Jako zdeklarowane antychrysty obiecaliśmy panu urzędnikowi, że stworzymy piękną najmniejszą jednostkę społeczną i już:) Bez nerwów na absolutnym chilloucie:) Pan urzędnik był przesympatyczny i wykazał się wielką wyrozumiałością, gdy na pytanie zadane na zapleczu (podczas udowadniania za pomocą dowodów osobistych, że my to my) czy może coś dla nas zrobić z rozbrajającą szczerością odrzekłam: tak jak dostanę głupawki proszę mnie kopnąć w kostkę. W kostkę mnie nie musiał kopać ale był czujny...czujny jak ważka hihi. Jedyny stres jaki odczuwałam to strach przed czającą się za rogiem (jak żubr) głupawką. Poważnie stanowiła ona zagrożenie! Jakoś udało mi się ową głupawkę pewnie jednak trochę na tle nerwowym okiełznać i o 14.15 przyjmowaliśmy kwiaty, kopertki i całowaliśmy się z gośćmi a to w prawy a to w lewy policzek:) cmok cmok-pocałuj żabkę w łapkę:)
Ceremonia i tzw: wesele to znaczy impreza (użycie słowa wesele byłoby szczęśliwie nadużyciem semantycznym) były luźne, stroje wieczorowe nie obowiązywały. Ku uciesze gawiedzi tradycyjnego wesela oczepin i rzucania kwiatem także nie było w repertuarze, za to była dobra impra taneczna. Oboje mamy małe rodziny i zaprosiliśmy tylko naprawdę najbliższą rodzinę, resztę gości stanowili nasi znajomi:) Ja nie bardzo się odnajduje w takich oficjalnych uroczystościach i wiem, że gdybym miała zorganizować wesele pod czyjeś dyktando, nie po mojemu, to byłoby mi bardzo ciężko. Pewnie bym się nagięła, ale na szczęście nie musieliśmy spełniać nie swoich oczekiwać bo tradycja i inne takie tam:) Co najważniejsze: nikt od nas tego nie oczekiwał!:))
Tak więc konwencje, w jakiej była impreza wymyśliłam ja. Traf chciał, że miejsce, w którym odbyła się impreza poweselna już było utrzymane w stylu lat 60 wystarczyło tylko dodać kilka filmowych dodatków i gotowe:) Stroje uszyte według mojego pomysłu, mąż w trampkach, do ślubu pojechaliśmy syrenką.
Ileż było zabawy podczas wymyślania i organizowania. Każdemu życzę takiego poczucia wolności:)
Że niby się kłócimy:)
Oto moja ślubna torebka. Uwierzycie jeśli Wam powiem, że upolowałam ją w second handzie za całe 12zł:))
Oto my w całej okazałości:)
strasznie umęczeni blaskiem fleszy rozhisteryzowanych paparazzi...
... na odsapkę (o nowe słowo) usiedliśmy w fotelach kinowych, w którym to kinie miał miejsce dalszy pościg naszego prywatnego fotografa:) To moje naturalne środowisko. Pomysł zrobienia zdjęć w bibliotece przyszedł mi dopiero później:( Jaka szkoda!
A propo, tak wyglądało nasze zaproszenie. Jak konwencja, to konwencja:)
Jedzonko przygotowaliśmy sami przy pomocy przyjaciół. Zestaw dźwięków skompilowałam ja sama tymi ręcami (a i dj. był zmyślny).Alkoholu nie kupowaliśmy, kto chciał mógł zamówić w barze, albo przynieść ze sobą. Nikt się nie uchlał, nikt nie spał na stole...pełna kulturka:) Byliśmy cudownie samowystarczalni:) No taką imprezkę weselną mogę mieć co tydzień. I wszystko nam się zwróciło z zawartości kopert:)
Płytka, którą skonstruowałam na tę okoliczność (nazwana składakiem weselnym), na której znalazły się numery, których nie miałam wcześniej na żadnych płytach jest moją ukochaną płytą wyjazdową. Towarzyszy nam w każdej naszej podróży. Jest na niej taka mieszanka muzyczna, że pomimo tego, że słuchałam jej już wiele razy za każdym razem mnie zaskakuje kolejny numer. Nigdy nie wiem co się czai za następnym dźwiękiem.
