"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 29 lutego 2012

"Róża" film siedzący kolcem w oku.

Dość długo nosiłam się z zamiarem napisania czegokolwiek na temat filmu, który obejrzałam już jakiś czas temu. Myślałam sobie, że nie mam nic do powiedzenia, że nie wiem, nie umiem, że cóż ja mogę rzec. Ale siedzi mi "Róża" kolcem w oku, siedzi i uwiera.




Fabuła jest prosta. Czas zaraz po wojnie. Rok 1945.Lato. Tadeusz (Marcin Dorociński) żołnierz AK udaje się na Mazury, które stały się polskie. Liczy, że tam będzie anomimowy. Nie ujawnił się ze swoją podziemną działalnością i wie, że musi sobie znaleźć bezpieczne miejsce. Przed sobą ma jedno zadanie do wykonania. Musi odwiedzić Mazurkę Różę i przekazać jej informację o śmierci jej męża żołnierza Werhmachtu (nie wyjaśnione jest w filmie jak doszło do spotkania obu mężczyzn- jedynie sugestia?). Bez większych przeszkód dociera do domu Róży. Od pastora (Edward Linde-Lubaszenko)dowiaduje się, że kobieta wiele przeszła i straciła w wojennej zawierusze także córkę. 
Róża przyjmuje Tadeusza dość oschle, ale wie, że jest jej potrzebny, więc wchodzą w układ. On jej oferuje pomoc w gospodarstwie i ochronę, a ona mu dach nad głową i pożywienie.
Życie Róży na terenie Mazur jest bardzo trudne, wręcz okrutne. Wydawać by się mogło, że koniec wojny powinien przynieść upragniony spokój i bezpieczeństwo, ale Róży przyszło żyć na trudnym terenie, a sama jako Mazurka ma nieokreśloną tożsamość. Płynnie mówi po polsku (czemu nie po mazursku?), ale mąż jej był Niemcem. Kim więc Róża jest? Ani Polką, ani Niemką jest propolską Mazurką. Ale to rozróżnienie niewiele znaczy. Dla Polaków jest Niemką, podobnie jak garstka jej sąsiadów, która nie opuściła Ziemi Ojców. Róża doznaję krzywd nie tylko od strony Polaków, Rosjan, ale i od "swoich", którzy nią gardzą. Dla nich jest ruską dziwką. Nie ma znaczenia, że oddawała się Czerwonoarmistom dobrowolnie, bo sprzeciw tylko pogorszyłby jej sytuację, a ona wbrew pozorom miała dla kogo żyć. Wielokrotnie przekonała się, że nie ma sensu walczyć, bo oni wezmą sobie ją i tak. Będzie tylko bardziej bolało więc przestaje się szarpać, znosi kolejne upokorzenia w milczeniu. Tysiące kobiet gwałconych przez żołnierzy przyjęło podobną taktykę. 




I nagle w życiu Róży pojawia się mężczyzna, który niczego od niej nie chcę, który patrzy na nią jak na kobietę, a nie na obiekt seksualny. Ona pragnie być zaopiekowana, on pragnie się opiekować. Odnajdują się w tej potrzebie bezbłędnie. Jest w tym desperacka próba zafunkcjonowania w normalności, wbrew wszystkiemu. W byciu i w dawaniu siebie sobie nawzajem. Nawet jeśli tych dwoje nie łączyła miłość, to była to ogromna więź nie mniej ważna. A może to była miłość? Nie wiem.
Są od siebie zależni, samotni, pokiereszowani przez  życie (podobnie jak pies bez jednej łapy, który upatruje sobie Tadeusza, a potem i Różę, spędza z nimi czas), potrzebują spokoju i stabilności. Przynajmniej pozornej, chociaż na chwile. Zbyt dużo tych chwil nie ma, są bardzo krótkie i bardzo ulotne...




