"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 25 sierpnia 2011

"Obwód głowy" Włodzimierz Nowak. Ziemie Odzyskane-moja osobista perspektywa.

"Obwód głowy"
Włodzimierz Nowak
Wydawnictwo: Czarne
Wołowiec 2007
stron: 258
Polowałam na Nowaka już od jakiegoś czasu, w końcu udało mi się książkę dopaść. Ostatnio ciągnie mnie w stronę reportażu zarówno w formie książkowej jak i telewizyjnej, czy filmowej. 
"Obwód głowy" to zbiór reportaży, które swoją pierwszą odsłonę miały w Gazecie Wyborczej, której Nowak jest nadal reportem. Ukazywały się one w latach 1997-2006.
Na książkę składa się 12 reportaży. Nowak zabiera czytelnika na pogranicze zachodnie. Pogranicze to kawałek ziemi, ale także ludzie, którym przyszło żyć na tym specyficznym terenie. 

Słowo klucz? Słowo klucz to: słucham, a raczej: wsłuchuje się.
Włodzimierz Nowak spotyka się ze swoimi starszymi i młodszymi rozmówcami i słucha co mają mu do powiedzenia. To wielka sztuka słuchać tak drugiego człowieka, żeby ten zechciał się otworzyć, wielką sztuką jest stworzenie takiej atmosfery bezpieczeństwa i zaufania, żeby ktoś, kto być może nigdy wcześniej nie opowiadał swojej często bardzo bolesnej historii, zechciał podzielić się bólem, żalem z obcym człowiekiem.
 Wielki szacunek  zarówno dla pana Włodzimierza Nowaka, jak i dla współtwórczyni kilku reportaży pani Angeliki Kuźniak. To nazwisko nie było mi obce. Czytałam jej świetną książkę "Marlene", ale nowością było dla mnie to, że fachu reporterskiego uczyła się od mistrza. Na dobre jej to wyszło, bowiem opowieści ubrane w reportaż przy jej współudziale zapadły mi w serce i pamięć najgłębiej.

Książka jest w moim odczuciu nieco nierówna. Reportaże opowiadające czasy nowsze nie zrobiły na mnie większego wrażenia, i nie sądzę, żeby były słabsze w swej istocie. Dla mnie one nie były aż tak bardzo interesujące po prostu. Nie dotknęły duszy. Dobrze mi się je czytało, ale szybko, myślę wyjdą mi z głowy. 
Co innego, te reportaże sięgające głęboko w przeszłość. Bardzo bolesną przeszłość. Już sam tytuł "Obwód głowy"jest mocno wymowny. Jeszcze zanim zaczęłam czytać, nagle w nocy przyszło na mnie olśnienie czego, jakiego zjawiska dotyczy tytuł. To przyszło samo, specjalnie się nad tym nie zastanawiałam. Zrobiło mi się zimno.

Najważniejsze dla mnie w tym zbiorze są 4 historię:

"Serce majkino, serce cerkino", tytułowy "Obwód głowy". Można mieć dwie, trzy matki? Można kochać wszystkie po równo? Historię kobiet, bohaterek obu reportaży świadczą o tym, że można.

"Mój warszawski szał" wspomnienie niemieckiego żołnierza-młodego chłopca walczącego po stronie wroga podczas Powstania Warszawskiego wbija w fotel, odbiera oddech, mrozi krew w żyłach. Kilka razy musiałam książkę odłożyć by wziąć głęboki oddech. Nie przypuszczałam, że po obejrzeniu tylu dokumentów, po przeczytaniu wielu książek dotyczących wydarzeń w Warszawie jeszcze coś mnie tak mocno poruszy. To jest tak realistycznie, a zarazem plastycznie opowiedziane, że drastyczne obrazy same wchodzą pod powieki. I nie miało dla mnie większego znaczenia, że to opowiada właśnie Niemiec, który niejednego Polaka podczas tłumienia Powstania bestialsko zabił. Czasem nawet o tym zapominałam. Mord to mord, zbrodnia to zbrodnia. Momentami nawet mu współczułam. Nikt nie powinien być świadkiem, ani uczestnikiem takich wydarzeń.

Jednak najważniejszy dla mnie jest drugi reportaż w zbiorze "Noc w Wildenhagen". Ma dla mnie on mocno osobisty charakter. Po przeczytaniu go czułam się jakbym dostała w twarz.
Wspomnienie kobiety, mieszkanki miasta Wildenhagen (dziś Lubin) o wieszających się masowo ludziach na wieść o wkroczeniu wojsk Armii Czerwonej sprawiło, że podczas czytania było mi trochę słabo. Wiedziałam, że żołnierze niemieccy ci wyżsi i ci niżsi rangą, na myśl o przegranej i hańbie narodu zbiorowo zabijali swoje rodziny i siebie, to była w ich rozumowaniu kwestia honoru. Nie miałam jednak świadomości, że podobny proceder miał miejsce pośród ludności cywilnej. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co musiała czuć matka wieszająca swoje dziecko! BRRR!

