"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

niedziela, 20 marca 2011

Wyjechali...43 lata temu.


"JESTEŚMY. ROZSTANIA 68"
TERESA TORAŃSKA


Tytuł książki "Wyjechali" W.G Sebalda jak żaden inny pasuje do tego posta. Tymi torami widocznymi na okładce książki wyruszały pociągi w różnych kierunkach, najczęściej do Wiednia, wyruszały z różnych dworców w Polsce ale jeden dworzec, warszawski Dworzec Gdański zajmuje miejsce szczególne w wielu wspomnieniach tych, którzy wyjechali. Stał się więc dworcem sztandarowym kojarzącym się jednoznacznie, tylko z jednego rodzaju podróżami... podróżami w jedną stronę...do Izraela, Szwecji, USA, Wielkiej Brytanii.

Teresy Torańskiej  książka "Jesteśmy. Rozstania 68" to zbiór rozmów pani Teresy z 36 osobami, które wtedy w latach 1967-1970 wyjechali z Polski. Swoimi wspomnieniami podzieliło się kilkadziesiąt osób.
 Jak gruba byłaby książka gdyby wszyscy Ci którzy wtedy wyjechali zechcieli się tym przeżyciem podzielić? Ile stron liczyła by książka z rozmowami przeprowadzonymi z około 15 tysiącami ludzi? Zrobiło by się bardziej różnorodnie w tej księdze, bowiem głos swój by oddali także w tej sprawie wyjechani już z własnej woli w ramach gestu solidarności Polacy.

Henryk Dasko na Dworcu Gdańskim-sierpień 68. http://tygodnik.onet.pl/43,0,8089,chlopiec_na_trawniku,artykul.html

19 marca 1968 roku dokładnie 43 lata temu towarzysz Gomułka na zebraniu Biura Politycznego KC PZPR przemawiał do zebranych decydentów partyjnych. Przemawiał tak, że skóra cierpnie i teraz.


Edward Ochab wspomina, że gdy tylko Gomułka zaczął mówić o udziale młodzieży w buncie studenckim, o ich wysoko postawionych rodzicach sala krzyczała  "dalej Wiesław, wal nazwiska", oraz "śmielej, śmielej", gdy dzielił obywateli pochodzenia żydowskiego na trzy kategorie: związanych z Izraelem, kosmopolitów i lojalnych wobec państwa polskiego, oraz zgłaszał gotowość do wydania emigracyjnych paszportów.
Mało tego wyjeżdżający zmuszani byli do zrzeczenia się obywatelstwa polskiego. Wyruszali w świat z takim wpisem w paszporcie!


Wcześniej 8 marca miał miejsce studencki wiec, "Dziady" Dejmka zdjęto z afisza, a jeszcze wcześniej bo w czerwcu 67 roku rozpoczęła się wojna izraelsko-arabska. I od tego się wszystko zaczęło. Nie będę tutaj pisać jaka była geneza wydarzeń marcowych, oddam głos tym, którzy wyjechali:

"Dzieci żydowskie z podwórka poznawało się po tym, że w lecie nie wyjeżdżały na wakacje do babci na wieś. Nie miałem babć, dziadków, nie miałem ciotek, wujków, kuzynek, kuzynów, byliśmy małą rodziną: mama, tata, siostra i ja..." 
Branley Zaichner
(student III roku matematyki UW, brał udział w studenckim strajku okupacyjnym, aresztowany, skazany na 10 miesięcy. Wyjechał do Izraela. Skończył kurs przewodników. Przyjeżdża z młodzieżą izraelską do Polski.)
******

"W domach żydowskich był inny stosunek do dzieci-nieautorytarny. Inni rodzaj ciepła. Nas łączyło też to, że nie mieliśmy Gwiazdki, nie obchodziło się imienin. Nas zdradzało, że nie posiadaliśmy rodzin, dziadków, babć, wujków i cioć"

"Bo teoretycznie jest tak, że każdy ma prawo wybrać kim chce być. Ale wtedy kiedy się mu to prawo daję. W 1968 roku okazało się, że tego prawa nie ma. Bo wszystkim tzw Polakom, którzy byli z pochodzenia Żydami ale czuli się Polakami, powiedziano, że nie, wy nie jesteście Polakami. I nagle wszystko się zawaliło. I wyjeżdżali z bardziej bolącym sercem niż Żydzi, którzy od zawsze wiedzieli gdzie ich miejsce, bo są Żydami." 

