Zasady zabawy:
1) Na swoim blogu dodaj notkę dotyczącą nominacji, pamiętając żeby zaznaczyć, kto Ciebie wytypował.
2) Napisz w siedmiu punktach coś, czego inni o Tobie nie wiedzą
3) Wytypuj 16 osób do zabawy, pomijając tę, która Cię wytypowała
4) Umieść na blogach wszystkich przez Ciebie wytypowanych informację, że zostali przez Ciebie wybrani:)
Do dzieła:)
Rzecz jasna jeśli ktoś nie będzie miał ochoty się przyłączyć, to po prostu się nie przyłączy:)) Kolejność przypadkowa:)
Zapraszam:
1) czytanki anki
2) kasia. eire
3) charliebibliotekarz
4) Mag
5) dr Kohoutek
6) przynadziei
7) Eva Scriba
8) marta
9) kasia
10) wysypisko, czyli wszystko...
11) Monika Sjoholm
12) bazyl
13) the book
14) naia
15) Mikropolis
16) Orchisss
cholipka! się zagapiłam i wytypowałam o jedną osobę więcej. Skasowałam więc bezczelnie na chybił trafił jedną osobę, ale przecież zaproszenia już poszły hihi, więc wracam wykasowaną niecnie Isabelle!!:))
**********************************************************
Rany julek ruszyła kolejna zabawa blogowa, zostałam także do niej zaproszona:)
Ale jak tu do kolejnej zabawy wkroczyć jeśli się z tej wcześniejszej "nie wywiązało"? Wstyd, wstyd odtąd, dotąd ciuś, ciuś, ciuś! Minął ponad miesiąc odkąd zostałam zaproszona do poprzedniej zabawy przez dwie osoby Ksiażkowca i Kasie.eire. Odkładałam to i odkładałam. Powód tego był prosty. Jak wiecie cierpię na problem z syntezą i obawiałam się, że jak już się zabiorę do "pracy" to już nigdy nie skończę i post zacznie mierzyć kilometry! hihi (uwaga obawy były jak najbardziej uzasadnione)
I mam pomysł, może połączę te dwie zabawy w jedno? Myślę, że mogę tak zrobić. Do pewnego punktu będzie zabawa pierwsza, zaległa, a od któregoś (7 przed końcem) rozpocznie się druga. Świetnie to sobie wymyśliłam! Plus mojego nazwijmy to delikatnie "zagapienia się" jest taki, że jako, że o sobie opowiadam pierwszy raz nie muszę się zastanawiać czego jeszcze nie było;)
Tyle tytułem wstępu.
A więc start: Ty, który wchodzisz żegnaj się z nadzieją hihihihihi
Dla tych, którzy lubią by było zwięźle i krótko dłuższe "punkty" będą opatrzone wstępem, o czym rzecz będzie (jak w Muminkach)...
O tym, że jestem na zakręcie zawodowym: praca w zawodzie czy jednak odwrót?...
1) Marzę o własnym biznesie. Obecnie jestem na zakręcie i nie wiem co mam ze sobą począć. Czy szukać szczęścia w zawodzie, podjąć jakieś kolejne studia i liczyć na to, że jednak jakiś cud się zdarzy i trafi się praca w zawodzie. Czy może podjąć jakieś własne działania w tej materii? Ale od razu pojawia się się pytanie: czy ja chcę nadal pracować w zawodzie, czy to "na swoim" czy na etacie? Pod koniec roku miną dwa lata odkąd nie mam kontaktu z zawodem (oprócz okazyjnych fuszek) i stwierdzam, że nie tęsknie jakoś specjalnie, więc może to nie jest moja droga?
O tym, że marze o Kluboksięgarni, czyli o tym jak próbowałam wyciągnąć kasę z Unii i jak to łatwiej zdobyć środki na wiertarkę niż na szeroko rozumianą działalność kulturalną...
