"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 30 marca 2011

Sowa w trybie dziennym marnieje...



Zmieniłam strefę klimatyczną...chciałabym napisać dalej, że wyjechałam na drugą półkulę ale niestety nie wyjechałam, a zaczęłam pracę. Co ma nowa praca ze strefą klimatyczną wspólnego? Ano teoretycznie nic:)
Inaczej sprawa się ma z praktyką. Co robi skrajna sowa zwana inaczej nocnym markiem, kiedy pracy nie ma?
Ano skrajna sowa natychmiast przestawia się na tryb nocny. Czyli funkcjonuje w swoim naturalnym rytmie dobowym, skrajnie nocnym. Kładzie się wtedy taka sowa bliżej świtu, niż ciemnej nocy, a wstaje bliżej późnego śniadania, albo bardzo wczesnego obiadu. O w porze lunchu:)

Co robi pochłaniacz książek kiedy może sobie pozwolić na czytanie, wtedy kiedy chce i tyle ile chce?
Czyta, czyta, czyta, a że posiada ten wątpliwe atrakcyjny przywilej czytania w swoim najlepszym czasie, robi to w nocy. Robi to zrywowo, czyli na przykład czyta sobie przez 5 godzin bez przerwy. Radyjko gra, lampeczka się pali, mąż w pokoju obok śpi smacznie, pochrapując od czasu do czasu. No milutko. Tak samo ma się sprawa z filmami na Ale kino i Tvp Kultura co to można je oglądać późną nocą, albo na drugi dzień, wtedy kiedy reszta ludzkości jest w pracy. A jakie fantastyczne dokumenty można obejrzeć w nocy na Planete! Podejrzewam, że niejednokrotnie byłam jedynym widzem tych dokumentów, czy filmów.
No i słuchanie Trójeczki! o 13 Powtórka z rozrywki, o 14 moja ulubiona Prywatna kolekcja, o 15 audycje autorskie. Jak doba ma tyle godzin starcza czasu na wszystko. Można trochę poczytać, trochę pooglądać (nawet głupawe seriale) a i codziennie sobie iść na godzinny spacer do lasu można! :))) AAA i można celebrować przygotowywanie posiłków. Na bezrobociu odkryłam, że umiem gotować! I umiem ciasta piec i pierogi zrobić:) Umiem to po primo, po secundo ja to uwielbiam! Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział  mi, że ja Papryczka będę gotować i że będę to lubić, to rzecz jasna bym w to nie uwierzyła. To były takie moje małe wyzwania (bo jednak jakieś mieć trzeba) im trudniejsze danie, tym lepiej!