" (...) a oni (rodzice) bali się. Dopiero teraz z perspektywy czasu rozumiem ich strach. Wyjechałam z Polski prawie 40 lat temu i czuję jakby to wszystko działo się wczoraj. Dla nich wojna też była wczoraj. Od zakończenia wojny minęło tylko dwadzieścia kilka lat. I oni się bali. Dokładnie jak w czasie wojny. Warunki były inne, kolosalnie różne. Ale strach był ten sam."
Anna De Tusch Lec 
(19 lat, w chwili wyjazdu, studiowała na SGGW. Wyjechała do Dani. Jest architektem terenów zielonych. Matka czwórki dzieci.)
*******

"... a wiesz, z jakiego powodu było mi przykro? Że z Polski wyjechało wtedy kilkanaście tysięcy Żydów i poza tymi, którzy byli związani z nimi więzami towarzyskimi albo służbowymi, reszta w ogóle tego nie zauważyła. Jakby nigdy nas tu nie było."
Adam Gryniewicz
(28 lat, pracownik Ursusa, inżynier, absolwent Politechniki Warszawskiej. Wyjechał do Belgii.)
*******

"(...)Mój ojciec też nie chciał wyjeżdżać. Polska jest jego krajem i on ze swojego kraju nie wyjedzie. Zmarł w 1982 roku. Nie chcieli mnie wpuścić do Polski na jego pogrzeb. Dali wizę w ostatniej chwili. Przyjechałem od razu na pogrzeb. Było 500 osób (...) I dzisiaj ile razy przyjeżdżam na jego grób, zawsze jakiś kwiatek stoi, a ostatnio-zauważyłem-niektórzy nauczyli się i kamyk mu zostawiają. Wyjeżdżaliśmy pociągiem z Wrocławia. Na peronie był płacz. Nasi przyjaciele rozumieli, że musimy wyjechać, ale nie mogli się z tym pogodzić. Przyjaciółmi naszymi są do dzisiaj. 
Jechaliśmy w nieznane. Ale wiedzieliśmy, że gorzej już nie będzie, i że to koniec.
Poczekaj...Z Polską koniec?
Nie.
Tereso, z Polską nie da się skończyć."
Szymon Fisz
(28 lat, pozbawiony awansu wyjechał do Dani. Jest wiceprezesem Bnej Brit w Dani, przedstawicielem wszystkich żydowskich organizacji. Wyjechał z małymi wówczas dziećmi córką Anetą (skończyła ekonomię uniwersytecką jest dyrektorką w firmie informatycznej) i Zygmuntem (Skończył socjologie w Princeton, pracuje w Waszyngtonie)
*******

"Wielu moich kolegów dzieli życie na przed emigracją i po emigracji, dzień wyjazdu traktując jako cezurę. (...) to co się wokół działo było bezprawiem. Każdego można było oskarżyć o wszystko. Każdy mógł trafić do więzienia albo zostać wyrzuconym z pracy. (...)."
Elżbieta Bielska
(23 lata, absolwentka romanistyki na UW. Wyemigrowała do Szwecji. Skończyła studia we Francji, doktorat w USA)
******