2) W pierwszych miesiącach bezrobocia unosiłam się ze szczęścia, uwolniona od odpowiedzialności za problemy innych, zaczęłam marzyć. Przypomniało mi się małe marzenie. Otóż marzy mi się (nie mnie jednej hihi) własna Kluboksięgarnia (potem przemianowana na czytelnie, w ramach oszczędności) w której można by napić się kawy, zjeść ciasto, poczytać, posłuchać dobrej muzyki, obejrzeć film. Plan był taki żeby połączyć profesję zawodową z pasją i wprowadzić tam także różnego rodzaju warsztaty psycho-rozwojowe plus spotkania z ciekawymi ludźmi, akcję dla dzieciaków i tak dalej i tak dalej. Nawet poczyniłam w tym kierunku starania zdobycia na ten cel pieniędzy z Funduszy Unijnych, ale niestety łatwiej uzyskać pieniądze na wiertarkę niż na takie jakiekolwiek działania kulturalne. Mieszkam w mieście ani dużym, ani małym, ale jedno jest pewne lokal musiał by być w samym centrum, na samiutkim deptaku, a tu bardzo szybko zeżarłby mnie czynsz:( W mojej głowie miałam już wystrój wnętrza (kolorowe lata 60 z odnowionymi fotelami, stolikami w stylu "nerka" wiecie.), była już nazwa "Nieznośna lekkość bytu" i ulotka reklamująca (chciałam jakoś unaocznić tym ludziom w komisji o co mi chodzi), no ale nie wyszło i może to i lepiej, bo może teraz byłabym bezrobotna, z długami i z zamordowanym marzeniem:)
O uzależnieniach słów parę, czyli o tym jak mi się ręce trzęsą kiedy zbyt długo nie odwiedzam second-handów i jak wpadam w tzw. ciągi kiedy już tam zajdę...
3) Jestem uzależniona od biblioteki (to wiecie), oraz od kupowania w second-handach. Mam tzw. oko. Potrafię jednym rzutem owego oka ocenić jakość ciuchów w nowo otwartym miejscu. Mam kilka swoich ulubionych, do których zaglądam namiętnie i wydaje w nich pieniądze, szczególnie te, których nie mam:) Mam w szafie mnóstwo ciuchów, niektórych w ogóle nie noszę, ale mam także dużo tzw. łupów, czyli ciuchów, które uwielbiam. Od kilku lat nie kupuje niczego (oprócz bielizny) w normalnych sklepach. Po co? Miewam odruchy odstawienne kiedy zbyt długo nie bywam w second, oraz wpadam w tzw. ciągi, co się objawia tym, że jak kupię jeden ciuch, to z kupnem następnego nie mam problemu (na szczęście nie są to duże kwoty), oraz tym, że wejście do jednego second znaczy, że muszę odwiedzić jeszcze kilka na trasie. Zdarzyło mi się także specjalnie jechać, poszukiwać przypadkiem zauważonego wcześniej w obcym mieście second. Tak było w Krakowie kiedy z mężem długi czas szukaliśmy second z torebkami, który przyuważyłam w pierwszy dzień. Trzeba było go odnaleźć. Opłaciło się, bo mam stamtąd moją ukochaną torebkę (nową za 16zł). Zdarza mi się okłamywać współmałża w kwestii zakupów, no ale która z nas czasem nie zaniża ceny zakupionego ciucha? hihi u mnie wszystko kosztuje 10zł. Niewielka różnica. Takie małe kosmetyczne kłamstewko:)) Kolejny dowód, żem uzależniona: mogę o tym gadać i gadać. Naprawdę już bez śmiechu: mam z tym problem! A może by tak otworzyć second hand? Myślę nad tym:)
O korelacji lenistwa z bałaganiarstwem i o zgubnych skutkach negatywnego perfekcjonizmu, czyli albo robię coś idealnie, że mucha nie siada, albo wcale, najczęstsza opcja to wcale. O braku wiary w siebie słów kilka...
4) Jestem leniuszkiem i bałaganiarą. Leniwizm (uknułam nawet nowy termin) świetnie koreluje z bałaganiarstwem:) Miewam napad na sprzątanie (świetnie sprząta się przy K. Jandzie") jej "równo poukładane stosy bielizny, to jest to..." bywają motywujące. Jestem perfekcjonistką i ten perfekcjonizm także świetnie zgrywa się z lenistwem. Paradoksalnie mój perfekcjonizm jest dość złudny, bowiem właśnie on nie pozwala mi ruszyć, wychodzę z założenia, że jeśli coś robić to najlepiej, albo robię coś na 100%, albo w ogóle. I tu z odsieczą przychodzi mój brak wiary w siebie, ciągłe poczucie braku kompetencji...przy dodaniu do tego lenistwa wychodzi to, że ogólnie mało rzeczy w życiu robię. Czuję, że stoję w miejscu. Negatywny perfekcjonizm (tak go sobie nazwę na potrzebę chwili) przekłada się na różne dziedziny życia, także na odbiór sztuki. Znaczy to tyle, że nie zachwyca mnie nic co jest przeciętne, raczkujące, nie takie jakie być powinno (w moim rozumowaniu), więc jeśli mam się zachwycić zespołem to nie wystarczy, że chłopaki mają chęci i zapał do gry, ale jeśli nie grają technicznie dobrze, nie mają iskry Bożej mnie nie zachwycą. I tak jest z wieloma rzeczami. Albo sprzątam idealnie, albo w ogóle itd, itp. Albo powiem zdanie po angielsku poprawnie, albo w ogóle, a że poprawnie nie umiem, nie próbuje nawet. To bardzo zabiera siłę i odbiera szansę na rozwój. Sama sobie podstawiam nogę. Do tego jestem bardzo krytyczna wobec siebie. Wiem, że stawianie sobie wysokiej poprzeczki, nie do przeskoczenia jest jakby to powiedzieć mechanizmem ochronnym przed ewentualną porażką. Tak, tak rozpykałam siebie świetnie.
