Bohaterem filmu jest 10-letni Rosmus. Syn ojca swego zapalonego sportowca i matki swej zajętej domem od rana do nocy. Rosmus jest nieszczęśliwym, otyłym, nieco nieśmiałym chłopcem. Nie jest mu w domu dobrze, więc planuje ucieczkę, ale zanim dokona się jego niecny plan, chcę pozostawić tytułowe dobre rady dla swojego mającego się lada dzień urodzić braciszka. Ale jak przekazać te rady istocie, której jeszcze nie ma? Otóż Rozmus wpada na genialny w swej prostocie pomysł. Dobre rady nagrywa na magnetofon. Staje się on, ten magnetofon rzecz jasna nieodłącznym towarzyszem dziecięcej niedoli dnia codziennego:)
Tak więc widzimy Rosmusa jak przysłuchuje się kłótni rodziców, instruując brata, że rodzice zawsze się kłócą i zawsze o dzieci (tak to już jest, że dzieciaki zawsze przyczyn rodzicielskich konfliktów i problemów upatrują w sobie. Rodzi to ogromne poczucie winy. Ciężar nie do udźwignięcia), widzimy go na placu zabaw, kiedy ukrywa się przed rówieśnikami, bo jak mówi bratu ma kretyński sweterek ubrany przez matkę, widzimy go jak ze zbolałą miną gra z ojcem w piłkę i gołym okiem widać, że mu nie idzie. Ale trzeba spełnić oczekiwania ojca, który uważa sprawność fizyczną za kluczową kwestie w rozwoju i tak dalej i tak dalej. Gdzieś w połowie historii słyszmy jak mówi bratu kluczowe zdanie, bardzo smutne w swej istocie:
-nie myśl braciszku, że kiedykolwiek cię ktoś wysłucha...
Z pozoru nic takiego w rodzinie złego się nie dzieje, nie ma przemocy, alkoholu, rozwodu, śmierci...Sytuacja jak w tysiącu domów. Rosmus jednak ma dość takiego życia i ucieka z niego. Pakuje walizkę, zostawia taśmę i znika.
Rodzice oczywiście taśmę odnajdują i słuchają... słuchają oskarżając się z początku wzajemnie, słuchają na raty, bo w przerwach dzwonią do kolegów chłopca (nie ma ich zbyt wielu), a i pewnie nie jest im łatwo tego słuchać. Po jakimś czasie w końcu i Policja (bardzo sprawnie-wiadomo Szwecja) idzie w ruch. Z samochodowego odtwarzacza z taśmy pada zdanie, które zdaje się coś uświadamia rodzicom:
-i mam nadzieję braciszku, że będziesz takim synem, jakiego oczekują rodzice, bo ja nie jestem...
Zapada noc, policja planuje wznowić poszukiwania rano. Rodzice zostają oniemieli każde na swój sposób sami ze swoją rozterką.
Gdyby tylko znaleźli w sobie odwagę i wysłuchali taśmę do końca (gdyby w końcu wysłuchali) cała ta afera z policją nie byłaby potrzebna, bowiem na końcu taśmy jest rozwiązanie zagadki...:))
Brzmi trochę dramatycznie? Otóż właśnie nie jest to film smutny i przygnębiający, nie jest to film skandynawski z kręgu wyznawców Dogmy, czy spod gwiazdy Bergmana, bardziej przypomina nastrojem i podejściem do tematu norweskie produkcję ("Elling", "Kumple").
Film jest pomimo dramatu jakiego doświadcza chłopiec bardzo pogodny i lekki. Bez histerii, schizy i zbędnej szamotaniny. Reżyser nikogo nie ocenia, ani zachowania rodziców, ani nierozsądnego zachowania chłopca. Ta historia mogła się przecież zakończyć bardzo źle i pewnie u Mika Leigh na przykład skończyłaby się tak. Na szczęście jednak Szwedzi mają jakiś taki ciepły dystans do rzeczywistości:))
Myślę sobie, że gdyby Rosmus nie uciekł, nic by się nie zmieniło. A tak to jest szansa na zmiany, zmiany na lepsze:) I może rodzice nie popełnią już tych samych błędów w stosunku to swojego mającego przyjść na świat potomka, a i ze starszą pociechą znajdą wspólny język i zaakceptują go takim, jakim jest. Bo tylko wtedy można zdrowo wzrastać:)) Chcę wierzyć, że tak będzie.
Szczerze polecam ten króciutki film. Duże kino w miniaturze:)) Nagrodzony na kilku międzynarodowych festiwalach filmowych. Nagrodzony w 100% słusznie!
P.S dla tych, którzy ciekawi są tego co było na końcu taśmy, a filmu nie obejrzą:
-braciszku jak już podrośniesz zajrzyj do mnie na strych....
No cudne! zakończenie mnie rozwaliło zupełnie:)))
Uwielbiam skandynawskie kino.
OdpowiedzUsuń