"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

piątek, 1 kwietnia 2011

49 urodzineczki radiowej Trójeczki:))


 Post zamieszczony kilka godzin po napisaniu:)

Właśnie u Bugajskiego gości Piotruś Kaczkowski. Jak dobrze go słyszeć! Po bardzo długim czasie powrócił do Mini Maxu i do środowej audycji. Choć coś znika znów ostatnio.

 Ale dziś, teraz słucham jak wspomina stare dzieje radia. W Trójce od początku. Zaczynał od przynieś, podaj, pozamiataj i kawę miał zaszczyt podawać jak sam mówi:) A potem stał się legendą:)
Trójki słucham odkąd zakiełkowałam w brzuchu mamy i potem piewszy raz podnosząc główkę, siadając na nocniku, stawiając pierwsze kroki. Było to rzecz jasna słuchanie mało świadome. Tak samo mała to była świadomość, jak ja byłam mała. Potem sobie rosłam a świadomość wraz ze mną. Trójka to dla mnie Radio magiczne. Mam takie dziwne poczucie wspólnoty z słuchaczami Trójki. Kiedy włączam radio mam wrażenie, że przyjmuje w gościnę bliskich znajomych:)) Nie wybrażam sobie czasu przedświątecznego bez Przyjaciół Karpia, czy piątkowych licytacji. To dzięki Trójce czuje, że idą święta, idą święta...:)))

 Kiedyś jak jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym i do dyspozycji wieczornej miałam tylko (na szczęście) radyjko i książki wieczory niedzielne były świętem.
Do dziś jak zaczyna się Mini Max (słucham teraz rzadko, jakoś niespecjalnie mi już odpowiada muzyka w audycji goszcząca) i słyszę rozpoczynające audycję dźwięki Jethro Tull wzruszenie i błogość spływają na mnie w jednej sekundzie.

O i znów się wzruszyłam!:) Na żywo, a widziałam Jethro Tull 2 razy w 97 w Poznaniu i w 99 w Katowicach brzmią cudownie!

Kilka lat temu, jakoś na początku nowego stulecia będąc w Warszawie odwiedziłam Trójkę. To była moja pierwsza tam wizyta. Trzy osoby to już grupa, więc tworzyliśmy taką wiekszą grupę. Już w holu spotkaliśmy Pana Andrusa. Pił sobie kawkę, nóżką swą zgabną pomachując. (no kocham go!). Udało się nam porozmawiać, zdobyć serię autografów dla krewnych i znajomych królika (na przykład na bilecie relacji Zielona Góra-Warszawa Centralna) nie obeszło się rzecz jasna bez wymiany zdań na temat Zielonogórskiego Zagłębia kabaretowego. Myślę, że sam fakt, że my właśnie stamtąd przybyli sprawił, że przestaliśmy być w szybkim tempie anonimową masą hihi. Były też o pani Czubaszek i o pierzaczku pogwarki. I o całej serii kaset nagranych przeze mnie z Powtórkami z rozrywki, o licznych wyrzeczeniach kiedy to trzeba było ze szkoły się zrywać, żeby zdąrzyć na 13, albo wracać wcześniej z wieczornych aktywności, by zdążyć na 23:) Były i takie czasy hihi

Pan Adrus był taki dla nas kochany że zabrał nas na wycieczkę po Radiu! Nie musieliśmy go błagać, czy nawet łypać dyskretnie okiem proszącym. Sam nam to zaproponował:)) Zaprowadził nas do głównego studia, gdzie akurat audycję prowadził pan Kydryński:) Na zakończenie, znów sam zapytał czy chcemy przyjść wieczorem późnym odwiedzić pana Kaczkowskiego? No coż to za pytanie! pewnie, że chcemy! Zapowiedział, że jak parę minut przed 21 przyjdziemy do Radia to on po nas zejdzie i zaprowadzi nas!! 
Jak obiecał tak zrobił. Zaanansował nas hasłem: wycieczka z Zielonej Góry:)