O niemożności pisania recenzji książkowych...
5) Nadmierny perfekcjonizm blokuje mnie także tu na blogu. Myślę sobie, że nie umiem pisać o książkach i co? i faktycznie o nich nie piszę, choć bardzo bym chciała. Zwłaszcza jak mnie coś zachwyci nie potrafię. Mam kilka rozgrzebanych "recenzji". Mam nawet notatki, poważnie do książki "Dom Augusty", która to książka mnie rozłożyła na części pierwsze! Nie wierzycie? proszę bardzo:
Czytając robiłam notatki z powiązań rodzinnych, następujących po sobie faktów. Kleiło mi się to z oj kleiło. Tak miałam wielkie plany!:))
O permanentnej niechęci do wszelakiej maści urzędów ze szczególnym uwzględnieniem Poczty Polskiej...
6) Nie cierpię urzędów i załatwiania spraw urzędowych. A poczty to już organicznie nie znoszę. Jestem chora jak mam coś wysłać (jedna z blogerek coś o tym wie hihi). Dobrze, że już można słać maile. Swego czasu potrafiłam list do babci nosić w plecaku, tak długo aż się zdezaktualizował i trzeba było pisać na nowo (brrr) nie znosiłam tej czynności!
O pamiętnikach prowadzonych przez X lat i o pewnym szyfrze...
7) Przez wiele lat, dokładnie od 93 roku (VII klasa) pisałam pamiętniki. Mam tych zeszytów (takich zwykłych) kilkanaście. W nowe stulecie weszłam z kalendarzem, który pełnił częściowo funkcję szuflady na myśli. Od dłuższego czasu piszę coraz mniej (tylko co, gdzie i kiedy), odkąd założyłam bloga nie piszę w kalendarzu praktycznie w ogóle. Te pamiętniki pisałam szyfrem, tak żeby nikt ich nie przeczytał:))
Napiszę do Was coś szyfrem:
Eypag pspbp czrtgjgcg td supwg aygtluljd!
Napisałam "Droga osobo (nie ma ę,ą,ś,ć itd) czytajaca te slowa gratuluje" Ciężko się piszę na kompie. Pisałam tym językiem tak sprawnie jakbym pisała po polsku (czasem zdarzało mi się odruchowo mylić literki). Ten język to system. Można go rozpykać. Przydaję się taka umiejętność w okresie dorastania fachowo zwanym okresem adolescencji (hihi), nikt nie przeczyta zapisków:)
O wieku durnym i chmurnym, czyli o nastoletnim buncie słów kilka...
8) Idąc tym tropem w okresie dorastania i buntu (szybko się rozkręciłam), bo 7 klasie byłam dość niegrzeczną dziewczynką (choć teraz sobie myślę, że oj nie było aż tak źle). Pierwszy raz się upiłam w 7 klasie, pierwszego papierosa też zapaliłam w 13 roku życia (popularnego, na 13 urodziny, we własnym domu-ot inteligencja). Pewnie dlatego nie urosłam zbytnio hihi. Pyskowałam, byłam nieposłuszna. Ale trudno nie być nieposłusznym kiedy się ma czas do... uwaga...do 20.15 (do dziś nie wiem dlaczego akurat do tej godziny). Nie przeszkadzało mi to jednakże do tej pory się upić i wytrzeźwieć. Nie wiem jak to się wtedy robiło, że na drugi dzień szłam do szkoły! no jak? na kacu? Teraz po wypiciu dwóch drinków choruje przez tydzień:). Miało się kiedyś kondychę hihi. No, nie byłam grzecznym, spokojnym, uładzonym dziewczęciem. Sprawiałam trochę kłopotów, choć patrząc na towarzystwo, w jakim się obracałam i tak byłam bardzo grzeczna i jednak rozsądna...chociaż kto wie, co by było gdyby mnie puszczono do Jarocina na przykład? Plusem tego, że tak szybko przyszedł czas mojego buntu, jest to,że w wieku 17 lat już mi przeszło i stałam się grzeczna:) A bunt jest potrzebny, to zdrowo się zbuntować:) Na pierwsze samodzielne wakacje pojechałam mając już 18 lat (i bardzo dobrze!)
