"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

sobota, 4 lutego 2012

"Restless" Van Santa-piękna niespokojność:)





"Restless" to najnowszy film Gusa Van Santa. Film ten był dla mnie miłym zaskoczeniem. Niektórzy uważają, że jest to najsłabszy film  w dorobku tego reżysera, inni, że najbardziej komercyjnym, a dla mnie jest to po prostu film dobry, film godny polecenia.
Jedno jest pewnie najnowszy obraz Van Santa jest dużo delikatniejszy od najbardziej znanego "Słonia", czy "Paranoid Park". Moim zdaniem wyszło to filmowi na zdrowie.



Van Sant na bohaterów wybiera osoby zagubione, zbuntowane, nieprzystosowane, taki jest także główny bohater Enoch (Henry Hooper) i główna bohaterka Anabel (Mia Wasikowska). Mają może 17 lat i spotykają się na pogrzebie. Enoch nie żegna nikogo, po prostu przyszedł, bo lubi bywać na pogrzebach, ona natychmiast rozpoznaje obcego, bo niemodnie jest ubrany;)
 Z początku on najeżony odrąca dziewczynę, ale szybko relacja z początku koleżeńska, o nieokreślony statusie zamienia się w głębsze uczucie. Trafił, bowiem  swój na swego.




Oboje są inni, dziwni. Nie chodzą do szkoły, snują się po dziwnych miejscach, cmentarzach. Wkrótce dowiadujemy się dlaczego ta młodzież nie spotyka się na szkolnych korytarzach, dlaczego nie śledzimy ich pierwszego, nastoletniego zakochania w stołówce, w szatni, czy w szkolnej sali gimnastycznej. 



Młodzi mają swoje tajemnice. On przeżył śmierć rodziców, szybko dzieli się z Anabel swym doświadczenim (bardzo ładna scena), rozmawia z duchem japońskiego lotnika, ona jest chora, rak zaatakował ponownie ze zdwojoną siłą. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że pozostało dziewczynie kilka miesięcy życia, bowiem fabuła filmu jest prosta, dość przewidywalna. I nie o zaskoczenie widza reżyserowi chodzi, ale o oddanie pewnej chwili, pewnego momentu w życiu. Momentu pierwszego zakochania, pierwszego uczucia. Ale żeby widz nie musiał być świadkiem ckliwego romansidła Van Sant okrasił to pierwsze zauroczenie ulotnością. Ulotnością dosłowną.



Anabel ma świadomość tego, że jej życie się kończy, ale zamiast rozpaczać, użalać się nad sobą, stara się żyć najpiękniej jak się da. 
Z lubością oddaje się zagadnieniom biologii, szczególnie fascynują ją ptaki. Zdradza Enochowi, że dla ptaków każdy zachód słońca to koniec świata. Ptaki wierzą, że umierają. I kiedy nadchodzi ranek, są tak zdumione, że żyją, że śpiewają najpiękniejsze melodie , jakie można sobie wyobrazić. Młodziutka, śliczna umierająca dziewczyna odrabia codziennie ptasią lekcje. Także stara się "śpiewać" najpiękniejsze pieśni. Każdego ranka stara się cieszyć, że jeszcze żyje, że jest przy niej ukochany, są bliscy, jest cały świat do ogarnięcia.



Ta nastoletnia miłość nie jest pozbawiona codziennych problemów. Wiadomo w pierwszym kochaniu wszystko jest czarne, albo białe nie ma kolorów pośrednich, tak albo nie, wszystko albo nic. Pod podszewką radości, beztroski, szaleństwa czai się tytułowy restless.
Oboje lubią przybierać różne formy, maski, odgrywać rolę, bawią się konwencjami. I są w tym bardzo prawdziwi, bardzo w zgodzie ze swoją wrażliwością.
Nie ma happy endu. Na szczęście Van Sant prowadzi historię do samego końca, nie ma uzdrowienia, jednak film nie kończy się smutno, tli się iskierka nadziei:)



Przepięknie opowiedział o tym pierwszym uczuciu i ulotności życia Van Sant. Delikatnie, subtelnie, mądrze. Bez zbędnej słodkości, czy wulgarności. Wespół zespół z operatorem stworzył cudowny obraz. Muzyka dopełnia idealnie całości, a aktorzy zagrali tak, że uwierzyłam w każdy ich gest, w każde słowo. Towarzyszyłam ich w ich kochaniu, w ich godzeniu się z takim, a nie innym obrotem spraw.
Dawno nie widziałam tak dobrego filmu!
 Ale dobrze jest mieć nastrój na to żeby się zatrzymać, trochę rozmarzyć, rozmiękczyć.


 Polecam!

Pierwszy raz widziałam na ekranie Henrego Hoopera. Hooper, Hooper chodziło mi po głowie. Znam to nazwisko, znam, a i buzia jakaś taka bliska, jakieś obszary w mózgu porusza.
A Henry Hooper jest synem niedawno zmarłego Denisa Hoopera z niezapomnianego filmu "Easy rider". Że synem jego jest, to pewnik. Podobieństwo wszak jest ogromne:)


Henry Hooper


Denis Hooper

Henry sam doświadczył śmierci najbliższych. Najpierw zmarł jego bliski przyjaciel, niedługo potem stan chorego na raka prostaty ojca pogorszył się błyskawicznie.
Syn bardzo chciał żeby ojciec obejrzał film, dlatego Van Sant zorganizował specjalny pokaz wersji montażowej, oficjalnej premiery Denis Hooper nie doczekał. Zmarł 29 maja 2010 roku.

Młody Hooper stara się żyć według rady pewnego Niemca, którego spotkał w Berlinie: zawsze dokonuj wyboru najpiękniejszego, oraz podług jedynej rady jaką dostał od ojca, która brzmiała: Be cool! 
Przyjęcie roli Enocha jest niewątpliwie wyborem najpiękniejszym, w dodatku cool!:))

5 komentarzy:

  1. Nie wiem ,czy jest to najsłabszy film tego reżysera, nie widziałąm nic innego, ale Resstless jest przepięny. Wzruszyłam się zadumałam, upoiłąm muzyką, upoiłąm tą miłością. Pięny obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, na pewno widziałaś, "Buntownika z wyboru" z Mattem Damonem.
      To jeden z moich ulubionych.
      Resstless nie widziałam.

      Usuń
  2. Ooo... muszę zobaczyć koniecznie! Widziałam "Słonia", po którym miałam troszkę traumę, tym bardziej, ze zdarzenie miało miejsce w realnym świecie. Zapisuje tytuł w swoim kajeciku i zaczynam poszukiwania:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Film zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie! To piękna historia, a słowo "ulotność", którego użyłaś w recenzji jest dla mnie najlepszym epitetem do opisania klimatu filmu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam ten film. Też mnie zachwycił. Przepiękny!

    OdpowiedzUsuń