"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 7 marca 2011

Mnogość światów w bibliotece...









"Książki to także świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi."...


...tako rzecze mistrz słowa Wiesław Myśliwski. 
Czyż można ująć to lepiej?
  I jak tak sądzę więc co jakiś czas, a właściwie raz na cztery tygodnie wkraczam w gościnne progi biblioteki. Idę tam wybrać sobie świat,czy to będzie świat przeszłości, czasy wojny, czasem bardzo mroczne, czy to będzie pogodna opowieść współczesna nigdy nie wiem. Choć często wiem, do jakiego świata mam chęć wejść, wtedy szukam, szukam jak pies myśliwski, wywąchuję kierunek. Wkraczam w te gościnne progi z naręczem książek przeczytanych, wręczam je miłym paniom jak pachnące drukiem kwiaty i wychodzę z innym równie pięknym naręczem książek dla odmiany nie przeczytanych.


Ale zanim opuszczę to miejsce ze słodkim ciężarem w torbie, długo tam bawię:) Kręcę się między półkami jak po słonecznej alei niepodległości w spokojnym parku, pełnym kwiatków. Ogarnia mnie wtedy spokój, tętno zwalnia, oddech się wyrównuje, popadam w błogą senność podszytą pewnością, że zaraz uzbieram jakieś naręcze:) Pierwszy przystanek ławeczka z nowościami, przystaję rozglądam się, czasem mam chęć na jakieś dobre, zobowiązujące czytadła, o i już po kilku chwilach pach pierwszy kwiatek. Wyruszam wolnym krokiem w kierunku pobliskiego działu psychologii, przysiadam się do Freuda, ee myślę, nie, pan nie. Może pan panie Hellinger się wybierze do mojego domu? I mnie ustawi...do pionu, a jest panie Bercie co ustawiać mieszkam, bowiem na Ziemiach Odzyskanych:) a może pani? Alice? pani Miller podyskutuję pani o pewnych zasadniczych kwestiach z Bertem?, a może weźmiemy do spółki inną panią Miller? Katarzynę? dla odmiany? No a jak już mamy tak dziwnie i obco brzmiące nazwiska to może pan panie Eichelberger się wprosi na kawę? jakby co zapraszam:) No tu już na drugim przystanku zrobił się nam niezły krąg...tfu tłok hihi. 


No nic biorę Was wszystkich na ręce i idę dalej. Daleko się nie nachodzę, ponieważ tuż obok za rogiem, jak żubr czai się dział literatury polskiej. Może znajdę jakiś niezwykle rzadki kwiat albo nawet i kwiaty polskie, cały pęk:) hmm płonne nadzieję, daremny trud? nie, no nie jest tak źle, jest dobrze. Zaglądam w oczy Jurkowi P, zaglądam i widzę same znajome twarze, nie, myślę Jurek jeszcze nie czas na powtórki. A rączki świerzbią. Ale ale co to za dźwięk uroczy? jakby ptaszek jakiś trelem swym robi mi raj. Ach to Szczygieł. Mariusz idziemy? Tylko nie rób mi tu jakich kaprysików i fochów:) Znam Cię jak zły szeląg:)) A może na Piaskową górę się wdrapiemy? Może natkniemy się na dziewczyny z Potrofino? nie? one z Polski Centralnej. Ok. Nie. Na Piaskowej już byliśmy i dalej w Chmurdalli też? och tak byliśmy, było pięknie:)


No nic to ruszamy dalej, ledwo co się podróż zaczęła już ciężko. No to co na biografię i listy zajrzymy? ok. Zaglądniemy do Dzienników pani Kowalskiej, przywitamy się panią z Dąbrowską i zadziwieni  jej brakiem uprzejmości szybciutko udamy się w przeciwnym kierunku do  Iwaszkiewiczów i jego córek, stop. Do Stawiska nie. Stawisko mamy w domu, w każdej chwili możemy się w nim zanurzyć. Czeka cierpliwie wdzięczne za zameldowanie na stałe na mojej półce.
To co może odsapnijmy w ogrodzie pamięci, puścimy żurawia do srebrnej Natalii i do jej małżonka:)  


