"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

czwartek, 22 września 2011

Fabriken, fabriken, wiele hałasu o nic, czyli sowa w przebraniu skowronka;)

Donoszę, że jest rano, od zamieszczenia posta minęło kilkanaście godzin, a on się nadal nie pokazał! Zaczyna mnie to bardziej niż wkurzać!!!


Wczoraj o tej porze byłam bardzo niewyspanym człowiekiem, bowiem przechodziłam dzień drugi okresu zwanego przejściowym. Kładłam się więc jako sowa, a wstawałam jako baaardzo niewyspany, nieszczęśliwy skowronek:)
A po cóż te całe ceregiele zapytacie? 
A no po to żeby pójść do pracy dziś. Pracy tymczasowej w drukarni, w której pracuje mój małżon. Zlecenie na 10 tysięcy pudełek do chusteczek higienicznych. O tym, że takie zlecenie będzie wiedzieliśmy już od dawna, tylko nie wiadomo było kiedy to nastąpi. Miało być na miesiąc, dwa, myślałam, a od 8 do 16 luzik. Będziemy razem z mężem podróżować, w końcu autko dla naszej dwójki opłacać się będzie odpalać co rano. Potrenuje kontakty społeczne, zarobię parę złociszy. Będzie git:) Pożegnałam się chwilowo z książeczkami, z czytaniem do nocy, z Trójeczką. Smutne to było pożegnanie. 
Musiałam się pożegnać także z "Jednym z dziesięciu", bowiem okazało się, że jednak moje godziny pracy i męża rozmijają się o całe 2 godziny. Czyli wstawać będę razem z nim (drzemać nie potrafię) 2 godziny wcześniej niż mogłabym (wrr) i wracać koło 19. Sytuacja prosto z marzeń  No nic to, taki lajf:) Życie nie polega tylko na przyjemnościach, czytaniu, spaniu do woli zgodnie ze swoim naturalnym trybem i pisaniu bloga. Trza iść do pracy:)

Tak więc podniosłam rankiem moje zwłoki po 4 godzinach snu (wierzcie mi nie jest łatwo tak nagle zmienić się z sowy w skowrona), jak zombies krwiożerczy krążyłam po pokoju, mieląc w głowie okrzyk zombie: brain, brain, z malutkim nerwem, zjadłam śniadanko, tzn. wmusiłam je w siebie, bo o tej porze, to mój brzusio nie bardzo kaman o co chodzi i udałam się do łazienki w celu umycia głowy...i tu pierwszy klops, mój wspaniały junkers zrobił mi małego psikusa, nie odpalił się w o-g-ó-l-ę!. Więc co?
 Szybkie gotowanie wody i chlup do miseczki i chlup kubeczkiem wodę lejemy na główkę i już główka czysta, świeża, grzywka na pudla (z opcją pt: spineczka, czyli czujemy się jak przedszkolak). Na fryzjera przecież nie mam. Super!
 Nie pierwszy i nie ostatni raz mi junkers płata figielki. Mam niezaprzeczalnego pecha do tego urządzonka. Wszystkie moje dotychczasowe mieszkania dzieliłam z tym przebrzydłym, wybuchającym lub niezapalającym się stworem. Łazienkowy potwór, codzienny element stresogenny. Mycie głowy w spartańskich warunkach nie jest więc dla mnie niczym nowym:)
Dobry początek dnia, nie ma co. 
No to jedziem, jedziem. Przez manewry łazienne czas się nagle skurczył. Zaraz mi autobus ucieknie.
 Piękne słoneczko, dobrze mi się sterczy na przystanku, na uszkach Trójka mi pięknie gra piosenkę dnia, z reklamy Kinder bueno mi gra, piosnkę wcześniej nie zidentyfikowaną, tajemniczą...chodziła za mną chodziła, aż zaszła na Myśliwiecką 3/5/7. 
Na Trójkę zawsze mogę liczyć:)




Błogie dźwięki mi się uszami wylewają na tym przystanku, zadziwiająco mi dobrze jest. Nagle patrze, a tu jakoś pusto wokół mnie się zrobiło, ludzie się mi dziwnie przyglądają. Rany, myślę, e no co jest? Mam coś na twarzy? Właściwy sowi strój wystaje mi spod skowronkowego wdzianka? Zaspane oczy puchacza mi gdzieś widać?
Ależ nie! kobieto droga ty się gibiesz do muzyki, nie tyle co przytupujesz dyskretnie z nóżki na nóżkę tak go zwą..., ale prawie tańczysz hihi. Poniosło koleżankę, oj poniosło. To nie są takie sobie widoki na przystanku autobusowym typu pętla:)
No dobra, robimy wsiad do autobusu, w Trójce Stelmi temat śmiechu, żartów, rechotów w niekoniecznie stosownych momentach rozkręca. A towarzyszy temu skecz wszechczasów...Kubaa?