No i co mi zostało z tych moich przyjemności? Trójki mogę słuchać HURRA! Czytać się uczę. Uczę się czytać po trochu. Jest to trudne. Jak mam bardzo dobrą książkę, to nie umiem jej czytać przed spaniem, zbyt duża przykrość kiedy przyjdzie czas dać sobie po łapach i książkę odłożyć. Ale i tego się nauczę. Programu telewizyjnego nie śledzę. Po co mam się denerwować!
Powoli się przestawiam, coraz ładniej zasypiam. Po prostu kładę się śpię:)
Łatwe zasypianie ze zmęczenia, funkcjonowanie w normalnym, akceptowalnym społecznie systemie dobowym dla wielu wydaje się czymś oczywistym i naturalnym. No ale ja nie mogę przecież normalne. Dla mnie przez około 3 lata nie było to takie proste. Pracowałam bowiem w systemie zmianowym. Nie ma mowy w takim układzie o jakimkolwiek rytmie, ale mi to bardzo odpowiadało.
Plusy pracy zmianowej:
a) nie trzeba chodzić codziennie do pracy. Tak naprawdę jest dużo wolnego. Bo w tygodniu dzień przed nocką jest wolny i po nocce i pomiędzy. Na dniówkę idzie się raz na jakiś czas (za to na calutki dzionek).
Można sobie nawet poudawać, że się jest na urlopie i pojechać rowerem za miasto ( koniecznie z koleżanką pedagożką, która ma 2 miesiące wakacji- jeszcze wtedy obie pracowałyśmy w zawodzie, teraz to szczęście ma tylko ona)
 Chodzenie do pracy nie oznacza tego, że codziennie się wychodzi z pracy w porze kiedy inne sklepy się zamykają i na przykład nie można kupić jajek od kur wychowywanych bezstresowo, bo sklep ekologiczny na osiedlu już zamknięty! To co? nie będę jadła już tych pysznych jajek?:)) A jak jeszcze się 2 razy w tygodniu chodzi na angielski to już w ogóle nie ma szans na żadne jajko. Dobrze, że przynajmniej jasno jest. Mniejszy szok dla leniwca pierwszej wody hihi
No i co najważniejsze! Nie można pracując do 17 zaspokoić głodu second-handowego! Bo kiedy łazić po second-handach?  A zdążyłam się już od tego uzależnić. Naprawdę mam objawy odstawienne, kiedy zbyt długo nie bywam tam i jak już zacznę skończyć nie mogę Jestem za to ekspertem. Jednym rzutem oka potrafię ocenić, czy miejsce jest godne uwagi. No a teraz? Moje ulubione, czynne do 17. To co męża zabierać w sobotę na łowy? Nie to mało rozsądne! To się nazywa strzelić sobie samobója albo w piętę:)

b) Możliwość manipulowania grafikiem. Można było pracować dużo, a potem mieć wolne. Można było przedłużać urlopy, dzięki grafikowi mądrze urządzonemu. Zamiast zaczynać w poniedziałek, jak to bywa w systemie normalnym, zaczynało się na przykład wtorkową nocką. I już 2 dni więcej urlopu. Sprytne nie?

Rzecz jasna praca taka ma swoje minusy:
a) w pracy w sobotę albo w niedzielę albo w Wigilię... nie fajnie ,ani trochę. No ale i do tego można się przyzwyczaić. Jeśli można się przyzwyczaić do dźwięku Telefonu Zaufania w  środku nocy i na przykład samobójcy po drugiej stronie kabelka, to można się przyzwyczaić do wszystkiego!
b) zmiany 12 godzinne. Więc jak już się idzie do pracy to na całego.
c) brak rytmu, który bywa męczący i prowadzi do rozchwiania organizmu, a jak już się zostaję bezrobotniakiem to bardzo łatwo już w tym dziwnym rytmie zostać i doprowadzić go do skrajności.

A co łączy moją była pracę z tą nową? Właściwie nic! Oprócz posadzki na podłodze. Odległość między jednym miejscem a drugim spora, a posadzka taka sama. I tak samo zimna!! I mury tak samo zimne. Do jednej i do drugiej pracy przydaje się zestaw do środka zimowy a na zewnątrz letni. Inaczej się nie da:)
Ile można w ciągu dnia wypić herbat owocowych z imbirem? (bo zielona jest ryzykowana, wychładza organizm) Można wypić bardzo dużo herbaty a potem bardzo dużo robić siusiu. Nudne to jak nie wiem co!:))

Kochani zdaję sobie sprawę, że ten post może nosić znamiona delikatnego bełkotu, kopnijcie mnie w kostkę jeśli tak!!
Teraz uciekam bo ja dziś oglądam film na Ale kino, zaraz, zaraz co ja mam w planie? Coś z Laurą Dern..."Złe i gorsze" nie wiem co to, ale ja muszę obejrzeć jakiś dobry film, bo inaczej się odmóżdźę! Cholera nie wstawiłam prania! No jakże można być tak roztrzepanym? hihi

7 komentarzy:

  1. Oj, pamiętam,jak ja się musiałam przestawić z takiego bezrobotnego trybu na tryb pracujący...Najbardziej brakowało mi ciągłego czytania przy lampeczce i przy radyjku i ulubionych przedpołudniwych audycji- tak jak u Ciebie. Ale teraz jakoś sobie poukładałam dzień, czuytam przed snem, choć się nadal wkurzam,że po półgodziny jestem już zmęczona i książka, którą normalnie przeczytałabym w dwa dni, czytam dwa tygodnie. Ech...takie life :( Ach i gratuluję pracy, oby dawała dużo radości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam być bezrobotna, byle miec wystarczająco pieniędzy, a to trudne. Nigdy się nie nudzę, tak jak i Ty. Najlepiej pracować na pół etatu, trochę tak, trochę nie, hehe.
    Pracy gratuluję. Na emeryturze poszalejesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję moje drogie panie za dobre słowo! Myślałam, że to tylko ja taki bezczelny leniwiec jestem taki, żeby się przyznawać, że lubię nic nie robić hihi. A tu widzę nie jestem sama:)
    Pracy nie ma co gratulować (choć jej zdobycie w moim mieście jest tak, wyczynem) ale jest to praca tzw. jakakolwiek, nie wymagająca ode mnie wiele, ale na rozbieg w sam raz:)) A na emeryturze poszaleje, że hoho. Na pewno nie będę wiedziała, co zrobić z tą kupą kasy, którą sobie wypracuje:)) Miłego dnia (kto to widział, że ja o tej porze na nogach! oh szok!)
    P.S zajadam kaszę jaglaną. Kasza jaglana dobra z rana, tako rzecze Trójka. Zobaczymy czy to faktycznie takie zdrowe:) Będę jadła dłuugo, bo jak zwykle zrobiłam ilość jak dla pułku wojska:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Acha zapomniałam dodać, że w moim domu panuję bałagan nie do opisania. Nie jest to dla nas jakimś novum. Jak mieszkają razem dwa bałaganiarze to to norma. No ale teraz...teraz to bałagan przekracza wszelkie dopuszczalne granice, upośledzając funkcjonowanie. No ale jak się ma do wyboru w sobotę: a) sprzątanie, b)czytanie, spacer, oglądanie tv, to wybór jest prosty!:))
    Tylko problem jest za znalezieniem czytanej książki, kluczy i butów przed wyjściem i pilota. No ale nikt nie mówił, że będzie łatwo:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy pracuję, żyję na poziomie wegetatywnym. Prawdziwe życie zaczynam, gdy zbliża się wizja wolnych dni. Nie jestem w stanie zrozumieć medialnego zgiełku, jakie to nieszczęśliwe te kobiety w domu, jakie samotne, niezadowolone, niespełnione... Ale żeby to zrozumieć, trzeba chyba zaznać jednego i drugiego, a potem mieć jeszcze wybór. Żeby nie musieć, tylko móc. Mole chyba takich wątpliwości nie mają, jak widzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O wybór w tym względzie w naszym cudownym kraju niestety trudno:( No ale nic to. Zawsze może być gorzej. Czy Wam też najtrudniej wstaje się w piątek? Bo ja to dziś bardzo chciałam się ponownie z podusią zjednoczyć!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny, kiedy ja byłam bezrobotna, byłam strasznie zajęta, bo od rana Dzień Dobry TVN, poczytałam, potem trochę domem zajęłam się, potem gdzieś trzba było gnać, potem z powrotem do domu, bo chłopaki z pracy i szkoły... kto by miał czas na pracę, haha. A tak na poważnie, zawsze jestem zajęta i zawsze mam coś interesujacego do roboty, nie potrzebna mi do tego praca i do byle jaka, a takie niestety mnie ostatnio zaszczycają swoja uwagą, ech życie. Mnie wiele kasy nie trzeba, zeby bylo na życie rachunki i książki, ale wszystko takie drogie, ze trzeba, co począć.

    OdpowiedzUsuń