O punk rocku, pasiakach i o pokoleniowym porozumieniu w tej materii...
9) Idąc dalej tym tropem. W 7 klasie, po krótkiej acz burzliwej przygodzie z New Kids On The Block i Roxette odkryłam muzykę punk-rockową, zaczęłam biegać w pasiakach i trampkach, a na szyi nosiłam kłódeczkę, piłam i rzecz jasna tanie wina-FUJ! (ehh czasy!). Miałam to szczęście, że mój tato także zasmakował w tej muzyce ( nie w tanich winach hihi), więc nie toczyliśmy odwiecznego boju o różnicę pokoleniową w kwestii muzyki. Wręcz przeciwnie. Inspirowaliśmy się wzajemnie:) On mi Pink Floyd, ja mu Dezertera, on mi w późniejszym czasie Led Zeppelin, ja mu jakieś moje odkrycie:) Nie powiem, to fajne jest!!
O pewnych 16 urodzinach i jednej ucieczce...niedaleko...
10) Raz na 16 urodziny uciekłam z domu na jedną noc. Bo kto to widział mieć w dniu urodzin czas do godziny 21?! Poskutkowało. Potem mogłam wracać coraz później, ale bez szału. Rok później czas miałam do północy. Wróciłam o czasie, trzeźwa jak niemowlę:)) Aaaa te 16 urodziny obywały się w schronie przeciwlotniczym, niemalże w centrum miasta. Nigdy wcześniej i nigdy potem nie gościłam na własnym święcie tylu obcych ludzi:)) O północy przyjechała policją i nas spisała. Większych konsekwencji nie było. Więcej już nie sprawiałam takich kłopotów:)
O ignorancji interpunkcyjnej i o pamięci ręki słów kilka...
11) Wracamy do tu i teraz. Nie sympatyzuje z przecinkami. Ni cholery nie wiem kiedy się je stawia! Wiem tylko, że przed że i który. Tego jestem pewna:) Reszta prób jest improwizacją:) acha miewam problemy z "nie" przed...często się muszę zastanowić: razem czy osobno? Najwięcej kuch zdarza się kiedy piszę na klawiaturze. Oj na kompie zdarza mi się walnąć niemożliwego kleksa, który nie zdarzyłby się gdybym pisała ręcznie. Pamieć ręki jest długa jak pamięć słonia:)
O fobii słów kilka...
12) Boję się owadów (etnomofobia), szczególnie pszczół i os (szerszeni się bać jasna sprawa). Lęk przed pszczołami zwie się apiofobia. Lęk mój jest tak rozwinięty, że potrafię siedzieć wiele godzin z zamkniętymi oknami z lęku przed tym, że coś wleci. Próbowałam nawet przespać ten lęk zostawiając na noc otwarte okno, ale nad ranem zawsze się budziłam i biegłam zamknąć. Tego lata w końcu mam siatki w oknach i czuje się wolna!:))
O przechodzeniu w popłochu na drugą stronę ulicy, czyli o lękach słów kilka...
13) W ogóle jestem osobą tchórzliwą i lękową. Pracuję mi wyobraźnia i w różnych niegroźnych sytuacjach upatruje zagrożenia np: idziemy ulicą, w oddali widzę grupę ludzi, w mojej głowie uruchamia się film, że na pewno są niebezpieczni. Ciągnę męża, czy osobę, z którą idę na drugą stronę. Mój lęk rzadko kiedy jest zasadny. Boję się także o moich bliskich. Mąż zawsze musi się meldować jak jedzie gdzieś dalej. Kiedy na ulicy słyszę, bądź widzę karetkę automatycznie robię przegląd gdzie są moi bliscy. To jest myśl ulotna, trwa krótko, szybko ją weryfikuje i uspokajam. Ale jednak jest:( Według psychologów często tak jest, że osoby lękowe kumulują lęk w jednej rzeczy, żeby ów lęk dookreślić. W moim wypadku są to pszczoły i osy. Mi się ta teoria zgadza.
