"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 2 marca 2011

"KLARA" Iza Kuna


"OCH KLARA"



Najpierw może wytłumaczę się, jak to się stało, że "Klara" Izy Kuny zawitała w moje gościnne progi. Mało zachęcający początek? lampka ostrzegawcza się zapaliła w głowie drogi czytelniku? Żeby się tak tłumaczyć z książki? Musi być źle. Słuszne są Twoje lęki, oj boleśnie słuszne. No ale jak już zaczęłam tymi słowy to i skończę w tym tonie. Otóż książkę dopadłam na urodzinach koleżanki (była jednym z prezentów, mama gospodyni taki nietakt poczyniła) Niczego nie świadoma, ucieszyłam się na kontakt z niezobowiązującą lekturą aktorki Izy Kuny, którą zresztą bardzo lubię i cenię (szczególnie za role w Teatrach tv) i za zgodą gospodyni książkę pożyczyłam.
Już sam fakt, że ów proces pożyczania miał miejsce w warunkach wyjątkowo mało, że tak powiem bibliotecznych, w stanie delikatnej nieważkości, a euforia ze zdobycia książki jakaś taka niewspółmierna do bodźca ją wywołującego była (wszak to nie był nowy Nabokov,czy choćby Pilch) powinien wzbudzić moją podejrzliwość i czujność. Także kwaśna mina właścicielki książki i zdanie: "ja tego czytać nie będę, przeczytaj i mi powiesz czy warto" powinien także być dla mnie sygnałem: uwaga miny! Na taką minę mnie wypuścić? to nieładnie:)
 Mina w postaci treści książki była z tych co to rączki i nóżki urywa jeszcze zanim się książkę odłoży szybkim zdecydowanym ruchem na najbardziej zakurzony pawlacz, a nóżką zamaszyście wkopie ów  pseudo dzieło literackie pod łóżko. Głowy mina również nie oszczędza, urywa ją szybciutko, tak, że fakt utraty wiary w literaturę polską nie zdąży rozlać się na wszystkie obszary mózgu, i może jest szansa na ratunek. Otwór gębowy wraz z ostatnim tchnieniem, bezradnie wypowie jedno  tylko zdanie:
"co to?, dla kogo? i po co?"

Takie myśli krążyły mi po głowie do 50 strony książki, rany jaka to była męczarnia. Ale myślę sobie mam misję! Przeczytam i ostrzegę ludzkość przed literackim seppuku pani Izy Kuny. W okolicach strony 100 jakoś się zrobiło troszkę bardziej sensownie, znośne co nie znaczy, że przyjemnie. Istnieje także taka opcja, że przyzwyczaiłam się po prostu do sposobu narracji, na tyle żeby aż tak nie bolało.
O kim to książka i o czym? Bohaterką jest 40 letnia, nieszczęśliwa, neurotyczna Klara, która ma toksyczną matkę, przyjaciółkę pijaczkę, niezdecydowanego wiecznie kochanka , przyjaciela geja i rzygającego kota. I pomysł wyjściowy jest i owszem. Z takiego materiału można by coś uszyć, może nawet zabawny portret pokolenia wydziergać? Można by ale brakło autorce zdolności krawieckich. Ałć! Niby to całość, ale nie całość. Jakiś wątek się zaczyna i nie kończy, albo kończy śmieszną ( w założeniu autorki) pountą, rzecz jasna w ogóle nie śmieszną. O przepraszam wróć: w ogóle DLA MNIE nie śmieszną (nikt nie dał mi przecież prawa do ferowania takich wyroków).

