"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

wtorek, 20 września 2011

Zielona Góra-miasto winem płynące?

Z 1314 roku pochodzi pierwsza wzmianka o plantacjach winogron znajdujących się na terenie dzisiejszej Zielonej Góry, jednak przyjmuje się, że miasto zajmowało się uprawą winogron, a pierwszą winiarnię założono już w 1150 roku. Ponoć to flamandzcy osadnicy sprowadzeni na te tereny przez Henryka Brodatego przynieśli ze sobą trudną sztukę uprawy winorośli.
Na przełomie XVIII/XIX moje miasto, wtedy Grunberg było faktycznie miastem winem płynącym, dużą część jego powierzchni  zajmowały winnice, większość mieszkańców miała związek z wyrobem wina. Piwowarom się ta popularność winna nie podobała i na krótki czas zablokowano możliwość zakładania nowych winnic.
Winiarze jednak nie poddali się zakazom i powstali jak Feniks z popiołów.




Każde udane zebranie plonów kończyło się hucznym świętowaniem, a że zbiory przypadały u każdego gospodarza kiedy indziej, dochodziło nawet do awantur, które świętowanie jest ważniejsze, dlatego w 1852 roku władze miasta same zaczęły ustalać termin zabawy obowiązujący wszystkich plantatorów (koniec października, potem wrzesień).
Na zakończenie Winobrania ulicami miasta przechodził barwny korowód.
Winiarze produkowali także szampana, potem wzięli się za produkcję koniaku, bo był to interes dużo bardziej opłacalny. Niedługo potem koniak został zamieniony na winiak. Maczali  w tej nagłej zmianie palce Francuzi, którym było nie w smak, że w Polsce produkuje się szampana i koniak, specjały przecież iście francuskie.

Szczególnie hucznie obchodzono Winobranie w 750 rocznicę powstania pierwszej winiarni. Rocznica ta przypadała na rok 1900 roku, w szczególnie ważny czas-  przełom wieków.  



Potem nastał czas I wojny światowej i czas przed wybuchem drugiej wojny światowej. Winobranie z 1934 roku było inne niż wszystkie pozostałe, ponieważ wkradła się weń polityka. Do władzy doszedł Adolf Hitler i teraz ton uroczystościom nadawali działacze NSDAP i to oni maszerowali na czele korowodu. Naziści połączyli Winobranie ze świętem ojczyźnianym. Na uroczystości przyjechało 9 tysięcy gości. Był także korowód, ale chyba nie tak kolorowy jak kiedyś. Na przodzie kroczyła kawaleria, za nią członkowie NSDAP, za ich sztandarem kroczyły oddziały SS i SA. Dopiero po tej silnej reprezentacji władzy miejsce swoje w szeregu znaleźli zwykli mieszkańcy miasta i winiarze. Pochód zamykała młodzież z Hitlerjugent.




W pierwszym roku po wojnie Winobranie się nie odbyło, ale już rok później owszem. Triumfowało jednak zamiast wina, tańsze, bardziej przaśne piwo.



Z roku na rok termin Winobrania przesuwa się z chłodnego października na cieplejszy wrzesień. 
Lata 60-te:)








W latach 70-tych nastąpiła zmiana, pochód winobraniowy nabrał rozpędu i przestał kręcić się wokół Ratusza, a wyruszył na główną, najdłuższą ulicę miasta. Odtąd kroczył tą ulicą nie tylko pochód 1-majowy, ale i winobraniowy korowód.