O gadaniu do siebie i ciągłym "siedzeniu w głowie"...
14) Często gadam sama ze sobą (to zdrowe), także wszystko sama ze sobą przegaduje. Intelektualizuje, werbalizuje każdą myśl, każde uczucie muszę ubrać w słowa. To się nazywa siedzenie w głowie. Terapeuta powiedział by, że werbalizacja chroni mnie przed czuciem. Jak coś nie ma swojego wytłumaczenia (i nie chodzi o to, że musi to być coś realnego, coś co można udowodnić), czegoś nie mogę nazwać, w głowie przetrawić to to nie istnieje. Czasem bywa dość męczące, zamyka na czyste przeżywanie:)
ONE LOVELY BLOG AWARD:)
15) Tak naprawdę zawsze chciałam robić w kulturze:) Skończyć filmoznawstwo i być taką Grażyną Torbicką, albo Justyną Sobolewską i czytać książki w ramach pracy. Póki co przez moment bawiłam się w filmoterapię:)
16) Bywam zazdrosna o to co mają inni. Ale nie jest to zawistne, że nie chcę żeby ta osoba miała, ale ja też bym chciała. Zazdroszczę różnych rzeczy. W zależności akurat na czym mi zależy, albo czego mi najbardziej brakuję. W tej chwili zazdroszczę ludziom, którzy mają stabilną sytuację finansową i zawodową. AA i podróży! Bardzo chciałabym podróżować:)
17) Czasem włącza mi się na imprezach ordynus. Wtedy zamawiam wściekłego psa i wypijam przy barze. Uwielbiam wścieklaki i wchodzą mi jak woda. Rozbawia mnie zazwyczaj zaskoczona mina barmana:) Nie wyglądam pewnie, na taką co to wścieklaka wrzuca w gardło bez mrugnięcia powieką hihi. Zdarza mi się to bardzo rzadko, ale jest kilka takich miejsc w moim mieście i osób, które ten mechanizm uruchamiają:)
18) Lubię jeździć na rowerze, pływać i łazić po lesie, najlepiej boso:)
19) Jestem babeczką model kieszonkowy. Zawsze byłam najmniejsza i najchudsza w klasie (w dodatku w okularach). Nie jem w stresie. Najmniejsza waga jaka mi się przytrafiła, to o zgrozo 41 kg (brr), bardzo był to dla mnie stresujący czas. Teraz od kilku dobrych lat dobrze mi jest w życiu i ważę 52 kg. Trzymam się tej wagi kurczowo:)
20) Wbrew pozorom jem nieprawdopodobne ilości jedzenia! :)))
21) Papryczką jestem od II klasy szkoły podstawowej. W niektórych kręgach nadal tak do mnie mówią. Bardzo to lubię. Słabo identyfikuje się ze swoim imieniem, choć ostatnio coraz bardziej. Siłą rzeczy coraz więcej ludzi zwraca się do mnie po imieniu. Dobrze jest na nie jednak reagować hihi
22) Jestem "debilem matematycznym" w VII klasie bodajże do obiegu weszły oceny mierne. Zgadnijcie jaką miałam ocenę na świadectwie? ocena ta idealnie odzwierciedlała moje matematyczne umiejętności. Do dziś mam problemy z liczeniem:) Acha jestem także "debilem językowym" uczę się już tyle lat angielskiego i niewiele z tego wynika... wierzcie mi niewiele... wstyd!
Z punktów 18 i 20 jestem bardzo dumna. Są cudownie krótkie i zwięzłe. Bardzo się starałam hihi.
BONUS:
23) Mam kilka dziwactw: po pierwsze nazywam różne przedmioty, ubrania itp. Teraz już mi troszkę przeszło (nazwę ma tylko telefon, laptop i samochód i rower a i klucze!), ale kiedyś nazywałam praktycznie wszystko. Tak więc miałam sweter Idiotę, spodnie Humpert, Humbert, torbę Maszeńkę i tak dalej, tak dalej:) Nasza samochodzica, Fordzica zwie się Cherry Babyboom (cherry bo wiśniowa, a babyboom, bo poprzedni właściciele wyprodukowali w nim kiedyś dziecię), a i rowerzyca zwie się Pinky (zdjęcie rowerzycy w poście kwietniowym:) A klucze przypięte do miśka nazywają się Waldemar. W moim domu inaczej się ich nie nazywa:) No czy ja jestem normalna?