"W 1968 roku miałem 23 lata. Skończyłem rucycystykę na UW, uczyłem w szkole. Ale już nie byłem potrzebny Polsce. Nagle się okazało, że ta wada, z którą się urodziłem, jest większa, niż przypuszczałem. I za to, że ją mam, muszę zapłacić. Polska nie będzie jej dłużej tolerować (...)
Rodzice sprzedali wszystko co się dało, wyjęli z książeczki wszystkie oszczędności i okazało się, że cały ich życiowy dorobek wynosi około 200 dolarów. Mój ojciec miał 67 lat. Musiał się zrzec polskiego obywatelstwa i automatycznie zabrano mu emeryturę, którą wypracował. Po latach w Polsce rodzice wyjeżdżali w nieznane bez żadnego finansowego zabezpieczenia. Czułem ogromny  żal do Polski, że mnie nie chciała. Nie doceniła. I na koniec wyrzuciła.(...) ale ona jest we mnie. I zostanie we mnie. Bez względu na to, co o niej mówię i myślę."
Walenty Cukierman
(24 lata. wyjechał do USA, doktoryzował się. Przez wiele lat był profesorem Uniwersytetu w Connecticut.)
*******

"W tym czasie na pewno czułem się Polakiem, i Żydem. Podwójna identyfikacja. Trudno wytłumaczyć ludziom, którzy jej nie doświadczyli, czym jest. Bo kulturowo i językowo byłem Polakiem. Jednak jadąc pociągiem i słuchając w przedziale dowcipów o Żydach, nie wiedziałem jak się zachować, sztywniałem w środku i czułem się wtedy Żydem, wyłącznie Żydem."
Józef Zorski
(21 lat. Student IV roku medycyny. Wyjechał z rodziną do Szwecji. Pracuje jako lekarz)
*******


"My wszyscy-na pewno każdy Ci to powie-zostaliśmy wychowani z sześcioma milionami zamordowanych na barkach. Z wyrwą nie do zapełnienia..."
Danuta Biterman
(23 lata, studiowała fizykę na UW. Wyjechała do Szwecji)
********


"(...) dlatego w Polsce nie byłam w moim starym mieszkaniu, postałam pod oknami, ale nie weszłam. chyba się bałam. Że mnie nie wpuszczą, źle potraktują. Gdy jestem w Polsce stale mam ten strach. Boję się, że coś usłyszę, coś mi powiedzą i nie potrafię zareagować, że zabraknie mi odwagi cywilnej, żeby się postawić.
Więc jeśli mówisz mi, że źle się stało, iż wyjechaliśmy, to ci odpowiadam: Bardzo dobrze się stało. Dla mnie dobrze, nam się życie ułożyło. Jestem szczęśliwa. Zobaczyłam świat, mam sukcesy zawodowe, życie pełne wrażeń. A Polska? Niech sobie będzie, tam gdzie jest. I chce być. Beze mnie."
Róża Goldfarb 
(21 lat, wyjechała do Szwecji, ukończyła stomatologię. Ma prywatny gabinet.)
*******

" Tata był nerwowo wykończony tym wyjazdem. Dla niego był to ogromny cios. Jeden z przyjaciół zwrócił się do niego ze słowami: "zdradziłeś Polskę" jego przyjaciele uważali, że jeśli go nie wyrzucili nie musi wyjeżdżać. Ale dla taty wyjazd był sprawą honoru. Dobrze zrobił, nie wolno dać się upokarzać (...) On mój tata-chyba wiesz-popełnił samobójstwo. Coś ci przeczytam. Fragment jego wiersza
Zadziwienia

Znaleźć się poza czasem i spełnieniem.
Poza przestrzenią i pustką.
Poza światem i sobą.
Poza mineralno-roślinno-zwierzęcym,
Jedynym bytem wiadomym.
Teraz rozumiesz?"
Joanna Istner
********