To jest nieprawdopodobne, że skecz może tak cieszyć, tak rozbawiać, tak rozrechotywać przez tyle lat, podczas setnego odsłuchania jest tak samo śmieszny (jeśli nie śmieszniejszy), jak za pierwszym razem:))
I tak było i tym razem, tak było tym razem w autobusie MZK linii nr 8. Dobrze, że to był tylko fragment skeczu, bo zaszokowani moim nagłym rechotem współpasażerowie mogliby zechcieć mnie komisyjnie usunąć z przegubowca:) 

Dojechałam na miejsce szczęśliwie, gotowa na spotkanie z jednym z szefów i na zadanie szeregu pytań egzystencjalnych pt. co, gdzie, jak długo i za ile. 
Nie lubię rozmów o pieniądzach, zwłaszcza z kretyńską spineczką na włosach. Okazało się, że nie bardzo było o czym rozmawiać.
Co? 10 tysięcy pudełek (ok)
gdzie? nieopodal (na razie wszystko się zgadza)
i za chwilę przestanie się zgadzać, bowiem...
jak długo? 5-6 dni (ooo jakiś wyjątkowo krótki ten miesiąc)
za ile? całe 25 groszy za pudełko!
Myślę sobie pudełek jest 10 tysi, więc we dwie, w trzy szybko się uwiniemy i zarobimy cosik:)
Mina mi zrzedła, jak się okazało, że te 25 groszy za pudełko dzielimy na 5 pań, w dalszej części dnia na 8 pań dla odmiany. Bo to wcale nie jest takie proste. Do zrobienia jednego kretyńskiego pudełka na chusteczki potrzeba więcej niż 5 par rąk, nie idzie to szybko i po 4h każda zarobiona była na całe 20 złoty. Szalona kasa, co nie? 
Pan szef (jeden z pięciu) tłumaczył mi już zniecierpliwiony jaki jest najlepszy sposób na klejenie, z taką powagą, jakby objaśniał mi co najmniej zasady obsługi maski tlenowej podtrzymującej funkcje życiowe. Rany to są tylko pudełka:)

Ogółem mamy ubaw (ja większy, bo mogę w każdej chwili, jeśli tylko zechcę wyjść, mogą mnie pod ogon cmoknąć), gorzej z resztą, przesympatycznych pań w kombinezonach roboczych, one tam pracują na stałe, a ta kasa (buhaha) to ma być dodatek do pensji. One zasadniczo i brzydko mówiąc gówno mogą:(
Po 4 h stania (tak wygodniej się wykonuje operacje manualne) już jest nieco mniej śmiesznie, nogi bolą, czuje  nadciągający skurcz w łydce, śmierdzi klejem, za to my idziemy jak burza. Każda wykonuje jedną czynność, jak na taśmie. Karton liczący 50 pudełek całość za  12, 50 zł (wykrzykiwane triumfalnie) dzielimy na 8 pań. 
Ale szaał:))
 Nawet jak po kilku dniach nabierzemy wprawy i prędkości równej prędkości światła, nie jesteśmy w stanie zrobić do końca miesiąca tego wszystkiego! Mąż mnie dodatkowo oświecił, że one te pudełka się rozlecą za chwilę, potrzebny jest im czas na dojście do siebie pomiędzy jedną czynnością, a drugą, a czasu niet. Więc różnie być może! Szefostwo poniosła ułańska fantazyja, ich założenie robienia 400 pudełek na godzinę jest założeniem niemożliwym do wykonania. Pomimo szczerych chęci nie da się dwa razy szybciej. Jest to po prostu fizycznie niemożliwe! Tak samo więc niemożliwe w takim układzie jest zarobienie 20 złotych za godzinę (bo tyle by wtedy właśnie wychodziło) A szefostwo tak bardzo chciało nam dać zarobić. No jak to drogie panie się nie podoba? To aż tak taka różnica 5 zł/h (w porywach) a założone 20zł. Śmiechu warte:)
 Tak więc jest śmiesznie. Dobrze mi w tych jednostajnych czynnościach, mózg się resetuje, jest coś kojącego w  powtarzalności ruchów, rozmowy z paniami są cudownie proste, jestem urodzonym pracownikiem fizycznym hihi (na krótki czas-ciekawe doświadczenie)
Po 6 godzinach stania decyduję się na opuszczenie fabriken, fabriken i powrót do domu wraz z mężem:)
Nie wiem czy się śmiać czy płakać:) Grunt to nie dopuszczać do głowy, nawet na chwilę myśli, że zdarzało się na godzinę (!!) zarabiać tyle ile tam przez 2-3 dni! Ciekawe doświadczenie hihi.
 Wieczorem zaś wpadłam w stan totalnej głupawki, nogi, unieruchomione przez wiele godzin teraz chciały biegać, tańczyć, przemieszczać się z punktu A do punktu B, ale nade wszystko pragnęły stopy masażu.
I choćby dla tego masażu i tej błogości zmęczenia warto było się zabawić w fizycznego (z całym szacunkiem!!).

