"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 24 sierpnia 2011

Bibliotecznego szału ciąg dalszy...atak na filię:)


W poniedziałek obrałam kierunek filia nr 32, ulica Ptasia, minut od mojego domu pięć w porywach do sześciu.
Wcześniej sprawdziłam w systemie komputerowym, że na półkach stoją książeczki, których w głównej bibliotece się nie uświadczy. Wiedziałam, że czekają tam one na mnie. One jeszcze tego nie wiedziały, że po nie przyjdę, ale ja już od piątku się cieszyłam na poniedziałkową wizytę. Nie przypuszczałam, że zwyczajna wyprawa do biblioteki może dostarczyć takich emocji:) Za każdym razem się cieszę na spotkanie z książeczkami, ale teraz czekała mnie podróż na obcy mi teren, tak więc moja ciekawość była większa niż zwykle.

Spisawszy sygnatury (w razie czego) książek, na które zarzuciłam wirtualny haczyk wyruszyłam. Pomieszczenie wielkości 3 pokojowego mieszkania w bloku, 2 komputery, jedna starsza pani i ja. Wlazłam ci ja pomiędzy te półki poczynając od pustawych (jak wszędzie) nowości. I jest pierwszy nieplanowany łup;)
Wyłowiłam wszystkie upatrzone wcześniej książki, tym razem w realu. Policzki zalały mi się kolorem czerwonym z ekscytacji (przecież to tylko biblioteka-spokojnie!). Po wygrzebaniu tych upatrzonych, już krokiem spokojnym udałam się na rekonesans reszty. Krążyłam między półkami. A to weszłam w kącik polski (nieźle, nieźle), a to w biografię (bardzo nieźle). 
Stały tam sobie książeczki spokojnie przez nikogo nietykane, jakby znudzone. Spoglądały na mnie grzbietami, jakby mówiły:
"e no weź mnie co? Ej no przeczytaj mnie, moja bliźniacza siostra z głównej bywa na salonach większych i mniejszych, i ja bym chciała zobaczyć kawałek innego, niż ta moja półka świata"
. Rany jak one patrzyły. I książka-cegła "Noce i dnie mojego życia" pana Antczaka tak na mnie patrzyła. Obiecałam jej, że po nią wrócę. A po wczorajszym nocnym seansie Nocy i dni w dwóch częściach wrócę po nią tym chętniej. Po raz kolejny podczas oglądania miałam chęć nakopać Barbarze Niechic za te jej wieczne fochy, za jej Boguuumił, Boguumił, a potem Tooomaszek, Tooomaszek, i spłakałam się jak Bogumił odchodził z Serbinowa, a potem dalej na tamten świat. 

Oj ale ja nie o tym chyba mówiłam nie? Wracam do biblioteki zatem.
Krążę, krążę ciężko mi z tym niesfornym stosem na rękach, odkładam go więc na boczek i już swobodnie buszuje tu i tam, tam i tu. Niedługo w  spokoju się kręcę po książkowym przybytku kultury, bo już wchodzą ludzie, więc ja co rusz nerwowo spoglądam w kącik, w którym pozostawiłam książki. Tak się nie da myślę i biegnę po nie zanim ktoś się na nie połasi. Wprawdzie ci co weszli nie wyglądają na takich, ale NIGDY NIE WIADOMO!:)
Minęło jedne słodkie pół godziny i drugie, ciężar wykręca mi ręce, w żołądku kiszki marsza grają, za chwil parę audycja Stelmacha z Męskim Graniem w roli głównej, trzeba zmykać.
Tak więc z siedmioma (jedna więcej niż w regulaminie stoi) wyszłam z biblioteki w piękny słoneczny parczek. Szło się mozolnie i dość niewygodnie się zakupy robiło w sklepie, ale co tam, co taaam! Taki ciężar słodki mogę sobie dźwigać choćby codziennie:)

Siedzą sobie na poduszce:

Od góry:
1) "To co zostaje" Glen Duncan. Słyszałam dużo dobrego o tej serii. Czytałam "Czarny domek" Stanislava Komarka,

2) "Mapa miłości" Ahdaf Soueif

3) "Białe zeszyty" Sonia Raduńska-już dawno chciałam ją przeczytać, ale w głównej nigdy jej nie spotkałam, pomimo, że widnieje w komputerze. Bardzo zapracowana książka, krąży i krąży:)

4) "Ta, którą nigdy nie byłam" Majgull Axelsson- największy łup z tego stosiku. Pani jak jej powiedziałam, że książka jest tak oblegana, że w zasadzie wiecznie niedostępna, zrobiła tylko wielkie oczy, które mówiły: taaak? A tu stała sobie bezpieczne na samym dole, na malutkiej półce z literaturą skandynawską. Ratowałam ją od niebytu na klęczkach:) I co najważniejsze nie jest to jedyna spokojnie stojąca książka tej autorki:) Nie martwi mnie to ani trochę;)

5) "Ostatnie fado" Iwona Słabuszewska-Krauze- jedyna nowość.
Wymiotłam książki całą serią miotłą:))

Ale i tak najbardziej mnie cieszy:

Leży sobie Śniadanie u Tiffany'ego wraz z Harfą traw na zielonej podusi. Niedostępna nigdzie indziej. Co ja się jej naszukałam!