 Napierw znaleźliśmy się w reżyserce (tak to się chyba nazywa). Chwilę po sygnale wiadomości usłyszałam (tak jak przez radio) Jethro Tull i  "dobry wieczór nazywam się Piotr Kaczkowski..." no i się poryczałam! Słyszę pana Piotra jakby przez radio i widzę go za szybą! Niesamowite. Potem przenieśliśmy się do pana Piotra  spędziliśmy z nim całą audycję, siedząc ciuchutko jak myszki w słuchawkach, w przerwach na muzykę myszki się troszkę uaktywniały i odważały się czasem przemówić do żywej legendy Radia:)
To były absolutnie magiczne, niesmowite 3 godziny! Wyszłam stamtąd w amoku jakimś i oczywiście z autografem pana Piotra:) A,że miejsca na biletach już brakło, pan Piotr złożył podpis w książce. W książkach jak wiadomo jest dużo wolnej przestrzeni, zwłaszcza na stronie tytułowej, a ja zawsze mam jakąś książkę w torbie, nawet wtedy kiedy wychodzę na wielogodzinną przebieżkę po Warszawie, nigdy nie wiadomo bowiem kiedy książka się przyda. I do czego... tamego dnia, okazało się, że książka może się przydać nie tylko do czytania. Novum jakieś:)
 Tak więc pan Piotr Kaczkowski złożył podpis na stronie tytułowej książki "Bez piór" Woodego Allena! Zdaje się, że ów fakt go nawet ubawił:)

Ale na tym się historia książki Allena się nie zakończyła. Książka nie była u mnie zameldowana na stałe, jedynie na pobyt czasowy. Jej prawdziwy dom był w biblotece:( I kiedy nadszedł już nieodwoalny termin zwrotu, tej jeszcze bardziej niż kiedyś wyjątkowej książki, pojawił się dylemat: oddać taką z autografem (według kryteriów bibliotecznych już zniszczoną książkę), czy nie?
Żadna z tych opcji nie wchodziła rzecz jasna w grę. Co zrobiłam? Książkę już zniszczoną, zniszczyłam jeszcze bardziej, wyrwałam tą pierwszą, tytułową, zapisaną ręką pana Piotra stronę. Trudno! :)) Chciałam umieścić tutaj skan owego autografu ale niestety nie mam go w domu. Jak znajdę w moim rodzinnym to na pewno tutaj trafi:)

Druga moja wizyta w Trójce miała miejsce w 2009 roku w Październiku. Wybraliśmy się wraz z mężem do stolicy na Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy. I szczęśliwy traf chciał, że w dniu, w którym wyruszyliśmy był Dzień Otwarty w Trójce. Gnaliśmy jak szaleni, żeby zdążyć.
 Byliśmy ostatnią grupą zwiedzających, a oprowadzał nas redaktor Nogaś-śmieeesznie było:)
Wygrałam wtedy kubek i parasolkę Trójkową:))) Wygrałabym jeszcze kilka sztuk rzeczonych upominków, ale niestety musiałam dać szansę innym odgadującym zagadki, specjalnie dla każdej grupy zwiedzającej przygotowane.
Nie można być takim wstrętnym samolubem, przecież inni też chcą pić z trójkowego kubka swoją ulubiona zieloną herbatę i mieć trójkowy parasol, który chroniłby go przed nocą:)

Mój kuzyn miał taki trójkowy kubek stary, pożółkły jeszcze ze starym logo, najbliższym memu sercu. Chciałam mu go podwędzić ale okazałam miłosierdzie i resztki przyzwoitości;))

Wiecie jaka to magia iść sobie słonecznym deptakiem, z słuchawkami na uszach i słuchać 19.04 audycji poświęconych rocznicy Powstania w gettcie żydowskim. Słuchać wspomnień, udawać, że oczy łzawią od wiatru, podrygiwać przy dźwiękach muzyki klezmerskiej? Czy jakieś inne radio potrafi tak zaczarować?
To było kilka lat temu. Teraz się trochę zmieniło na niekorzyść tych wszystkich cudownych rocznic.
 7 marca ani słowem nie wspomniano o rocznicy śmierci A. Osieckiej:( A kiedyś? Kiedyś były jej poświęcone całe nocne audycje. No ale nie narzekajmy!
Trójkę zdradziłam raz. Za panowania pana Sobali nie byłam w stanie jej słuchać i wtedy przeniosłam się do Chilli Zet:) Do Trójki wróciłam, do Chilli Zet zachodzę:)
A i dzięki Trójeczce pojechałam na Festiwal Opener w 2008 roku. Wygrałam karnet i pojechałam:)) Było cudnie:)