Herta Muller w wywiadzie na pytanie o głód miłości w czasach dyktatury Ceausescu powiedziała coś, co bardzo mi pasuje do relacji Tadeusza i Róży

"Każdy pragnął bliskości. Wierzyliśmy, że miłość może nas uchornić, że nagle kochając przestaniemy być nikim. Myślę, że wtedy miłość zastępowała wolność" 

Dzięki Tadeuszowi Róża przestaję być nikim, przestaje być tylko ciałem, które można bezkarnie wykorzystać, odzyskuje godność, przy próbach kolejnych gwałtów broni się, krzyczy, gryzie, walczy. Tadeusz jest mężczyzną, który został wychowany na dzielnego, honorowego człowieka, jest opoką nie tylko dla Róży, ale dla mieszkańców wsi, także dla pierwszych przesiedleńców- Wilniaków.
Może to nie jest człowiek? Może to anioł? Czy możliwe żeby istnieli tacy ludzie? Chcę wierzyć, że takich Tadeuszy było w owym czasie wielu. Los ich nie był łatwy.

Ta historia nie może skończyć się dobrze, wiemy to od pierwszych kadrów, zarówno jednostkowa historia Tadeusza i Róży, jak i społeczności żyjącej na terenach Mazur. Może przynajmniej Wilniakom w końcu zacznie się powodzić. Początki mieli trudne, bowiem przez Rosjan uznawani byli za Niemców. Prosta kalkulacja mieszkają na tych terenach, ergo są Niemcami. Wierze jednak, że w swoich nowych domach żyli szczęśliwie. Przynajmniej oni...

"Róża" to wstrząsający film, to dzieło skończone, film niemalże wybitny (nie bez wad rzecz jasna-końcówka mnie nie przekonała za bardzo), to jeden z lepszych polskich filmów ostatnich lat. Może najlepszy?

Rozmowa z Erwinem Krukiem.


Po przyjściu do domu przez najbliższe dwie godziny siedziałam w ciszy, a obrazy, mocno sugestywne obrazy przewijały mi się pod powiekami. Potrzebowałam tej ciszy nie dlatego że ilość i kaliber scen brutalnych mnie tak obezwładnił. Nie, wiedziałam czego oczekiwać, a poza tym nie mam w zwyczaju odwracać głowy od obrazów przedstawiających prawdę (choć rozumiem, że nie każdy może oglądać takie nagromadzenie przemocy i brutalności). Potrzebowałam tych chwil ciszy żeby pobyć ze swoim smutkiem, ze swoją refleksją nad czasem minionym, nad tymi ludźmi, których już nie ma, którzy zmuszeni byli doświadczać takich traum, tylko dlatego, że żyli w takim a nie innym czasie, bo byli nie tacy, byli inni, byli nie mile widziani...doceniłam to, że żyje tu gdzie żyje i że nic mi nie grozi, że mogę zawinąć się w koc i oddać się w spokoju zadumie i refleksji.

Nie byłoby tego filmu bez aktorów, którzy swoje zadania wykonali mistrzowsko. Agata Kulesza pokazała, że jest aktorką wybitną. Grała oszczędnie i dyskretnie...ona była Różą, a ja czułam jej ból. Podobnie Dorociński. Jego Tadeusz był z krwi i kości (choć może trochę zbyt pomnikowy). Role epizodyczne także godne uwagi. Film Smarzowskiego bez Kingi Preis? Nieee. Do tego świetny Braciak w roli męża Preis Wilniaka (to dzięki niemu mogłam się chwilkę pośmiać, odetchnąć-na początku, potem przestało być śmiesznie). Zdjęcia Piotra Sobocińskiego i muzyka Mikołaja Trzaski (nieprawdopodobna!) dopełniały całości. Groza, strach, niepewność, a za chwile słońce i czysta radość, jednak podszyta niewiadomym...bo coś się musi jeszcze złego stać...


Film koniecznie trzeba zobaczyć. Bliższy mi jest niż "W ciemności". Tak na marginesie.

Kilka dni temu przeczytałam porażający reportaż  w Dużym Formacie z 4 maja 2009. Swoje życie wspomina kaszubka Gertruda Jutrzenka- Trzebiatowska.
Jest ten reportaż niejako dopełnieniem "Róży". Warto przeczytać, nawet jeśli będzie bolało.