Lata 80-te




XXI wiek. Rok 2011




Bachus z bachantkami. Dla mnie to nie jest Bachus, dla mnie to jest mój znajomy Cinuś:)

Nie byłam na korowodzie, od kilku już lat nie bywam, bowiem jest nudno i tyle. Wolę mieć w pamięci wspomnienie siebie jako dziecka z zachwytem na ustach rozdziawionych wgapiać się w korowód dziwnych postaci. Mam lat 7, dwie cienkie kiteczki, kolanówki i rozbite kolano:)
Winobranie swój renesans dla mnie przechodziło w czasie buntu młodzieńczego, to była dobra okazja do bezkarnego picia alkoholu na mieście-oj jakiż to był luksus!:)
 Potem jeszcze przez czas jakiś się chadzało na miasto z radością,  później poziom Winobrania spadł poza wszelki dopuszczalny poziom i ja już nie miałam tam czego szukać pośród zapijaczonych, snujących się ludzi i z zewsząd atakujących dźwięków umpa, umpa. 
Zwłaszcza, że przez kilka lat mieszkałam na samym deptaku, potem w jego okolicach i każdorazowo Winobranie było dla mnie koszmarem. Obsikana klatka schodowa, ciągły hałas na ulicy i niemożność dotarcia gdziekolwiek, bez przedzierania się przez dziki tłum. Brr. Za to dzień po, kiedy deptak znów robił się pusty i cichy cudownie było po nim znów swobodnie spacerować i rozkoszować się spokojem i zapachem miasta. Po prostu miasta, nie uryny i smażonych starych mięs.

W tym roku byłam dokładnie 3 razy na mieście (Winobranie trwa tydzień).

1) Koncert Proletaryat, nieopodal przy stoliku siedziałam. Z każdym dźwiękiem "Hej naprzód marsz Proletaryaaat" i z każdym kolejnym łykiem wina, czułam jak cofam się w czasie, znów mam 17 lat, jestem beztroska, jedyny obowiązek to iść rano do szkoły. Ależ luzik:) Przenosiny te były tym prostsze, że siedziałam w towarzystwie znajomych sprzed wielu lat właśnie, a wyjątkowo parszywe wino piłam z plastykowego kubka. Nawet się lekutko spiłam. Było uroczo, z tą różnicą, że tamte wieczory sprzed lat raczej nie kończyły się przed godziną 23. Grzeczna starsza młodzież, grzecznie się bawi:) Dobrze, że dałam się namówić małżonkowi:)


2) Koncert zielonogórskiego zespołu Mate
I tu dyskretna prywata, bo to moi bardzo dobrzy znajomi (niektórzy z nich, szczególnie jeden kiedyś bardzo mi bliski hihi). Należy się im dobre słowo. Robią naprawdę dobrą muzykę, z nie jednego muzycznego pieca chleb jedli. Oprócz nagrywania numerów z zespołem Mate, mają za sobą przygodę z teatrem. Grali muzykę na żywo do spektaklu "Wizyta starszej pani" sztuki wystawianej przez Teatr Lubuski. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie. Muzyka na żywo na deskach teatru to niezłe rozwiązanie.

Winobranie 2010 (świeżego filmiku jeszcze nie ma)

Targetem, jak widać na filmiku jest młodzież, w większości są to uczniowie jednego z muzyków, który uczy ich mowy ojczystej. To się nazywa pan nauczyciel:)

Więcej Mate dla zainteresowanych:


Mate z Wizytą starszej pani

No to koniec prywaty:)

3) ostatni jasny punkt Winobrania. Koncert Krystyny Prońko!:)))
 Miód dla moich uszu. Muszę przyznać, że nie był to obiektywnie najprostszy w odbiorze koncert. Dużo jazzu, dużo standartów Billy Holiday, Coltrain-cud, miód i orzeszki. Publiczność winobraniowa mile mnid zaskoczyła. W większości, ci co przybyli, wiedzieli czego się spodziewać, a ci przypadkowi i ci mało trzeźwi bardzo ładnie się zachowywali. Jak wyrobiona publiczność oklaskiwali zgodnie solówki:)
Były też tzw. hity, na które wszyscy czekali Małe tęsknoty, Jesteś lekiem na całe zło rzecz jasna...tylko taki filmik udało mi się zatrzymać dzięki uprzejmości telefonu komórkowego. Jakość kiepska, obraz się chwieje, bo i ja podczas numeru podrygiwałam:)