O tej książce napisano już tak dużo ostatnimi czasy na różnych blogach, że pozwolicie, że jako mieszkanka Ziem, o których mowa spojrzę na sprawę po swojemu.

Obok Wildenhagen (Lubin) pojawiają się nazwy innych miejscowości, w których odnotowano zbiorowe samobójstwa: Gross Gandern (Gądków Wielki), Klein Kirchbaum (Trześniów), Gorlitz (Górzyca), Betsche (Pszczew), zbiorowe samobójstwa poprzez powieszenie, otrucie, strzał w głowę miały także miejsce w Breslau (Wrocław). 
I tak czytałam o tych wydarzeniach, o kolejnych miejscowościach i czułam, że za chwile się przeniesiemy do mojego miasta. Nie myliłam się, jako ostatnie zostało wymienione miasto  Grunberg, czyli Zielona Góra. 
(nie mam w klawiaturze u umlaut, ani tego ichniego S, wiec wszystkie niemieckie słowa, w których te znaki występują będą napisane z błędem)

"W Grunberg (Zielona Góra) w ciągu czternastu dni po wkroczeniu Rosjan ponad pięćset osób wybrało samobójczą śmierć-piszę ksiądz Georg Gottwald-całe rodziny, mężczyźni, kobiety, dzieci. Lekarze, urzędnicy sądowi, fabrykanci i zamożni obywatele."

Ten sam Georg Gottwald, kiedy Armia Czerwona wkraczała do miasta wyszedł im na spotkanie,  wytłumaczyć, że wojsko niemieckie opuściło już miasto, zostali sami cywile. Nie trzeba miasta zdobywać, niszczyć, palić. Miasto poddało się samo. Dzięki temu posunięciu mieszkam w miejscowości mało zniszczonym. Właściwie w ogóle nie zmienionym.


Mieszkam na Ziemiach Odzyskanych i nie raz się zastanawiałam nad tym, po czyjej ja chodzę ziemi. Miasto Grunberg było miastem niemieckim,prowincja Śląsk, okręg administracyjny Legnica, powiat Grunberg in Schlesien znajdowało się spory kawałek od ówczesnych granic Polski. Z przekazów z XVII i XVIII wynika, że ludność nosiła jeszcze polsko brzmiące nazwiska, ale językiem polskim mało kto już się posługiwał. Potem  Grunberg trafił na wieki pod panowanie niemieckie.
 Nadal mi się to w głowie nie mieści jak przeglądam mapy sprzed 1945 roku. I nie dotyczy, to tylko kwestii Ziem Odzyskanych, albo jak mawiał pan Popiołek z serialu "Dom" Ziem Wyzyskanych.


Z miasta niedługo po wkroczeniu Rosjan przesiedlono kilka tysięcy Niemców, na ich miejsce zaczęli przyjeżdżać repatrianci ze wschodu, śląska i wielkopolski. Wędrówka ludów ze wschodu na zachód trwała do lat 70-tych.


Miasto Grunberg-pocztówki sprzed 1945 roku.
 Patrząc na nie, myślę sobie, że niemieccy Manner i, niemieckie Frauen w strojach z epoki i ich Kinder chodzili, jeździli dorożkami, a potem samochodami praktycznie po tych samych, prawie w ogóle nie zmienionych ulicach. Mieszkali w tych samych domach, w których teraz mieszkają Polacy. I wtedy podczas wojny to nie był teren pod okupacją niemiecką. Tu były Niemcy. Oni tu żyli, mieszkali, kochali i umierali i podobnie jak mieszkańcy kresów wschodnich musieli opuścić miejsce, które uważali za swój dom.
 Nie jest mi ta świadomość obojętna. Nie mam poczucia winy, absolutne nie, ale czasem sobie po prostu myślę.

1914r. Grunbergshohe (Wieża Braniborska) Nie powiewa na niej polska flaga. Oj nie.

1932 r.Stattheatre (do niedawana teatr był w podobnym kształcie, obok widać zakład fryzjerski. Obecnie znajduje się tam jego kolejne wcielenie. Zakład fryzjerski jest w tym miejscu od zawsze.

