (i pewnie przy okazji by wyszło parę nieplanowanych, automatycznych zmian przy aktualizacji-a to akapit inną czcionką, albo innym kolorem)mi się odechciewa. To cenna uwaga moja droga, cenna:)
UsuńBuziakuje zgryźliwca:)
to szkoła mojej córki graficzki, która mnie zawsze upomina, że nie jestem dzieckiem z mazakami i mniej znaczy więcej itd. Wyczuliłam się, poza tym im oczy gorsze, tym prostota bardziej pożądana, bo mi się inaczej mieni plamami. Kurczę, chyba okulary czas mocniejsze, umówiłam się do okulisty
Usuńz tego wszystkiego, zapomniałam o książkach. Zaremby szukam odkąd o nim wspomniałaś, straszne - nie mogę znaleźć.
UsuńGretkowskiej nigdy nie lubiłam, nie moje klimaty
Córka, a Ty za córką macie rację:) Zmieniłam ten żółty na zielony już tak nie wali w oczy. Zeszły szablon był ciemny i wymuszał góra dwa kolory innych nie było po prostu widać. I to było w zasadzie dobre. A teraz ten szablon daje dużo możliwości i się rzuciłam na nie jak szczerbaty na suchary. Z założenia miało być czytelnie, a nie jest.
UsuńPatrzyłam czy jest Zaremba w Znaku i jest, ale patrzę, że wysyłka strasznie droga! A jakby normalnie prywatnie wysłać paczkę też wyszłoby tak drogo?
Jest w Znaku, ale oni chyba nie wysyłają do mnie, przynajmniej nie mieli kanału na zagranicę. W księgarniach online niedostępna. Córki przyjaciółki są w Polsce, wysłałam sms może kupią.
UsuńSprawdziłam koszty Znaku, faktycznie mają zagranicę, to się uśmiałam jak norka, 100 zł niezależnie od kwoty, chyba się z czymś na mózg zamienili. Brawo dla wydawnictwa.
Mam nadzieję, że koleżanki córki kupią, a jeśli zdarzy się tak, że nie kupią to daj znać będziemy myślały co tu zrobić:))
UsuńHa! Znalazła się u Ciebie książka Małgorzaty Wardy. Bardzo się cieszę, bo lubię i cenię tę autorkę:)
OdpowiedzUsuńCo do Manueli nie przepadam za jej pisaniem. Kiedyś próbowałam, ale szybko dałam sobie spokój. Więc Agenta nie obdarzyłam nawet jednym spojrzeniem;)
Przypomniałaś mi o Safak! Muszę koniecznie nadrobić.
A odnośnie tego, że ludzie czytają tyle książek majac dziecko,męża, prace, dom na stanie to tez miałam z tego powodu kiedyś kompleksy. Ale już nie mam. Czytanie to ma być przyjemność, a nie kolejny wyścig szczurów. W tym roku przeczytałam tylko 60 książek. Wiem, nie dlatego, że skrupulatnie to notuję, ale dlatego, że zaznaczam sobie na portalu "Lubimy czytać" ;) I w sumie dla mnie to aż 60książek:> Czasem czytam wolniej, lubię się rozkoszować słowem, zaznaczać fajne cytaty, co niektóre przepisywać do mojego zeszytu w motyle. Lubię się książką rozkoszować, delektować. Czasem z jedną spędzam ponad tydzień, a nawet więcej, a i potrzebuję po niektórych książkach czasu by ochłonąć, by nie zepsuć sobie smaku. To tak jak po dobrym torcie czekoladowym nie rzucę się od razy na bigos by sobie nie zepsuć tego nieba w gębie;D
Także każdy ma swoje podejście do książek i to jest właśnie cała zabawa z czytaniem.
Pozdrawiam noworocznie i życzę wielu pięknych lektur, wrażeń i podróży. Niech w tle towarzyszy Ci zawsze piękna muzyka i ktoś kochany do przytulania.
Ściskam:)
Dzięki za życzonka moja droga. A co do czytania masz rację w 100% i nawet utyskiwanie nie bierze się z rywalizacji, że ja chciałabym więcej, ale tak sobie myślę, że mogłabym jeszcze więcej przeczytać dobrych książek. Ale zaraz sobie myślę, że jeśli nie przeczytałam znaczy, że chciałam robić coś innego. Po prostu:)
UsuńŚwietne kalendarze! :-) Za to, jeśli chodzi o książki, to wiele z nich pragnę przeczytać. W pierwszej kolejności będzie to pewnie "Nikt nie widział, nikt nie słyszał", bo niebawem będę posiadała tę pozycję.
OdpowiedzUsuńTak kalendarze są boskie. Kalendarz Pana Kuleczki gości w naszym domku już od wielu lat. Tylkowski od trzech lat. I tak już pozostanie. "Nikt nie widział, nikt nie słyszał" koniecznie.
UsuńJako czytelniczka miałaś cudny rok!:) Wspaniałe lektury mi podsuwasz. Skorzystam sobie z Twojej oferty, że tak powiem, a na pierwszy ogień spośród wymienionych pozycji pójdzie u mnie książka Zaremby. Będę na nią polować.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze opowiadania Fink - jestem ich bardzo ciekawa. I jeszcze powieść Huston z chęcią bym przeczytała. No ale mi zrobiłaś apetyt!
A Marai - to żelazny repertuar, że tak to ujmę.
Znamię i opowiadania Fink są z podobnego kręgu tematycznego i obie książki są niesamowite, obie mam w sercu i obie pamiętam i obie walą po głowie. No, a Zaremba to wiadomo!
UsuńMarai-cud, miód i orzeszki! Poluje na jego najnowszą książkę rekomendowaną przez Tygodnik Kulturalny "Znieważeni". Chciałam tacie kupić pod choinkę (i przy okazji sobie), ale rzecz jasna w Empiku i w żadnej innej księgarni nie ma. Za późno było na zamawianie. Ta chwila już minęła. Dziś zamówiłam w Świecie Książki "Skrwawione ziemie"! O ile na powieści mogę polować w biblio albo pożyczać z innych źródeł, to książki historyczne chcę mieć na mojej półce. Zwłaszcza, że te książeczki co już stoją się domagają tych Skrawionych. Mówią, że czują się bez niej niepełne tematycznie. Cóż więc było robić!:)
Safak rulez!!! :) I Szczygieł :) A widzę, że Włoskie szpilki rekomendujesz- mam na półeczce i w planach. Służące też koniecznie muszę przeczytać, bo film mi się bardzo podobał.
OdpowiedzUsuńDużo osób wychwala Dziennik Pilcha. Ja po Dzienniku Białoszewskiego jakoś się zraziłam do tego typu literatury i na razie dam sobie spokój.
Włoskie mają moc, a Służące się tak lekuchno i przyjemnie czyta. Dziennik Pilcha jest świetny, ale ja też nie jestem do końca obiektywna, bo zwyczajnie uwielbiam faceta. Ta forma się sprawdza kiedy czyta się jeszcze coś innego, a ma się ochotę na przykład przed snem poczytać, a nie można sobie pozwolić na długie czytanie i wtedy króciutkie teksty Pilcha się świetnie sprawdzają:) A co tu dużo mówić Pilch to Pilch:)
UsuńAle mi dobrze, ale fajnie, że taki tu ruch! Że jednak mój blog nadal żyje:)
OdpowiedzUsuń