Jak widać jedni sobie radzili odcinając się od kraju, obrażając się na Polskę, złoszcząc się na nią. a złość napędza, ze złością łatwiej niż ze smutkiem. Inni ze smutkiem właśnie byli za pan brat. Nie wytrzymywali. Nie potrafili żyć na obczyźnie. Popełniali samobójstwo (parę razy się pojawia taka notka przy różnych nazwiskach), a jeszcze inni po jakimś czasie godzili się z krajem dzieląc serce na pół w pełnej zgodzie ze sobą.
Dla młodych mogła być to faktycznie szansa, dla starych dramat największy. Bo zaczynać wszystko na nowo w wieku lat 60 kiedy zdrowie, czas oddało się krajowi, o który często się walczyło jest bardzo bardzo trudno. Niektórzy zmuszeni byli nosić długi rękaw, by ukryć wytatuowany numer obozowy. Układali życie w wolnej Polsce, aż w końcu z tej wolnej Polski ponownie zostali wyrzuceni, do pociągów wsiedli sami i...wyjechali. Często już na zawsze.
 Często ta przeprowadzka kończyła się chorobą albo nawet i śmiercią. Przetrwali Ci najsilniejszy.
 Wyjeżdżały też dzieci. Najtrudniejszy dla nich był start, potem mogło być tylko lepiej. Rodzice musieli dźwigać swój ból i ból swoich pociech ehhh.
Ostatnie wspomnienie:

"Nasza Kasia wtedy 7- letnia uczennica pierwszej klasy w dniu wyjazdu kiedy opuszczaliśmy mieszkanie w Łodzi stanęła na środku ogołoconego pokoju i ku naszemu zdumieniu odśpiewała prawie pełny tekst hymnu Jeszcze Polska nie zginęła. Potem w pociągu, który ruszył z Dworca Gdańskiego do obcej nam Szwecji, przez długi czas spazmatycznie płakała. Strasznie nam było żal naszego dziecka. Żal, który nie opuszcza nas do dziś"
Jerzy Flajszman.



http://wyborcza.pl/1,76842,5068925.html?as=1&startsz=x (fragment książki-rozmowa z Anną De Tusch Dec)

Niewygodnie mi z tym wszystkim. Nie spędza mi to rzecz jasna snu z powiek, ale w marcowe dni myślę sobie o tych ludziach, którzy musieli doświadczać takich rzeczy w swoim kraju.
Jakoś mi dziwnie blisko do Żydów, do kultury żydowskiej i do ich miejsc. Zawsze jak jestem w Warszawie, w Krakowie chodzę po ich śladach, celebruję chwilę.

Dwa lata temu pierwszy raz pojechałam do Krakowa na Festiwal Kultury Żydowskiej. Zbierałam się kilka lat, rokrocznie oglądając telewizyjną relacje z Szalom na Szerokiej w TVP powtarzałam sobie za rok tam będę, pojadę. No i pojechaliśmy w 2009 roku  z moim świeżo co nabytym mężem:) Dwa lata temu taką sobie zorganizowaliśmy podróż poślubną. Żadne tam Teneryfy czy Egipty o nie, nie Kraków! Piękniejszej podróży sobie wymyślić nie mogłam:)) Było cu-do-wnie!! Krakowski Kazimierz to moje miejsce na ziemi. A wieczór finałowy festiwalu to była magia w czystej postaci. Tyle muzyki tak różnej w jednym miejscu, w jednej dzielnicy, na jednej ulicy i tej w wykonaniu kantorów, muzyki klezmerskiej ale i zupełnie nowych brzmień czasem z pozoru bardzo odległych od  tradycyjnej muzyki żydowskiej...tak to tylko pozory!

 Gwiazdą finału był izraelski band Bałkan Beat Box. O rany to co się działo na scenie i pod sceną podczas tego koncertu! Tego się nie da ludzkim głosem opowiedzieć. Jarmułki z głów Panowie!! Totalne szaleństwo, starzy, młodzi i panowie z chałatach z pejsami, wszyscy deptaliśmy sobie solidarnie po palcach. A ryzykowne to było oj ryzykowne w tych japonkach! Ale warto było!



