Od jakiegoś czasu zbieram się do napisania tekstu upamiętniającego kolejną rocznicę śmierci Krzysztofa Kieślowskiego. Rocznica przeminęła już kilka dni temu (13.03) a ja nadal w chorobie sił nie mam by zająć się tak ważnym dla mnie wpisem. Mogłabym rzecz jasna napisać trzy zdania, że rocznica była a Kieślowski ważnym reżyserem dla mnie jest ale tak nie chcę. Dlatego napiszę jak się podźwignę z letargu chorobowego na tyle żeby ten tekst był taki jakim go bym chciała widzieć:)
A teraz żeby przerwać ciszę (bo okazało się, że jednak odwiedzają moje blogowe progi pewne fajowe Ktosie) napiszę coś krótszego, co aż tak dużego skupienia nie wymaga. Bowiem te szare w mózgu co to działać powinny osłabione chorobą siedzą na kanapie i mówią jedynie eeeeee i yyyyy:)
Wczoraj w nocy obejrzałam, jako że spać nie mogę ( z zagiglanym nosem i glutem w gardle słabo się śpi) z serii Mistrzowie amerykańskiego jazzu dokument o Billy Holiday zwaną Lady Day.
Piękna kobieta prawda? Nieprzeciętnie utalentowana, cudowny głos...ale żeby nie było tak sielsko anielsko to w życiu lekko nie miała. Rodzice sprowadzili ją na ten nieprzyjazny szczególnie dla czarnoskórych świat stanowczo dla nich dla mamy i taty za wcześnie. Mama małej Ellinore miała lat 13 a tatuś aż 15. Tatuś szybko zorientował się, że bycie tatusiem nie jest szczególnie dla niego pożądaną rolą społeczną i poszedł sobie w siną dal zostawiając 13 letnią mamusię samą sobie. Nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. W tamtych przebrzydłych czasach nikt nie przejął się małą czarnoskórą dziewczynką. Kto mógł się nią zaopiekować? Tylko ktoś kto także znalazł się na marginesie społeczeństwa. Bo tak to już jest, że biedni biednym pomagają (czy była to pomoc bezinteresowna szczerze wątpię) Mała Ellinore wychowywała się więc w domach publicznych, miała pewnie i jakąś mamę...burdel mamę. W biografii przyznaję się, do tego, że była ofiarą gwałtu. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Na szczęście znalazła dla siebie oazę w dźwiękach, w muzyce, odnalazła się w swoim głosie. Miała też trochę szczęścia trafiając na muzyków jazzowych tamtej epoki, którzy otworzyli jej drogę do sławy. Czyż coś trzeba wyjaśniać? Don't explain...
Po utwór Summertime sięgało wielu artystów. Rówieśnicy Billy i jej młodsze koleżanki i koledzy po fachu. Posłuchajcie:
Ella
Najbliższa memu sercu wersja:) Ella i Louis.
Ninka:)
Mistrz Miles:)
Na pół jazzowo G. Gershwin.
deczko psychodelicznie:)
nostalgicznie- Morcheeba
hippisowski letni czas. Równie bliska memu sercu Janis:)
OOO i wyszedł mały przegląd muzyki jazzowej i nie tylko:)
Odnalazłam jeszcze wiele młodszych klonów summertime (między innymi New Kids On The Block hihi) ale tego to już sobie i Wam miłosiernie oszczędzę. A wiecie co jako pierwsze wyświetliło mi się w google po wpisaniu hasła summertime? to:
"Summertime" - piosenka amerykańskiej wokalistki rhythm and bluesowej Beyoncé Knowles, nagrana z udziałem rapera P. Diddy'ego. Została wydana jako drugi i ostatni singel promujący film The Fighting Temptations, w którym wystąpiła Knowles. Utwór nie pojawia się w filmie, jednak znajduje się na jego oficjalnej ścieżce dźwiękowej. Po raz pierwszy "Summertime" wydany został jako b-side na singlu "Crazy in Love".
Znak czasu?
AAAAłłłłćććć!
Miłego słuchania:)
Rytmy akuratne do nastroju. :)
OdpowiedzUsuńJuż nie będę pod poprzednim wpisem komentować, tu zamieszczę wszystko cuzamen do kupy.
OdpowiedzUsuńRadiowej trójki słuchałam od dziecka. Kiedy stan wojenny ogłaszali, właśnie leciała płyta Bee Gees i mi tak w pół piosenki urwało, co mnie do rozpaczy dopowadziło. Wraz z wyjazdem z kraju, trochę straciłam kontakt z tą stacją, ale teraz faktycznie połączenia netowe są tak szybkie, że można już bez wkruzania się na przerwy, słuchać, co będę czynić.
Jeśli idzie o muzykę jazzową, szczególnie taką, to lubię bardzo i zaraz sobie wszystkich tych kawałków posłucham. A Nina Simone tego nie spiewała również też? Kuruj się kobieto. Pozdrawiam
Ależ zaserwowałaś ucztę muzyczna i duchową. akurat wszystkich płyty posiadam, stęskniłam się za nimi bardzo, bo obecnie nie słucham niestety. musiały być pochowane przez skuteczne wyjmowanie ich przez najmłodsza latorośl.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Kasiu.eire tak właśnie myślałam, że z Trójką to Ty za pan brat jesteś:) Swój swego wyniucha na kilometr:)) A a propo Niny Simon to tak, jak najbardziej śpiewała i ona! Miałam w planie zamieścić i ją ale jakoś mi umknęła. Już nadrabiam to niedopatrzenie. Nina Simone być musi:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dźwięki te sprawiają Wam radość moje drogie Panie:)
Mam nadzieję, że już się lepiej czujesz.
OdpowiedzUsuńTak czuję się dużo dużo lepiej:) Ten wirusek tak szybko nie odpuszcza, a jego ulubioną porą zmasowanego ataku były wieczory:) Nie polecam:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam głos Billie Holiday! W szczególności bliskie memu sercu są Summertime (a jakże, zarówno w wersji pani Holiday, Joplin jak i pana Davisa) ponadto Strange Fruit, I'll be seeing you, All of me, blue moon i tak dalej... Ale z przykrością i wstydem przyznaję, że nigdy nie wnikałam w jej biografię i choć spodziewałam się, że łatwego życia nie miała, to nie spodziewałam się, że az do tego stopnia! Czy jest jakaś biografia na temat pani Holiday w polskim przekładzie? Tak mnie zainteresowałaś, że nie jestem sobie w stanie odpuścić kawałka tak interesującego życiorysu tak barwnej postaci! Dziękuję również za ukazanie mi kilku wersji Summertime, których wcześniej moje uszy nie słyszały, jednakże ze słuchaniem Beyonce się wstrzymam :)
OdpowiedzUsuńKasiu- w Polsce zdaję się wyszła tylko jedna biografia (w każdym bądź razie na inną nie trafiłam) Biografię napisała Julia Blackburn "Billie Holiday. Biografia". Ale nie jest to najlepiej napisana książka. Po jakimś czasie robi się nużąca nieco.
OdpowiedzUsuńNo i że ja wcześniej nie trafiłam na Twojego bloga! Jak to się mogło stać?! Lao, Happy, Marysia Peszek, do tego Kieślowski, książki- kobieto, normalnie mamy o czym gadać:) Pozdrawiam serdecznie i już się u Ciebie zadomawiam :)
OdpowiedzUsuńMag witam witam serdecznie w moich gościnnych progach:)
OdpowiedzUsuń