Nie doczekałam się jednak mojej ulubionej piosenki "Za czym kolejka ta stoi" SZKODA!!
Podsumowując: Na tegorocznym Winobraniu, jak zwykle od lat, jeśli chodzi o poziom imprez kulturalnych dostępnych dla mas, to jak zwykle poziom był mocno żenujący (oprócz wymienionych wyjątków). Ja się zdążyłam kilka tygodni przed ucieszyć, bowiem poszła w miasto informacja, że zaszczyci nas swoim występem Zakopower. Niestety to była tylko przebrzydła, odbierająca ludziom nadzieję na łyk kultury plotka.
 Plusem jest to, że z roku na rok jest mnie tandety ubraniowej, a więcej staroci ciekawych. Jednak jeden kosz z kilkoma tanimi książkami uznaje za skandal. Nie ma już nawet stoisk z filmami. Ehhh. Zlikwidowano także większość bud ze śmierdzącym na cały deptak żarciem. Brawo!
Odnoszę ostatecznie dość pozytywne wrażenie. Mniej zapijaczonych chord młodzieży, mniej tzw. nosów, a więcej zwykłych mieszkańców miasta:) Chociaż pewnie proporcję te się zmieniają na rzecz tych pierwszych w okolicach północy, ale ja już tego nie doświadczyłam. Instynkt samozachowawczy zarządził odwrót do domu, tym samym  z Winobrania 2011 zachowam raczej dobre wspomnienie:) 
Szału nie było, ale bywało gorzej. Duuużo gorzej!

Na koniec przesyłam Wam winobraniowe pozdrowienia z zeszłego wieku:)





Odpowiadając na tytułowe pytanie: czy Zielona Góra to miasto winem płynące?
Obawiam się, że jednak niekoniecznie. Ponoć zielonogórskie wino było raczej rzadkością na winobraniowych straganach.  Ale co tam! Baaawmy się  hahaha.

3 komentarze:

  1. Wstyd się przyznać, ale o Zielonej Górze i winie do tej pory nie wiedziałam prawie nic. Z przyjemnością czytałam tę krótką historię święta Winobrania.
    To co piszesz o współczesnym korowodzie, o młodzieży i innych "typach" nie stroniących od alkoholu, widoczne jest chyba na każdym kroku. I albo ja się starzeję, albo rzeczywiści poziom tego typu imprez drastycznie się obniżył. Zapewne są chlubne wyjątki. Niestety tych negatywnych zachowań jest coraz więcej. I to smuci.
    I jeszcze pragnę Ci bardzo podziękować za informacje o poniedziałkowym Teatrze TV. Dzięki temu mogłam wczoraj ponownie rozkoszować się jednym z moich ukochanych przedstawień. Mam oczywiście na myśli "Igraszki z diabłem". Telewizji właściwie nie oglądam więc gdyby nie Ty nie wiedziałabym o tej powtórce. Muszę też wpisać w swój terminarz zajęć poniedziałkowy wieczór teatralny. Kiedyś nie omijałam żadnego przedstawienia. Czas to powtórzyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hasło - jeżeli będziesz pił, też umrzesz - wyśmienite! Nic dodać, nic ująć! Na zdrowie!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. BALBINA64-
    Nie musisz się wstydzić, bo i ja mieszkanka ZG nie wiedziałam wiele na ten temat, zwłaszcza, że nawet podczas samego Winobrania, tego zielonogórskiego wina to nie ma zbyt dużo. Od jakiegoś czasu Winobranie jest trochę na wyższym poziomie (nie artystycznym), jednak wymagania się minimalizują, to cieszę się przynajmniej z tego, że jest bardziej (troszkę) kulturalnie.
    Cieszę się, że info o Teatrze Tv się Tobie przydała i była dla Ciebie ważna:)

    KSIAZKOWIEC-
    Tak to ładne, łaaadne!:)

    OdpowiedzUsuń