24) A propo samochodów mam taką jazdę, że widzę w maskach samochodów (tylnych i przednich) twarze. Dla mnie auta mają wyrazy maski. Niektóre są smutne, inne sympatyczne, a jeszcze inne wkurzone i złośliwe (te japońskie). Potrafię się przy takim autku zatrzymać i mówić do niego, żeby się już tak nie złościł. A i gadam do czajnika jak piszczy, że ojoj jak piszczy, no już, już (a dźwięk gwizdka jest naprawdę rozdzierająco-żałosny:) No, czy ja jestem normalna?
25) W późnym dzieciństwie zaczytywałam się w horrorach Masterton, Smith (później King), nic mnie nie było w stanie przestraszyć. Pisałam też opowiadania- horrory. Jedno pamiętam: facet znalazł odcięte palce w wannie! No ja się pytam normalna jestem? Nie:) Potem obejrzałam film Bergmana "Twarzą w twarz" gdzie pojawia się co jakiś czas starsza pani ze szklanym okiem brr. Od tego momentu boję się wszystkiego:) No, czy ja jestem normalna?
26) acha posiadam umiejętność czytania w chodzie. Normalnie sobie idę i czytam:) Potrafię w ten sposób z dużą szybkością się przemieszczać:) Nie potknęłam się ani razu (w innych momentach i owszem z dużą częstotliwością, to czynie) No, czy ja jestem normalna?
uf JUŻ!:)
:)))) Czytałam Twego posta w pracy i ze 20 min. upłynęło mi w miłym Twym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za nominację, ale nie podejmę się wyzwania- Ty masz problem z syntezą, a ja z wyborami i podejmowaniem decyzji (patrz-post dotyczący przyszłości Czesia :), więc wybór 16 blogów byłby dla mnie męką.
A tak na marginesie: ja też uwielbiam lumpy- dzień bez lumpa dniem straconym! Mamy takie same objawy :) A kiedyś udało mi się kupić torebkę Marconiego za 5 zł! :) Uwielbiam lumpy!
Ty przeżyłaś punkową młodość, a ja hipisowską, choć muzycznie mamy podobne fascynacje. Mój tato też mnie muzycznie wychowywał :)
Pamiętnik też prowadziłam od podstawówki, ale na kodowanie nie wpadłam-skrywałam go przed światem w łóżku :))))
Aż się boję, co będzie, jak uda nam się spotkać na koncercie happysad-może ja se tygodniowy urlop wezmę, żebyśmy się mogły nagadać ? ;)
Przed przeznaczeniem nie uciekniesz! Mamy cię!
OdpowiedzUsuńPorządny traktat ci wyszedł. Zaczytałam się. Kto by pomyślał, że niewinna "papryczka" ukrywa takie oblicze? I chociażby z tego powodu warto było się bawić. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia i gratulacje!:)))
Pozostaje mi napisać, że fajna z Ciebie dziewczyna ;) I bardzo fajnie się Ciebie czyta, masz lekkie pióro, a to dar ;) Życzę Ci spełnienia marzenia o kluboksięgarnii, brakuje takich miejsc. Sama też bym mogła nawet taką prowadzić, też mnie bardzo ciągnie w stronę kultury.
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam lumpy!! Zdobyć jakieś cudo za grosze - bezcennne!! I również chciałabym być filmoznawcą, ale lenistwo (kolejna nasza wspólna cecha) prawdopodobnie nigdy mi na to nie pozwoli ;) To tyle, pozdrawiam Cię serdecznie ;)
Nie mogę uwierzyć ile mamy wspólnego. Punkt 1 to tak jakbym napisała o sobie. Punkt 2 w sumie też (chociaż w moim przypadku byłby to antykwariat), jednak moje plany są tylko w głowie bo nie jestem na tyle odważna żeby pisać o dotacje unijne. Nawet nie wiedziałabym od czego zacząć :) Punkt 3 jest ze mną zgodne tak w 50%. SH odwiedzam regularnie ale głównie ze względu na dzieci. Powiem w tajemnicy, że moje "dzidziusie" ubierają się głównie w second - handzie :) Punkt 6 i 14 to o mnie :) Moja młodość nie była aż tak ciekawa jak twoja. W liceum słuchałam rocka, miałam włosy do pasa i nosiłam glany. Ale takich przygód nie miałam może dlatego, że nie miałam do tego odpowiedniego towarzystwa :) Moim marzeniem do dzisiaj jest zaliczenie chociaż jednego Przystanku Woodstock. Mój małżonek (który był tam nie raz) obiecał, że mnie tam kiedy weźmie i sobie jak na seniorów po 30 przystało, zaszalejemy :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńFajny elaborat. Pewnie tez mamy ze sobą co nieco wspólnego, choćby negatywny perfekcjonizm:).
