"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 6 lutego 2012

"Drzewo cytrynowe", czyli subtelnie o ważnych sprawach. KONIECZNIE!

Oj coś tu się ostatnio u mnie filmowo zrobiło. Przechodzę renesans oglądania filmów i dobrze mi z tym jest:)



W niedzielne popłudnie miałam w domu święto kina, dane mi było bowiem obejrzeć film "Drzewo cytrynowe", film wyjątkowy! Już raz go przegapiłam, drugi raz bym tego nie odżałowała. Miałam słuszne przeczucie, że nieobejrzenia tego filmu należy postokroć żałować.

Główna bohaterka 45 letnia Salma (Hiam Abbas) prowadzi spokojny, nudny żywot w pustym domu, za towarzysza mając jedynie przyjaciela rodziny, który wraz z ojcem Salmy opiekował się nią od małego. Dorosłe dzieci wyfrunęły już z gniazda rodzinnego, mąż od wielu lat nie żyje, podobnie jak jej ojciec. Salma kocha swój dom i kocha swój sad cytrynowy, nad którym opiekę przejeła po śmierci ojca. Ze sprzedaży cytryn kobieta się utrzymuje, ale te wydawać by się mogło zwykłe cytryny trzymają ją w pionie, kobieta czerpię siłę z czegoś co jest stałe i niezmienne, odgłos spadających cytryn jest dźwiękiem bezpiecznym, dźwiekiem, który jest częścią jej życia.




Któregoś ranka dźwięk spadających, dojrzałych cytryn miesza się z ostrym dźwiękiem maszyn budowlanych. Jako pierwszą widzimy więżyczkę obserwacyjną, który wznoszona jest wysoko w górę. Co wyprawiają jej nowi sąsiedzi, dlaczego robią wokół siebie tyle zamieszania?
Wysoko ustawiony człowiek, to i dużo zamieszania. Sąsiadem Salmy okazuje się minister obrony Izraela Israel Navron
 (Doron  Tavory) wraz z żoną Mirą (Rona Lipaz-Michael) i sporą grupą ochroniarzy. Akurat tak się pechowo składa, że dom Salmy stoi na skrawku ziemi oddzielającym Zachodzi Brzeg Jordanu od Izraela i ze względu na położenie może być to miejsce sprzyjające aktom terrorystycznym. Minister postanawia więc drzewa cytrynowe wykarczować, ponieważ gęste wysokie drzewa mogą stanowić świetną kryjówkę i punkt obserwacyjny dla potencjalnych terrorystów.
 To co dla właścicielki sadu jest źródłem poczucia bezpieczeństwa dla niego jest źródłem zagrożenia.
Cały świat Selmy się rozpada na malutkie kawałeczki. Kobieta pozostaję z tym zupełnie sama. Dzieci nie bardzo rozumieją rozgoryczenia matki, nie wiedzą dlaczego jest to dla niej tak trudne, społeczność arabska zabrania przyjęcia odszkodowania, które strona izraelska  łaskawie proponuje, jednocześnie niczego nie oferując w zamian. Nie wolno jej przyjąć pieniędzy, nie wolno jej chodzić bez chusty na głowie, nie wolno jej robić tysiąca innych rzeczy. Nie przystoi to jej-nie kobiecie, nie Salmie, ale matce Nasera (jej syn ma na imię Naser).

 Salma już wiele w życiu przeszła, jest silną, odważną kobietą nie odda sadu w obce ręcę, nie da zniszczyć lat pracy ojca. Dla niej ten sad to więcej niż owoce. Te drzewa są jej przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. To jest jej miejsce na ziemi!
 Nie raz łamię więc zakaz wstępu do własnego, ogrodzonego już sadu, nie mogąc spokojnie patrzeć na powolne umieranie drzewek.
 Wbrew męskiej części społeczności oddaje los swego sadu w ręce młodego zdolnego adwokata Ziada (Ali Suliman). Od razu zawiązuję się między nimi nić porozumienia, sympatii, rodzi się między nimi więź, która dla obojga zdaje się być ważna. Czy ma ona rację bytu?



Ten młody człowiek jest pierwszym od dawna mężczyzną, który zwraca się do niej po imieniu, który widzi w niej kobietę, widzi w niej niezwykłe piękno, siłę i wielką moc. W filmie zauważalny jest ten ulotny moment kiedy Salma sama odkrywa w sobie dawną zapomnianą, albo nawet nigdy wcześniej nieodkrytą kobiecość.
Determinacja i upór jej i adwokata sprawiają, że sprawa trafia do Sądu Najwyższego, tym samym staję się głośna, międzynarodowa. Ten kawałek ziemi, na której rośnie sad, nie jest tylko ziemią, Salma walcząca o swoje do niego prawa nie walczy tylko w imieniu własnym. Ona mówi za wszystkich tych, którzy zostali pozbawieni swojej ziemi, a sad reprezentuje wszystko co utracone. 



Minister obrony jest nieugięty im bardziej sprawa robi się medialna, tym bardziej on trzyma się swojej decyzji. Jego żona nie podziela tych metod. Nie podobają  jej się tak radykalne działania. Ona widzi w Salmie nie tylko wrogi element, nie tylko Palestynkę, ale przede wszystkim kobietę, człowieka, który walczy o to, co kocha i o to co należy do niej od kilku pokoleń. Buntuję się na tyle na ile może, ale jej głos nie ma większego znaczenia w sprawie (robi jednak nieco fermentu).
 Pomiędzy obiema kobietami nawiązuje się delikatna jak pajęczyna nić zrozumienia. Nie pada pomiędzy nim prawie żadne słowo. Siła tkwi w spojrzeniach. Dzieli te kobiety wszystko, pochodzenie, status społeczny, światopogląd, religia, jednak to ich "spotkanie" na chwilę  pokazuje, że jeśli nie można niczego uczynić (bo nie ma się takiej władzy i wpływów) można przynajmniej okazać szacunek.
Nie zdradzę zakończenia, powiem tylko, że w tej rozgrywce nikt nie wygrywa, wszyscy w jakiś sposób przegrywają.

