"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 9 marca 2011

Teatr Tv "Rosyjskie konfitury"


"LEKKO SKWAŚNIAŁY AGREST"

Co widzimy na tym zdjęciu?  Jest stół a przy nim siedzą ludzie, siedzą i krótko mówiąc nie wyglądają. Bałagan, nogi na stole, kobieta w pidżamie i przodek spoglądający zapewne z dezaprobatą z obrazu. Ogólnie jeden wielki chaos.
 I taki właśnie jest spektakl. Gdyby ktoś sobie umyślił, że osoba reżyserująca ów spektakl zostanie owiana tajemnicą chyba bym tą zagadkę szybko rozwiązała. Od pierwszych kadrów widać, słychać i czuć niemalże cieleśnie, że to przedstawienie wyreżyserowane jest przez Krystynę Jandę (z całym szacunkiem). Patrze na to, co się dzieje na ekranie i widzę rozedrganą, trzepiącą się panią Krystynę w jej pierwszych rolach filmowych. To taki wielki znak firmowy twórczości pani Jandy ( z całym szacunkiem). 

Przez pierwsze pół godziny się męczę, nawet pan Gogolewski, którego uwielbiam nie jest w stanie mnie ukoić. No ale potem się przyzwyczajam, wiem już na czym stoję i zaczynam się nawet trochę bawić. Czy spektakl jest odniesieniem do sztuk Czechowa? Miałam tak nieodparte wrażenie, że tak, że przez całą pierwszą scenę w ciemnościach, kiedy poznajemy Natalię (Janda) i Adrieja (Gogolewski) byłam pewna, że zaraz się wyłonią aktorzy w strojach z epoki- a tu takie zadziwienie współczesność! 
Jest wiśniowy sad tyle, że umierający, są nawet siostry i to trzy. Najstarsza Wawara (Krukówna), średnia Jelena (Bohosiewicz) i najmłodsza Liza (Nocowska), w domu mieszka jeszcze ich matka wspomniana Natalia, brat matki Adriej, zięć Konstantin (Mohr) i dalsza rodzina Maria zwana Makanią (Mandat) Mieszkają i nic nie robią. Ich życie płynie sobie dzień po dniu. Czym się zajmują? Andriej głównie piciem, Wawara modleniem się, Jelena bieganiem do administracji, Liza przygodami miłosnymi, Konstantin graniem na perkusji. Jedyną postacią pracującą (w sensie dosłownym) jest Natalia- tłumaczy szmirowate kobiece powieści, oraz Makania, której główne zajęcie oscyluje pomiędzy pracami domowymi w postaci gotowania, parzenia kawy, oraz doglądaniem rozpadających się części daczy, drzwi i sedesów. A ich naprawianiem zajmuje się sąsiad Siemion (Kłosiński). Nikt nie pracuję, pomimo tego, że wszyscy są wykształceni znają po kilka języków, pokończyli studia.

 Każda z tych postaci wydaje mi się zbyt przerysowana, zagrana tak dosłownie, że aż przykro się robi. Najbardziej drażni zwłaszcza na początku Makania grana przysadziście przez panią Mandat. Cały czas krzyczy, gra z jakąś taka drażniącą manierą. A jak tak sobie wespół zespół krzyczą razem z Jandą robi się to nawet trochę nie do wytrzymania:(  Wszyscy są jednotorowi w graniu. Jak trzeba się denerwować to krzycząc, jak się modlić to histerycznie, jak dostawać zapaści z zakażenia to na granicy wiarygodności, jak romansować to leżąc w dwuznacznej pozie na stole, głupawo chichocząc...zbyt to wszystko dosłowne. Jedynie Gogolewski nie drażni i tu widać klasę mistrza, Kłosiński jako Siemion też tak bardzo nie męczy. Ale już Ałła (Seweryn) znów jest zbyt mocna (choć nie aż tak drażniąca) I nie wiadomo czy to role są tak napisane czy to źle zagrane jednak troszkę było. Na początku bardzo mi to manieryczne granie przeszkadzało, potem już mniej, bo i mam wrażenie wszyscy się troszkę stonowali. A poza tym ja prawie wszystkich tych aktorów lubię i cieszyłam się, że mogę sobie na nich popatrzeć;)

