"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

sobota, 24 września 2011

Pozytywny ciąg dalszy...fabriken, fabriken:)

Jak myślicie poszłam wczoraj do fabriken, fabriken? Tytuł posta wskazuje, że tak i że zmieniło się cosik na lepsze.
I owszem się zmieniło troszkę na lepsze. Ale po kolei.

Wczoraj wieczorem podjęłam decyzję, że jednak ile by to nie kosztowało będę tam chodzić, na kilka godzin dziennie. Przede mną dwa wydarzenia kulturalne w mieście. 2.X Punky reagge live z Farben Lehre i co najważniejsze z Zielonym żabkami i z Ga-Ga-smaki młodości, a 26.X wielkie wydarzenie muzyczne Teatr Żydowski z Warszawy przybywa do nas ze Skrzypkiem na dachu!!!! WOW. 
Na te dwa bilety chyba zdołam uciułać. Zapłacę za nie swoimi pieniążkami ot co!
Tak więc poszłam sama ze sobą na układ, że jeśli cena za pudełko, a tym samym za godzinę nie podskoczy będę tam jeździć przez te kilka dni na 4 h (szkoda nóg, kręgosłupa, czasu na dużej), a jeśli cena podskoczy będę zostawać dłużej:)
Wstałam rano wraz z mężem i 2 godziny później prułam moją rowerzycą nowiuśką, słoneczną drogą rowerową (z górki), z Trójką na uszach (akurat trafiło mi się Pink Floyd) i było mi dobrze!

Klucz do akceptacji każdej najbardziej idiotycznej pracy, za głodową stawkę jest taki: nie musiałam tam jechać, to była tylko moja decyzja, podjęłam ją ja, jednostka autonomiczna, zdecydowałam, że zamiast siedzieć w domu, wsiądę na rower i tam pojadę. Jak się zmęczę, pójdę sobie i tyle:)
 Wiadomo, że jest to sytuacja wyjątkowa, nie jestem związana żadną umową i jest to praca tymczasowa, ale poczuć taką wolność wyboru, choćby przez chwilę...bezcenne!

No dobra pojechałam, punkt 10 wjechałam na parking, a tam?
pusto. No ok, myślę się spóźnią tak, jak wczoraj dziewczęta.
Mijają minuty kolejne, nikt nie nadchodzi. No co jest! Dzwonie do męża, a mąż do mnie, że laski zrezygnowały! Wrrr. A chwile potem, że jednak nie, że negocjują z szefostwem wyższą stawkę i że zaraz będą. Czyli wychodzi na to, że tylko ja zgodziłam się pracować za tak niską stawkę. Łosica jedna no!:)) Jest fun!
Napisałam wczoraj, że moje drogie panie gówno mogą, bo tam pracują. Jakże się pomyliłam, nie doceniłam ich. Niechaj mi wybaczą!  Przyjechały w dobrych nastrojach. Sam szef by nie robił za taką stawkę (ja myślę!), i kwota podskoczyła za pudełko z 25 do 50 groszy, czyli sukces normalnie!

Najśmieszniejsze jest jednak to, że nawet przy stawce większej i tak nie wychodzimy na swoje:) Ale jest o 100% lepiej niż wczoraj.
Podejrzewam, że stawka wczorajsza specjalnie była taka niska, żeby każda inna (równie śmieszna w ogólnym rozrachunku) w porównaniu z tą pierwszą była f-a-n-t-a-s-t-y-c-z-n-a!.


Mijały dość wesoło kolejne godziny, po 4h przyszła druga zmiana (osób sztuk 2, czyli mniej), a ja postanowiłam (ja i tylko ja!), że zostanę trochę dłużej. Ostatecznie pracowało mi się dobrze, nie byłam mocno zmęczona, więc dlaczego nie? Robiłam 7 godzin, wyszłam godzinę tylko wcześniej niż reszta pań:) A co robiłam przez ten czas?
 A to:


dostaje takie o coś i...

wkładam kwiatuszka (należy pamiętać, żeby góra kwiatuszka była umieszczona w widocznym zagięciu)...

przewracam kwiatuszka, tak żeby deseczka była u góry, a kwiatuszek buzią szurał po glebie...