Oto ona hala, w której spędziłam wesoło czas:


Widok ogólny na halę
jedna z wielu czynności (ja na przykład maziałam klejem zarys kwiatka)
efekt końcowy (z uśmiechniętej paszczy kwiatuszka się wyciąga chusteczkę.


10 tysięcy sztuk podstawowej części (jeśli trudno Wam sobie zwizualizować taką ilość,jak 10.000 to proszę bardzo, a to moi mili jeszcze zakręca, jak wąż)

Jak myślicie pójdę tam jutro?
P.S wybaczcie literówki, błędy i takie tam, ale ja PADAM NA TWARZ!! :))

6 komentarzy:

  1. Ooo, znam ten lek. To będa jakieś promocyjne chusteczki do przychodni pewnie:)? doświadczenie surrealistyczne:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpoczywaj, zasłużyłaś po znojnym dniu. Jeśli gdzieś zobaczę takie chusteczki, kupię natychmiast i pomyślę z czułością o Tobie. Kupy forsy nie będziesz z tego mieć, ale na parę książek...Moja sowa ze skowronkiem też się nie mogą dogadać. Być obojnakiem się nie da, a chciałoby się dobę wydłużyć. Miłego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boziu...czyli nie tylko ja miałam straszny dzień w pracy. Łączę się z Tobą w zmęczeniu. Na więcej nie mam siły...

    OdpowiedzUsuń
  4. IZA-
    A to lek? Nie wiem co się stanie z tymi chusteczkami, pewnie ktoś będzie się nimi cieszył. A doświadczenie było faktycznie dość mocno absurdalne, ale powiem Ci, że nie złamało mnie jakoś, bardziej rozbawiło. Ta historia ma swój ciąg dalszy, trochę bardziej pozytywny. O tym wkrótce:)

    KSIAZKOWIEC-
    Nie wiem czy to chusteczki będą dostępne ogółowi, może nosy nimi będą mogli wycierać tylko wybrani hihi.
    No nie da się być skowrono-sową, albo sowo-skowronkiem, wybór pt: albo albo:)
    Weekend już się miło zaczął,przede wszystkim siedzę, słucham LP3 (przed chwilą leciał taaaki numer Sade- błogość!).Tobie również życzę miłego weekendu:)

    SARDEGNA-
    No fizycznie, dostałam w kość, jednak porównując oba doświadczenia, to ja chyba wolę przeciążenie fizyczne od psychicznego:) Fizyczni górą! (powiedział wykształciuch hihi)
    Pozdrawiam i miłego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Papryczko, ale za to jakże miłe pudełka! jako maniaczka rękodzieła wszelakiego od razu widzę możliwości zliftingowania takiego pudełczyska :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O, ładne te pudełka, a Ty dzielna!
    Rozumiem ciężki żywot sowy o świcie... A co jeśli mama sowa ma pisklę skowronka....wieczorem to ma fajnie, ale rano...
    w Trójce nowa ramówka, ale nie słucham dużo, bo musiałabym z kompa ( bo mi nie chce radio odbierać, tzn. bardzo szumi na ich częstoltliwości ;-( ) a nie chcę go trzymac włączony cały czas...
    W "1 z 10 " jakoś nic śmiesznego nie było ostatnio ;-)

    OdpowiedzUsuń