OdpowiedzUsuńa co do planów otworzenia wlasnego szmateksu- moze internetowy, gdzie sprzedawałabyć te swoje zdobycze z wielokrotnym przebiciem:)?
I ciekawe, że wymieniłaś właśnie panie JS i GT jako te dwie robiące w kulturze- żadna z nich niestety nie startowała w zawodzie przychodząc "z ulicy".
bardzo miło mi się to czytało. Widzę, że jesteś taka sama 'gaduła' (powinnam raczej powiedzieć 'pisuła') jak ja. Uważam to akurat za dobrą cechę, zbyt zwięzłe wypowiedzi zawsze budzą u mnie takie wrażenie, że osoba ukrywa fakt, że tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia. U Ciebie widzę wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńTeż chciałam mieć księgarnię w tym stylu, ale szybko zorientowałam się, że marne szanse. Z second handem to inna sprawa
Dzięki za nominację. Wybacz jednak, że nie podtrzymam nowej świeckiej tradycji :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Papryczko za nominację, podziękuję jeszcze u siebie, ale podziękowań nigdy za wiele. Przymierzam się właśnie do własnych zwierzeń i zastanawiam się, czy się za bardzo nie rozgadam/nie rozpiszę, ale Ciebie jak widzę nie przebiję :) Trudno by było w tak obszernym wywodzie nie odnaleźć z Tobą czegoś wspólnego i ja oczywiście też odnalazłam - między innymi ten negatywny perfekcjonizm, który jest i moją zmorą i czuję, że wiele rzeczy przez niego w życiu tracę, namiętnie pisanie pamiętnika (co mi do dziś zostało), wielki apetyt i równocześnie chudnięcie w stresie - tyle, że u mnie to nawet nie kwestia nie-jedzenia, kiedy się denerwuję, tylko jakiegoś szaleńczego spalania wszystkiego co w siebie wepchnę. Ale i różnice są, na przykład byłam zdecydowanie bardziej pokornym dzieciaczkiem (alkohol dopiero po osiemnastce, a papierosa jak do tej pory ani jednego w życiu nie wypaliłam) i nie podzielam Twojej owadofobii - niektóre owady wręcz lubię, uwielbiam różnego rodzaju chrząszcze i ćmy, przyglądać im się z bliska, brać na ręce, mówić do nich... to chyba wręcz przesada w drugą stronę :) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńJa też jestem na takim etapie, że nie wiem co ze sobą zrobić niestety. Myślałam o trzecim kierunku studiów, ale doszłam do wniosku, że skoro mam dwa zrobione i pracy nie mam to trzeci mi nie pomoże.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne marzenie z tą kluboksięgarnią i wiem, że wcale nie łatwo uzyskać środki unijne (skończyłam kierunek integracja europejska, gdzie uczyłam się wypełniać te tony papierów na dotacje:))
Też ważyłam jakieś 43 kg, ale to jak studiowałam, stres egzaminacyjny i w ogóle. A teraz staram się tyć:)
Pozdrawiam
Hej! Dlaczego nie miałam Cię do tej pory na liście blogów? Już dodaję! Klucze Waldemar, samochodzica... - świetna jesteś. Ja czasami nazywam rośliny doniczkowe, miałam paprotkę Kunegundę, a teraz fiołka Józefinę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O kurcze! A moje autko to Zuza! Mój dwuletni synek mówi tak: "Tata jeździ autem a mama Zuzą!" Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIM DZIĘKUJE ZA WIZYTĘ, ZA KOMENTARZE i chyba już przestane mieć do siebie żal za ten brak syntezy. Bo jeśli są ludzie, którzy to czytają, to to ma sens! :))
OdpowiedzUsuńMag- a bierz nawet 3 tygodnie urlopu:)) Cieszę się, że tak miło upłynął Ci dzień w pracy. Przynajmniej te 20 minut:))
Ksiazkowiec- tak przed przeznaczeniem nie ucieknę i cieszę się, że się w końcu ogarnęłam, przestałam myśleć, że to bez sensu, bo napiszę tak dużo, że nikt tego do końca nie przeczyta. Taka miła niespodziewajka! Warto było. Dziękuje ponownie za nominację, tfu za dwie "nominację"
Malwina- dziękuje za ciepłe słowa:) Marzenie o kluboksięgarni pozostanie raczej w sferze marzeń, to raczej zbyt ryzykowne przedsięwzięcie. A to byłoby takie dobre miejsce!