Spójrzmy na tył tej atrakcyjnie wydanej książki. Jak to zwykle bywa znajdują się tam rekomendację mniej lub bardziej znanych nazwisk. I co mówią te nazwiska?
Otóż pan Eustachy Rylski ogłasza światu, że jest to oryginalny, interesujący, niepokojący debiut, po który warto sięgnąć, do tego bawi nas ów debiut wisielczym poczuciem humoru (wisielca może bym i tam odnalazła, gorzej z humorem), a niepokój? oj tak odczuwałam niepokój, o stan mojego umysłu i o to, że to czytanie trwać będzie zbyt długo! I nie podołam, i nie skończę misji, polegnę. No dobra Rylskiego cenie i szanuję, nie przepadam wprawdzie za jego pisaniem, ale myślę sobie, wie chyba co mówi.  Czy nie? Przesuńmy się ruchem posuwistym dalej. Następne nazwisko, pani Maria Czubaszek donosi, że "Klarę" przeczytała jednym tchem i żałuje, że sama jej nie napisała. Ałć!!! Ja nie żałuje. Bo gdyby jednak napisała to ja po jej twórczość bym w odruchu instynktu  samozachowawczego  już więcej niż ten jeden raz, nie sięgnęła.
I ominęłyby mnie takie smaczki jak "serwus jestem nerwus" , "Dzyń, dzyń", nie poznała bym ciotki, pierzaczka, osobistego narzeczonego pana Balbiny, nie zaśmiewałabym się do łez z tego co mówi pan Dobrowolski, i nie miałabym tak drogocennej kolekcji kaset z "Powtórką z rozrywki", na którą biegło się ze szkoły by nagrać, uwiecznić i odtwarzać potem w nieskończoność. Słowem dramat i wielka strata by to była. Na szczęście tak się nie stało i pani Maria Czubaszek nie popełniła "Klary", a ja mam kolekcję kaset, których nie da się już odtworzyć, bo i nie ma na czym a taśmy wysłuchane do cna ducha wyzionęły. Zasmuca mnie wprawdzie fakt, że kunszt pani Marii ostatnimi czasy niestety mocno osłabł, ale nie można mieć wszystkiego!
 Pani Anna Dereszowska zdrowo się uśmiała i tylko jej tego pozazdrościć:) Nie daj zwieść temu tyłowi książki drogi przyszły, potencjalny czytelniku. Czy to ja zwariowałam?, czy może jestem za głupia na taką literaturę, może ja nie rozumiem?

Z noty Łukasza Maciejewskiego wieńczącej książkę wynika, że Iza Kuna kreśli piórem (chyba kaczym) pasjonujący dramat codzienności ( ja odnajduje dramat, codzienność, czasownik pasjonujący w moim odbiorze nie znajduje zastosowania), czytelnik nie znajdzie piszę dalej Maciejewski symetrycznej fabuły i dobrze skrojonej opowieści (to wszystko na PLUS)...no nie znajdzie, choćby się bardzo starał. Że ja nie znalazłam można by to złożyć na karb mojego kaprawego oka, ale obawiam się, że i czytelnik z sokolim wzrokiem z odnalezieniem dobrze skrojonej opowieści miałby problem:) ależ czego ja się czepiam! Przecież jest ok. Czytelnik nie ma odnaleźć fabuły-ale ze mnie maruda!:)) i dalej Maciejewski piszę, że  "Klara" Izy Kuny jest buntem przeciwko narracyjnym kanonom... przykro mi ale w moim odczuciu niczym więcej;( Twierdzi pan Maciejewski, że nie zawsze musi być logicznie, wystarczy żeby było dowcipnie, cierpko, sadystycznie, bardzo inteligentnie. Jaką książkę czytał pan Maciejewski? bo chyba ja czytałam inną!  Kuna jest niegrzeczna, przeklina bla bla bla. Och taka jestem odważna, wyzwolona, swobodnie kilka razy z rzędu potrafię napisać: spierdalaj pieprzony Aleksie, jebnę ci zaraz itd, itp. Jaki mają cel te zabiegi? Mają zaszokować, zadziwić, pokazać jak jest naprawdę? Czy to wystarczy, żeby stworzyć dobrą książkę?

 Nie!
Wróć: dla mnie to nie wystarczy. Szacunek dla, tych którym to wystarcza. Trochę im nawet zazdroszczę, przynajmniej dobrze się bawili. Gwoli sprawiedliwości nie można odmówić pani Izie Kunie sprawności  poruszania się w obszarach naszego języka. Potrafi (w jednym i tym samym stylu) ale to stanowczo za mało! Ale to chyba znak naszych czasów, tak mało nam trzeba żeby się zachwycić. Każdy może śpiewać, pisać książki, wypowiadać się w mediach jako samozwańczy ekspert od wszystkiego, bez względu na to czy ma się coś ciekawego, mądrego innowacyjnego do "powiedzenia" czy nie. Smutne to!

Książka ta kojarzy mi się z nieudanymi komediami polskimi takimi jak: "Och Karol 2", "Jak się pozbyć cellulitu" itp. Żadnego z tych filmów nie widziałam. Chwała opatrzności:) dlatego powtórzę bezczelnie za Tygodnikiem Kulturalnym. Nie powtarzam bezmyślnie. Zgadzam się z tym w całej okazałości. Filmy te są pozbawione scenariusza, jest to zlepek kiepskiej jakości skeczy, często pełnych żartów na poziome podłogi itd, itp. Smutek i zażenowanie! Taka właśnie jest "Klara". Nie ma w tej książce niczego, czego wcześniej nie było w tych głupawych polskich komediach. Jedyna różnica to, to, że filmy są na taśmie a książka na papierze. O rany a jak powstanie druga część książki? "Klara 2"  potem remake i sequel i  "Klara reanimacja"? aaaaa

 Rzecz jasna można to ładnie ująć i nazwać to za Maciejewskim "mikrozdarzeniami zawartymi w mikrorozdziałach". No brzmi ładnie. No mikro jest, ale przyjemność z czytania. Że niby formuła i tych filmów i omawianej książki jest taka specjalnie. A mnie się zdaję, że powód jest inny: inaczej się nie umie, bo żeby umieć trzeba mieć Iskrę Bożą. Wniosek?:  Nie każdy umie napisać książkę, nie każdy powinien napisać książkę.  Ale to tylko zdanie zwykłego czytacza książek. Acha mam jeszcze jedną przykrą wiadomość. Otóż pan Maciejewski postuluje o to, by na podstawie książki nakręcić film. Tylko czekać! Ach nie proszę nieee, LITOŚCI!