deseczkę przy użyciu siły mych rąk ściągam na dół. A nie jest to takie chop siup, dziś mam cały obolały kciuk prawej ręki. 

na koniec tekturkę w środku, która znajduje się mniej więcej w połowie spycham na dół, młoteczkiem dociskam dokładnie, przy użyciu siły ręki prawej znowu!:)


Za każdym razem jak spoglądałam na nazwę na opakowaniu Dicoflor (nazwa leku), a wzrok mój padał na początek wyrazu i koniec w głowie układało się niekontrolowanie słówko
 d-e-f-l-o-r-a-t-o-r! hihihi
Ile razy je pomyślałam przez 7 godzin, nie wiem, ale śmiać mi się ciągle chciało:)
 Czasem się zmieniałyśmy w czynnościach. Wczoraj na przykład kończyłam zabawę. Maziałam klejem brzegi, zaklejałam wieczkiem, a potem każde pudełeczko trzeba było docisnąć wykonując taki ruch jak przy robieniu ruskich. Obudziłam się w piątek z zakwasem w prawej ręce, a teraz zakwas się rozmnożył i zamienił w zakwasy mnogie. W związku  z tym mam problem z porządnym umyciem zębów prawidłowym ruchem wymiatającym hihi. 
Jednak wole wykonywać tą czynność niż godzinami pochylać się nad małym otworkiem w stole, w którym znajduje się podgrzewany klej, a dym wali między oczy:)
Jestem pełna podziwu dla reszty pań, bowiem dla nich to jest praca dodatkowa i potem idą na swoją zmianę normalnie. Więc tyrają fizycznie po 12h. 

Dzięki tej pracy dowiedziałam się o sobie kilku dobrych rzeczy, że jestem w stanie stać i wykonywać tą samą czynność przez wiele godzin, bez radia, w ciszy ( a wydawało mi się to niemożliwe), że bardzo szybko się adaptuje do nowych, zupełnie mi dotychczas obcych okoliczności, także społecznych.
 Bolą mnie owszem nogi i ręce, ale nie ma w chwili pracy to  znaczenia. Tak już jest po prostu i tyle.
 Gorzej było dziś rano, kiedy nie mogłam się podnieść, nie mogłam ruszać ręką za bardzo, bolą mnie plecy i mięśnie brzucha! Jest to dla mnie nowa wiedza. Od stania bolą mięśnie brzucha. Kto by pomyślał?

Wracałam do domku rowerkiem i byłam najszczęśliwsza i głodna jak wilk! Moje nogi wdzięczne za wprowadzenie opcji ruch gnały jak rącze konie. Boże jak pięknie!
Wieczorem LP3 i tańce na parkiecie. Dostałam jakiejś nerwicy ruchowej hihi

Ciekawostka miejska:

Pisałam Wam o nowej drodze rowerowej. Jest piękna. Szeroka, gładka, słowem raj dla rowerzystów! Prowadzi prawie od mojego domu do miasta.  Dużo miejsca zarówno dla pieszych jak dla zroweryzowanych, ale w jednym miejscu jest taki wąski chodniczek hihi i równie wąska droga rowerowa, bo to chyba jest droga rowerowa?! :))





 Jakże mnie wzruszyła ta drożynka 30 centymetrowa, jakże mnie rozbawiły te krawężniki z obu stron:)))
Popłakałam się ze śmiechu.

I na koniec.
Dziś przypada 75 rocznica urodzin Jima Hansona:)


Trzeba chwilkę poczekać aż się załaduje, ale zapewniam Was WARTO!
Sto lat, sto lat panie Hanson i manamana!!

P.S Dziś po 21 na Kulturze film "Peryferie". Nie wiem czy dobry, ale wychwalany był pod niebiosa w Tygodniku kulturalnym w zeszłym sezonie. A właśnie, ktoś wie co się stało z tym programem w nowej ramówce Tvp Kultura?!