Zaczyna się od "Byłaś serca biciem..." Zauchy, zaraz potem Anna Maria Jopek chce zatrzymać ten świat i wysiadać, po to by za chwile wybiły nas z nostalgii dźwięki skocznej Chumbawamby i punkowego Dead Kennedys czy Sex Pistols. I jak już się rozbujamy (zawsze mnie w podroży ponosi na przednim siedzeniu) nagle pojawia się kojący głos Franka Sinatra na 3 numery, po to by oddać następnie pole dźwiękowe Grease. A jak się nam znów zbyt skocznie zrobi, to spokojność wprowadza Sława Przybylska z najcudowniejszą jesienią świata i hotelem pod Różami z pokojem numer 8 (zawsze chciałam spotkać tego staruszka portiera, co z uśmiechem dawał klucz). A żeby nie było w drodze zbyt sentymentalnie do tańca porywa nas Gossip, Toutch and go czy Oszibarack. Nie braknie na płycie i myśli polskiej. Mojego kawałka podłogi Mrs Zooba, po której biegały by nogi, nogi setki nóg tupią, tupią tup, tup,tup Maanamu, po to by schronić się w wysokiej wieży otoczonej fosą...Płyta jest cudownie dłuuga i się zwyczajnie nie nudzi. Nie zmieściła się Ostatnia niedziela i Grechuta i jego muza pomyślności. Było mi bardzo przykro.
Czy byliście na weselu, na którym po takim numerze następował by ten (co to mi się zmultiplikował niespodzianie)
a na deserek taki:
(bo w końcu punki nie cukierki) ja byłam na takim weselu i cieszę się, że to było moje własne "wesele":)))
nieee, no gratki, gratki! Ale weselicho, ja też bym takie chciała! A najbardziej to mi się marzy zespół na weselu-chyba nie muszę pisać jaki:) Ale tak na poważnie-mój brat teraz się żeni i mam pomysła, żeby mu zaśpiewać na weselu, ale nie wiem co-masz jakiś pomysł?
OdpowiedzUsuńTo musiał być niezapomniany dzień :-)
OdpowiedzUsuńMag-hmm nie wiem jaką piosenkę. To musi być coś co będzie pasowało klimatem do Twojego brata. A w jakich klimatach on siedzi (że tak to ujmę kolokwialnie) co go śmieszy?
OdpowiedzUsuńpo twoich wpisach wcześniejszych myślałam, że jesteś starsza. Fascynująca jest taka dojrzałość w młodym ciele :-) Pozdrawiam i życzę Wam wielu, wielu lat szczęśliwych, aż po grób.
OdpowiedzUsuńhmmm "starsza" to pojęcie względne:) Co rozumiesz pod pojęciem starsza Kasiu? Ja tak wyglądam jak dziewczynka:) Zresztą razem z mężem wyglądamy jak studencka para. A od końca studiów minęło już parę dobrych lat:)) Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńon siedzi w klimatach disco...ale jakaś taka piosenka o miłości o spotkaniu, nosz nie wiem sama, coś Osieckiej może. Tylko pytanie-czy orkiestra będzie potrafiła to zagrać. Tydzień przed weselem jadę do domu to się z nimi zgadam :)
OdpowiedzUsuńGratuluję rocznicy i podziwiam Wasze pomysły. Na takie wesela to i ja mogłabym chodzić, bo zasadniczo nie cierpię takich imprez i unikam ich jak diabeł święconej wody ;) A tu proszę, i Wasza muzyka, i brak durnych zabaw, i sensowne podejście do alkoholu :)
OdpowiedzUsuńSuperowo! Też bym chciała takie wesele (jeśli w ogóle kiedyś będę je mieć). Mówi się, że wesela nie robi się dla siebie tylko dla gości, ale fajnie byłoby właśnie żeby ono wyglądało tak jak my chcemy, a nie tak stereotypowo. Marzy mi się, żeby zamiast tych wszystkich biesiadnych, discopolowych i innych standardowych hitów weselnych puścić jakąś fajną muzykę. Żeby nie było takiego ciśnienia na strój, na jakieś konwenanse. Wiem co mówię, bo dopiero co dwa tygodnie temu byłam na weselu. No ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie babć i cioć tańczących do Gossip...Może najlepiej wesela robić tylko dla znajomych? W każdym razie gratuluję Wam i życzę wielu, wielu szczęśliwych rocznic :)
OdpowiedzUsuńKolejnych wielu udanych rocznic :) Weselicho super, coraz więcej takich się robi. Ciekawa sesja zdjęciowa :)
OdpowiedzUsuńA dziękujemy, dziękujemy:) Ja innego wesela bym nie przebrnęła,a to nie o to przecież żeby robić coś wbrew sobie. Zwłaszcza w taki dzień:) Szczęście, że mogliśmy sobie pójść swoją drogą:)
OdpowiedzUsuń