Czy jest jakaś lepsza oprawa muzyczna dla tekstu o Trójce niż Muzyczna Poczta UKF? Nie ma:)
Wiecie co mnie najbardziej wkurza w Trójce?
REKLAMY!! te ryczące głośno reklamy, które pojawiają się stanowczo zbyt często! Częściej niż kiedyś niestety:(((
Ranking najbardzej wkurzających reklam emitowanych w 3:

1) reklama sklepów EURO! Ta reklama chyba nigdy nie ściągnie żółtej koszulki lidera w irytacji jaką we mnie budzi. Ma ona odwrotny od zamierzonego skutek w moim przypadku. Nie wiem co sklepy EURO mają mi do zaoferowania, bo przy piewszych dźwiękach ( a moje ucho rozpoznaje je nieomylnie, nawet zanim reklama pojawi się na antenie) ściszam bądź wyłączam. Niekiedy bywa to niebezpieczne, ponieważ czasem muszę przerwać czynność, którą akurat wykonuję np: zalewanie wodą herbaty. Bardzo ryzykowny jest również bieg przez nieposprzątany pokój:)

2) Sklepy Media Markt- choć zauważyłam, że chyba ktoś poszedł po rozum do głowy i troszkę ten pan ciszej krzyczy.

3) Saturn żer dla skner!
 No to takie trzy sztandarowe, najbardziej sieczkujące mózg reklamy. Jak mi się coś jeszcze o uszy obije (a raczej brutalnie wedrze) to nie omieszkam dopisać na czarną listę:))

O! w Muzycznej Poczcie UKF Guns N Roses "Don't cry" i czasy 7 klasy podstawówki mi się przypomniały kiedy to miałam fioła na punkcie tej muzy! Ręce miałam całe pomaziane długopisem, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, że ja słucham własnie tej muzyki nie New Kids On The Block hihi. Potem przerzuciłam się na Punk rocka, glany, pasiaki, agrafki i koszulki z Sex Pistols. Myślę, że nikt nie miał wtedy wątpliwości, do której ekipy to okropnie wyglądające, chude dziewcze w okularach należy hihi. To były czasy ehhh!
 Myślę, że dla wielu moich kolegów i koleżanek wielkim zadziwieniem był fakt, że oprócz Dezertera czy Dead Kennedys dziewcze to, tak okropnie wyglądające słucha także Pink Floydów, czy Mike'a Oldfielda.
 Że zestawienie dziwne? W końcu się odebrało solidną edukację muzyczną w domu! Na linii punk rock-tato, nie było zgrzytów, bowiem mój tato to w duszy anarchista i punk rock przypadł mu bardzo do gustu:)) Jedyne zgrzytanie jakie było słychać, to zgrzytanie zębów dorosłych na mój widok. Układ był taki: dziecko ubierasz albo glany, pasiaki i normalne wierzchnie nakrycie, albo normalne buty i spodnie i wtedy ta popisana kurta motorowa może być. Cały zestaw dziecko NIE!

Żeby nie było, że się obroniłam przed szałem ówczesnych nastolatek: miałam chwilowy, bo trwający tydzień epizod z NKOTB i Technotronic:) Myślę, że dla mojego taty tydzień ten był bardzo strasznym tygodniem i  niezapomnianym do dziś! Hihi. Ale nie tracił wiary w córkę, wierzył, że to przejdzie nawet wtedy kiedy ta córka z najbardziej poważną miną, na jaką było ją stać i z wypiekami na twarzy próbowała przekonać, że to dobre jest, świetne wręcz! Wierzył, że przejdzie i przeszło:))
 Nie zapomnę, chyba na koloni przed V klasą pytania staszych dziewczyn: wolisz Depeche Mode czy Scorpions. Innych opcji nie było:)