Żeby nie było, że tak tylko krytykuje to na zakończenie dodam, że książka ma jeden plus. Myślę, że w przypadku tej akurat pozycji szczególnie znaczący. Czyta się ją naprawdę szybko. W związku z tym po kilku godzinach, bądź dwóch wieczorach męczarni można ją przeczytaną odłożyć na wcześniej wspomniany zakurzony pawlacz, albo oddać książkę właścicielce i ona wyręczy nas i wdrapie się sama na pawlacz, zostawi ją tam i zapomni.
Chciałoby się zaśpiewać razem z Czesławem: "a to bzdura, bzdura jak mało która" kołatała mi owa pieśń po głowie przez cały czas czytania książki. Tak więc podsumowując krótko, zwięźle i bez szans na jakiekolwiek negocjację:
A TO BZDURA, BZDURA, JAK MAŁO KTÓRA...i na pawlacz! :)))

P.S Myślę, że już raczej nie zdarzy mi się napisać czegoś tak długiego na temat książki hihi wyczerpałam się do cna:) Także nie oczekujcie po mnie zbyt wiele:) dobranoc robaczki.

9 komentarzy:

  1. Kobieto, tyle napisać na temat kiepskiej - jak uważasz - książki?;)))))))))))))))))
    Rekomendacja Rylskiego zaiste zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak masz rację, ta książka nie zasługuje na tak długi tekst. Wystarczy: nie czytać, niedobre! ale dobrze mi się po niej jechało, miałam ubaw po pachy:))Musiałam sobie jakoś ubaw wygenerować sama, jeśli lektura książki nie wygenerowała ani krztyny, a poza tym byłam zła, że ktoś dopuszcza takie coś na rynek, daję pieniądze i reklamuję. To tak ku przestrodze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam wcześniej fragmenty na blogu Kuny i byłam trochę zdziwiona. Co tam, gorsze rzeczy się u nas wydaje (patrz książki celebrytów z tv - mój dyżurny przykład):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, doczytałam się, że to są fragmenty z bloga zbierane przez 2 lata. Moja koleżanka dziwiła się po przeczytaniu mojego tekstu, że tak ostro, bo ją bawi Kuny blog. I być może tak jest, że w małych dawkach, w specyficznej konwencji bloga to jest znośne a może nawet i śmieszne ale żeby robić z tego książkę to niekoniecznie. A dopisywanie do tego ideologii, że to walka z tradycyjną narracją, że to niegrzeczne, wulgarne więc odważne to już wstyd:) Myk tkwi z tym, że ludzie sięgną po tą książkę, bo zaufają nazwisku Kuny, która jest świetną aktorką i się natną boleśnie, a po książki celebrytów raczej nie sięgną wiedząc jakiej treści tam można oczekiwać:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Parafrazując znany utwór: Pisać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej;)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Komu pożyczam tę książkę, to ma identyczne odczucia. Jeden wielki krzyk i płacz, nic więcej. Myślę, że nazwisko i renoma aktorska po prostu zrobiła swoje.

    pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uff to trochę mi ulżyło, bo już zaczęłam się o siebie martwić, że może ja jestem jakąś staromodną nudziarą, że mi się nie podoba:))) Na szczęście ta niewiara we własny gust czytelniczy trwała chwilkę tylko.Dziękuję za wizytę i zapraszam w moje skromne progi w każdej chwili nawet nie zapowiedzianą hihi. A teraz udam się z rewizytą:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki za zaoszczędzenie czasu i pieniędzy. A książka kłuje w oczy na półkach księgarń! Nie chciałabym za Bayardem rozmawiać o książkach, których się nie czytało, ale... nie podoba mi się "Klara" i już. A jeszcze nie tak dawno uważałam, że nie ma złych książek, bo z każdej można się czegoś nauczyć...Uuuu...

    OdpowiedzUsuń
  9. A proszę bardzo! Bardzo bym nie chciała żeby ktoś jeszcze doświadczał takich nieprzystających do procesu czytania emocji:)

    OdpowiedzUsuń