Następnie szybkie przenosiny hmm na ibero. Ehh rozczarowanie. Można tu czekać i sto lat samotności albo ruski miesiąc na jakieś nowości. Trudno, podobnie u czeskich sąsiadów ehhh panie Skvorecky cały czas pan w towarzystwie Kundery tylko? Czyżby fajny sezon minął? Nikt nowy nie doszedł? a doszedł pan Komarek? ale co?, ciągle tylko siedzi w czarnym domku. Cóż może potrzebuje czasu. Z Czech już tylko żabi skok na Słowację i dalej i dalej w świat. Bierzemy, odkładamy, znów za coś się chwytamy. Normalnie oczopląs i rąk drżenie:)


Ufff wystarczy! Już i tak książek jest zbyt dużo trzeba usiąść, zrobić brzydko mówiąc selekcję. Proces myślowy czas rozpocząć. Ty książko idziesz ze mną, nie chcę żeby mi Ciebie ktoś książko podebrał, a Ty książko możesz na mnie poczekać, raczej się nikt na Ciebie moja droga nie połasi  no,no pokiwa mi książka  swym zagiętym rogiem, trzy razy odkładałaś Pierwszą miłość Maraiego, aż w końcu ktoś ją wypożyczył i jej nie ma! podejrzewałaś o ten czyn tatę, mając nadzieję, że wszystko pozostanie w rodzinie a tu klops to nie on!.:)


 Książki niesforne korzystając z okazji zeskakują z omdlewających rąk i próbują umknąć. Ej gdzie uciekacie? Przecież u mnie będzie Wam książeczki dobrze!! No nie wezmę was wszystkich teraz, ale następnym razem kto wie:) Zaadaptowałabym Was, nawet nielegalnie przemyciła za granicę ale...to nieładnie:)
W końcu wybieram dozwolone 6 książek (czasem mogę zabrać o jedną więcej) i wychodzę, idąc mam jedno ramie bardziej w dole, sapie i dyszę ale nie odpuszczam. Cieszę się na spotkanie i oględziny tych wszystkich zdobyczy.
 Mam taki rytuał, że witam się z każdą książeczką. Oglądam okładkę, wącham, zapisuje w kalendarzu i podczytuję z każdej książki po jednym pierwszym akapicie. Bez tego, to tak jakbym w ogóle nie była w bibliotece. No cóż każdy ma swoje dziwactwa i niegroźne natręctwa:)


 Ale muszę się do czegoś przyznać: nie zawsze udaje mi się przeczytać wszystkie wypożyczone książki, częściej mi się nie udaje. Wtedy część przedłużam, czasem do oporu, zdarza mi się nie nawiązać szczególnej więzi z którąś, no nie ma chemii i już więc wraca (zupełnie niedawno nauczyłam się tej trudnej sztuki nie czytania książki do końca, jeśli mi nie leży. Nauka ta trwała lata ale nie poszła w las) najsmutniej mi jak mam do wymiany mniej książek, wtedy to dopiero jest dłuugi proces decyzyjny. Nie ma takiej wielkiej radości, że dziś tam idę, będę krążyć i wybierać jak w ulęgałkach. To tak, jak  pierwsza randka, albo spotkanie po latach, nigdy nie wiem co tam napotkam:)


 Mam także dużo swoich książek, które przegrywają z wypożyczonymi, w myśl zasady: moja, więc może poczekać. Nie wiem kiedy je przeczytam, chyba dopiero wtedy, jak nie wiem biblioteka zostanie zamknięta czy co! Słowem jestem zwyczajnie uzależniona od biblioteki. No tak nie zażywam narkotyków, zażywam książki-nie bez powodu cytat ten ozdabia stronę główną:) To bardzo miłe uzależnienie i mam nadzieję, że moje własne książki wybaczą mi ten nietakt:) Czy jednak detoks? detoks pani Agnieszko, panie Jeremi, detoks panie Wojtku? mam Was przeczytać?


