"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 25 lipca 2011

Post zbiorczy, czyli o pewnej zupie, napadzie patriotyzmu w bibliotece i klubie 27.



Jestem w posiadaniu chorego (czytaj przeziębionego) męża sztuk 1. Na szczęście mąż ów w przeziębieniu bywa bardziej uroczy niż upierdliwy. A to pewnie dlatego, że szybko dochodzi do siebie i nie zdąży ze stanu: patrz jaki jestem uroczy, spójrz mi głęboko w załzawione oczy, wprowadzić siebie i mnie w stan jestem upierdliwy bom ledwo żywy...Tak więc mój uroczy małżonek przyjął wczoraj pokornie formę kokonu (w roli kokonu występuje śpiwór),  głowa mu tylko wystawała a z głowy tej, konkretnie z otworu paszczowego wydobywał się raz po raz jęk, formułujący się nieśmiało w ciche wołanie: kochaaanie!, żaabko...pić, jeść, przytuul!:))

 Zanim jednak go napoiłam, nakarmiłam i przytuliłam ochrzaniłam go z góry na dół, bowiem chory jest na swoje własne życzenie. A mówiła żona: zostań w domu, wyleż się, gdzie lezie? Na koncert! Trzeba bo się samemu gra. No to jak trzeba to i pojechał, wrócił, się położył i leeeży. Ale jakże on leży! dostojnie, z honorem leży, tylko spogląda załzawionym okiem i nosem wymownie siąka, no aż żal bierze i serce się ściska. To, to ściśnięte żalem serce kazało mi się pochylić nad potrzebami chorego. Przedarłam się więc przez kordon stworzony z osmarkanych chusteczek i pochyliłam nad małżonkiem i słyszę: zupę, pragnę zupy:) Rosołu się szanownemu mężu (celowy lapsus językowy) zachciało, zamarzyło. No dobrze, ok ale przecież nie zrobię rosołu z mięsa, które leży w markecie od czasów niepamiętnych zapewne. Jest niedziela, dziś rano na pewno nie przybyło. A rosół z kostki to gwałt na rosole, dopuścić do takiego nadużycia w moim domu nie mogę:) Zatem pomidorową zrobię. Pomidorowa na kostce się jakoś obroni:) Kostka niestety pełna chemii, te "zdrowe" wyszły, wyszły i nie wróciły. No, ale nie ma co, trzeba wykorzystać to co jest w domu. Mąż głodny, chory! Włączyłam zatem tryb "żona" i udałam się w drogę. Najpierw spacer po lesie (na boso), potem relaks na ławce z książką, następnie taka nasłoneczniona udałam się do marketu po produkty na ową zupę. Rany jak mi się nie chciało! No ale nic, małżeństwo to przecież także obowiązki wobec chorego męża. Żartuje, żartuje opieka nad zasmarkanym małżonkiem to czysta przyjemność!

Zaopatrzyłam kuchnie w radyjko i ziuch, ziuch w towarzystwie Marcina Kydryńskiego, Billy Holliday i pana Coltraina ugotowałam obiad:) Cudownie się kroi warzywka, obiera ziemniaczki i smaży jajeczka (na drugie najlepszy obiad świata: młode ziemniaczki z koperkiem, kalafior i świeże jaja od kur wychowywanych bezstresowo) przy dźwiękach niedzielnej sjesty. W przerwach dla niepoznaki poczytywałam "Zupę z granatów", a apatyt wzrastał sukcesywnie:)) 
Zupa wyszła wyśmienita!!!! Do wczoraj mistrzem zupy pomidorowej był mój mąż. Na nią mnie podrywał, nią mnie raczył jako swoją dziewczynę, narzeczoną a teraz jako żonę. No ale wczoraj zrzuciłam męża z piedestału zupowego. No jakże ja mogłam męża takiego chorego tak bezpardonowo zrzucić?! Zła żona, zła! A FE!:)))

Dziś mąż mój cudownie ozdrowiały po powrocie z pracy pobiegł na próbę, a ja wcześniej udałam się do biblioteki. Znów jak ostatnim razem trafiłam na ostatnie pół godziny i na tłumy wakacyjnych czytaczy, którzy jeszcze bardziej przetrzebili półki! No gdzie oni byli wcześniej, gdzie się oni podziewali przed wakacjami? ja się pytam :)
Na szczęście wakacyjni jakoś ominęli półkę z literaturą polską, co z nowo przybyłymi nowościami otworzyło przede mną morze rodzimej literatury. Obudził się we mnie czytelniczy patriotyzm i zaopatrzyłam się w 5 książek. W 5 polskich książek. Wybór był trudny. Dwie musiałam odłożyć-przepraszam pana Marka Nowakowskiego-jeszcze wrócę! I tak wyszłam z jedną książką więcej niż jest w regulaminie. No ale jak rzekła miła pani bibliotekarka robiąc wgląd w moje konto czytelnicze: taka przykładna czytelniczka może wziąć o jedną więcej:) no dziękuje bardzo:) Mam nadzieje, że kryzys czytelniczy został wczoraj przełamany dzięki Zupie z granatów i teraz już ruszę z kopyta! A oto moje łupy:


