"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

wtorek, 2 sierpnia 2011

Brzechwa ludziom, czyli o poecie piszacym w niebie wiersze, amatorze rzodkiewek:)

"(...) Akademia pana Kleksa jest w istocie Akademią pana Brzechwy,my zaś chcąc nie chcąc jesteśmy jej absolwentami. Nie widzieliśmy nawet, jak i kiedy Wielki Czarodziej przekazywał nam, zdolnym i niezdolnym uczniom, swe proste, a jakże niezwykłe nauki dobroci serca, pogody ducha i uskrzydlającej, radosnej fantazji.
Jesteśmy chcąc nie chcąc dłużnikami Brzechwy, wszyscy-od najstarszych do najmłodszych-wierni przyjaciele, czy choćby wierni czytelnicy. Mało kto bowiem dawał z siebie tak wiele, jak Brzechwa,a dobra, którymi szafował, wymierne są w wartościach najcenniejszych i najmniej poddających się działaniu czasu.
Ten zbiór wspomnień o Czarodzieju Brzechwie stanowi próbę częściowej choćby spłaty naszego długu."
Antoni Marianowicz (z przedmowy)


A skąd wiem, że Jan Brzechwa lubił tytułowe rzodkiewki?
Ano wiem. Dowiedziałam się o tym ze wspomnień pani Ireny Szymańskiej "...był satyrykiem bez potrzeby agresji, kpiarzem bez wrogich uczuć do obiektów kpiny (...) był przenikliwym i bynajmniej nie łatwowiernym obserwatorem, ale potrafił zachować łagodny stosunek do świata. Był dziecinnie ambitny w drobiazgach, a skromny w tym, w czym był niedościgniony: puszył się, że szybciej niż ktokolwiek inny je raki, uważał się za znawcę win, wytrawnego kierowcę i wyrafinowanego smakosza (chociaż najbardziej lubił RZODKIEWKI!)
Nie wiem dlaczego ale bardzo mnie ubawiło to wspomnienie o sympatii pana Jana wobec nieświadomej wyróżnienia rzodkiewki :))

Z panem Brzechwą spędziłam urokliwe dwa wieczory. I gorąco żałuje, że tych wieczorów nie było więcej. Wcześniej solennie sobie poprzysięgłam, że będę sobie czytanie wspomnień o panu Janie dawkować po troszeczku, żeby starczyło tej niewielkiej bo 200 stronicowej, liczącej sobie lat 27 książeczki na dłużej. No ale moi drodzy to na nic! Na nic przysięgi! Jak już weszłam w świat wspomnień o panu Janie (jakoś mi tak blisko do niego, że bez pardonu śmiem go nazywać panem Janem, a nie Brzechwą, bądź Autorem), to już nie mogłam z tego świata wyjść. Nie mogłam i nie chciałam. Nie chciałam i nie mogłam. Wpadłam jak śliwka w kompot jak to powiadają. Kompot ten przepysznym był napojem robionym według starych receptur, z szacunkiem do tradycji robienia przetworów, a śliwki były soczyste, dojrzałe bez śladu chemii. Piękne polskie owoce!:)
Tak więc wsiąkłam w te zdania, zdania piękne w swej niczym niezabrudzonej, nieskażonej polszczyźnie. Stęskniona słów się pasłam zdaniami:) Słowa układały się gładko w zdania, a zdania we wspomnienia. Wspomnienia siostry, małżonki, współpracowników i licznych, wiernych przyjaciół i zauroczonych nim niewiast tych znanych jak na przykład Stefania Grodzieńska i tych mniej znanych.


Ehh mieć takiego Dziadka bym chciała. Męża nie, Dziadka. Siadałabym mu na kolanach, a on jako jedyny dorosły rozmawiałby ze mną jak z równą sobie, traktując małego człowieka z szacunkiem dla jego inteligencji i wrażliwości. Zajadalibyśmy pięknie podane smakołyki i rzodkiewki, bowiem Dziadek mój był kulinarnym estetą, nigdy nie jadał sam, na szybko bez celebracji. Opowiadałby mi bajki i układał wierszyki na poczekaniu, świat pokazywał po prostu, w jedyny niepowtarzalny sposób:)
 A wieczorem Dziadek już jako Janek zasiadałby do stołu biesiadnego razem ze swoimi przyjaciółmi, dysputom tym poważnym i tym mniej poważnym nie byłoby końca, a śmiechy niosłyby się po całym mieszkaniu długo w noc.
Ehh mogłabym być i kolegą pana Brzechwy, albo koleżanką z pracy. O!
Ehh spotkać na swojej drodze takiego człowieka jak pan Jan. Radosnego, pogodnego, pełnego zrozumienia dla ludzkich słabości, nieprzeciętnie inteligentnego, bystrego z wielkim poczuciem humoru. Tak chciałoby się, oj chciało. (mam jednak taką refleksję, czy to zrozumienie dla drugiego człowieka, łagodność, ciągła chęć niesienia pomocy nie była czasem chorobliwym brakiem asertywności i lękiem przed odrzuceniem? )