No i łup zupełnie niespodziany. Nie mogłam przejść obojętnie obok takiego cudeńka. Może jestem pierwszą czytelniczką, albo w ogóle pierwszym czytelnikiem, który tę książkę, przecudnie wydaną zabrał ze sobą? kto wie? Oto ona panie, panowie:


"Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny" Anna Bikont, Joanna Szczęsna.

No w amok jakiś wpadłam chyba nieokiełznany. Tu siedem nowych, w domu jeszcze dwie ze starego sortu książki do przeczytania. Cztery czekają na oddanie i znając siebie jak już wejdę do głównej to przecież nie wyjdę z pustymi rękoma. Musi być równowaga w przyrodzie. Oddaje to i zabieram następne:) 
No czy ja jestem poważna?!:) Kiedy ja to przeczytam! kiedy? 

A i jeszcze ocaliłam od zagłady dwie książki. Leżały sobie przy wejściu do biblioteki. Można było sobie je zabrać. Wprawdzie nie było za bardzo z czego wybierać, ale dla chcącego nic trudnego:

Dwa fajne rodzime chłopaki. Dygata mam w całości, ale co tam;)

O bibliotecznych rozterkach pisałam także w początkach bloga, to taki zagadko-post, kto ma chęć na zgadywankę a jeszcze tam nie zaglądał zapraszam:)

12 komentarzy:

  1. Mi czytanie idzie jak po grudzie ostatnio, książki nieprzeczytane się piętrzą, a do biblioteki mnie ciągnie... chyba pójdę w poniedziałek (jak doczytam ten "Sklep Pod Dziewiąta Chmurką", bo śmiesznie latać z jedną książką, jak druga na doczytaniu. A miałam tylko 2 ostatnio, bo nie było nic ciekawego i chciałam uszczknąć domowych zapasów)Z Twoich łupów to bym chętnie zaprzyjaźniła się z Majgull Axellsson, jakoś nie mogę trafić na nic, nie czytałam a chcę.
    Wydanie Capotego - mrrr, cudo. "Śniadanie..."uwiebiam, "Harfa.." chyba tez niczego sobie, raz czytałam, dawno.
    Miłego czytania!
    PS. pozdrów ode mnie Bogumiła ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo masz Rupiecie Szymborskiej! Cudowna książeczka. A "Białe zeszyty"- dobra książka. Ja już po bibliotekach nie chodzę, bo nie nadążam z nowościami. Tyle dobrej literatury wychodzi,że aż żal tego nie czytać, a tu jeszcze jakieś starsze Llosy na mnie spoglądają. Ech.Ale stosiki to dobra rzecz, bo zawsze znajdzie się w nim coś, co akurat odpowiada Twojemu nastrojowi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak czytałam o Twoim pobycie w bibliotece, tak jakbym siebie widziała. Z jedną różnicą - nasza biblioteka nie ma wirtualnego katalogu więc jak idę to mam tylko pewne nieskonkretyzowane plany, a najczęściej i tak zabieram coś innego.
    "Noce i dnie" też kocham, choć dawno już nie czytałam. Chyba warto powrócić, bo jak tak pięknie (i smutno zarazem) pisałaś o Bogumile, to zachciało mi się z nim znów spotkać.
    A oczywiście nabytków gratuluję i życzę niezapomnianych chwil spędzonych na czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w większości czytam nowości. Nie lubię pożyczać książek z bibliotek. Wolę mieć świadomość że są moje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oprócz ekscytacji doznaję też między półkami stanu buddyjskiego wręcz spokoju i jeśli coś mi nie wychodzi, to wystarczy zanurkować między półki i cały świat układa się niczym puzzle dla dwulatka. Świetny tekst :)) bardzo lubię zaczynać dzień od Twojego bloga. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, płakałbym, jakbym zgubił mojego Trumana...

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże jakie cudowne nabytki! Seria z miotłą - kocham i ubóstwiam. A "Śniadania u Tiffaniego" czytałam i chyba wolę film:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam sobie ze spokojem mój post. Za każdym razem wynajduję jakiś błąd-literówkę. I wiecie co przed chwilą wyszukałam?
    Mam nadzieję, że tego nie zauważyliście i nie macie mnie za półgłówka hihi, ale napisałam Harfa traF! no czujecie napisałam traw przez F!:)) Rzecz jasna to błąd wynikający z tego, że we wcześniejszym tytule i w tym jakoś dużo tego f wystąpiło i chyba ręka oszalała:)))
    No, no tylko winny się tłumaczy!:)) Ale ja naprawdę wiem jak się piszę słowo trafa hihi.