Od góry:
1) "Akademia pana Brzechwy" pod red. Marianowicza (zainspirowana postem o książce na blogu u Bazyla, musiałam ją zdobyć-dawno nie miałam w rękach książki tak leciwej, normalnie seniorka)
2) "Blady Niko" Tomek Tryzna (czytałam jego "Idź i kochaj" dawno temu, za wyborem akurat tej książki przemawia jeszcze cudownie duży druk)
3) "Czerwony rower" Anna Kozłowska (z chęcią się rozpłynę w dobrym czytadle, słyszałam wprawdzie, że nie jest tak dobra jak "Piaskowa góra", ale to nic, to nic)
4) "Panna Farbelin" Stefan Chwin (ze względu na Gdańsk- chyba znów w tym roku nie pojedziemy, a ja tak bardzo tęsknie!)
5) "Każdy żyje jak umie" Andrzej Mularczyk (chyba scenarzyście serialu "Dom" mogę zaufać?, poza tym wzięło mnie na kresy i kresowiaków)
Zadowoolona jestem:))

Poza tym w sobotę miałam okazję obejrzeć koncert "Męskie granie" na żywo dzięki uprzejmości internetu. Ehh cudnie, cudnie! Pan Fisz i pan Emade i ich Tworzywo obudzili wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy się w chłopakach zasłuchiwało do cna, Janerka przypomniał Gdańsk sprzed 2 lat kiedy to byliśmy na jego koncercie. Ehhh. Przegapiłam koncert Lao Che:( Na zakończenie wystąpiło VOO VOO. Głos Wagla, jego charakterystyczna gitarka w towarzystwie pianina Leszka Możdżera to istny RAJ!! 
Na trasie jeszcze został Wrocław i Poznań. Przegapić chyba tego wydarzenia muzycznego nie możemy. Jeśli spłyną na nas oczekiwane nadprogramowe pieniądze, to pojedziemy. Ja już podjęłam decyzję:)


W sobotę doszła także wiadomość o śmierci Amy Winehouse. Nidy się w niej nie zasłuchiwałam ale szkoda dziewczyny:( Miała tylko 27 lat. Dołączyła do tzw: klubu 27. W tym samym roku życia odeszli inni wielcy, nieszczęśliwi: Janis Joplin, Jimi Hendrix, Jim Morrison i Kurt Cobain. Czy to było zamierzone działanie? Czy przedawkowała specjalnie? Ponoć podjęła decyzję o podjęciu leczenia. Hmmm. Smutno!



Próbowali wysłać mnie na odwyk, ale powiedziałam 'nie, nie, nie'
Tak, jestem zła, ale kiedy się zmienię, dowiesz sie o tym
Nie mam na to czasu, a jeśli mój tata twierdzi, że ze mną w porządku
On stara się, żebym poszła na odwyk, ale ja nie pójdę (nie pójdę, nie pójdę)

Wolę być w domu z Ray'em
Szkoda mi tych siedemnastu dni
Bo nie ma tu nic
Nie ma tu nic, czego mógłbyś mnie nauczyć
Dlatego nie moge uczyć się od pana Hathaway

Nie wyniosłamz zbyt dużo z tych lekcji
ale wiem, że powodem nie jest potłuczone szkło

Próbowali wysłać mnie na odwyk, ale powiedziałam 'nie, nie, nie'
Tak, jestem zła, ale kiedy się zmienię, dowiesz sie o tym
Nie mam na to czasu, a nawet jeśli mój tata twierdzi, że ze mną w porządku
On stara się, żebym poszła na odwyk, ale ja nie pójdę (nie pójdę, nie pójdę)

Facet powiedział "jak sądzisz, dlaczego tu jesteś?"
Powiedziałąm, ze nie mam pojęcia
Kochanie, powoli cię tracę
Więc ciągle mam przy sobie bultelkę
On powiedział: myślę, że ty po prostu masz depresję,
Pocałuj mnie, kochanie, i idź odpocząć

Próbowali wysłać mnie na odwyk, ale powiedziałam "nie, nie nie"
Tak, byłam zła, ale kiedy się zmienię, dowiesz się o tym


Nigdy więcej nie będe piła
Ja po prostu, ohh, ja po prostu potrzebuje przyjaciela
Nie spędzę tam dziesięciu tygodni
(tylko po to) Żeby oni myśleli, ze się wyleczyłam

I to nie jest moja duma
Tak będzie, póki moje łzy nie wyschną

Próbowali wysłać mnie na odwyk, ale powiedziałam 'nie, nie, nie'
Tak, jestem zła, ale kiedy się zmienię, dowiesz sie o tym
Nie mam na to czasu, a nawet jeśli mój tata twierdzi, że ze mną w porządku
On stara się, żebym poszła na odwyk, ale ja nie pójdę (nie pójdę, nie pójdę)



Uciekam na film na Kulturze "Hallam Foe" Miłego wieczoru:)

10 komentarzy:

  1. Mężowy katar to najcięższa choroba. Dzielnie to przechodzicie:)))
    Łupy biblioteczne zaiste warte zachodu. I dlaczego oni omijają półki z polską literaturą? A fe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie za nominację. Niestety jestem zmuszona odmówić z powodu permanentnego braku czasu, ale jeszcze raz dziękuję za uznanie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak mam, jestem uroczy w przeziębieniu bo wówczas na wiele mogę sobie pozwolić i wszystko jest mi wybaczane:) Stara męska taktyka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie zbiorcze posty, bo za jednym zamachem można omówić tyle spraw... Chory chłop to istna katastrofa, bo nieraz o byle katar zdycha, a przeważnie nie słucha, żeby wapno czy rutinoscorbin wziął, "mi to nie potrzebne, bo to nie pomoże..."itp. Obiadek pyszn ugotowałaś, mówię jakem fanka pomidorowej, "Zupa z granatów" też niczego sobie... Zdobycze biblioteczne- super! U mnie w biblio też ostatnio wytrzebione półki, ale nawet mi to nie przeszkadzało, bo w domu piętrzą się własne nieprzeczytane zbiory, zatem tylko "Sklep pod dziewiątą chmurką" L. Rice i Pawlowskiej "Dzięki za każdy ranek" wzięłam. Mi też szkoda Amy.
    Dzięki za przybliżenie tekstu, nigdy się nie przysłuchiwałam ze zrozumieniem jak leciało w radiu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. No to zdróweczka mężowi pożycz!
    A teraz Ci nawtykam Ty Paskudo! Bluźnisz, oj bluźnisz! Żeby "Piaskową Górę" z czytadłami zestawiać!!! No wiesz co? Toż to literatura z wyższej półki! Pfrrr
    :)
    No tom se pokrzyczała :)
    A teraz proszę o info kiedy do Wroi planujesz, bo nie wiem kiedy to Męskie Granie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mag- spieszę z wyjaśnieniem czym prędzej. Powinnam dookreślić co rozumiem pod hasłem czytadło. Właściwie nie dodałam ważnego słowa "zobowiązujące" czytadło, czyli czytadło w sensie pozytywnym z wyższej półki!! Ale rozumiem Twoje święte oburzenie. Też się bym oburzyła i przez łeb dała! :)) czytadłem niezobowiązującym natomiast nazywam te książki, które się tylko dobrze czyta i nic poza tym, a samym czytadłem bez określającego go przymiotnika nazywam te książki, które są czytadłem w sensie obiegowym- pejoratywnym:)
    A Męskie granie we Wrocku jest 20.08:) Będę dawać znaki co i jak w tej materii:)

    dr Kohoutek- tak mój mąż w chorobie mnie rozczula. Na szczęście bardzo szybko zdrowieje:) Już jest zdrów właściwie tylko pokasłuje od czasu do czasu:)

    Agnesto- jeśli chodzi o mojego męża, lekarzy i medykamenty to nie ma z tym większego problemu. Zjada wszystko co mu się poda bez szemrania, a i do lekarza ładnie pójdzie jak trzeba. Normalnie skarb jakich mało hihihi. A co do biblioteki i książek własnych, to nie narzekam mam ich w nadmiarze, ale mam taką ułomność, że nie czytam tych swoich! I jestem uzależniona od biblioteki. Moje wyprawy rzadko kiedy spowodowane są brakiem lektury:) Pisałam o tym w poście z marca (bodajże) "Mnogość światów w bibliotece"- tak przy okazji:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Urzekłaś swoim sposobem opisywania zdarzeń :)
    Posiadasz prawdziwie leciutki styl pisania, który można czytać i czytać. Zresztą niezłe się uśmiałam czytając sposób w jaki nakreśliłaś chorobę swojego męża:) Chory mężczyzna to istna katastrofa:]
    Stosik bardzo obiecujący :)
    Uwielbiam Waglewskich. Zaczynając od najstarszego a kończąc na najmłodszym :) Ostatnio byłam na koncercie Kima Nowaka i muszę przyznać, że to również genialny projekt fisza i jego brata. Chociaż nie ubliżając, daleko mu do ,,Męskiego grania,, , które miałam okazję oglądać na żywo :)
    Pozdrawiam i zajrzę jeszcze nie raz, żałując, że nie potrafię dodać do obserwowanych :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedronko!
    Nawet nie wiesz jak bardzo podniósł mnie na duchu Twój wpis! Miód na moje serce. Dziękuję za słowa uznania:))
    Tak Waglewscy mają moc. Cały męski klan (żona i mama musi być cudna, nie może być inaczej!)Kima Nowaka widziałam 2 razy. Ostatnio na koncercie poświęconym Stopie (o tym w marcowym poście). Są nieźli! zresztą wszystko za co się wezmą Wagle i te małe i ten duży jest na najwyższym poziomie!
    A na Męskie granie trza się wybrać koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. kurka blaszka! W od 18-22.08. jestem w Cieszanowie na festiwalu, nie możesz przesunąć koncertu??? ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mag- no tak jakoś mi się we łbie kołatało, że nie ma Cię w tym terminie:( Zaraz zadzwonię do Wagla, na pewno koncert przesunie:)

    OdpowiedzUsuń