"Nie, nie zażywam narkotyków, zażywam książki"
Ingeborg Bachmann

środa, 27 lipca 2011

Nie jestem dziś w sosie, muchy mam w nosie, jestem w kłopocie jak śliwka w kompocie...czyli post mało pozytywny.


Uprzejmie donoszę, że mąż mój cudownie ozdrowiał zaraz po spożyciu pomidorowej zupy-cud:))

Choroba opuściła ciało jego, a teraz siedzi w kącie i się patrzy, się przygląda, słowem czai się. Na kogo się ona, ta choroba czai? Ano na mnie się rzecz jasna zasadza. Już, już przedwczoraj usiadła na mym łożu i włożyła palec do nosa i czeka chyba. Weźmie mnie czy nie weźmie. Gorzej się poczułam i owszem, myślę sobie i na mnie czas przeziębiania przyszedł. Ale nie, zdrowa jestem. Niestety fakt, że jestem zdrowa nie jest kompatybilny żadną miarą z moim ogólnym samopoczuciem psycho-fizycznym. Widać to, że nie mam kataru, kaszlu i nie łzawią mi oczy nie znaczy żem zdrowa na umyśle.
Coś mi się stało. Źle mi i tyle. W ciągu ostatniego tygodnia zdarzył mi się dosłownie jeden dobry dzień. Dobry dzień  w sensie subiektywnego odczucia. Raz tylko naszła mnie fala pozytywnego uczucia, że jest ok, że wszystko się dobrze ułoży, że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie-jak śpiewa Tilt. Jeden dzień. Zupełnie niespodziany, nie spowodowany żadnym konkretnym wydarzeniem. Taki po prostu. Ale moi drodzy ten dzień minął i zaczął się następny. A dzień ten i kilka następnych sponsoruje słówko "lewa" wraz z towarzyszeniem słowa "noga" i czasownikiem oznaczającym przejście od stanu horyzontalnego do pionizacji. Obawiam się, że sponsoruje mnie kurcze sto-noga!!

Znów się przestawiłam na tryb nocny, jak na rasową sowę przystało. Nie powiem, żeby było mi jakoś specjalnie przykro kiedy nocną porą Comedy Central raczy mnie 8 sezonem South Parków. W ogóle nie jest mi przykro:)
Ale to tylko pozory, bowiem jest we mnie ogromna niezgoda na ten stan zawieszenia w próżni, na ten męcząco długi zakręt. Niezgoda na stan rzeczy, który nam nie służy może się objawiać zachowaniem budującym, konstruktywnym czyli działaniem, albo destrukcją. Tryb: działanie się u mnie zaciął. Tryb destrukcja działa bardzo sprawnie. Oscyluje on pomiędzy uczuciem złości i smutku. Z przewagą złości niestety. Smutek jest ostatecznie dobry Zabiera trochę, ale i wiele daję wbrew pozorom pozytywnego, natomiast złość więcej zabiera niż daję. Jednak coś musi dawać jeśli się na niej tak kurczowo zawieszam. Złość daję energię, daję napęd. Nie jest to dobra energia, ale jakaś jest. A smutek? Smutek zabiera energię żeby wstać, żeby zrobić cokolwiek. Więc żeby się nie zamrozić w działaniu zupełnie włączam tryb złość i tak sobie funkcjonuje. Jak tylko zobaczę światełko w wewnętrznym tunelu gaszę je jednym groźnym spojrzeniem. Najgorzej, że złym okiem gaszę także męża, który najpierw próbuje mnie rozbawić, potem jakoś sprowokować, a potem dochodzi do słusznego wniosku: "oho tryb: groźna żona się włączył" i daje mi spokój. Ale ja moi drodzy nie złoszczę się jakoś spektakularnie, nie trzaskam drzwiami (no może troszkę garnkami), złoszczę się do wewnątrz, na zewnątrz milczę z ponurą miną, od czasu do czasu odburkując. Już jestem sama sobą zmęczona!