****     ****    ****    ****   ****   *****

I JESZCZE JEDNO:



Obczytałam różne recenzję i fora, szczególnie fora (też z filmweb) celowały w komentarzach typu: biedni Niemcy, a Rosjanie tacy przesadnie źli, a Polacy to już w ogóle straszni. Rozumiem jeśli ktoś w recenzji napisał, że odniósł takie wrażenie, że kwestia ta była przedstawiona w jego odczuciu tendencyjnie, ale na niektóre komentarze na filmwebie nie ma we mnie zgody. Jest tam cały wątek tak zatytułowany, a ludzkość dała się sprowokować. Cieszyć mnie mogą jednak liczne głosy sprzeciwu. Gwoli ścisłości:


- po pierwsze to nie była ludność niemiecka, a Mazurzy.

- po drugie często padały zarzuty, że nie pokazano wystarczająco dobitnie jak zachowywały się wojska niemieckie, ergo nie były brutalne. Pierwsza scena to obrazowała, a poza tym to był film o czasach powojennych, gdzie władze przejeli radzieccy ludzie. W filmie o Holocauście pokazano by morze złych Niemców i kilku złych Czerwonoarmistów dla równowagi.

- po trzecie nawet jeśliby to byli cywile niemieccy, to sam fakt, że byli oni Niemcami nie uprawnia innych do nieludzkiego ich traktowania. Ci ludzie nie zabijali, oni starali się przeżyć, przetrwać podobnie jak cywilie polscy, rosyjscy, francuscy, angielscy itp. Takie hasła na forach też się trafiały, że ci ludzie zasłużyli sobie na to! Ręce opadają!

A poza tym mdli mnie już od rozpatrywania filmu, jego jakości, jego treści jego sensu pod kątem brutalności i scen przemocy, wielokrotnych scen gwałtu i zasadności tych scen. Tak zachowywali się żołnierze radzieccy, mieli na to przyzwolenie samego Stalina! Bez tych scen nie byłoby tego filmu. Nie byłby on prawdziwym obrazem. Tak, miał Smarzowski pewnie zamiar zaszokować, ale sobie tego nie wymyślił. Po przeczytaniu jednego rozdzialiku z książki Marcina Zaremby "Wielka Trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzys", który to rozdział dotyczył sytuacji kobiet zamieszkujących Ziemie Odzyskane wiem, że Smarzowski litościwie nam widzom oszczędził jeszcze straszniejszch obrazków, bowiem czerwonoarmiści nie przebierali w środkach. Przemilczę to bo mi słabo.

Bardzo przepraszam potencjalnego czytelnika za końcówkę, ale mnie się wylało:)


KONIEC.

16 komentarzy:

  1. dziekuje CI bardzo za pelny obraz sprawy pt.:"Roza". nie moge ogladnac, nawet nie wiem,czy dalabym rade, ale ten post dal mi pelen obraz tej "sprawy"
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś przyjdzie i na ten film czas. Czasami trzeba poczekać na odpowiedni moment.

      Usuń
  2. Na film ostrzę sobie zęby od dawna.
    Na filmwebie nie ma co czytać komentarzy, bo piszą je czepialskie ameby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko żebyś sobie tych naostrzonych ząbków nie połamała:)
      Już powinnam się nauczyć, że na filmwebie nie ma co czytać ludzkich wywodów, bo coraz rzadziej zdarzają się takie co to warto poczytać (to przykre), ale tkwi we mnie chyba jakiś rys masochistyczny, bo ciągle to robię!:))

      Usuń
  3. Jeszcze tego filmu nie widzialam. Pochodze z Mazur i powiem Ci, ze Mazurzy i Niemcy mieszkajacy na tamtym terenie mowili plynnie po polsku. Na pewno nie wszyscy ale duza czesc. Chodzilam tam do szkoly w latach 60-tych i mialam sporo kolezanek pochodzenia niemieckiego i mazurskiego. Niczym nie roznili sie w swoich umiejetnosciach, jezeli chodzi o jezyk polski, ode mnie.
    Recenzje Twoja przeczytalam z przeskokiem, omijajac ten kawalek kiedy zaczynasz troche za bardzo (jak na moje potrzeby) streszczac film. Mysle, ze na pewno zachecilas niejedna osobe do obejrzenia go. I dobrze. Trzeba wiecej takich realistycznych obrazow z tamtych czasow, bo za PRL-u krecono filmy propagandowe i poprawne politycznie, czesto bardzo rozmijajac sie z prawda.
    Na pewno ten film obejrze przy najblizszej okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy podczas seansu fakt, że Mazurzy posługują się językiem polskim bez problemu był oczywisty, dopiero po przeczytaniu rozmowy z Erwinem Krukiem dodałam to pytanie, bo tez on się nad tym zastanawiał.
      A teraz wszystko jest dla mnie jasne:)