A co do zostania filmoznawcą to niestety są tylko dziennie studia, a na takie to ja już się raczej nie wybiorę.
Sardegna- to jest bardzo budująca myśl, że są gdzieś nieopodal ludzie tak podobni do nas:) A co do Przystanku Woodstock to tak jak kiedyś (oj kiedyś) potrafiłam tam siedzieć 3 dni przed i jeszcze 3 dni po koncertach, to teraz jeśli już się wybiorę ( a muszę mieć mocny argument) to na kilka godzin. Nie jestem w stanie tam już dłużej wytrzymać. Tolerancja na uchlaną młodzież mi zmalała niemal do zera. Mam nerwa jak widzę te tłumy "zombiesów". Od dłuższego czasu bliżej mi raczej do festiwali typu Opener czy Orange Warsaw Festival:) Ale warto tam pojechać zwłaszcza jeśli można zobaczyć jakiś ulubiony band:)
Iza- dziękuje za wizytację i cieszę się, że dobrze Ci się mnie czytało:) Czasem jak zachodzę do internetowych second to się zadziwiam dlaczego kobiety kupują te ubrania w takiej cenie! Takich rzeczy, a często dużo lepszych jest dużo w stacjonarnych second za "normalne" (w mojej nomenklaturze) pieniądze:) A co do G.T i J.S to właśnie dlatego je wymieniłam, że są właśnie oprócz tego, że zdolne to jeszcze wykształcone w tym kierunku. Ja już się nie wykształcę raczej dlatego sobie fantazjuje:)
kasia. eire- czytając komentarze chyba w końcu zacznę się cieszyć z tego, że taka ze mnie "pisuła" zamiast mieć do siebie o to wiecznie pretensję:))Myślisz, że własny second ma sens? Że mogłabym nawet trochę pieniędzy przynosić do domku? Myślę nad tym coraz mocniej. Póki co czytam fora.
Naia- faktycznie jeśli chodzi o długość posta, to trudno mnie pobić:)) mogłabym wziąć udział w konkursie na najdłuższe posty w ogóle i najdłuższe komentarze świata:)) Ja to w stresie po prostu nie jem, mam jadłowstręt, każdy posiłek jest męczarnią. Już dawno mi się już nie zdarzyło takie extrim, ale jeszcze mi się zdarza, że jak mi smutno i źle tracę apetyt ( a zaraz potem uzbierane z trudem kg).
Co do papierosów, to swoje wypaliłam będąc nastolatką i rzuciłam na pierwszym roku studiów (w czasie sesji) i nie palę już...13 lat w grudniu minie. Ani jednego macha nawet:)) A owadom mówię kategorycznie NIE!!!
M-dzięki, że wpadłaś:) Ludzi, którzy marzą o KLuboksięgarni, antykwariacie itp jest bardzo dużo i myślę, że jakby zrobić zlot blogowiczów, którym się takie marzenie po zwojach mózgowych plącze, to zebrałaby się niezła grupa:)Podobnie jak tych, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem. Niestety.
Agnesto- Witaj!! Ja nie nazywam kwiatków, bo je wszystkie z uporem maniaka ususzam. Włącznie z kaktusami. No nie mam ręki. Ale pewnie gdybym je miała, to każda roślinka miałaby imię. Na 100%. Jak mi się zdarzy gdzieś komuś kwiatki podlewać nie szczędzę im słów:)
Maleństwo- także dziękuje za odwiedziny. Twój nick budzi we mnie tylko ciepłe uczucia:) A dlaczego Zuza? To my się z mężem porozumiewamy w takim razie jak dwulatki:) sweet!
nawet jesli nie idzie ci z pisaniem recenzji to masz swietne "gawedziarskie" zapedy i takiz talent ... fajnie i hmm powiało swiezoscia :>
OdpowiedzUsuńAnn bardzo dziękuje za odwiedziny, a raczej za rewizytę:) I dziękuję za dobre słowo:))
OdpowiedzUsuń