Po tym koncercie wyszedł pan Kantor i pięknym głębokim, dramatycznym głosem zaśpiewał pieśń Le Chaim! Głos i jego le chaaaim wypełniło każdą komórkę w moim ciele. Ciarki na plecach i łzy na policzkach. MAGIA!
Klimat jaki jest tam na Kazimierzu jest niesamowity, za serducho ściskają te tłumy młodych ludzi tańczących w kręgu. Wehikuł czasu po prostu i tyle. Rok później też pojechałam już sama,było cudnie, ale tamten festiwal to jest poprzeczka nie do przeskoczenia. Z opinii corocznych bywalców edycja z 2009 była najlepsza. No to nam się trafiło:)

 Te dźwięki mają dla mnie taką moc, że wystarczy, że spojrzę na fragmenty i natychmiast czuję ciepły, letni wieczorny wiaterek, przy sobie bliskość krakowskich przyjaciół, i silne mężowskie ramie ochraniające mnie przed tłumem. Ehhh wspomnień czar!

Tak sobie myślę, że ja to chyba mam jakąś utajoną nieudokumentowaną krew żydowską w sobie. Wzruszają mnie dźwięki muzyki żydowskiej, tej tradycyjnej i tej zmieszanej z innymi wpływami. Książki Singera, książki o Żydach, książki z Żydami w tle, beletrystyka i literatura faktu, filmy dokumentalne o Shoah to wszystko moje, siedzi w sercu, biorę to!:) Pisaniu tego tekstu towarzyszyły mi dźwięki z mojego ukochanego musicalu "Skrzypek na dachu":) Lubie takie magiczne chwilę kiedy wszystko tak ze sobą splata,  tak cudownie zazębia, zgrywa się w całość:)

Próbuje sobie przypomnieć filmy fabularne, których tłem są wydarzenia marcowe i przychodzi mi do głowy niewiele: "Marcowe migdały", Teatr TV "Piękna Pani Seidenman" adaptacja "Początku" Szczypiorskiego z K. Jandą. "Różyczka" J. Kidawy- Błońskiego, kilka odcinków serialu "Dom".
Buszując w necie trafiłam na audiobooka "Dworzec Gdański" Teresa Torańska w reżyserii A. Piszczatowskiego, w wykonaniu Ewy Dałkowskiej, Wojciecha Pszoniaka, Adama Ferencego. No to musi być coś:))

Na pożegnanie Miasteczko Bełz w wykonaniu Magdy Umer z tekstem Agnieszki Osieckiej. To właściwie jest wersja Miasteczko Bełz 20 lat później. 20 lat później czyli...ciary na plecach...



Synagoga w Bełzu 1843.

I odrobinę prywaty:
Moje tropy żydowskie:
TROPY KRAKOWSKIE:

Kazimierz:)
Tuż obok stoi ławeczka, i ja na tej ławeczce oparta o męża czytałam sobie książkę "Hipnoza" Hanny Krall:)
A może by tak do stolarza albo do salonu mód?

PRASKIE TROPY:
Kirkut w centrum miasta.
Praskie synagogi ( jest ich cała masa)

Dziękuje za uwagę Szalom!

10 komentarzy:

  1. Książka pręży się na półce, przeglądnięta nieco, ale - jak mówi Pierre Bayard - można śmiało rozmawiać o książkach, których się nie czytało. Mam dość enigmatyczny stosunek do tej narodowości i nie czas i miejsce, żeby się szerzej wypowiadać, ale artystów do podziwiania cała masa. Muzyka klezmerska, tańce w kręgu - poruszają. Z filmów polecam "Różyczkę" ze wspaniałą rolą Andrzeja Seweryna. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten tekst będzie jeszcze dopieszczany, bo ja już tak mam, że jak się zaprę to piszę wszystko naraz i pod koniec to już mi oczki siadają razem z tekstem. O "Różyczce" sobie przypomniałam przed snem. Widziałam świetny film:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka koniecznie do przeczytania!

    Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy przeczytałam, że "Czarodziejska góra" zrobiła na Tobie wrażenie porównywalne ze "Sto lat samotności"! Powodem mojego zadowolenia, jest fakt, iż książkę zakupiłam 3 dni temu, a wahałam się długo, czy aby na pewno przypadnie mi do gustu, obecnie jestem w połowie pewna, że ulegnę jej urokowi :) Jeżeli chodzi o Halinkę Poświatowską, to należę do osób które uczą się na pamięć jej wierszy, ale właściwie nie jest to nawet działanie celowe, tyle razy je czytałam, że automatycznie zaległy w pamięci :) Gorąco, gorąco pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach cóż za piękny tekst. Ja też mam takie odczucia co do kultury żydowskiej i historii tego narodu. Książka na pewno ciekawa, sięgnę po nią, niech tylko sobie kupię. Szkoda, że nigdy nie byłam na tym festiwalu, nakłaniam córkę, żeby tam pojechała z jeszcze-nie-zięciem, ale terminy im nie stykają

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, czy znasz "Życie przecięte" Wiszniewicz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że tekst wzbudził odzew:) Znaczy to, że nie tylko mi leży ta "sprawa" w jakiś sposób na sercu.

    Książkowcu-książkę warto przeczytać, choć myślałam, że bardziej mną wstrząśnie. Może już tak na mnie mocno nie podziałała bo ja już to wszystko wiem, więc szoku nie było.

    Kasiu.eire- Na Festiwal raz przynajmniej pojechać trzeba, po prostu trzeba, żeby doświadczyć tamtej magii, żeby zobaczyć tych wszystkich ludzi Polaków,Żydów, Anglików, Japończyków...jak się razem bawią, tańczą i się śmieją. Niesamowite doświadczenie. Córkę z jeszcze-nie-zięciem wyślij i bez gadania!:)))

    Kasiu- miło mi gościć Ciebie u siebie:) Czarodziejska góra to książka magiczna, można na nią zachorować. Ale jest też bardzo specyficzna. Podobieństwo ze Sto lat samotności jest takie, że się podobnie wsiąka w tamten świat. Ale o ile Sto lat nie ma mielizn, na których można się potknąć to Czarodziejska ma ich trochę. Szczerze się przyznam, że są tam rozdziały dotyczące filozoficznych rozważań, które w nadmiarze (a rozdziały są dłuuugie) mogą zmęczyć. Mnie męczyły. Ale inne wątki wynagradzają.Ta książka oplata jak bluszcz. Ja miałam problemy z odczuwaniem czasu:) A Poświatowska sama mi wchodziła do głowy, przewrotna ideologia do tego przyszła potem:)

    Czytanki.anki- Wiszniewiecz nie znam, ale to nazwisko obiło mi się o uszy (zapchane wciąż od choroby).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę warto :) Treść jest tak niesamowita w swojej prostocie, przewrotna, pełna zagadek. Choć tak jak mówiłam, pewne teksty budzą niesmak, ale to trzeba przetrawić. Ostatnio zastanawiałam się nad sięgnięciem po coś z tej serii i chyba skorzystam z Twojej rekomendacji! A Czarodziejskiej góry już nie mogę się doczekać! Nie sądzę aby rozintelektualizowane, pełne filozoficznych rozważań rozdziały mnie męczyły, gdyż przeszłam przez pełną takich smaczków Grę w klasy i nie sądzę aby cokolwiek ją pod tym względem przebiło :D

    OdpowiedzUsuń
  9. W Czarodziejskiej te fragmenty rozmów między Castorpem, Sempttembrinim i Naphtą są wręcz na poziomie akademickim, mają wielką wartość intelektualną ale czy literacką to nie wiem. W każdym bądź razie te dłuugie fragmenty wytrącały mnie z rytmu. A może jestem na to za głupia? Hihi.
    Rozintelektualizowane dysputy w "Grze w klasy" wciągałam zachłannie, a przez te w Czarodziejskiej przedzierałam się raniąc kolana:)
    Ale tak czy siak będzie wielka czarodziejska literacka UCZTA:)) Miłego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo cenię Torańską za "Oni", więc chętnie sięgnę i po ten tytuł. Podoba mi się jej ludzkie podejście w rozmowach, nienachalność, otwartość na rozmówce, a jednocześnie umiejętność nieuciekania od trudnych pytań.

    OdpowiedzUsuń