Drogi czytaczu bloga (czytelniku jakoś brzmi, hmm zbyt patetycznie) jeśli doszedłeś do tego miejsca znaczy, że wytrwały z Ciebie czytacz, tekst jest dłuugi, może nawet za długi? ale jak mnie już poniesie, to nie ma zmiłuj, pędzę jak wichura:)
 No to teraz w nagrodę zdjęcie stosiku bibliotecznego + trzy pozycje wypożyczone z innego źródła (patrz koty) i...


i ZAGADKA: w tekście ukrytych jest kilka tytułów. Znajdź ich jak najwięcej:) Miłej zabawy. Wybaczcie jeśli będzie to zbyt proste hihi.


P.S: no wiecie co, tyle słów i zamieszania żeby pokazać jeden stosik. Cóż to za brawerię phi :)))

6 komentarzy:

  1. Z Twojego stosu znam kilka książek, zaintrygował mnie Kruszyński.
    terminy biblioteczne są okrutne. Zauważyłam, że jeśli coś prolonguję, to niestety i tak nie czytam;(
    Ukrytych tytułów znalazłam przynajmniej 8, ale już mi się pisać nie chce, poprzedniego posta coś zjadło;) Aleja Słoneczna do dziś budzi u mnie uśmiech na twarzy.
    Czekam na recenzje;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kruszyńskiego książkę wciągnęłam na koniec roku zeszłego tą najnowszą "Ostatni raport" podoba mi się jego pisanie więc z ciekawością się przekonam czy i wcześniej też dobrze pisał. Zazwyczaj jest tak, że jak jakąś książkę przedłużam to jej nie czytam faktycznie, brak chemii widocznie. Szkoda, że poprzedniego posta Ci złe moce zeżarły. Ciekawam co w nim było. Tytułów jest więcej niż 8:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten post jest rewelacyjny... Liczyłam, liczyłam tytuły, ale wstydzę się przyznać... Kocham dzienniki, sporo ich czeka (chyba na wakacje), w tym Kowalska, Marai, Iwaszkiewicz, Oz... a jak zaczęłam przepisywać fragmenty "W ogrodzie pamięci", to w końcu książkę kupiłam. Policzę sobie jeszcze w weekend.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że podoba Ci się ten post, bowiem i mi wielką radochę sprawiło jego pisanie:)
    Kocham dzienniki, listy i wspomnienia (a jak jeszcze dotyczą czasów wojennych albo powojennych to już jest szał)
    Najlepszą książką w formie listów jaką przeczytałam to książka Aliny Janowskiej "Mój diabeł stróż" bardzo polecam. "Dzienniki" Kowalskiej zmęczyłam. Długo je czytałam ale udało się mi ją skończyć. Jest nierówna tematycznie, ale myślę, że warto:) Pozdróweczka i zapraszam do liczenia. Sama jestem ciekawa ilu tytułów się doliczysz. Ten post wyszedł mi przypadkiem, nie było moim zamiarem tworzyć z niego zagadki ale potem się zorientowałam, że nieźle mi idzie i zmienił się ze zwykłego posta w posto-zagadkę:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa,zaczęłam liczyć, alem humanistka i liczenie to dla mnie gimnastyka nie-języka lecz tej części mej natury, która zazwyczaj gimnastyce poddawać się nie chce-bo leniwa:) A swoją drogą- ja ciągle nie potrafię odłożyć książki, która mnie męczy. To jakich sadomasochizm!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mag- ja też mam problemy z liczeniem:)) Jak to się mówi jestem debilem matematycznym hihi. Najprawdziwszym! Tytułów jest 16:)
    Ja też przez długie lata doczytywałam każdą książkę do końca, choćby nie wiem jaka była niedobra. I to się naprawdę stało niemalże przed chwilką. Ale przydaje się ta umiejętność, przydaję!:)

    OdpowiedzUsuń