Definicja złości:

Złość to powodowana strachem reakcja emocjonalna, która pojawia się, gdy zablokowane jest jakieś dążenie, następuje zmiana poczucia kontroli. Złość jest często związana z powtarzającym się oddziaływaniem czynników stresogennych. Osoba narażona na działanie bodźców stresogennych i pozbawiona możliwości reakcji na nie, zaczyna reagować złością.
Złość wyrażana jest spontanicznie: krzykiem, gestami, czasem rękoczynami. Reagowanie złością jest często ucieczką od odpowiedzialności, wówczas gdy człowiek jest niezdolny do rozwiązania trudności. Ludzie wpadają w złość również, gdy nie mają pewności o słuszności własnych poglądów, ale dopuszczają, że nie mają racji.
W przeciwieństwie do gniewu, złość nie jest reakcją kontrolowaną
Niezdolność do rozwiązania trudności...i ucieczka od odpowiedzialności! O TO. TO! I wszystko jasne.

 I tu wracamy do kwestii przeziębienia, które gdyby mi usiadło na głowę, mogłabym bezkarnie robić nic i leżeć. Nie musiałabym iść do Urzędu Pracy i zakrzyknąć: taadaam! jestem! znów! cieszycie się? Rzekłabym  zakatarzonym głosem, że nie mogłam pójść do tego sympatycznego miejsca bom chora. A tak, nie idę, nie załatwiam tych kilku spraw, a potem się złoszczę na siebie. Złoszczę się także na bogu ducha winne brokuły, że się gotują za długo, że nie chcą się z nich robić kotleciki! A przecież tak dobrze mi robiło wcześniej gotowanie. Babranie w jedzeniu dawało mi spokój. Jednak nie dziś. Dziś brokuły patrzyły na mnie złym okiem, marchewka się ścierać nie chciała, a produkty ostatecznie odmówiły współpracy i za cholerę nie chciały się formować w  pieprzone (piii) kotleciki. No ale co się dziwić.
One wszak  nic nie zawiniły! Podeszłam do kwestii gotowania bez serca, to one te brokuły mi serca poskąpiły. No ale w obliczu braku obiadu dla głodnego, WRACAJĄCEGO Z PRACY męża (ja mam wewnętrzny imperatyw męża nakarmić- patrz nie mam nic innego do roboty) postanowiłam dojść jakoś do porozumienia z owym brokułem, jako głównym składnikiem potrawy:)
 Jaaakoooś poszło, tyle, że nie weszło do mej gardzieli:(
 A kuchnia wygląda jak po przejściu huraganu. Oto skutki nerwowego szamotania się po kuchni wielkości kiszki:)
 Oto one wrednie, niesubordynowane kotleciki!


A oto ludek brokułowo-pomidorowy Zdzisław:) (na żywo wyglądał duużo lepiej!)


To tak dla rozluźnienia, bo się zrobiło jakoś tak ciężko i tu na blogu. A to przecież nie o to chodzi, żeby zasmucać. Chociaż chcąc być prawdziwą i takie wpisy ponure czasem na łamach bloga zamieszczać będę. Wybaczcie!!

Dziś w trakcie spożywania (bez apetytu) posiłku obejrzałam "Jeden z dziesięciu", który to program uwielbiam (eh czuję się wtedy taka mądra! hihi) i tam padło pytanie dotyczące Marii Peszek. Myślicie, że jej miło, że jest bohaterką jednego z pytań? Ja bym była dumna, że hej! Ehh jak ja dawno jej nie słuchałam!
Ta piosenka jest kompatybilna ze mną dziś. Z tą różnicą, że ja robiłam kotleciki brokułowe, które mi jakoś specjalnie nie poprawiły humoru. Ale piosenka i owszem:) Eh Maryśka:)


Ciekawe czy wzorem projektu Męskie granie powstanie kiedyś wersja Babskie granie? No to byłoby dobre! Proponuje zestaw: M. Peszek, Nosowska, Brodka, Dąbrowska, dla równowagi hmm może Miśkiewicz...A Wy jakie macie typy na Babskie granie?