1929r ul. Bismarckstrase (Chrobrego). To jest ulica, na której stoi mój dom rodzinny. Po lewej stronie na przeciw kamienic stanie 30 lat później blok (lata 60), i ja będę spoglądać, kolejne 40 lat później z okien na identyczne dziś kamienice. 

1902r. ul.Marktplatz

24.06.1930 leci sobie Zeppelinek nad miastem.

1932r ul. Laubengang (Rathaus) Pod Filarami nadal jest apteka.

1921r ul. Niedertorstarse (Żeromskiego)

1900r. Winobranie

1930 r. Rathaus ul. Poststrase, Laubengang (Pod Filarami)

Bethesda Rochrbusch Weg (Szpital na ul. Wazów) Niezmieniony do dziś

1909r. Czy ktoś mi może przetłumaczyć co jest napisane w lewym dolnym rogu?

1911r. Kartka pocztowa 

1935r. Cztery lata przed wojną. Ring (Rynek)

Uwielbiam stare fotografię. Mogę się w nie wgapiać godzinami. Na tej stronie są jeszcze pocztówki z czasów powojennych. Niektóre są mi znajome. Wielką frajdę sprawiło mi lokalizowanie miejsc:)

Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony pana Leszka Krutulskiego:


http://archiwumkrutulskiego.pl/PL/87/Zielona_Gora__Gr_nberg__na_kartach_pocztowych_przed_1
945/

Na tej stronie są także niesamowite zdjęcia ludzi prywatnych. O na przykład takie:

Ciekawe nie?

11 komentarzy:

  1. http://rozmowy-czytelnikow.blogspot.com/
    zajrzysz do Kornwalii?

    A co do Twoich rozdrapów co do chodzenia po cudzej ziemi- nie miej poczucia winy. Większość przesiedlonych (Polaków) wolałaby siedziec sobie w spokoju na kresach, i te całe Ziemie odzyskane, to takie trochę niechciane dziecko historii, za które cena była wysoka:(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Iza
    Nie mam poczucia winy, bo czemuż jak winna jestem? niczemu. Tu bardziej chodzi, o to, że mam świadomość tego gdzie żyję. I, że mieszkam w mieście, w którym jeszcze kilkadziesiąt lat temu był inny kraj. Większość się nad tą myślą nawet nie zatrzymuje, a ja jakaś kopnięta jestem, że i owszem:)
    U Kornwalii zaszłam już wczoraj, poczytałam, ale na odzew już mi brakło siły, bo to noc późna była:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę właśnie czytam i po kilku rozdziałach już się zdenerwowałam, że wpisuję ją w nurt poprawności politycznej, czyli ile to biedni Niemcy wycierpieli z powodu Polaków. Poświęciłam cały dzień na wyszukanie informacji o gwałtach dokonanych przez radzieckich sołdatów na kobietach - Polkach również. I o tym wolałabym poczytać. Niemcy świetnie dają sobie radę ze swoją historią, a my nie musimy dołączać do chóru, który zmienia role katów i ofiar. Ot, taki przykład. W dzisiejszej gazecie lokalnej artykuł na pierwszej stronie: "Odrażająca Polka w niemieckiej czytance". I to mnie boli. Powtórzę za mamą polskiego dziecka w niemieckiej szkole: Gdyby zamiast polskiej dziewczynki była turecka, czarna lub żydowska, Niemcy nie pozbieraliby się tak łatwo z tego, a słówka naziści, rasiści i holokaust dudniłyby w mediach na okrągło.
    Może powinnam odnieść się do tego typu litaratury na swoim blogu, bo to temat kontrowersyjny, więc tu tylko sygnalizuję swoje odczucia. Nie zaprzeczam, że ksiażkę czyta się dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja nie mogę! Świetny tekst! Recenzja z takim rozmachem historycznym! Papryczko, ja przy Tobie się dużo ciekawych rzeczy dowiaduję- dzięki wielkie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mag- dziękuje za uznanie. Tak się zastanawiałam przez chwilkę czy kogoś to w ogóle zainteresuje, ale potem stwierdziłam, że to dla mnie ważne i że już tyle napisano na temat tej książki, że ujmę to z mojej perspektywy. Cieszę się, że wydało Ci się to interesujące:))