    Agnesto
    Ja też miałam ostatnio kryzys czytelniczy. W czerwcu wciągnęłam tylko dwie książki, w lipcu więcej i czułam, że w sierpniu wystartuję. Czasem tak bywa, że się weny nie ma na czytanie:) Axelsson koniecznie!
    P.S Bogumił pozdrowiony:)

    Mag
    Z Szymborskiej się bardzo cieszę, zwłaszcza, że nie spodziewałam się, że trafię na takie cudeńko ot tak sobie. Ja pewnie gdybym miała stały dostęp do nowości pewnie bym mniej bywała w bibliotece (chociaż chyba nie pozbawiłabym się tej radości). Niestety nie stać mnie na kupowanie, a jest tyle książek, które chciałabym mieć, że aż serce boli. Ale ja się jeszcze kiedyś książkowo odkuje!

    Balbina 64
    Cieszę się, że nie tylko dla mnie to miejsce jest ważne. Jak komuś opowiadam o tym, że się wybieram do biblioteki i się cieszę to trochę na mnie dziwnie ludzkość patrzy:)
    Nocy i dni nie czytałam, znam tylko mistrzowską filmową adaptacje Antczaka. To jest tak zagrane, że klękajcie narody. Kocham normalnie Bogumiła, koocham go!:))I mogę film (wszystko jedno czy w dwóch częściach, czy w formie wieloodcinkowej) oglądać w nieskończoność!

    pisanyinaczej
    Może gdybym miała stały dostęp do nowości i mogła spełniać się księgarni, tak jak w bibliotece, gdybym mogła wyjść z tymi książkami, to pewnie biblioteka miała by dla mnie mniejsze znaczenie.
    A tak w tej chwili każda wizyta w księgarni boli, jak jest tyle książek, które do mnie wołają "halo, halo", a ja nie mogę żadnej zabrać nawet chwile.:)

    Eva Scriba
    Ja mam identycznie. Najpierw jest ekscytacja i oczekiwanie na wizytę w bibliotece, potem już między półkami ogarnia mnie spokój, nic nie jest w stanie mnie wytrącić z tego cudnego stanu (najchętniej bym tam zamieszkała, albo chociaż popracowała), a potem wracam do stanu ekscytacji połączonej z poczuciem spełnienia, kiedy się witam z każdą książeczką, w znany Wam sposób:)
    P.S cieszę się, że tu zaglądasz:)

    Bosy Antek
    Ja nie mogę go zgubić podwójnie, bo nie jest mój:)

    kolmanka
    No trafiło mi się, trafiło! Sama jestem zaskoczona, że w zwykłej osiedlowej bibliotece tyle pięknych książek sobie stoi. Ja już mam kilka pozycji z serii z miotłą oczytane, dlatego sięgam po następne:)

    OdpowiedzUsuń
  9. papryczko, ja to w sumie te nowości dostaję, jakbym nie dostawała, to też bym w bibliotekach siedziała, ale w sumie trochę zawodowo się zajmuję pisaniem :) Ale powiem Ci,że nie mam swojego mieszkania i trzymam książki w pudłach (serce mi się kraję, że nieboraczki nie mają światła) i jak sobie pomyślę o przeprowadzce...gorączka mnie bierze, ale gromadzenie książek ,dotykanie, głaskanie, posiadanie- nie zastąpione uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja bym jeszcze Antczaka wzięła! Białe zeszyty są cudowne - obie części. Na Axelsson poluję na allegro... Ech, ale Ci fajnie.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ekranizację też znam i podziwiam. Uważam, że jest bardzo udanym przeniesieniem literatury na ekran. Ponadto świetna obsada. Bińczycki w roli Bogumiła rzeczywiście może podbić kobiece serce. Barańska zresztą też po mistrzowsku odegrała swoją rolę. Po prostu innej Barbary bym sobie wyobrazić nie mogła. Według mnie ona nie zagrała Barbary - ona Barbarą Niechcic po prostu była.

    OdpowiedzUsuń
  12. Balbina64
    Tak Barańska tak zagrała Barbarę, że każdorazowo mam ją ochotę wystawić za okno! Tak ją zagrała, że mam ochotę jej wlać. Żartuje, żartuje! Nieszczęśliwa była i tyle:(

    ksiazkowiec
    Już nie dałam rady z Antczakiem. To jest taka wielka kniga, że musiałabym ją w zębach za okładkę chyba nieść:)) Ale następnym razem go wezmę. Liczę, że nie znajdzie się wcześniej druga taka wariatka, albo wariat, który by mi ją sprzątnął sprzed nosa:)

    Mag
    Tak też myślałam, że większość jest zdobyczna. Tak sobie myślę, że gdyby mi ktoś płacił za czytanie książek, oglądanie po nocach Kino polska, dokumentów i filmów (ale za samo czytanie i oglądanie hihi),o i za spanie w dziwnych porach byłabym bardzo bogatym człowiekiem:))

    OdpowiedzUsuń