 Dacza, w której mieszkają od pokoleń rozpada się zupełnie, a oni nie bardzo widzą powody żeby coś zmieniać. Zdawać by się mogło, że pomimo uciążliwości wszelakich jest im tam dobrze. Nie są nawet specjalnie załamani kiedy już dacza w wyniku pożaru zamienia się w zupełną ruinę. Chociaż następuje lekka zmiana wszyscy się już uaktywniają od rana. Ci którzy nic nie robili teraz zwożą owoce i kręcą biznes. Biznes, który zapewne nie wypali, bo ileż można sprzedać słoików konfitur agrestowych (z odmiany agrestu wyhodowanego przez dziadka o wdzięcznej nazwie Jutrzenka komunizmu hihi). No ale nie poddają się, bez większych problemów adaptują się do pogarszających się coraz bardziej warunków życia. 
Są jak ten kot, co to wlazł na drzewo na początku sztuki, siedzi tam od 4 miesięcy, miauczy ale nie schodzi, a i ściągnąć się nie da za nic! Oni są jak ten kot, a kot jest jak oni. Mieszkańcy daczy są irytująco uparci ale i w tym obstawaniu przy swoim, przywiązaniu do domu przodków, tradycji jacyś tacy silni. Zawsze będą się oglądać wstecz i trwać na posterunku w jednym miejscu.

 Czy ten kot na drzewie, co to złazi dopiero wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia, i bohaterowie spektaklu, którzy odchodzą też dopiero wtedy jak już domu nie ma, teren zostaję sprzedany (zresztą przez syna) jest pustka, trzeba ruszać, wziąć odpowiedzialność za życie nie są metaforą narodu rosyjskiego. Tak bardzo w tym oglądaniu się na to co było podobnego do nas?

 W spektaklu daczę zagrała willa Aida, która kiedyś należała do państwa Iwaszkiewiczów. Jest zabytkiem. Nie spotkał jej los daczy ufff. Z innych ciekawostek: spektakl miał mieć swą telewizyjną premierę 12.04.2010. po tragedii smoleńskiej uznano, że nie wypada by w telewizji  w czasie żałoby poleciał taki spektakl. A może to o tytuł też chodziło? Rosyjskie konfitury to nie brzmi ani dobrze ani tym bardziej dumnie:)
Tak a propo:

Philip Zimbardo w swej książce "Paradoks czasu" uknuł teorie postrzegania czasu. Podzielił on owe spostrzeganie na cztery podstawowe perspektywy:

1) perspektywa czasu skoncentrowana na przeszłości:
wyróżnia perspektywę przeszłości
- pozytywną-koncentracja na tym co było dobre,
- negatywna-koncentracja na tym co było w przeszłości złe.

2) perspektywa czasu skoncentrowana na teraźniejszości:
-hedonistyczna- ulegania pokusom, życie ma być tu i teraz i ma być wieczna zabawa i przyjemności,
-fatalistyczna- nie warto nic robić, co ma być to będzie, nie ma co się wysilać.

3) perspektywa czasu skoncentrowana na przyszłości
-zorientowaną na cele- plany na przyszłość, sukcesywna praca na tym by się spełniły,
-zorientowaną na to co po śmierci- życie po życiu.

To tak w wielkim skrócie rzecz jasna. Rzadko kiedy spotykamy ludzi, którzy mają jedną tylko perspektywę, najczęściej są to mieszanki.
 Tak jak w omawianej sztuce. Bohaterowie w większości przejawiają perspektywę czasu skoncentrowaną na przeszłości pozytywną (często wspominają jak to było kiedyś pięknie) połączoną z perspektywą czasu teraźniejszości fatalistyczną, co poniektórzy przejawiają zachowania charakterystyczne dla postawy hedonistycznej. Jedynie syn ma perspektywę przyszłości zorientowaną na cel i mu się to opłaca:)

Szczerze polecam tą książkę!
 (Teatr troszkę mniej, ale i tak wielka radość, że można w tv obejrzeć premierowe spektakle więc nie ma co tak narzekać. Było całkiem przyjemnie hihi)