    OdpowiedzUsuń
  6. ksiazkowiec-ja czytając książkę nie odniosłam wcale wrażenia, że jest ona poprawna politycznie i nie widzę tam założenia, że Niemcy wycierpieli od Polaków, bardziej od Rosjan, którzy wkroczyli na ich teren ( w wyniku wojny rzecz jasna),albo od hitlerowskiego systemu. Nie czuję także żeby ktoś tu przyłączał się do jakiegokolwiek chóru:)
    I nie da się zaprzeczyć, że Niemcy także ponieśli straty, że także po ich stronie były ofiary, zarówno w żołnierzach, jak i w cywilach i nie da się zaprzeczyć, że część zachodnia kraju, to były Niemcy. Tyle fakty, a odczucia mogą iść swoją drogą:)
    Także zaczęłam wyszukiwać danych na temat gwałtów na Niemkach. Mając jakąś tam wiedzę na temat zachowań Armii Czerwonej, to żołnierze radzieccy mają na swoich sumieniach tysiące skrzywdzonych kobiet.BRRR!
    A podany przez Ciebie przykład faktycznie daję do myślenia.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Papryczko, to temat, który mnie bardzo porusza, reaguję emocjonalnie i dlatego od razu napisałam, że powinnam pisać na swoim blogu. Nie chodzi mi o tę jedną książkę, bo to reportaże, ale o nurt ogólnie w mediach. Nie odczuwasz nacisku na takie tematy? U Ciebie jest po równo - akcentujesz każdą ważną rocznicę. W telewizji już nie. Akurat przeczytałam parę książek, gdzie Niemcy cierpią a to bombardowanie Drezna ("Bikini"), a to tracą domy wybudowane własnymi rękami ("Dom Małgorzaty"), a to mówi się, że naziści zrzucali bomby, nie można pisać, że Niemcy ("Kinderszenen")... Zalew takich informacji jest według mnie właśnie wywołany modą na poprawność polityczną. Dolny Śląsk jest mi bliski, bo to też moja mała ojczyzna - tam się urodziłam i wczytuję się w losy tamtejszych ludzi. A w książkach przypomina nam się nieustannie, że to ziemie niemieckie, a Niemcy są ofiarami wojny. To nie kilku nawiedzonych wodzów i oficerów chciało zawojować świat; pociągnęli za sobą wielomilionowy naród. Na dodatek mówili chyba w jakimś języku, nie w nazistowskim. Długo, długo... - dlatego kiedyś pewnie popełnię wpis u siebie.:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książkowcu,
    mnie obwód głowy znudził. Dlaczego- tysiące razy słyszałam/czytałąm o tym w mediach. Dlaczego tysiące- patrz Twój wpis. Sama książka - jak to książka, ale przedstawianie Niemców jako ofiary... jest częścią jakiejś tendencji (już nie napiszę, że ma ona źródło w niemieckiej polityce historycznej).
    może jakichś ultra-złych polaków tu nie ma. Ale niesympatycznych, małostkowych, nieciekawych- sporo.

    Papryczko,
    myśle, że ludzie mają świadomość, tylko niekoniecznie w kontekście pamięci po ludziach, którzy byli wcześniej, tylo bardziej jako strach, że "wrócą i zabiorą". Nie wiem jak teraz, ale 20 lat temu mogło być takie odczucie dość powszechne (wiem z opowieści rodziny, która mieszka na północ od Olsztyna), stąd np. niechęc do remontowania poniemieckich siedlisk. Bo po co?

    OdpowiedzUsuń
  9. ksiazkowiec-nie czytałam wymienionych przez Ciebie powieści, może dlatego nie odczuwam jakiegoś nacisku w tym temacie aż tak mocno, ale faktycznie ostatnimi czasy mówi się o tym częściej w troszkę krzywdzącym dla nas kontekście.

    Iza- z tym strachem, że wrócą i zabiorą spotkałam się, ale bardzo dawno temu u rodziny na wsi przy granicy z Białorusią, że wrócą i zabiorą, ale Ruscy. Pewnie w wielu miejscowościach zachodniej Polski jeszcze ten strach tkwi w głowach starszych ludzi. Smutne, to, tak ogólnie jak sobie pomyślę jaka Polska byłaby malutka bez Kresów i bez Ziem zachodnich. Kruszynka taka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie rozumiesz jednego - niby te niemieckie miasta powstawały przeważnie tam gdzie już były polskie miasta czy osady , które stały tam wcześniej - typowym przykładem jest miasto Gdańsk - w 1308 roku Niemcy napadli i wymordowali wszystkich mieszkańców i następnie już powstało "niemieckie" ... Podobnie zamierzali zrobić nawet z Warszawą - też parli do tego aby wymordować i następnie utworzyć "dojcze sztak warszał" ( w latach 1939-1945 niemcy wymordowali 800 Tysięcy Warszawiaków) . Poczytaj więc najpierw trochę o Historii i dopiero zamieszczaj te swoje pisma...

    OdpowiedzUsuń