Film Erana Riklisa według mnie jest doskonały w każdym calu, w każdym ujęciu, nie ma w nim ani jednej zbędnej sceny. Duża załuga w tym gry nie tylko  Haim Abbas, która jest po prostu zjawiskowa, ale także Aliego Sulimana.
Zdjęcia i muzyka z wyczuciem oddają nastrój obrazu. Może się wydawać, że reżyser konstruując akcję jest stronniczy, bo przecież pokazuje złego Izraelczyka i pokrzywdzoną Palestynkę, ale ja nie miałam takiego wrażenia, bowiem wyraźnie jest pokazane, że obie strony ponoszą konsekwencję wieloletniego konfliktu pomiędzy dwoma narodami. Nie zmienia to jednak faktu, że emocjonalnie stałam po stronie Salmy, tak po ludzki, tak po prostu.
Nie dało się inaczej, bo to się wydarzyło naprawdę. Takie wydarzenie miało miejsce, wcale nie tak daleko od nas, podobne sytuację dzieją się  codziennie i dziać się zapewne będą nadal
:(

Cały ten film utkany jest z subtelności, a na wyżyny delikatności i małych, wielkich gestów wspinają się wszytskie sceny z udziałem Salmy i Ziada. Ile emocji i uczucia można zawrzeć w jednym spojrzeniu, w delikatnym muśnięciu dłoni. CU-DO-WNE. Ten film ma swoich głównych bohaterów Salme, ministra, jego żonę i Ziada, ma także swojego bohatera zbiorowego, jest to jednak wplecione w akcję tak dyskretnie, że prawie niezauważalnie, nienachalnie, bez histerii, krzyków i szarpaniny, w które często obfitują filmy z tlem politycznym. Ten dramat jednostki, dramat Salmy mówi więcej niż setki obrazów obustronnej nienawiści.

Brak mi słów by określić ten film, żyje jego obrazami od wczoraj, nie chcę z niego wychodzić, nie chcę o nim zapomnieć. To bardzo wyjątkowy obraz. Gdybym wystawiała oceny dałabym ocenę 10/10.

Dawno żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia, dlatego też bardzo mocno go polecam!


Na zakończenie piosenka z filmu:






Aktorkę Haim Abbas znam z filmu sprzed kilku lat "Spotkanie", który także jest godny uwagi:)
 

11 komentarzy:

  1. A ja przegapiłam ten film:(

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnio uznałam, że nie przepadam za filmami. Wolę te odprężające, nic nie wnoszące. Takie filmy- zabawy. Okazało się, że mój mąż postanowił nieco to zmienić i zabrał mnie wczoraj do kina na "Różę". Przeczuwałam pismo nosem, co szykuje się na ekranie. Jednak, jak się okazało, myliłam się okrutnie. Film nie był po prostu o trudnej miłości. Film opowiada o trudnej miłości w czasie powojennej walki człowieka z człowiekiem. W czasie terroru, gwałtów, nienawiści, przemocy, brutalności i wszystkiego co najgorsze w człowieku. Ledno wysiedziałam na fotelu. Film wspaniały, ale na pewno nie chcę go widzieć ponownie. A mojemu mężowi niestety się nie udało przekonać mnie do ambitnego kina, bo po wczorajszym seansie jedyne co chcę teraz zobaczyć to "Piękna i bestia" w 3d... do teraz jestem rozbita po tym filmie. Polecam wszystkim, którzy nie zdają sobie sprawy do czego prowadzi bycie prymitywnym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. poprzedni post napisałam bardzo chaotycznie i słabo stylistycznie, ale to wynik tego, że na prawdę nie mogę pozbierać myśli po "Róży".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamierzam obejrzeć Różę w przyszłym tygodniu. Boję się tego filmu, wiem, że będę go przeżywać, wściekać się, denerwować, piąstki z nerwów zaciskać, ale nie odpuszczę.
      Ponadto zestawienie Smarzowskiego, Dorocińskiego i Kuleszy=tego nie można nie obejrzeć, choć wiem, że odchoruje ten film.

      Usuń
  4. Niestety przegapiłam. Będę musiała poszukać, może będzie powtórka, bo na TVP Kultura czasem się zdarzają. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się obawiałam, że przegapię dlatego od razu sobie wpisałam w telefon notkę w tzw: przypominaczu, w razie czego.
      Jakiś czas temu film był dostępny na Iplexie, ale już nie ma niestety:( kiedyś jeszcze trafisz. Koniecznie:)

      Usuń
  5. dzis o godz 15.00 na tvp kultura jest drzewo cytrynowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, jak to dobrze, że miałam tutaj subskrybowane komentarze i tego nie cofnęłam, bo bym przegapiła. Już osbie ustawiła nagrywanie. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam na końcówkę:) Mam nadzieję, że kilka osób, którym było przykro, że nie obejrzeli poprzednim razem się tym razem załapało. Chwała tvp kultura!

    OdpowiedzUsuń
  8. Piekny film,
    mialam okazje go ogladnac po raz drugi wczorajszej nocy. Smutne zakonczenie, nikt nie wygrywa, a wszyscy traca, przegrywaja. Taki jest ten konflikt.
    Zyczylabym sobie wiecej filmow na takim poziomie.

    OdpowiedzUsuń