9 komentarzy:

  1. Szalenie miło się tego posta czyta, tak tchnie optymizmem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo, brawo:)
    Dawno, dawno temu przed studiami były praktyki robotnicze (kiedy się skończyły?). Młódź zaprzęgano do robotniczych kieratów, by chciała się potem uczyć, a tak naprawdę to chyba chodziło o zakosztowanie pracy fizycznej, by docenić rolę proletariatu. Do dziś pamiętam stanie przy taśmie i wyławianie spleśniałych pomidorów. Co kilka dni - rotacja - a to ogórki, a to dżemiki. Gdy tylko przyjdzie mi ochota ponarzekać na pracę, to wspominam tamte pełzające, niekończące się godziny. Czyli praktyki były efektywne. A swoją drogą smutno mi, że nie popłaczę w takie ładne chusteczki.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa właśnie, gdzie to takie cuda można kupić w ogóle? Bo pudełeczko kusi :))

    OdpowiedzUsuń
  4. SMACZNA KSIĄŻKA-
    Cieszę się, że post się dobrze czyta, że tchnienie optymizmu nawiedza mnie nadzwyczaj rzadko:)
    Zapytam się, ale zdaje mi się, że to są tylko takie reklamowe chusteczki, bo wyczytałam, że ten dicoflor, co to nazwa jest na pudełku to nazwa probiotyku:)

    KSIAZKOWIEC-
    Dobrze, że ja nie musiałam uczestniczyć w takich praktykach studenckich. Podejrzewam, że mój optymizm związany z tym rodzajem czynności wynika z tego, że to nowe i że nie na długo. Obawiam się, że dłużej niż miesiąc bym nie pociągnęła:)
    Plusem tej roboty jest to, że czas szybko leci i nie ma czasu na zbytnie zastanawianie się na sprawami średniej jakości egzystencji:))

    OdpowiedzUsuń
  5. niesmialutko chcialam napisac,ze wyorznilam Twoj blog, nie mam doCiebie adresu mailowego, jakos na blogu nie potrafialm znalezc :)
    szczegolu beda za kilka minut u mnie na blogu
    pozdrowionka
    Mcdulka

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie Dicoflor mnie zmylił, bo to się niemowlakom podaje przy kolkach, na przykład :) Może tak córeczce kupić, dla chusteczek... :))

    OdpowiedzUsuń
  7. haha rewelacja! Gratuluje pozytywnej desperacji;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A we Wro też jest punky reagge live i po raz pierwszy nie idę na koncerty, mam chyba jakiś przesyt. Ale w ogóle wczoraj przeczytałam,że Farbeni obchodzą 25-lecie istnienia! Aż mnie zatkało. To oni już tyle lat? A nie wyglądają ;)
    Ta ścieżka rowerowa to chyba taki krawężnik dla wyczynowców, znaczy się coś takiego jak lina w cyrku, co to po niej artysta sobie chodzi. A oznaczona jest jakoś? Bo normalnie to na ścieżkach rowerowych takie rowerki są narysowane.
    A te kfiatuszki są ładne, ale ja to Cię podziwiam, bo nie mam zdolności manualnych i jak coś jeszcze trzeba kleić...podejrzewam,że połowa kleju wylądowałby na mnie i wokół :)

    OdpowiedzUsuń
  9. MAG-
    Dziś przejechałam się tą "dróżką rowerową" (nie ma oznakowania, ale ta cała droga nie ma) i mało się nie zabiłam. Tam gdzie można by wjechać prosto z chodnika jest już krawężnik, więc trzeba skręcić a potem się na niej utrzymać. Mało się nie zabiłam!
    Na punky... pójdę dla Ga-ga i zielonych.
    ja też jestem upośledzona manualnie i z klejem się nie dogaduje, dlatego nie kleje:)
    Rany jak mnie bolą plecy!!

    KOLMANKA-
    Pewnie gdybym taka praca, za takie pieniądze miała być na dużej to ta pozytywna desperacja zamieniła by się tylko w desperację, a tak przez ten tydzień (chodź tego się nie da zrobić w tydzień!) mogę to traktować jako nowe doświadczenie. I sama jestem sobą zaskoczona, że tak się w tym świetnie odnajduje. Ale ciało swoje wie i się buntuje. Najbardziej plecy:(

    OdpowiedzUsuń