P.S
Właśnie obejrzałam dokument o Radiu Wolna Europa (znów) na Kulturze:) Niesamowity! Ciary na plecach.Zwracanie myśli  ku przeszłości daję mi poczucie bezpieczeństwa...złudne.
A za chwilę także na Kulturze przepiękny film "Pora umierać" z cudowną, kochaną Danutą Szaflarską:) OO już mi lepiej cytując Spiętego w Kluczniku zespołu Lao Che:)

8 komentarzy:

  1. papryczka-> pisząc te słowa byłam bardzo rozgoryczona. Mało obiektywna.
    Chciałam krzyczeć,ale zdaję sobie sprawę, że problem znajdował się o wiele głębiej.
    Genialny artykuł o Amy ukazało się j w zwierciadle .
    Zamieszczam link http://zwierciadlo.pl/artykul/amy-winehouse-zyc-szybko-umierac-mlodo .
    Myślę, że powodem choroba borderline, na którą chorowała Amy niestety była głównym powodem jej problemów.
    Zresztą to dzięki niej pisała tak przejmujące tekst.
    Nikt z nas nie mógłby się aż tak obnażyć i ukazać tak mocne uczucia: szczególnie osamotnienie.

    Odnośnie notatki.
    Odczuwam również jakiś spadek zadowolenia z własnego życia. Jakąś wręcz ciapowatość z ospałością. Myślę, że winę ponosi pogoda, która nostalgiczna i bardziej wpadająca w jesienny klimat, niż letni.
    Dziś również na obiad serwowałam brokuły. Moje ulubione spaghetti z sosem serowym i brokułami.
    Byłabym ogromną zwolenniczką babskiego grania. W końcu jakiś kontrast by się przydał :)
    Do tego zestawu genialnych polskich wokali dodałabym jeszcze Kingę Preis,Jandę:)
    Przy okazji zdałam sobie sprawę z tego jak mało mamy dobrych wokalistek :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że nie jestem sama w swym marnym nastroju... może te deszcze roznoszą jakieś depresyjne zakażenie? Rzec mi się chce... byle do lata, bo jak na razie niewiele go było :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cierpienie i nieusatysfakcjonowanie psychiczne boli znacznie bardziej niż chore ciało. Może dlatego, że większy problem stanowi uleczenie duszy?

    OdpowiedzUsuń
  4. na choroby polecam stawianie baniek...mnie pomogło...:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Papryczka, zabij mnie, ale zlałam się ze śmiechu. Oj, bo Ty nawet o smutkach tak piszesz, ze jakieś takie niesmutkowe się wydają. Zdzisław jest boski, tylko ma trzy ręce, no chyba że to co mu tam trzeciego wystaje to nie ręka... ;)
    Na Babskie granie proponuję wymienić Brodkę na Przemykową

    OdpowiedzUsuń
  6. biedronko- a propo projektu Babskie granie to nie wymieniłam rzeczonej Jandy i Preis (obie panie uwielbiam), bo chciałam żeby to się jakoś klimatem zgrywało, ale jeśli już mamy marzyć to, co? Ja dorzucam jeszcze Umer, Banaszak...faktycznie ciężko jest mi przypomnieć sobie śpiewające panie:( Aaa Anna Maria Jopek i może Aga Zaryan i dla odmiany Żywiołak może?:)

    Virginia-no coś jest w powietrzu. Pewnie pogoda odkrywa niebagatelną rolę, ale mi w sumie robi się nawet lepiej jak pada. Jakoś mi się to zgrywa. A poza tym przynajmniej wiem dlaczego nie ruszam do boju. Nie ruszam bo przecież pada:)

    Kasiu- tak być może chce się gorzej poczuć żeby odwrócić uwagę i myśli skierować na coś konkretnego i namacalnego. A katar jest jak najbardziej namacalny...i to jak!:)

    Mag- cieszę się, że się jednak ubawiłaś. Wcale nie było moim zamiarem dołować, więc nie będę Cie zabijać, bo kto będzie zlewał się tak uroczo pod siebie? :))A Zdzisław? hmm może i to nie była ręka? Przemykowa wzięta do bandy wszak babę zesłał Bóg...

    OdpowiedzUsuń
  7. a jeszcze dorzuć Groniec

    OdpowiedzUsuń
  8. Mag- NO JASNE!!! wiedziałam, że zapomniałam o jakiejś cudnej babie!:))) Groniec konieczna jest:)

    OdpowiedzUsuń