      Za każdym razem pisząc o filmie zastanawiam się ile mogę streścić fabuły, żeby nie popsuć nikomu oglądania. I dziwi mnie zawsze, że w profesjonalnych recenzjach np w magazynie Kino recenzenci zdradzają właściwie całą fabułę.
      Ja najważniejsze wątki przemilczałam, streściłam właściwie pierwsze minuty filmu (no może była jedna wycieczka w środek akcji), ale dobrze, że wyczułaś pismo noskiem i przeskoczyłaś te parę zdań, które być może były niepotrzebne.

      Także cieszy mnie fakt, że zaczynamy odbielać cześć naszej powojennej historii. Mam nadzieję, że mieszkańcy Grunberga przemianowanego na Zieloną Górę spokojnie dotarli do nowych domów. Zadziwiające jest ileż w moim mieście po nich śladów. Zawsze jak staję przed poniemieckim domem (a jest ich sporo) zastanawiam się kto w nim mieszkał i jak mogła wyglądać okolica. Zaczynam popadać w jakąś obsesję normalnie:)

      Usuń
    2. Papryczko też mam podobną obsesję :)
      Bardzo często oglądając niektóre miejsca czy stare budynki, chciałabym się przenieść w czasie i zobaczyć co się w nich działo wcześniej.
      Bardzo lubię odwiedzać strony internetowe z takimi zapomnianymi przez Boga miejscami. No i książki na ten temat. Jedną kiedyś recenzowałam u siebie. Teraz mam kolejną do obejrzenia i przeczytania.

      Usuń
  4. Widziałam film w ostatnią niedzielę...
    Też miałabym problem z wypowiedzeniem go. Wstrząsający.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego tak długo się zbierałam. I pewnie gdyby nie filmweb i komentarze, które mnie wyprowadziły z równowagi i nie artykuł z DF (który tak mi się zgrał tematycznie) nie zdecydowałabym się nic napisać. Ale cieszę się, że to uczyniłam:)

      Usuń
    2. Ja też :). Powiedziałaś właściwie to co sama mogłabym powiedzieć...

      Usuń
  5. Po wyjściu z kina nie odzywałam się do nikogo przez długi czas. Wstrząsnął mną bardzo... Przez kilka nocy śniły mi się różne sceny z "Róży". Film świetny, prawdziwy, zapadający w pamięć i przede wszystkim warty obejrzenia...

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo mądra recenzja, zachęciłaś mnie do obejrzenia filmu... przeczytałam artykuł, który dołączyłaś ... wstrząsający i do bólu prawdziwy, czytałam a łzy same płynęły po policzkach.
    Pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za dobre słowo. Pisząc "recenzje" nie czuje się zbyt pewnie i nigdy nie wiem czy jest ok.
      Film warto obejrzeć. Nastawić się, że będzie ciężko i trudno, że czasem będzie się czuło, że tego już za dużo, ale warto. W nagrodę otrzymuje się film perłę:)
      Artykuł czytałam w pracy (na szczęście nikt mnie nie widział) i było mi na zmianę zimno, gorąco, a przy tekście Stalina zachciało mi się, mówiąc kolokwialnie rzygać.

      Usuń
  7. widziałam. do tej pory we mnie siedzi i nie chce wypuscić emocji. spinam się mocno, gdy o nim myślę. smarzowski dobry reżyser, nie przebiera w obrazach. jest genialny.ale to filmy, które haraczą emocje. ciężki to film. ale wart obejrzenia. Róża, W ciemności i Sponsoring to moja polska tegoroczna trójca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest obraz, który siedzi mocno, który nie chce puścić, który jest boleśnie piękny. Dla mnie perełka. Chętnie obejrzałabym go jeszcze raz. Znów by bolało pewnie, ale to obiektywnie, abstrahując od tematu bardzo dobre, rasowe, polskie kino. Tak te trzy filmy są naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Mamy się czym pochwalić:)

      Usuń