Taki obraz wyłania się ze wspomnień zawartych w "Akademii pana Brzechwy".
Jeśli chodzi o język, jakim są napisane wspomnienia to jest on nieco nierówny. Niektóre wspomnienia są tylko i wyłącznie suchą relacją, jeszcze inne prawie rozprawką literacką (wszystko czyta się świetnie). Ale są też takie, w których sam wspominający włada piórem lekkim jak piórko i wtedy lektura sprawia przyjemność podwójną:)

Książkę kończą listy dzieci do pana Brzechwy-Autora bajek. Jeden mnie rozbawił szczególnie. Nawet nie wiem dlaczego:
Trzeba Wam wiedzieć, że podpisana  dziewczynka jako Kaja Danczowska wyrosła na światowej sławy skrzypaczkę:)

Antoni Marianowicz:

"Miłość Janka do Janki mogłaby stać się tematem wspaniałej powieści-jaka szkoda, że jej nie napisał...Swoja przyszłą żonę ujrzał po raz pierwszy przed wojną i zakochał się bez pamięci. To uczucie miało charakter monomanii i przeprowadziło Janka przez cały okres wojny w sposób na wpół cudowny. Siedząc kiedyś razem w Oborach naszkicowaliśmy sobie konspekt scenariusza filmowego na ten temat...Na szczęście zachował się w moich papierach szkic tego konspektu. Oto on: 

"Zaczarowanie"





 Może być problem z odczytaniem tekstu, ale przy odrobinie samozaparcie jest to możliwe. No może trochę niewygodnie;)
Podsumowując: WARTO, WARTO, WARTO PO STOKROĆ:) z błogim uśmiechem podczas lektury jest do twarzy;)

AAA A patrzcie co wygrzebałam w starych książkach: Prawdziwy Pan Kleks:)


5 komentarzy:

  1. Ty kłamczucho, Ty! A mówiłaś, że nie umiesz pisać o książkach! A tu, proszę, taki zgrabny tekst! Uh!A swoją drogą-uwielbiam takie wspomnienia, w których są właśnie takie niby nieistotne informacje o sympatii do rzodkiewek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopisze do mojej listy biograficzno-wspominkowej.
    A rzodkiewki do zagryzania już mam.

    Ja bym chyba wolała Dziadka-Mrożka albo Dziadka-Lema ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mag-dziękuje za dobre słowo, ale chciałabym żeby moje "recenzje" były trochę bardziej merytoryczne. Miałam w głowie wcześniej recenzję Chmurdalii (było tam kilka zdań naprawdę dobrych), przepadła w odmętach pamięci też recenzja "Domu Augusty", ale to dlatego, że mnie ambicje poniosły i chciałam to wszystko połączyć z moją wiedzą psychologiczną. Nie podołałam. No ale nic to mogę przecież zamieszczać na blogu co chcę:))

    omnipotecja- książka w sam raz na miły letni, albo miły niekoniecznie letni wieczór:)
    A do Lema czytając wspomnienia jego syna Tomasza w "Awantury na tle powszechnego ciążenia", nie miałam jakiś ciepłych uczuć jako do człowieka. Natomiast wobec Brzechwy i owszem:) Kumplem też bym mogła być i wódkę podczas rozmów pić:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba byś na kolanach u niego nie posiedziała, bo dzieci nie lubił! Słuchałam wypowiedzi jego córki w "Erracie do biografii". No i też jest u mnie "podpadnięty". Nawet walczyłam, pisałam gdzieś, że placówki oświatowe nie powinny się szczycić jego imieniem. Wyrosła z tego cała dyskusja, czy wyobrażam sobie dzieciństwo bez jego wierszy. Rzeczywiście nie byłoby takie kolorowe.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ksiazkowiec: faktycznie gdzieś w tych wspomnieniach padło takie stwierdzenie, że nie przepadał za dziećmi zwłaszcza małymi (już bardziej się dogadywał z takimi większymi). I moja chęć by Brzechwa był moim dziadkiem wynika chyba przede wszystkim z deficytu dziadkowego (nie poznałam żadnego mojego dziadka)niż z rzeczywistych ku temu przesłanek wynikających z wiedzy.
    Tak naprawdę nic nie wiem o Brzechwie, a te wspomnienia wydawały mi się miejscami nieco przelukrowane. Jednak strona literacka i przyjemność z obcowania z lekturą przesłoniły to wrażenie, że jednak coś mi nie gra, że tacy kryształowi ludzie nie istnieją:)

    I myślę sobie, że spokojnie można oddzielić człowieka i jego postępowanie od twórczości i można jednocześnie nie cenić go, ale cenić jego twórczość. Coś słyszałam faktycznie o tej sprawie z nazywaniem szkół jego imieniem. Hmm i myślę sobie, że tu też można to rozdzielić. Nazwanie szkoły imieniem Brzechwy jako uczczenie jego twórczości i nic poza tym, chociaż z drugiej strony, powinno być to tożsame z osobą jako całością;)
    W moim mieście jest Liceum im.Kieślowskiego i to jest strzał w dziesiątkę:)
    Dziękuję, że zostawiłaś swój ślad:)

    OdpowiedzUsuń