11 komentarzy:

  1. Najbardziej szkoda mi było kota;)
    W przeciwieństwie do Ciebie mnie akurat p. Mandat się podobała. Reszta taka sobie, postać synowej była chyba przerysowana już przez autorkę;).
    Po pierwszej scenie też się spodziewałam sztuki osadzonej w realiach XIX wiecznych;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja się zasadziłam na ten spektakl, z wielu powodów. I szczerze muszę przyznać że w pierwszej chwili myślałam, że to jakaś adaptacja Czechowa (ta rozmowa przez komórkę mnie zaczęła tylko zastanawiać). I jak K Jandę lubię w teatrze (bo w filmie to nie), tak tu nie zdążyłam jej się przyjrzeć. Nie dałam rady tego oglądnąć. A ten papieros pod nosem służącej ... no tak mnie drażnił, no tak bardzo ...
    poszłam spać:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze wiedzieć, że miłośników Teatry tv jest więcej;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dea dziękuje za odwiedziny. Zaraz wybiorę się z rewizytą:)) Pozdrawiam serdecznie.

    czytanki.anki- myślę, że jest nas mnóstwo! (chcę wierzyć, że tak jest)

    OdpowiedzUsuń
  5. Papryczko - tak się cieszę, że tu trafiłam via komentarz Twój u mnie, bo przeczytałam Twoje wrażenia ze sztuki, którą i ja widziałam i zakrzyknęłam - ja też to czułam, ja też mam takie samo zdanie! Tak się zmęczyłam oglądając ten spektakl, że kiedy przełączyłam na rozdanie Orłów, mimo, że było skandalicznie prowadzone i nudne, nic mi to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że nie było tego rozgardiaszu i bałaganu na ekranie. Też po pół godzinie zwątpiłam czy uda mi się dobrnąć do końca, a tak się na oglądanie tego spektaklu cieszyłam. Lubię 'Czechowskie' klimaty, ale musiałam się oswoić z tym, co widzę, żeby jakoś zacząć przyswajać treści, bo na początku irytacja przysłoniła mi odbiór

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam tylko dodac, że Maria Seweryn jak się zapomni, to krzyczy nie mówi kwestie, ma taką tendencję do darcia się nawet, jak nie ma potrzeby. Lubię ją, czasem nad tym panuje, ale czase nie i wtedy jest irytująca. Tan papieros też mnie wkrurzał, ale to chyba tak miało być, żeby irytował. Rola służącej dobrze zagrana, ale szczerze mówiąc miałam ochotę wszystkich za fraki stamtąd wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, witam Kasię.eire:) Jakże się cieszę z wizyty:)) z tymi Orłami miałam podobnie:))

    OdpowiedzUsuń
  8. Papryczko - przejrzałam sobie w Twoim profilu, jakie filmy lubisz itp i widzę, że jesteśmy znajome królika, będę wpadać, mam nadzieję widywać cię też u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądam po raz kolejny Teatrzyk Tv "Zazdrość" świetne to bez dwóch zdań. Funkcje trzepiącą Jandy przejęła Segda- na zdrowie:) To nie można było tak tydzień temu?

    OdpowiedzUsuń
  10. Papryczko - ja niestety zakuwam do egzaminu, a jeszcze musiałam jedno zaliczenie do północy online zrobić i niestety nie obejrzałam. Szkoda, ale wszystkiego mieć nie można, jak sie człowiek na stare lata uczyć uparł, to tak się kończy

    OdpowiedzUsuń
  11. Kasiu.eire nie martw się na pewno jeszcze ten Teatrzyk powtórzą nie raz ani nie dwa:) ja go już widziałam w tv z 3 raz.
    Ale koincydencja: na Facebooku dostałam zaproszenie na wydarzenie kulturalne (jest taka funkcja)u mnie w mieście w jednej z knajp: wieczór irlandzki z zespołem o nazwie "Donegal" patrzę na miejsce Twojej lokalizacji a tu...Donegal:) Śmiesznie nie? Trzymam kciuki za wszelkie zaliczenia i egzaminy!

    OdpowiedzUsuń