Po okresie punkowym trwającym mniejwięcej od 13 do 17 roku życia anarchię zamieniłam na pacyfkę, pasiaki na kiecke hippisowską. Sex Pistols na The Doors, Janis Joplin i Led Zeppelin. Tak to był bardzo bogaty w przeżycia niemalże mistyczne czas! ehh. Te "odloty" przy This is the end....aaaa:)) W I klasie liceum pani od muzyki postanowiła wyjść nam na przeciw i raz w miesiącu w parach albo samodzielnie trzeba było przeprowadzić lekcje na temat swojego ulubionego zespołu. Wtedy się bezbłędnie odnalazłyśmy z moją później wieloletnią psiapsiółą i zrobiłyśmy (jeszcze się właściwie nie znając) lekcję o The Doors. Była muzyka, teksty, fragmenty filmu O. Stone'a i świece.
 Nie przypominam sobie, żeby ta lekcja wzbudziła jakieś wieksze zainteresowanie rówiesników:)) Zresztą zdaję się, że te lekcję się szybko skończyły. Ja pamiętam tylko naszą i kolegi o jakimś rapowym amerykańskim gagsta zespole. Myślę, że panią od muzyki własny świetny pomysł przeraził:))
 Siadało się też w pokoiku z koleżanką i się słuchało pierwszej strony płyty Floydów "A saucerful of secrets", a potem się bało przejść przez pokój i kuchnię, żeby sprawdzić czy drzwi wejściowe są zamknięte na klucz. Ta płyta miała straszne fragmenty. Jakże taki strach łączy:))

Potem już żadne fascynację muzyczne nie były już tak silne i takie namiętne:))

Czas kończyć ten przydługawy elaborat o Trójce i o różnych skojarzeniach. Jak zwyklę jak już się zabiorę do pisania to skończyć nie mogę hihi. Rany jak mi jest zimno w pracy. Cała nadzieja w panu Margańskim, w dźwiękach jakie zapoda w eterze. Poszuram sobie nogą:) haha czym zaczął pan Margański? no czym? Doorsami!:)) Coś mnie Doorsi prześladują. Przedwczoraj widziałam film dokumentalny na Tvp Kultura z koncertów  Doorsów. Ehh tam się znaleźć! Chociaż jak tak patrzyłam na zaćpanego, manierycznego Morrisona to już to nie dla mnie. Z pewnych rzeczy się wyrasta:) Ale posłucham zawsze chętnie:))
Dziękuję za uwagę:)

6 komentarzy:

  1. A miałam słuchać urodzinowej audycji, zapowiadała się tak wspaniale, a.... zaspałam :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Urodzinowy koncert w 3:

    Agnieszka Szydłowska z Wojtkiem Mannem czytają wierszyki, publiczność ma za zadanie dokończyć zdania ( wierszyk z pamięci)
    A.Szydłowska: ...każdy pragnie mieć kreton, koloru włosów dyrektor Magdy...
    publiczność chóralnie: Jethon!!
    W. Mann: ktoś powiedział Sobala ale co tam:))
    ... :)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. heheh, lubię Cię czytać :) heheh też zakochana byłam w Trójce, słuchałam jej nałogowo, ale jak odszedł Niedźwiedzki, to ja też odeszłam i po jego powrocie już nie wróciłam, choć kocham Andrusa i Powtórkę z rozrywki, uwielbiałam Smooth jazz cafe ,ale teraz słucham radia RAM i Roxy Fm i jakoś tak już się nie potrafię przerzucić. Do Jedynki też czasami zaglądam. Ale ja nie o tym. Też miałam etapy hippisowskie, miałaś może styczność z polskim ruchem hippisowskim, mówi ci coś Andrzej Szpak? Ja do tej pory jak słucham Doorsów to mam ciary. Wprawdzie okresu punkowego nie miałam,ale teraz np. przerzywam fascynację muzyką z tamtych lat. Właśnie zasłuchuję nowego dezertera i czekam na majówkowy koncert. :)))) Ech, jak nie Osiewcka, to punk, jak nie Kieślowski to jeszcze coś innego- coś czuję,że jak byśmy się spotkały, to gęby nam by się nie zamknęły ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. niestety po założeniu szwów przespałam cały dzień, bo zawsze tak dziaął na mnie znieczulenie. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
  5. Mag-zapomniałam Ci odpisać na Twoje pytanie, jakże to tak!:) Andrzeja Szpaka oczywiście, że kojarzę. Może gdybym miała okazję kiedyś takiego księdza spotkać, miałabym mniej radykalne podejście do kleru i kościoła.
    Ja już sama punkowych płyt nie słucham tzn: nie włączam, ale chętnie chodzę na punkowe koncerty, nigdzie nie czuję się tak w domu, tak na swoim miejscu, jak na tych koncertach. Pomimo tego, że już dawno inne fascynacje muzyczne zajęły miejsce w moim sercu, dusza punkowca we mnie pozostała:)) Zastanawiam się nad majówką we Wrocku, ale nie wiem czy mi się uda mieć wolne:) Pozdróweczka!

    OdpowiedzUsuń